Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Marność

"Ah, Vanitasie.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek będzie mi dane to wyznać, bo nie wierzyłem, że i mnie dopadnie miłość. Ku mojemu zdziwieniu, tak się jednak stało, i moje serce zabiło mocniej. Myślałem, że odwzajemnie wreszcie uczucie, którym od lat darzyła mnie Dominique, ale ty chyba najlepiej wiesz, że to nie ją kocham, że to nie do niej należy moje serce.

Vanitasie, twoje imię oznacza "Marność", i osobiście uważam, że nie nosisz go bez powodu. "Vanitas vanitatum et omnia vanitas"-"Marność nad marnościami i wszystko marność".
Zanim cię poznałem, byłem zwyczajnym wampirem, jakich wiele na świecie. Jednak ty zmieniłeś wszystko, odwróciłeś kolej rzeczy. Ty, którego wampiry tak bardzo skrzywdziły, postanowiłeś je ratować, niekiedy ryzykując własnym zdrowiem, a nawet życiem (...).

Nie wiem, kiedy moje serce zabiło do ciebie. Być może było to tego pamiętnego wieczoru na balu, gdzie przeżyliśmy pierwszy wspólny taniec. Przez tamte kilka minut byłem najszczęśliwszym wampirem na świecie. Ująłem twoją dłoń i razem wirowaliśmy pośród setek innych ludzi połączonych w pary. Gdy rozmowa zeszła na miłość popatrzyłem ci w oczy i już wiedziałem, że to ty, że to na ciebie czekałem całe życie.
Po tym balu starałem się do ciebie zbliżyć, ale byłeś zbyt nieufny. Próbowałem jakoś pokazać ci istotę mojej miłości, i jak silne jest moje uczucie. Chciałem ciebie, Vanitasie, chciałem tylko ciebie.

W momencie, gdy ujrzałem ciebie i Jeanne... coś we mnie pękło. Wtedy już wiedziałem, że, tak jak ja nie kocham Domi, tak ty nie kochasz mnie. Twoje serce zabiło do tej pięknej, pełnej gracji i niewinności dziewczyny.

Mimo, że odrzucała twoje zaloty ty nadal próbowałeś, aż któregoś dnia ona odwzajemniła twoje uczucie. Widziałem iskierki w jej oczach, gdy wodziła za tobą wzrokiem. To jest właśnie miłość, tak przynajmniej myślę. Chciałem twojego szczęścia, więc się nie wtrącałem. Najbardziej pragnąłem abyś to ty był szczęśliwy.

Ahh, marność... Tak, dzięki tobie teraz i ja mógłbym nosić to imię. Stałem się marny. Teraz jestem marną częścią osoby, którą byłem kiedyś. Zmieniłeś mnie. Obudziłeś we mnie uczucie, którego wcześniej nie znałem, i którego bardzo pragnąłem posmakować. Szkoda, że miłość tak rzadko bywa obustronna (...).

Z całego serca życzę tobie i Jeanne szczęśliwego życia. Pewnie wkrótce weźmiecie ślub, jednak nie będę mógł się na nim pojawić osobiście, wracam do domu. Paryż - miasto miłości, najwyraźniej nie jest mi przeznaczone. Jednak nie zapominaj, kibicuje tobie i Jeanne, obyście byli razem szczęśliwi, już na zawsze.
Noe"

Ciemnowłosy siedział przy otwartym oknie z którego do pomieszczenia dostawało się chłodne powietrze. Już trzeci raz odczytywał treść listu, który znalazł na swoim łóżku kilka minut wcześniej. Postanowił go przeczytać jeszcze raz, bo treść zawarta w piśmie jakoś nie mogła do niego dotrzeć. Noe, jego przyjaciel i powiernik, wampir tak bliski i drogi jego sercu... wyjechał? Ale dlaczego? Przez niego? Nie, na pewno nie, przecież jego celem była ta słynna Księga Vanitasa, której to on, Vanitas w własnej osobie był właścicielem, i która spokojnie leżała na biurku. Nie mógł od tak sobie wyjechać, nie byłby w stanie. Czyżby ten rozgarnięty śpioch na prawdę zdecydował się go opuścić?

Ponownie przeczytał list. Nadal nie do końca docierała do niego jego treść. Nie, Noe się mylił, on i Jeanne? Wolne żarty. Mogła sobie być ładna, ale to nie ona skradła jego serce. Debil, okropny debil! Jak mógł nie zauważyć, że Jeanne była tylko przykrywką, dla zamaskowania prawdziwej, pozornie nieodwzajemnionej miłości?

Mimo wszystko nie chciał odpuścić. Nie, nie mógł raz na zawsze stracić Noego. Nie mógł dopuścić, aby ten zniknął na zawsze, i to w dodatku bez pożegnania. Chwycił kartkę i wybiegł z pokoju hotelowego nawet nie zamykając za sobą drzwi.

***
Tymczasem Noe razem z Murr'em siedzieli na ławce czekając na pociąg. Chłopak zdjął melonik i położył go na miejscu obok, ku niezadowoleniu kota, który był zmuszony przycupnąć trochę dalej. Jasnowłosy rozejrzał się, niewielu ludzi czekało na ten późny, wieczorny pociąg, który z resztą zmierzał w niezbyt zaludnione tereny. Westchnął ciężko i poprawił opadające na oczy włosy. Nie, tak będzie lepiej dla nich obu, Vanitas będzie mógł się wreszcie skupić na Jeanne i ich relacji, nie będzie musiał się z nikim użerać. Jest silny, poradzi sobie razem z Dante i Johanem. Jeanne również do słabych nie należała, nawet więcej, poziomem dorównywała Vanitasowi, więc razem stanowili silny zespół do poskramiania zagrożenia z strony niekontrolowanych, zakażonych wampirów. W zespole mogli wszystko, a grupa nie ucierpi, gdy go zabraknie.

Westchnął ponownie i podrapał kota za uchem. Futrzak popatrzył na niego znudzony i mruknął cicho, po czym zwinął się w kulkę.

***
Ciemnowłosy biegł jak najszybciej potrafił potykając się przy tym o własne nogi. Już niedaleko, peron był całkiem blisko ich hotelu, pociąg nie mógł jeszcze odjechać.

***
Wielka maszyna nadjechała i wydała z siebie głośny świst, który obudził Murr'a. Kot rozejrzał się zdezorientowany ale po chwili uspokoił się, jakby dopiero  przypomniał sobie gdzie są i dlaczego.
Chłopak założył na głowę melonik i w jedną rękę złapał kota o białej sierści, w drugą zaś chwycił dużą walizkę. Z ciężkim sercem wstał i podszedł do pociągu.

-Noe! -rozległ się krzyk, który przez dobrą chwilę odbijał się po ścianach peronu. Jasnowłosy odwrócił się. Przy wejściu stał nie kto inny, jak jego ukochany Vanitas, którego, szczerze, nie chciał już więcej widzieć. Zbłaźnił się pisząc miłosne wyznanie, nie powinien tego robić. Z drugiej jednak strony był pewien, że już nigdy więcej się nie zobaczą. Kto by pomyślał, że obiekt jego westchnień się tu pojawi.

-Co ty odpierdzielasz?! Do reszty ci odwaliło?! -powiedział Vanitas po złapaniu kilku oddechów. -Wracaj natychmiast do hotelu! -dodał podchodząc do chłopaka.

-Ty nic nie rozumiesz. Muszę odjechać. -odparł Noe w pełni opanowany z spokojem w oczach.

-Niby co się takiego stało, że nagle wzywają cię do domu? Co, dzieci ci płaczą? -zakpił i popatrzył poważnie na jasnowłosego. W świetle księżyca wyglądał inaczej, dziwnie majestatycznie i władczo, istnie biła od niego wampirza siła. Było w nim jednak coś, co nie pozwalało się go bać, choć Vanitas nie wiedział co dokładnie.

-Ja już dłużej nie wytrzymam, to jest silniejsze ode mnie. Chcę twojego szczęścia, i to bardzo, dlatego właśnie wyjeżdżam.

-A kto ci powiedział, że twoje zniknięcie uczyni mnie szczęśliwym?!

Zamilkł. Chwilę potem dało się słyszeć ponaglający krzyk maszynisty. Reszta ludzi szybkim krokiem wsiadła do pociągu.

-Jeśli tutaj zostanę będę psuł waszą relacje z Jeanne, nawet jeśli niechcący. Robię to dla ciebie.

-Gówno wiesz, wracaj. Po drodze ci wszystko wyjaśnię.

-Chce twojego szczęścia!

-Ty jesteś moim szczęściem!!! -wykrzyknął jak najgłośniej potrafił.

Echo rozchodziło się po tunelu. Pociąg odjechał zostawiając za sobą opary gęstego dymu. Na peronie zostali już tylko oni, w zasięgu wzroku ani żywej duszy. Murr obojętnie przypatrywał się dwóm rasom- człowiekowi i wampirowi, złączonym w jednym, pełnym miłości i uczucia pocałunku, tak długo wyczekiwanym przez nich obu.

***
"(...)
Więc, sama rozumiesz, stało się to, o czym już od dawna myślałem. To było aż nazbyt oczywiste, że Noe coś do niego czuł, pewnie też to zauważyłaś. W każdym razie tylko to chciałem ci przekazać, abyś nie była zbyt zaskoczona, gdy zobaczysz ich razem. Do następnego spotkania.
Dante"

Jeanne siedziała w swoim małym pokoiku w posiadłości rodu swojego młodego pana (i za razem przyjaciela) -Luca. Kilka łez skapnęło na list od Dantego, częściowo rozmazując atrament, jakim zostały napisane słowa. Ahh, Vanitasie, twoja marność dotknęła wszystkich, nawet jej.
Biedaczka, zakochała się w tobie, mimo wcześniejszej niechęci i niepewności. Dała ci szansę, ratowała życie, wybaczyła pierwszy niespodziewany pocałunek, drugi inicjując sama. Powierzyła ci swoje złote serce, które ty, od tak, złamałeś. Dałeś obłudną szansę wiązania z nią przyszłości, aby ostatecznie wyrzucić dziewczynę jak śmiecia. Teraz żałowała. Żałowała przywiązania i faktu, że cię pokochała.
Teraz płakała. Płakała przez ciebie, bo to ty ją zraniłeś. Ty byłeś powodem jej marności.

Teraz już wiedziała, że mówiąc "nie interesuje mnie miłość, która może być odwzajemniona" wcale nie miał na myśli jej...

"Vanitas vanitatum et omnia vanitas"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro