Rozdział szósty
Plotki mają to do siebie, że rozchodzą się jak świeżutkie bułeczki. Ktoś coś usłyszy, powie przyjaciółce, która oczywiście zachowa to dla siebie i przekaż dalej przyjacielowi, który obiecuje powiedzieć tylko najbardziej zaufanej osobie, a potem już nie wiadomo, kto komu co powiedział, bo i tak wszyscy wiedzą o co chodzi.
Takbyło i tym razem, tego czerwcowego wieczora. Lydia usłyszała rozmowę dwóch trzecioklasistek i wywnioskowała, że ktoś w szkole zginął. Przeraziła ją ta wiadomość, spodziewała się bowiem kto, lub raczej co, mogło spowodować śmierć tej osoby. Zanim jednak wyciągnęła pochopne wnioski, postanowiła dotrzeć do najbardziej wiarygodnego źródła.
Rozejrzała się po pokoju wspólnym, ale nigdzie nie zauważyła ciemnych włosów i posągowej twarzy Toma Riddle'a. Szybko wyszła z pomieszczenia, chcąc sprawdzić drugie najczęściej odwiedzane przez niego miejsce – bibliotekę. Była tak zaabsorbowana własnymi myślami, że nie zauważyła profesora Slughorna i wpadła z impetem na jego pokaźny brzuch.
- Panie profesorze, tak bardzo pana przepraszam, nie chciałam...
- Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi – odparł pospiesznie – ależ co pani tu robi, panno Smith, nie powinno pani tu być! Właśnie idę do pokoju wspólnego ogłosić stan wyjątkowy, nikt nie może opuszczać dormitorium! Stał się wypadek, straszliwy wypadek.
Lydia postanowiła wykorzystać skołowanie Slughorna.
- Jaki wypadek, profesorze? Słyszałam plotki, ale nie wierzyłam, czy to prawda? – Slughorn wpatrywał się w nią podejrzliwie, więc szybko dodała – Może mi pan zaufać, profesorze, nikomu nic nie powiem.
- Ja... ja nie powinienem, ale cóż, taka dobra uczennica... Zginęła dziewczynka z trzeciego roku, z Ravenclaw, Marta... Marta Warren, tak. Tragedia, straszliwa tragedia, nie mamy pojęcia co się stało, znaleziono ją w łazience. Na brodę Merlina, jak my to powiemy jej rodzicom! To mugole, nie wiem, czy zrozumieją...
Lydia nie potrzebowała więcej informacji. Przeprosiła nauczyciela, wykręcając się, że musi szybko znaleźć Toma, co z resztą było prawdą. Slughorn nie zdążył zareagować, bo dziewczyna już zniknęła za zakrętem.
Ogarnęła ją złość, wręcz wściekłość. Nie mogła tego zrozumieć, owszem, schodzili do Komnaty, przymknęła nawet oko na kilka spetryfikowanych szlam, tłumacząc sobie, że przecież w końcu się obudzą. Ale morderstwo?
Toma spotkała w połowie korytarza na pierwszym piętrze.
- Riddle! – wrzasnęła – coś ty zrobił!
Tom w momencie znalazł się przy niej i brutalnie zakrył jej usta ręką.
- Cicho! – wycedził – nie tutaj, chcesz żeby się dowiedzieli?!
Wepchnął ją do pierwszej pustej klasy, zapieczętował drzwi zaklęciem i wyciszył je. Nie mógł sobie pozwolić na więcej błędów.
- Czyś ty zwariował?! – Lydia dała upust złości która skumulowała się w niej od momentu wychwycenia plotek w pokoju wspólnym – Morderstwo?!
- Mówiłem ci, że kontynuuję ideę Slytherina, oczyszczam szkołę ze szlam.
- Mówiłeś o wygnaniu ich, w y g n a n i u, a nie zabijaniu!
- To tylko szlama.
- To mała dziewczynka! Szlamy to też ludzie, czy ci się to podoba, czy nie, a morderstwo to... to...
- Nie ja zabiłem.
- Zabił bazyliszek na twój rozkaz!
- Od kiedy tak przejmujesz się losem szlam?
- Skończ z tą ideologiczną gadką! Tu nie chodzi już o czystość krwi! Morderstwo, gwałt na ludzkie życie, nieposzanowanie istnienia! Jeżeli nie obchodzi cię los tej dziewczynki, spójrz na swój.
- Zadbałem o siebie. Hagrid hoduje w Hogwarcie akromantulę, wiedziałaś? Może to ta bestia zabiła dziewczynę?
- Nie rozśmieszaj mnie! Oboje dobrze wiemy, co ją zabiło.
- To nieważne. Zmyliłem ich. Myślą, że to Rubeus.
- CZY TY NAPRAWDĘ TO ZROBIŁEŚ? Oskarżyłeś niewinną osobę o morderstwo?!
- Nie oskarżyłem Hagrida, tylko jego pupila, który nie nadaje się do hodowania w zamku.
- Dokonałeś tak straszliwego czynu i nie potrafisz przyjąć jego konsekwencji?!
- Nie pozwolę, żeby zamknęli szkołę!
- Co się z tobą dzieje, Tom?
Ostatnie pytanie wypowiedziała niemal szeptem.
- Zdolność do takich rzeczy czyni mnie silnym. Zdobyłabyś się na takie działanie? Jesteś słaba, słabsza, niż mi się wydawało.
- Nie jestem słaba! Siła tkwi właśnie w tym, że nigdy, nigdy nie zdobyłabym się na takie działanie. To ty jesteś słaby, Tom, bo uciekasz się do tak prostych i haniebnych rozwiązań.
Po tym zapadła cisza.
- Nie mam zamiaru w tym uczestniczyć. To koniec, Tom.
Lydia wyszła, pozostawiając chłopaka samego, a w jego uszach nadal brzmiały jej ostatnie słowa.
To koniec, Tom.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro