Rozdział 22
Rozdział zawiera sceny o zabarwieniu erotycznym.
Harry siedział w loży podczas kiedy ja poszłam do baru by zamówić dla siebie kolejnego drinka. Nie było między nami niezręczności, jednak z całych sił starałam się zachować odpowiedni dystans.
Harry zobowiązał się do końca pozostać trzeźwym ze względu na to, że od kiedy Aron nas wystawił nie mieliśmy kierowcy. A właściwie nie tyle co wystawił, a ukartował nasz wieczór. Wieczór, który jak się okazało należy tylko do mnie i Harrego.
- Może mógłbym postawić drinka tak pięknej kobiecie? - Zapytał ktoś obok mnie. Odwróciłam twarz w tamtą stronę i aż się wzdrygnęłam. Stał przy mnie bardzo pijany mężczyzna. Nie wyglądał na zadbanego. Jego wzrok błądził w okolicy mojego dekoldu i co jakiś czas obżydliwie oblizywał usta.
- Nie, dziękuję. - Powiedziałam i robiąc krok do tyłu wyczekiwałam zamówionego napoju. - Proszę odejść. - Uniosłam głos, kiedy mężczyzna zbliżył się do mnie.
- Bardzo lubię, kiedy kobieta się opiera. - Wyszeptał, a jego alkoholowy oddech uderzył w moją twarz.
- Proszę mnie zostawić. - Zaczęłam się szamotać, kiedy złapał mnie za łokieć.
- Nie złyszałeś co powiedziała, dupku? - Mężczyzna zatrzymał się kiedy zimny głos Harrego rozebrzmiał w powietrzu. - Puść ją natychmiast.
- Możemy się podzielić, gościu. - Odpowiedział niby pokojowo, zaciśniając uścisk. W moich oczach pojawiły się łzy.
- Odpieprz się od niej. Czego kurwa nie rozumiesz? - Złapał go za koszulę i odepchnął ode mnie. - Wynoś się. - Warknął, a męzczyzna odwracając się zdąrzył do mnie mrugnąć. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach.
- Ja.. Um.. Dziękuję. - Jąkałam się wciąż zaskoczona.
- Co jest z tobą nie tak? - Umieścił dłoń na moim krzyżu i zaczął wyprowadzać z klubu. - Wychodzimy. - Powiedział stalowym głosem.
- Co się stało? - Zapytałam cicho.
- Nie rozumiesz? - Spojrzał na mnie. - Przez cały cholerny czas pakujesz się w kłopoty. Wisi nad tobą jakieś fatum czy coś? - Oparł mnie o zimną ścianę, kiedy tylko wyszliśmy z klubu. - Doprowadzasz mnie do szaleństa. - Praktycznie krzyknął.
- Co? - Szepnęłam, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
- Nie mogę przestać o tobie myśleć! Gdzie nie spojrzę widzę twoje oczy, twoje usta! Mam narzeczoną do cholery, a nie mogę zapomnieć o uczuciu całowania ciebie! Rozpaczliwie noszę cie w myślach i to, ty, doprowadzasz mnie kurwa do szaleństwa! - Krzyczał.
- Ja.. - Zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć. Pchnął mnie na ścianę, a nasze wargi zderzyły się w brutalnym, nadgorliwym pocałunku. Gryzł moje wargi, a ja odwdzięczałam się tym samym. Nasze zęby zderzały się co jakiś czas, a języki zawzięcie pracowały. Oderwał się ode mnie i opierając czoło o moje dyszał ciężko w moje usta.
- Nie mam cholernego pojęcia co się ze mną dzieje, Francesco. Robiłem co mogłem, żeby się powstrzymać, ale nie mam już więcej pieprzonej silnej woli. Muszę cie mieć, rozumiesz? - Wydyszał. Nachylił się by znów mnie pocałować, ale zatrzymałam go.
- Nie. Stop. To się nie może zdarzyć. Nie jestem taka, ty też nie. Masz Evelnyn, musisz o tym pamiętać. - Słowa, które wypowiadałam niemal mnie raniły. Pożądanie paliło każdą komórkę mojego ciała. Nigdy wcześniej nie czułam tak namacalnej żądzy. Byłam o krok od błagania by mnie posiadł.
- Zapomnij o niej, tak jak ja to robię. Powiedz, że mnie nie chcesz, że nie czujesz tego samego co ja. - Naparł na mnie biodrami, a ja westchnęłąm czując napór twardej erekcji na podbrzusze. Tylko słowo, a obiecuje, że odpuszczę. - Ugryzł mnie w szyję. - Powiedz, że mnie chcesz albo wynoś się na zawsze. - Warknął, a ja byłam stracona. Świadomość, że odwzajemnia moją fascynację była jak iskara. Wystarczyło tylko to by na nowo wzniecić w moim ciele pożar.
- Nigdy nie chciałam nikogo innego. - Wydyszałam, a Harry naparł na mnie wargami. Ten pocałunek był inny. Wciąż mokry, namiętny, ale już nie tak niecierpliwy. Był bardziej uważny. Badał wnętrze moich ust rozkoszując się każdą chwilą.
- Twoje mieszkanie czy moje? - Zapytał.
- Twoje. - Wiedziałam, że nie będę w stanie grzeszyć pośród ścian, w których będę przebywała po wszystkim, gdzie wszystko będzie mi o nim przypominało. - Chodź. - Wyszeptał.
Pociągnął mnie w stronę samochodu i tam jeszcze raz przyciskając do jego boku spróbował moich ust. Jego ciekawskie ręce badały linie i łuki mojego ciała odzianego w ubranie. Czułam jakby samym dotykiem mógł zmienić je w popiół.
- Jedźmy już. - Błagałam. Otworzył mi drzwi i sam niemal obiegł samochód. Cieszyło mnie to, że nie tylko ja byłam tak zdesperowana by go poczuć. Na sobie, w sobie.
Przez całą drogę nasze ręce były niecierpliwe. Dotykały kolan, ud i wyżej docierając do tych słodkich miejsc niosących rozkosz. Rozpalał mnie, czułam się wyłuzdana i niegrzeczna. Zbudził kobietę, która drzemała pod moją skórą przez tak długi czas. Rozbudził ją i teraz będzie musiał zasycić.
Niemal wybiegliśmy z samochodu trzymając się za ręce. Szbykim ruchem otworzył drzwi i zanim zdąrzyłam się zorientować przyciskał mnie do ich zimnej powierzchni.
Ssał, lizał i całował moją skórę.
Czułam się jak bogini.
Największą rozkoszą nie jest sam seks, ale pasja, która mu towarzyszy. Wtedy seks uzupełnia tylko taniec miłości, lecz nigdy nie jest istotą sprawy.
***
jeśli są błędy to przepraszam. osiem godzin na nogach, biegam jak samochodzik wyścigowy. kuchnia-sala-kuchnia. Co myślcie o rozdziale? Zaskoczeni?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro