Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. rock label

JADE TUTAJ! KILKA PYTAŃ... — kolejny na oko trzydziestolatek podszedł do mnie przy tym rzucając typową dla dziennikarzy formułkę. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do zaistniałej sytuacji jednak fakt mojego braku życia osobistego był na tyle przytłaczający, że trzeci już dzień z rzędu opuszczam szkołę. Szybkim krokiem wyminęłam mężczyznę kierując się w stronę swojego domu. Zamykając drzwi wejściowe poczułam niesamowitą ulgę.

– Nareszcie... Zero dziennikarzy, zero natrętnych fanów. Dziś jestem tylko ja, czekolada, nowe odcinki Pretty Little liars  oraz... — Urwałam wchodząc w głąb domu i patrząc osłupiała na kanapę na której leżał brązowowłosy chłopak. — Eddie? — Słysząc mój zaskoczony głos nastolatek wstał przeciągając się oraz przecierając zaspane co tej pory oczy.

– Długo cię nie było a wiesz... Chciałem ci dać lekcje. — Podniosłam wysoko brwi patrząc podejrzliwie na chłopaka. — Edward Munson i notatki? Przestań kręcić i powiedz mi lepiej jak się tu dostałeś. — Odstawiłam czekoladę i wypożyczone filmy na powierzchnię salonowego stołu i usiadłam na kanapie czekając na wyjaśnienia.

– Cholera jasna... — Chłopak cicho przeklął pod nosem następnie siadając naprzeciwko mnie. – Na przyszłość radzę nie zostawiać otwartego okna modliszko. A jestem tu bo oczywiście skoro nasz topór wojenny został zakopany głęboko w ziemi to pomyślałem, że może zgodzisz się pójść ze mną na mój koncert. — Munson wypowiedział wszystko na jednym wdechu przez co miałam lekkie problemy ze zrozumieniem tego co ma na myśli, jednak kiedy ostatecznie doszłam do tego co miał na myśli, odruchowo uchyliłam lekko usta ze zdziwienia.  Widząc malujące się na jego twarzy zmieszanie nie trzymałam go dłużej w niepewności i uśmiechnęłam się znacząco spoglądając prosto w oczy chłopaka.

– To chyba twój szczęśliwy dzień Munson.

***

– Może przystopuj trochę co? Jeszcze kilka kolejek a nie dotrwasz do koncertu... — Munson zabrał mi już któregoś shota z ręki a następnie sam wypił jego zawartość nie krzywiąc się przy tym w ogóle. Widać, że taki to ma wprawę...

– Spokojnie dziwaku. Nigdy w życiu nie przegapiłabym twojego piania. — Zaśmiałam się i szybkim ruchem zamieniłam fryzurę chłopaka w jeszcze większy niż wcześniej "artystyczny nieład". Alkohol definitywnie rozluźnia ludzi i zmusza do rzeczy o których na trzeźwo nawet by nie pomyśleli.

– Bo zaraz się rozmyśle i wyprowadzę cię z tego klubu modliszko. — Brunet uśmiechnął się zwycięsko patrząc na moją zbulwersowaną minę i tym razem to on postanowił zepsuć mi fryzurę przez co oboje wyglądaliśmy jak... O boże Jade nawet o tym nie myśl.

Munson za dwie minuty wchodzimy! —  Jeden z chłopaków podszedł do nas i złapał za ramię Eddiego, który został brutalnie zaciągnięty w stronę sceny.

***

– Rzeczywiście nie kłamałeś mówiąc "koncert". Byłam przekonana, że pojawi się tu kilka osób a okazało się, że ludzie wylewali się drzwiami... — Idąc ramię w ramię z chłopakiem podczas chłodnego środka nocy czułam się jak w jakiejś bajce.

– No widzisz? Teraz oficjalnie masz nauczkę, aby mnie doceniać. — Brunet zaśmiał się spoglądając na mnie a następnie się zatrzymał. – Trzęsiesz się jak pieprzona galareta pomimo, że masz bluzę na sobie. Jesteś aż takim słabeuszem? — Parsknęłam na słowa chłopaka podnosząc brwi do góry.

– Tak jestem. Ściągaj kurtkę. — Założyłam ręce na piersi patrząc wyczekująco na Eddiego.

– Nie ma nawet opcji modliszko. Mi będzie zimno.

– Kupimy wódkę to się rozgrzejesz. — Wskazałam ręką w stronę sklepu, który był kilkanaście kroków od nas.

– Pieprzona manipulatorka... — Rzekł chłopak przy okazji ściągając z siebie swoją skórzaną, czarną kurtkę.

***

– Ja pierdziele chyba przesadziliśmy... — Zaśmiałam się dźwięcznie leżąc na moim łóżku i zwijając się z jego głupoty kiedy już trzeci raz nie potrafił dobrze założyć bluzy. Dwie półlitrowe butelki alkoholu zniknęły tak szybko jak się pojawiły a my byliśmy już nieźle ustawieni patrząc na nasz stan i niemożliwość poważnego myślenia.

– Bez przesady, jeszcze żyjemy — chłopak chciał coś jeszcze dodać, ale w tym samym momencie potknął się i wywalił prosto na mnie.

– Jeszcze chwilę a w moich pośmiertnych papierach będzie napisane "śmierć przez uduszenie". — Brunet podniósł się lekko patrząc na mnie a następnie ponownie upadł na moją klatkę piersiową.

– Jesteś taka miękka matko jedyna. — To zwykłe na ogół zdanie w naszym stanie było tak zabawne, że łzy śmiechu pojawiły się w moich oczach a ja sama myślałam, że nie wytrzymam tego co tu się dzieje.

Chłopak przytulił się do mnie jeszcze mocniej podnosząc głowę do góry.

– Muszę ci powiedzieć coś co może zmienić wszystko modliszko. — Widziałam jak chłopak zaciska nerwowo ręce na materiale mojej bluzki.

Impulsy, które mną kierowały były tak silne, że sama nie potrafiłam nad nimi zapanować więc pochyliłam się lekko w stronę chłopaka, który najwidoczniej walczył z pokusą, którą moja pijana strona pragnęła zaskopoić. — Jutro Munson. Dziś nie rozmawiajmy o poważnych sprawach. Mamy dużo czasu. — Uśmiechnęłam się do Eddiego ostatecznie składając na jego ustach długi pocałunek.

– Tak... Dużo czasu. — Chłopak wyszeptał pomiędzy pocałunkami przenosząc dłonie na moją talie.

***

Niemożliwie ogromny ból głowy obudził mnie a promienie słońca wpadające przez okno podrażniły mój wzrok. Podniosłam się na rękach przykrywając szczelniej swoje ciało kołdrą. Rozejrzałam się po pomieszczeniu gdzie panował nieład a wspomnienia natychmiast we mnie uderzyły.

– Eddie!? — krzyknęłam przy okazji marszcząc brwi. Wyszedł bez żadnej rozmowy ze mną o tym co się wydarzyło? Serce podeszło mi do gardła kiedy obok łóżka zauważyłam kawałek kartki na której leżał naszyjnik chłopaka.

Kontrakt z wytwórnią rock label
Niniejszym oświadczam, że zespół szanownego pana Eddiego Munsona został przyjęty do naszej wytwórni muzycznej a trasa koncertowa rozpocznie się już szóstego maja tutejszego roku. Dziękujemy za zgłoszenie i oczekujemy na pańskie pojawienie się w firmie pod adresem
Nowy Orlean, Mekka bluesa – rock label.

Podpisano
Wytwórnia muzyczna RockLabel dnia dziesiątego kwietnia.

Gorączkowo wstałam prawie wywracając się o butelki leżące na ziemi. Kalendarz mówił prawdę — dziś jest szósty maja.

Edward Munson wyjechał i odszedł z mojego życia porzucając mnie po zasiania w moim sercu ziarenka uczucia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro