Rozdział 2
Następny dzień zaczął się z goła tak samo jak wszystkie inne. Zrobiłam to samo co zawsze, ubrałam się w tym samym stylu. Rutyna pochłonęła moje życie do głębi. Co dzień stawiałam te same kroki na tym samym chodniku by wejść do tego samego biura, usiąść przed tym samym biurkiem i robić te same rzeczy. To wszystko mnie dobijało, ale nie widziałam wyjścia z tej sytuacji. Wybrałam dla siebie właśnie takie życie.
Cały czas powtarzałam w myślach harmonogram dzisiejszych spotkań. Miałam wrażenie, że nie wszystko szło po mojej myśli. Nie ma wielu rzeczy, których nie cierpię, ale jedną z nich jest poczucie tracenia kontroli. Może dlatego odpuściłam sobie życie uczuciowe.
Wybrałam numer do kwiaciarni chcąc jak najszybciej załatwić sprawy do najbliższego ślubu. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, inaczej wciąż będę wariować. Kiedy omawiałam najważniejsze szczegóły do mojego biura wszedł Aron - mój przyjaciel.
Podniosłam rękę w górę w geście pokazującym mu aby pozostał cicho przez kilka sekund i skinieniem głowy nakazałam aby zajął miejsce przy moim biurku. Kiedy wygodnie się rozsiadł przewróciłam oczami. Lubiłam tego chłopaka, był taki spontaniczny i co najważniejsze był sobą w każdej sytuacji. Od chwili spotkania przypadliśmy sobie do gustu i pozostawaliśmy w nienagannych stosunkach po dziś dzień.
- Wszystko w porządku? - Zapytał, kiedy wypuściłam głośne powietrze po odłożeniu słuchawki.
- Tak, wszystko okej. - Odpowiedziałam biorąc łyk wody.
- Wyglądasz na przemęczoną. Myślę, że powinnaś wziąć sobie trochę wolnego.
- Dobrze wiesz, że nie mogę. - Wywróciłam oczami. - Wszystko jest na moich barkach. Jeśli nie zajmę się czymś sama to będę wariować przez cały czas.
- Dobrze wiesz, że dopilnowałbym wszystkiego. - Uwielbiałam go, za to że mogę liczyć na niego w każdej sytuacji.
- Wiem, Aron. - Westchnęłam. - Dziękuję Ci za to. - Kiwnął głową.
- Naprawdę uważam, że należy Ci się chwila odetchnięcia. Może wtedy mogłabyś zając się na chwilę sobą.
- Co masz ma myśli? - Parłam się łokciami o biurko, schylając się bliżej niego, zaciekawiona.
- No wiesz.. - Powiedział sugestywnie. Oh, nie. Proszę, nie zaczynaj tego tematu. - Powinnaś sobie kogoś znaleźć.
- Nie mów jak mój ojciec. - Kręcę głową. - To wszytko nie jest takie proste jak Ci się wydaje.
- Owszem, jest. Po prostu komplikujesz to za bardzo, Fran. Oczekujesz czegoś, co nigdy się nie zdarzy. Nie czekaj na grom z nieba, ponieważ kiedyś możesz obudzić się w pustym łóżku, będąc przeraźliwie samotną, przez to że ten grom nigdy nie nadszedł.
- Po to przyszedłeś? Dawać mi umoralniające gadki? Daruj sobie. - Opieram się o krzesło, wycieńczona. Wysłuchuję czegoś takiego przynajmniej raz w tygodniu. Na tym to polega? Wszyscy na siłę chcą wciągnąć mnie w znajomości na które nie mam ochoty?
- Chciałbym po prostu wejść kiedyś do tego gabinetu i zobaczyć jak promieniejesz. Chcę, aby te zmęczenie z Twojej twarzy zniknęło. I aby ta kawa. - Wskazuje na kubek stojący na biurku. - Nie była Ci już potrzebna.
- Wiem Aron, przepraszam. Po prostu mam już dość słuchania o tym samym. Kiedyś wezmę sprawy w swoje ręce, obiecuje. - Uśmiecham się leciutko, kiedy wstaje i podchodząc do mnie składa pocałunek na moim czole jak starszy brat.
- Trzymam Cię za słowo, maleńka. Widzimy się później. Zdobądź nam klienta. - Wskazuje na żółtą samoprzylepną karteczkę przyczepioną do monitora mojego komputera z wytycznymi odnośnie kolejnego spotkania.
- Masz to jak w banku. - Śmieje się delikatnie, machając mu na pożegnanie. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez niego.
Jestem trochę zawiedziona tym, że kobieta spóźnia się na spotkanie. Nie lubię pracować z niepoważnymi osobami. Jeśli ktoś zamierza wziąć ślub to oczekuje, że będzie już dojrzały emocjonalnie. A może to ze mną jest coś nie tak? Może za bardzo oczekuje perfekcjonizmu? Wzdycham, zamawiając wolę z cytryną. Dzisiejszy upał zwala z nóg. Poprawiam spódnicę, widząc nadchodzącą kobietę.
Wstaje z krzesła, kiedy ta wyciąga do mnie rękę.
- Dzień dobry Pani Sage. Nazywam się Evelyn.
- Miło poznać, proszę mówić mi Francesca. - Odpowiadam uprzejmie. Tak będzie zdecydowanie łatwiej.
- Oczywiście. - Uśmiecha się. - Chciałabym, żeby Pani.. żebyś to Ty zorganizowała nasz ślub. - Mówi.
- Gdzie Twój narzeczony?
- Dziś nie mógł dotrzeć, ale na pewno pojawi się na następnym spotkaniu. - Kiwam głową, splatając ręce przed sobą.
- Więc, jakie są szczegóły? - Opieram się o krzesło, słuchając.
Miłość to najdziwniejsza, najbardziej nie logiczna rzecz na świecie.
***
Jak Wam minął tydzień? Rozdziały na razie będą tylko w weeknd bo mam obecnie kosmos na zajęciach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro