Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 (Chester)

Biegłem do magazynu spoglądając co chwilę w tył żeby zobaczyć jak daleko jest Mandy bo też za mną biegła. Zobaczyłem pomiędzy regałami że Mandy znikła, więc spowolniłem. Może już Mandy za mną nie biegła ale nadal spoglądałem w tył. Potrząsnąłem czapką, ale odezwały się tylko dzwoneczki. Skierowałem się do ciemnego magazynu na skraju sklepu, poczłapałem spoglądając na swoje buty. Szedłem i szedłem, aż dojrzałem ciemną postać, stanąłem i wyciągnąłem rękę by mu pomachać. Postać przesunęła wzrok na mnie i kiwnęła w moją stronę głową. Rozluźniłem się o wspomnieniach z jakiś 5 minut. Skierowałem się w jego stronę i powolnym krokiem do niego doszedłem. Był to mój brat - Ciemny Chester. Wyglądał trochę jak klaun, ze względu na jego ubranie. Miał czarno niebieską czapkę, i takie samo ubranie, a kolor skóry miał jasny niebieski. Był on zazwyczaj skryty w sobie, ale czasem mogłem jakimś sposobem do niego dojść. Do magazynku wprowadził się jakoś tak rok temu, a Mandy nawet o tym jeszcze się nie dowiedziała. Zrobiłem mu przytulny pokoik, a raz na czas gdy mam dużo pracy, poproszę go o pomoc, a on nigdy nie odmówi. Jest zazwyczaj żartobliwy, ale ma czasem dni, w których w ogóle się do mnie nie odezwie, albo po prostu zacznie mnie bić. Oczywiste jest to, że jestem od niego w bitwie lepszy, więc prawie zawsze wygrywam z jednym wyjątkiem bo on oszukuje! Po chwili zadumy, usiadłem na jego łóżku ściągając czapkę z głowy. Wygładziłem ręką moje czerwone włosy, i złożyłem palce w krzyż, tak jak zawsze robiłem gdy się stresowałem. 

- Kiedy mogę stąd wyjść, i poznać Mandy? - Ciemny Chester podszedł do mnie, i kucnął trzymając mnie za kolana.

Z ukosa popatrzyłem się na niego, i przecząco pokręciłem głową niszcząc moją fryzurę.

- No proszę. . . .

Westchnąłem.

- No dobrze, ale idziesz sam? Zrozumiano? - Powiedziałem mu.

Mój brat nagle dostał jakąś nieznośną energię, i zaczął skakać po pokoju jak oszalały. Wyglądał jak dzieciak, chociaż jest ode mnie starszy o jakoś pięć miesięcy. Potem podszedł do lustra, i poprawił sobie czapkę, i założył na usta. . . Pomadkę? Naprawdę? Usta mu schną? Zaśmiałem się cicho, ale po chwili spochmurniałem, i spadłem na łóżko kompletnie rozklejając się. Co jeśli Mandy mnie znienawidzi za to że uciekłem? Rozpłakałem się, i cała kołdra zmokła. Co jeśli będzie bardziej lubić Berry'ego zamiast mnie?

Po samotnej chwili leżenia w łóżku, postanowiłem wziąć się w garść, i jak mężczyzna podejść do Mandy, i ją przeprosić za wcześniej. Wstałem, i przetarłem sobie oczy ręka, i wtedy zobaczyłem cięcia na swojej ręce. Wczoraj w domu (Domu Mandy) ciąłem sobie rękę żyletką żałując że w ogóle żyje. Miałem wtedy koło siebie nóż, i wcale nie zawahał bym się go użyć, miałem go właśnie przy gardle, ale wtedy Mandy weszła mi do pokoju i krzyknęła żebym to zostawił. Oczywiście odstawiłem, bo Mandy zaczęła płakać, a ja musiałem ją pocieszać, a bardzo się zarumieniłem. Po chwili chwiejnie wstałem, i popatrzyłem się na lustro, ale wyglądałem jeszcze bardziej seksowniej niż wcześniej. Uśmiechnąłem się, i poszedłem przez regały kierując się w stronę miejsca skąd uciekłem, ale gdy dotarłem nikogo tam nie było, więc zacząłem przeczesywać cały sklep spoglądając we wszystkie zakamarki które poznałem. Gdy dotarłem do lady, zobaczyłem że Berry gdzieś zniknął, więc bez chwili namysłu zacząłem wołać imię Mandy i Berry'ego. Nic nie słyszałem oprócz klimatyzacji która chodziła  na ścianie sklepu, więc wziąłem pilot i ją wyłączyłem. Przystanąłem, żeby moje kroki nie zagłuszały żadnych odgłosów, i zacząłem się bardzo skupiać. Wtedy usłyszałem przenikliwy krzyk Mandy, a potem ciche uciszenie przez inną osobę. Serce mi zamarło. Przecież to był Ciemny Chester! Co on zrobił Mandy?! Jeszcze bardziej intensywnie zacząłem przeszukiwać cały sklep, i wtedy zostały mi jedynie drzwi do małego pomieszczenia, w którym nigdy nie byłem. Bez chwili namysłu, podeszłem do nich, i przysłuchiwałem się. Słyszałem jakieś cmoknięcia. . . CO! Zezłościłem się strasznie, i próbowałem otworzyć drzwi, ale były zamknięte na klucz. 

- MANDY!!! - Krzyknąłem ile miałem sił w gardle, i wyczekiwałem słów Mandy, ale usłyszałem jedynie jeden przenikliwy jęk. 

- Chester. . .? - Usłyszałem cichy jęk Mandy ze środka. - Pomóż. . . !

Wycofałem się do tyłu, i z rozpędem uderzyłem drzwi, ale to nic nie pomogło. Wrzasnąłem, i otworzyłem gwałtownie szafkę lady, i poszukałem jakiejś wsuwki. Karta?... Nie. HA! Znalazłem wsuwkę w najdalszym zakątku szafki, a potem szybko podszedłem do drzwi, i zacząłem otwierać zamek od drzwi. Nagle poczułem że coś mocnego zaczęło trzymać klamkę od drzwi, ale to mnie nie powstrzymało, i przypomniałem sobie te lata na siłowni. Z największą mocą, pociągnąłem za klamkę, a ona gładko otworzyła się na oścież, i zobaczyłem Ciemnego Chestera i Berry'ego który ze skrzywioną miną patrzył się na mnie. Mój brat był nad kimś pochylony trzymając ręce na jej dekolcie. To była Mandy! Widocznie Ciemny Chester robił. . . nie chciałbym mówić, ale on był pochylony nad Mandy trzymając jej nogi w jego nogach, a jej ręcę trzymał rozrzucone, a jego ręce były na dekolcie. Natomiast Berry trzymał pewnie klamkę, a wcześniej. . . Nieważne... Mój brat jeszcze chyba nawet mnie nie zauważył, i nadal namiętnie całował Mandy w usta. Mandy też mnie nie zauważyła, ale próbowała ze wszystkich sił go ściągnąć z siebie. Zmrużyłem oczy w szparki, i wytargałem Berry'ego stamtąd, i podszedłem cicho do Ciemnego Chestera łapiąc go za kark, i z trudem odrzucając go w tył. Zaskoczony, złapał Mandy za rękę, i wraz z Berry'm pobiegł przez sklep, widocznie na magazynek ciągnąć Mandy po podłodze. Pobiegłem za nimi, łapiąc Mandy za szyję, i odciągając ją od dwóch pedofili. Po chwili skapnęli się, i odwrócili się do mnie. Ale na szczęście, trzymałem już Mandy na rękach, i odbiegłem ile sił w nogach do wyjścia. Wyciągnąłem klucz, i zamknąłem ich. Na polu była zima, więc ściągnąłem z siebie bluzkę, i owinąłem ją Mandy, i zacząłem brnąć przez śnieg w stronę domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro