Rozdział 10
Mam ochotę uderzyć siebie samą w twarz. Nigdy w życiu nie pomyślałam że będę podatna na kogoś tak szybko, tak mocno. To takie nieznane, że wżarł się pod moją skórę i nie potrafię go wypędzić. Ale tak naprawdę każdy z nas ma w życiu wyjście. Od czego są maski, które codziennie nakładamy przed wyjściem z domu.
Jak to się dzieje, że zupełnie rozbita dziewczyna, która tonie w smutku po wyjściu z domu potrafi stać się pewną siebie, zabawną wersją? To tylko maska, udajemy kogoś kim nie jesteśmy i często nas to ratuje. Dopóki ktoś nie pozna nas na tyle, by widzieć każdą rysę powstałą na jej powierzchni. Każde zadrapanie, które pojawia się wraz z zawahaniem.
Ludzie się wahają, za dużo myślą pragnąć lepszego życia. Każdy z nas powinien dziękować za to co dostaje każdego dnia. Za życie, za dach nad głową, za wszystko co sprawia że jesteśmy właśnie w tym miejscu na ziemi.
Przecież mogłabym być kilometry stąd i nigdy w życiu go nie spotkać. Czy moje życie byłoby wtedy bardziej ubogie? Kim byłabym bez tych uczuć szarpiących mną w każdym momencie życia?
Nie jestem taka, ja nie pękam.
Wstałam z krzesła i schylając się po torebkę wyszłam z gabinetu. Idąc przez całą długość korytarza przeglądałam notatki. Evelyn nie podała mi jeszcze żadnych konkretnych terminów, nie potrafię pracować na nicości. Wszystko co robię opiera się na solidnych fundamentach. Na określonych terminach, miejscach spotkań, materiałów. Nigdy nic co wyszło spod moich dłoni nie było robione na pół gwizdka. Albo dopinam coś na ostatni guzik, albo to nigdy nie ujrzy światła dziennego.
Zagapiłam się wpadając w silne ramiona. Moje odrętwienie minęło dopiero kiedy poczułam dłonie łapiące moje łokcie.
- Wszystko w porządku? - Pyta Aron. Wewnętrznie dziękuję, że to tylko on. Nie wiem czy potrafiłabym wyjść z tej sytuacji wpadając na kogoś innego. Przed Aronem nie muszę się tłumaczyć, on wie kiedy przestać.
- Jak najlepszym. - Uśmiecham się. Widzę jak przekrzywia głowę i patrzy prosto w moje oczy z uparciem.
- Teraz ci odpuszczę, ale pogadamy jak wrócisz, dobrze?
- Przecież mówię, że nic mi nie jest. - Wywracam oczami na jego upartość.
- Na całe szczęście znam cię lepiej ktokolwiek inny. - Mam ochotę nim potrząsnąć by dał mi spokój, ale jedyne co robię to uśmiecham się delikatnie i kiwam głową. Wiem, że jestem już na przegranej pozycji.
Odchodzę od Arona prawie biegnąc przez firmę. Nie dopuszczę do tego, bym spóźniła się na spotkanie. Przez całą drogę w taksówce spoglądam na zegarek. Obawiam się, że nie dążę. Wyszłabym wtedy okropnie nieprofesjonalnie, a wiadomo że niezadowolony klient to klient, który więcej do nas nie wróci. W zasadzie w moim zawodzie lepiej, aby już nie powracał ale to nie znaczy, że nie opowie innym o tym jak zła jest moja agencja. Mam na głowie o wiele więcej niż wybieranie wstążek czy kwiatów.
Wchodząc do środka restauracji rozglądam się po stolikach. Nie widzę nikogo znajomego więc postanawiam zapytać obsługi.
- Przepraszam, szukam stolika z rezerwacją prawdopodobnie na panią Evelyn Turner.
- A tak, tak! Proszę za mną. - Podążam za niską blondynką.
Z każdym krokiem który stawiam zbliżając się do stolika mam wrażenie, że znam postać siedząca przy nim. Jestem niemal pewna, że już gdzieś widziałam tę rozluźnioną postawę. Kiedy tylko stajemy zaraz obok mężczyzny jestem niezmiernie zaskoczona.
- Zayn! - Mówię głośno. - Co ty tu robisz? - Uśmiecham się.
- Czekam na panią Sage. - Mówi. - Jak mogłem tego nie skojarzyć! - Śmieje się.
- Evelyn nie powiedziała ci, że to ja? - To niedorzeczne.
- W zasadzie kazała tylko czekać na panią Sage. - Rozkłada ręce. - Oto jestem. Siadaj. - Uwielbiam jego osobowość, sprawia że jestem rozluźniona i wesoła. Zupełnie jak w przypadku Arona.
- Wiec gdzie jest wybranka twojego serca? - Pytam, a on marszczy brwi.
- Evelyn musiała odebrać samochód od mechanika. Z góry kazała cię przeprosić za małe spóźnienie. - Uśmiecha się przepraszająco, a ja kiwam głową. - Ale Evelyn nie... - Mówi, ale przerywa mu wejście jego narzeczonej.
- O wilku mowa. - Uśmiecham się i wstaję. - Witaj Evelyn. - Podaję jej dłoń.
- Cześć Francesca, mam nadzieję że Zayn poinformował cie o moim małym problemie. - Wita się za mną, kładąc dłoń na ramieniu Zayna.
- Tak, twój narzeczony spisał się świetnie! - Mówię uradowana.
- Zaraz chwila. - Marszczy brwi. - Chyba to jakieś nieporozumienie.. - Mówi Evelyn, a ja przechylam głowę.
- Ja i Evelyn jesteśmy rodzeństwem. - Mówi Zayn.
- O boże, przepraszam! - Przykładam dłonie do ust. - Nie jesteście podobni to dlatego. - Tłumaczę swoją gafę.
- Wszystko w porządku. - Odzywa się Evelyn. - W zasadzie zaraz będziesz miała okazję poznać mojego prawdziwego narzeczonego. Właśnie tutaj idzie. - Kobieta się uśmiecha.
Kiedy tylko odwracam głowę, by zobaczyć jej ukochanego mój uśmiech spada. Czuję jak moje ciało zastyga. Czas się zatrzymuje. Cholera to nie może być to.
Miłość to wiatr wiejący w żagle życia. Nie kocha się po coś, czy wbrew czemuś. Kocha się... tak po prostu. I właśnie to jest najpiękniejsze w tym uczuciu.
***
właśnie dziś, z dniem 24.04.2015 skończył się mój rok szkolny. wobec tego przewiduje, że będzie mnie na wattpadzie trochę więcej. i dzięki bogu, czas odpocząć! teraz tylko seriale, książki, drinki z parasolką i wszystkie zabiegi dla urody :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro