Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Rozdział kończy się notką, jeśli jej nie widzisz to znaczy, że rozdział trwa.


Kiedy tylko dochodzę do budynku, w którym mieści się moje mieszkanie zauważam Arona obładowanego torbami z zakupami. Chodzi w tę i z powrotem po chodniku i co chwilę rozgląda się gorączkowo. Noc jest zimna, a on czeka aż otworzę drzwi klatki.

- Cześć. - Szepczę, a z moich ust wydobywa się kłąb pary.

- Ta, cześć. - Mówi i szczęka zębami. - Jest cholernie zimno, a Ty się raczej nie spieszyłaś. Mogłaś mnie ostrzec, że to trochę potrwa. - Wyrzuca.

- Wybacz. - Wbiegam po stopniach i wkładam klucz w zamek. - Musiałam przemyśleć parę rzeczy.

- Przed nami poważna rozmowa, Sage. - Sapie. - Mam nadzieję, że jesteś na nią przygotowana. W końcu chcę uzyskać jakieś odpowiedzi. - Warczy.

- Obawiam się, że ich nie znam. - Mówię cicho. Aron łypie na mnie okiem, ale nie chcąc omawiać tego na klatce schodowej idzie przodem.

- Nie przeginaj, Francesco. Nie sądzisz, że już dość nadwyrężyłaś moją cierpliwość? - Pyta.

- Idź. - Błagam. Nie chcę roztrząsać tego tutaj.

Po przekroczeniu progu mieszkania Aron ustawia reklamówki na szafce i zabiera się za zdejmowanie kurtki i butów. Robię to samo, tylko w dużo wolniejszym tempie. Podświadomie robię to tylko po to oddalić czas rozmowy. Żałośnie gram na czas bo wiem, że to nie będzie nic przyjemnego.

Aron kieruje się do kuchni razem z zakupami. Wiem, że czuję się w moim mieszkaniu tak jak u siebie, więc nie kłopocząc się pomocą mu, od razu idę w stronę salonu. Opadam na kanapę i wypuszczam powietrze z płuc. Odchylam głowę i masuję skronie, tępy i uporczywy ból jednak nie znika. I coś z tyłu głowy mówi mi, że jeszcze długo będzie mnie męczyło.

Wyrzuty sumienia?

Poczucie winy?

- Co jest? - Pyta Aron i czuję jak kanapa ugina się pod jego ciężarem. - Mów, bo już dłużej nie wytrzymam. - Wyciąga w moją stronę butelkę z piwem.

- Piwo? - Pytam. Nie tak się umawialiśmy, miałam się zalać w trupa.

- Wiem co chcesz zrobić i znam cie na tyle by wiedzieć, że nie potrzebujesz szlachetnych trunków. - Mówi prosto. - Gadaj, Sage. - Bardzo rzadko zwraca się do mnie po nazwisku. To pozwala mi myśleć, że jest naprawdę zniecierpliwiony. Albo wkurzony.

- Mówiłam ci o Harrym, pamiętasz? - Pytam dla pewności. - Ten, który mi się podobał.. podoba. - Poprawiam nie będąc pewną czy robię dobrze. Spojrzenie na twarz Arona i widok jego uniesionej brwi utwierdza mnie w tym przekonaniu, że to chyba nie był najlepszy ruch.

- No pamiętam. - Mówi niepewnie. - Co z nim?

- Zacznę od początku. - Biorę łyk alkoholu i kładę stopy na szklany stolik przede mną. Nigdy tego nie robię, ale dzisiejszej nocy mam wszystko w nosie. - Kilka dni temu jego narzeczona powiedziała, że musi wyjechać w sprawach firmy i że wszystkie decyzje będę omawiała bezpośrednio z nim. - Biorę oddech. - Co znaczy dosłownie tyle co spędzanie ogromu czas sam na sam z mężczyzną, który mi się podoba.

- To nie brzmi dobrze. - Drapie się po głowie. - Cholera, to brzmi wręcz katastrofalnie źle. Nie możesz tego zrobić. - Unosi głos.

- Tak jakby nie mam wyboru. - Mówię sarkastycznie. - I nie, nie odrzucę tego zamówienia. - Uprzedzam jego słowa. Słysząc jego sapnięcia utwierdzam się w przekonaniu, że to właśnie chciał powiedzieć. - Oh i wiesz co?

- Hm? - Mruczy pijąc.

- Zayn to jej brat. Dasz wiarę? - Śmieję się, a Aron się krztusi. - Mają inne nazwiska więc pewnie przyrodni, ale to nadal jej cholerny brat! - Krzyczę podekscytowana.

- Pieprzysz? - Ucina. Lekko chwiejnym ruchem przyciska butelkę do warg.

- Przysięgam, Aron. - Przemieszam się tak, że teraz siedzę na piętach. - Na początku myślałam że to jej pieprzony narzeczony, a to brat. Dosłownie nie wiedziałam co ze sobą zrobić.

- No nieźle. Prawie wepchnąłem cię w jego ramiona. - Nagle jego dłoń ląduje na moim ramieniu. - Francesco, to mogło przydarzyć się tylko tobie. - Mówi poważnie, a za chwilę powietrze przedziera dźwięk naszych rechotów.

Jakiś czas później leżymy na kanapie, a nasze głowy są obok siebie. Moje nogi zwisają przez podłokietnik, a Aron swoje trzyma na oparciu fotela. Jesteśmy nieźle podchmieleni i prawdę mówiąc nie wiem czy dałabym radę dojść do swojego łóżka bez zataczania.

- Jestem beznadziejna. - Zaczyna się, po alkoholu zawsze włącza mi się tryb użalania. - Nikt mnie nie chce.

- Cholera, zawiązałbym się z tobą, gdybym tylko nie wiedział jaka jesteś popieprzona. - Mówi, a ja uderzam go w ramię. - Chociaż wkładając w ciebie fiuta czułbym się trochę dziwnie. Jakbym pieprzył zakonnicę.

- Aron! Jasny gwint! - Dre się i odwracam twarz w jego stronę. Na jego perfidnej twarzy maluje się uśmiech zadowolenia. - Jesteś kretynem. - Prycham i odwracam głowę w drugą stronę. - O cholerka. - Tak szybkie kręcenie głową nie jest dobre w moim stanie.

- Chyba powinniśmy iść spać. - Ucina Aron. Chce mu przytaknąć, ale przypomina mi się, że nie powiedziałam mu najlepszego.

- Aron? - Zaczynam.

- No?

- On mnie pocałował. - Wyjawiam.

- Kto? - Jego zapijaczony umysł nie jest już tak szybki i błyskotliwy.

- Harry. - Mówię i zamykam oczy czekając na jego reakcje. - Aron? - Szepczę po chwili. Aron? - Mówię głośniej i zmuszam się by unieść głowę i jedyne co widzę to twarz mojego przyjaciela pogrążona w błogim śnie.

Kiedy tak nachylam się nad nim z jego ust wyrywa się chrapnięcie co sprawia, że się wzdrygam, tracę równowagę i spadam na podłogę z głuchym łoskotem. Aron się podrywa i jak wyrwany z innego świata mówi.

- Co? Co mówiłaś?

A ja leżąc na podłodze i patrząc w sufit zadaje sobie tylko pytanie.

Za jakie grzechy do cholery?


Prawdziwy przyjaciel słucha nie tylko tego, co mówisz, lecz także tego, czego nie mówisz.


***

wiem, wiem. ten rozdział to popis mojego żałosnego poczucia humoru, chęć rozładowania napięcia, rozdział przejściowy. nazywajcie to jak chcecie, ale kocham Arona i musiało go tu być ciut więcej!

buuuuuuziaków miliony! :* :* :* :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro