Rozdział 16
Na dobre odzyskałaś przytomność następnego dnia. Kompletnie nie pamiętałaś, jak znalazłaś się w szpitalnym łóżku. W Twojej głowie wirowało kilka urwanych wspomnień, ale żadne nie było na tyle wyraźne, byś mogła odtworzyć drogę, jaką przeszłaś. Mimo to czułaś się o wiele lepiej niż wcześniej. Ból głowy zniknął kompletnie, a jedyne, co Ci dolegało, to zawroty po wstaniu.
Zamierzałaś od razu poszukać Dina i spytać się, co zadziało się przez ten czas, ale dopadł do Ciebie medyczny droid. Nie miałaś zamiaru się go słuchać, ale po groźbie użycia środków przymusu bezpośredniego, odpuściłaś. Przynajmniej przyniósł Ci ubrania na zmianę i jakieś buty.
-Dobrze się czuję, daj mi wyjść - Warknęłaś, krzyżując ręce na piersi - Albo chociaż zawołaj tu tego, co mnie tu wsadził.
-Obawiam się, że jest to niemożliwe.
-A to dlaczego?
-Zgodnie z moimi informacjami, Mandaloriana niedługo nie będzie na tej planecie.
Powieka niebezpiecznie Ci drgnęła. Powoli odwróciłaś się do okna i z satysfakcją zauważyłaś, że było to co najwyżej pokój na pierwszym piętrze. Zanim droid zdążył zareagować, wyrwałaś okno z zawiasów, wyskoczyłaś i już Cię nie było. Mniej więcej orientowałaś się, gdzie jesteś. Kilkaset metrów stąd była szkoła, a stamtąd rzut beretem do lądowiska.
***
Szpitalne ubrania zwracały uwagę okolicznych przechodniów, ale furia w Twoich oczach skutecznie zniechęcała ich od zwrócenia uwagi. Nawet nie zauważyłaś, że nie masz na sobie gogli. Światło słoneczne zupełnie przestało Ci przeszkadzać, widocznie wystarczyło się przyzwyczaić.
Zauważyłaś ich w biurze szeryfa. Cara siedziała po drugiej stronie biurka i widać było, że żywnie o czymś dyskutowali. Mando stał tyłem do Ciebie, toteż podkradłaś się do na szczęście uchylonych drzwi i oparłaś o framugę. Kobieta od razu Cię zauważyła, ale nie pisnęła słówka. Widziała, w jakim stanie byłaś po przylocie na Nevarro. Rozumiała, że najpewniej miałaś przestarzałe informacje, a szpitalne ubrania mówiły same za siebie. Postanowiła pomóc Ci zrozumieć sytuację.
-Wracając, Mayfield powinien wiedzieć, chociaż branie ze sobą byłego imperialnego to wciąż zagrożenie. Jesteś pewny, że nie potrzebujesz większego wsparcia? - Zaczęła, a Ty uważnie słuchałaś.
-Kogoś proponujesz?
-(Imię)? Dam głowę, że już dawno się obudziła.
-Ma wstrząśnienie mózgu. Powinna odpoczywać.
-Wiesz, jaka będzie zła, jak się dowie, że poleciałeś bez niej?
-Tu chodzi o jej bezpieczeństwo - Powiedział twardo - Gdyby była w pełni sił, wziąłbym ją.
-Wydaje mi się, że jest w pełni sił - Stwierdziła, teatralnie przeskakując oczami z Ciebie, na Mando i na odwrót. Mężczyzna poczuł dreszcz przebiegający mu po plecach i odwrócił się powoli- Zostawię was samych.
Przepuściłaś Dune w drzwiach, które następne za sobą cicho zamknęłaś. Następnie uniosłaś jedną brew i spojrzałaś się w jego hełm z takim wyrzutem, jakiego nie powstydziłby się Grogu po zabraniu metalowej kulki.
-Od... Od kiedy ty stoisz? - Spytał dość niepewnie.
-Od wystarczającej ilości czasu.
-(Imię), chciałbym, żebyś mi zaufała... - Zaczął, ale szybko mu przerwałaś.
-Ufam ci, Din. Bardziej niż komukolwiek innemu - Powiedziałaś, a mężczyzna zrobił kilka kroków w Twoją stronę - Ale kiedy chodzi o życie małego, nie będę w stanie spać po nocach, jeśli nie zrobię wszystkiego, co mogę, żeby mu pomóc.
-Zrobiłaś, co mogłaś. Pozwól mi się tym zająć - Uniósł rękę i chciał przyłożyć do Twojego policzka. Nie był jednak do końca pewny, czy ucieszyłabyś się z tego gestu, więc zatrzymał ją kilka centymetrów od Twojej skóry. Działając wbrew swoim uczuciom, przybliżyłaś się do niej i przymknęłaś oczy. Powinnaś być na niego zła. Czasem irytowało Cię, że miałaś co do niego tak miękkie serce - Cyare.
-Hmm?
-Nawet nie wiesz, jak ciężko było patrzeć, kiedy nie byłem w stanie cię obudzić. Nie chcę, żeby to się powtórzyło.
-Nie powtórzy, będę trzymać się z tyłu i na siebie uważać - Zapewniłaś, otwierając oczy. Nachylił się nad Tobą i przyłożył swoje czoło do Twojego. Nie przeszkadzał Ci chłód Beskarowego hełmu, czułaś się jak w jakimś dziwnym transie. Im był bliżej, tym mniej nad sobą panowałaś.
-Nie, Cyar'ika. Jeszcze nie teraz - Szeptał. Przeniósł rękę na Twoje włosy i odgarnął kosmyki, które opadły Ci na czoło - Zdobędę te koordynaty, wrócę po ciebie i odzyskamy Grogu, dobrze?
-Masz szczęście, że cię lubię - Prychnęłaś, odzyskując dobry humor. Nie miałaś prawa tego widzieć, ale mężczyzna lekko się uśmiechnął.
-To prawda.
-Nie chcę wam przeszkadzać, ale już czas - Krzyknęła Cara zza drzwi.
Rzeczywiście, czas już nadszedł. Odprowadziłaś dwójkę przyjaciół na lądowisko i zauważyłaś, że za Wami drepta dziwne stworzenie, podobne do fretki.
-(Imię), mam jeszcze prośbę - Zwróciła się do Ciebie czarnowłosa - Mogłabyś go dokarmiać?
-To twoje zwierzątko?
-Można tak powiedzieć - milczałaś, dając jej powiedzieć coś więcej - Miał być zjedzony, ale wpadłam w odpowiednim czasie i trochę się przywiązał.
Kiedy znaleźliście się na miejscu, przypomniałaś sobie, że Razor Crest już nie istnieje. Zignorowałaś zalewającą Cię falę smutku na rzecz dodania otuchy osobom wyruszającym w podróż. Życzyłaś im wszystkiego dobrego i kazałaś obiecać, że wrócą cali i zdrowi. Wasza rozmowa się przedłużyła, dlatego kiedy rampa statku się obniżyła i usłyszeliście ciężkie kroki.
-Długo to jeszcze zajmie? - Niski, chropowaty głos od razu wzbudził Twoją uwagę. Cara i Din odwrócili się w jego stronę. Wychyliłaś się zza Mando i otworzyłaś szeroko oczy ze zdziwienia.
Przed Wami stał drugi Mandalorian w zielonej zbroi i czarnej szacie. Nie powinno być to dla Ciebie takie szokujące, gdyby nie fakt, że hełm trzymał w jednej ręce. Jego pokryta bliznami twarz była dobrze widoczna, tak samo jak emocje, które wyrażała, a były takie same jak Twoje. Zdziwienie i niedowierzanie. Uchyliłaś lekko usta, ale nie miałaś pojęcia, co powiedzieć.
-Chyba cię znam - Wypaliłaś w końcu.
Boba nigdy nie widział Twojej twarzy, Mando trzymał Cię blisko siebie, więc nie miał okazji, ale gdyby dostrzegł wcześniej Twoje charakterystyczne oczy, nie puściłby Cię tak szybko.
-Chyba tak - Odparł w końcu. Patrzyliście się na siebie przez dłuższą chwilę. Wydawało się, że oboje przypominacie sobie coś ważnego - Jak... Jak masz na imię?
-(Imię) - Miałaś wrażenie, że ton Twojego głosu podwyższył się o kilka tonów.
-Znacie się? - Spytała Cara, a Din uważnie obserwował Wasze twarze. Absolutnie ich zignorowaliście, zamiast tego, wyszłaś zza swojego Mando i podeszłaś nieco bliżej, by mieć na niego lepszy widok.
-Myślałem, że zginęłaś na Alderaanie.
-Rodzice zginęli, mnie tam wtedy nie było - Powiedziałaś niepewnie, a mężczyzna pokiwał powoli głową.
-Rozumiem. Dobrze cię widzieć, dzieciaku - Wypuściłaś powietrze nosem, czując, jak z Twoich ramion schodzi napięcie.
-Ciebie też, wujku Fett.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ale cliffhanger hihi.
Od razu sprostuję, że nie są rodziną z krwi i kości.
Dla zobrazowania: macie takich wujków/ciocie itd.
którzy nie należą krwią do waszej rodziny,
ale tak się do nich zwracacie, bo przyjaźnią się
z Waszymi rodzicami i jesteście z nimi dość blisko?
No, to na takiej zasadzie działa teraz Boba i reader xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro