𝑁𝐼𝑁𝐸
Gilbert przestał chodzić do szkoły.
Ania nie była pewna powodu, Ruby również... A jeżeli Ruby nie wiedziała, nikt nie wiedział.
Młoda panienka Shirley zaczęła się martwić dopiero po dwóch tygodniach bez chłopaka i obawiała się, iż ten mógł ponownie wyjechać do miasta. Już tak bardzo nie podobało jej się w szkole — uświadomiła sobie, że wolałaby, żeby Gilbert był w szkole, nieważne, czy musieliby konkurować.
Po trzech tygodniach Ania nie mogła już wytrzymać ani chwili dłużej — pobiegła do domu Gilberta tuż po szkole. Miała zamiar użyć wymówki przyniesienia mu lekcji. Jej policzki były całe czerwone, a włosy się poplątały, jednak ona nie zwracała na to uwagi, głęboko oddychając i pukając do drzwi.
Serce dziewczyny natychmiast przyspieszyło, gdy tylko chłopak otworzył drzwi, wyglądając tak samo pięknie, jak zwykle.
— Ania?! — zawołał, a na jego twarz wkradł się w uśmiech.
— Gilbert, ja... Um... Lekcje... — wyjąkała, dopiero w tamtym momencie uświadamiając sobie, że mogła wymyślić coś lepszego.
— Wejdź, wejdź! — zaprosił ją do środka, a jego głos brzmiał na dość szczęśliwy. Dziewczyna podążyła za nim, powoli zamykając drzwi. — Co cię tu sprowadza?
Gilbert w tym czasie położył na stoliku kilka ciastek i kiwnął głową, by jego gość usiadł.
— Po prostu... Naprawdę się martwiłam. Wszystko w porządku? — Westchnęła Ania, postanawiając tym razem nie kłamać.
— Bywało... Lepiej. Ostatnio nie czułem się zbyt dobrze, więc pani Stake woziła mnie do lekarza — mruknął.
Po krótkiej chwili dziewczyna przypomniała sobie, że to pani Stake była kobietą, która kiedyś opiekowała się jego ojcem. Najwidoczniej nadal kręciła się w pobliżu.
— Tęsknię za tobą w szkole, co się dzieje? Wiesz, że możesz mi zaufać, prawda? Nikomu nie powiem, jeżeli mnie o to poprosić. To znaczy, nie musisz mi ufać, ale możesz, jeśli chcesz... Przepraszam, już przestaję tyle gadać. Podobno to irytujące, czy ty uważasz to za irytujące? — spytała nerwowo, mocno zaciskając dłonie.
Popatrzyła na Blythe'a, który wyglądał na smutnego oraz zmęczonego. Bardzo zmęczonego. Uśmiechnął się po raz drugi od wizyty Ani.
— Nigdy nie przestawaj mówić, Aniu. To piękne — zauważył cicho, na co serce dziewczyny przez chwilę przestało bić.
Skinęła głową, ale nie mogła zmusić się do wykrztuszenia ani słowa.
— Jeśli ci coś powie,m to obiecujesz, że nie spanikujesz ani nikomu nie powiesz?
Szybko pokiwała, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Gilbert poprawił się na krześle, by być tuż naprzeciwko dziewczyny. Podniósł jej dłonie ze stołu i ujął w swoje.
— Um... Lekarze mówią, że mogę mieć cholangiocarcinomę.
Oczy Shirley rozszerzyły się, a ona sama przekręciła głowę w bok.
— Co to jest? — zapytała, czego nie miała w zwyczaju. Zawsze wiedziała, co oznacza dane słowo.
Gilbert głośno przełknął ślinę, a jego oczy wypełniły się słonymi łzami.
— Cholangiocarcinoma to bardzo rzadki rodzaj raka.
☁️
cholangiocarcinoma to rak dróg żółciowych, ale do kontekstu bardziej pasuje angielska nazwa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro