Rozdział 29
Wciąż czułam żółć podchodzącą mi do gardła. Nawet teraz, kiedy byłam już w drodze do domu, uczucie klęski i bezsilności niezmiennie mi towarzyszyły.
W pamięci ciągle miałam sceny tego co się wydarzyło.
Jej szczęście i błyszczące oczy.
Jego winę i bezradność.
Cokolwiek chciał powiedzieć do mnie w tamtym momencie... Właśnie teraz stało się nieistotne. Tak samo nieważne, jak każdy gest tamtej, pamiętnej nocy.
Dziś również, a może jeszcze bardziej niż wcześniej, przydała mi się umiejętność udawania. Wracając z łazienki przybrałam na twarz najbardziej szczery uśmiech i wykręcając się kolejnym spotkaniem jak najprędzej wyszłam z restauracji.
Jednak nawet to nie pomogło mi zaczerpnąć powietrza. Może ciężar przytłaczający moją osobę był już zbyt wielki? Jestem tylko kobietą. Jestem delikatna i krucha. Każda z nas jest.
Wiatr rozwiewał moje włosy, kiedy łzy toczyły się bez ustanku po policzkach. Zasłoniłam usta dłonią, kiedy wydostał się z pomiędzy nich krótki szloch. To za dużo. Narzeczona? Ślub? Teraz jeszcze dziecko?
Przecież to wiąże najbardziej. W sakrament jedni wierzą mniej, inni bardziej. Ale prawdziwy człowiek? Cząstka ich obojga? Zwięczenie ich miłości...
I zabicie mojej.
~*~
Przykładając telefon do ucha czekałam aż w końcu Aron zaakceptuje połączenie. Po kilku sygnałach poznałam jego zmęczony ton.
- Tak?
- Odwołaj wszystkie spotkania zaplanowane na dzisiaj. - Powiedziałam łamliwym, trzęsącym się głosem. Tak słabym jak ja.
- Francesca? Co się stało? - Zapytał ewidentnie przestraszony.
- Powiedz, że źle się poczułam. Wymyśl cokolwiek. Nie dam rady pojawić się dziś w biurze.
- Ale dlaczego? Powiedz mi, jeśli coś jest nie tak.
- Cholera, Aron. Wszystko jest nie tak, okej? Po prostu zrób to o co cię proszę. - Podniosłam głos będąc na skraju płaczu.
- Oczywiście. Wpadnę do ciebie potem. - Zapowiedział.
- Nie ma takiej potrzeby, chcę być teraz sama. - Zaprzeczyłam niemal natychmiast.
- Nie akceptuję odmowy, nie zostawię cie samej i cholernie dobrze o tym wiesz. Koniec tematu. Do zobaczenia. - I po prostu się rozłączył. Z niedowierzaniem odsunęłam aparat od ucha i nie zwracając uwagi na nic dalej agresywnie szłam przed siebie.
Nadszedł czas bym naprawdę uświadomiła sobie, że rozstanie jest nieuniknione. Jestem tylko tą drugą. Ma żone, dziecko w drodze... Przecież nie porzuci tego od tak. Nawet jeśli czujemy do siebie pociąg i jesteśmy sobą zauroczeni... Zobowiązania są ważniejsze.
Zastanawia mnie tylko fakt, czy będzie na tyle honorowy by pozwolić Evelyn poznać prawdę. Powie jej o tym co stało się tamtej nocy? Czy to wszystko stanie się tylko nic nieznaczącym kawalerskim wybrykiem? Może to wszystko było tylko tym? Epizodem? Nic nie wartym, nic nie znaczącym? Tak jak ja.
To boli, tak cholernie boli.
Wdaje się pod skórę i zazębia w umyśle. Myślę o tym kiedy kładę się spać i kiedy wstaję. Kiedy gotuję obiad i przygotowuję dokumenty dla klientów.
Jego odczucia. Co on tak naprawdę do mnie czuje? Czy cokolwiek?
~*~
Siedziałam z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach pośród porozrzucanych poduszek w mojej sypialni. Nie obchodził mnie bałagan ani głód, który odczuwałam. Przez niego mój idealny świat zatrząsł się w posadach. Fundamenty zaczęły pękać i niedługo wszystko co zbudowałam runie jak domek z kart.
Kiedy rozdzwonił się mój telefon zdenerowana, że ktoś ma czelność mi przeszkadzać chwyciłam urządzenie i już chciałam uderzyć nim w ścianę.
Zrobiłabym to, gdyby mój zrok nie napotkał jego imienia. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słuchaj, Fran..
- Nie, to ty posłuchaj mnie. - Przerwałam mu agresywnie. - Nie obchodzi mnie co masz mi do powiedzenia, nawet ci nie uwierzę. Nie wiem jaką kolejną bajeczkę chcesz mi wcisnąć, ale mam dość. Słyszysz?
- Ja...
- Nie przerywaj mi. Od dziś masz postarać się o to abyśmy nie musieli się widywać. Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ani czy będzie to sztuczne. Wymyśl cholerną wymówkę i nie każ mi na siebie patrzeć.
- Nie rób tego... Ja mogę to wytłumaczyć.
- Ja już nie chcę tego słuchać, Harry. To była chwila zapomnienia, wszystko co zrobiliśmy było niestosowne. Poznanie ciebie to był błąd.
- Nie mów tak. - Powiedział cicho.
- Nie dzwoń do mnie nigdy więcej. Pozwól mi o sobie zapomnieć. - Powiedziałam i rozłączyłam się.
Poczułam otulające mnie ramiona właśnie w momencie, w którym wybuchnęłam płaczem.
Coś się urwało, skończyło... Lecz łzy w oczach powstrzymywała natychmiast myśl: jeszcze nie koniec, jeszcze jest szansa...
***
Elo moje kotki. Przepraszam, że nie utrzymuję z wami takiego stałego kontaktu, ale jeszcze przesz chwilę będę zabiegana. 25 wracam do Polski i będę miała czas by odetchnąć ( i płakać za Londynem). Marry Me? będzie miało w sumie 35 rozdziałów z epilogiem, więc widzicie, że jesteśmy bliżej końca niż dalej. A teraz idę bo mam doła. Nienawidzę pożegnań :c
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro