6
Nie wiem co sobie myślałam, wyobrażając sobie, że go tutaj nie spotkam. Nie wiem, jak miałam go nie spotkać w jedynym kościele w promieniu 10 kilometrów, w którym w niedzielę odbywała się tylko jedna msza i gdzie przychodzili wszyscy najbliżsi mieszkańcy. Oczywiście wywołałam niemałe poruszenie, zwłaszcza wśród starszych pań, które mnie poznały. Do tego Maja powodowała zamieszanie, bo zniknęłam i nagle wracam z dzieckiem, do tego udaję, że nie znam własnego męża.
W trakcie trwania mszy czułam na plecach przeszywające spojrzenie Piotrka, ale za wszelką cenę starałam się nie odwracać. Po wyjściu z kościoła chciałam jak najszybciej zniknąć, jednak nie udało mi się to i mężczyzna zatrzymał nas tuż przed samochodem. Staliśmy tak i gapiliśmy się na siebie, aż Maja postanowiła przejąć inicjatywę.
- Cześć - pomachała do Piotrka i pięknie się uśmiechnęła.
- Cholera, naprawdę jesteś do mnie podobna - podrapał się po karku i wpatrywał się uważnie w dziewczynkę.
- Mama też tak mówi - ucieszyła się. - I mama mówi, że nie wolno mówić cholera.
- Właśnie - syknęłam w kierunku wyraźnie zszokowanego Piotrka.
On jedynie westchnął ciężko na ton mojej wypowiedzi i przeniósł swoje spojrzenie na mnie.
- Przepraszam za tamto. Powiedziałem za dużo, nie rozumiałem twojego kąta patrzenia.
- Yhym, powiedziałeś za dużo. Zrobiłeś też za dużo. Idziemy - zwróciłam się do córki i chwyciłam ją za rękę.
Odeszłyśmy kawałek, gdy zatrzymał nas głos mężczyzny.
- Czekajcie! Może byśmy skoczyli na jakieś lody czy coś?
Uśmiechnął się do mnie delikatnie i czekał na reakcję. Maja już się cieszyła, a ja milczałam.
- Nie - w końcu odparłam. - Nie dzisiaj.
- Ale mamo.
- Nie, wracamy do domu, babcia czeka z obiadem - chwyciłam mocno rękę córki i pociągnęłam ją w stronę samochodu, zostawiając za sobą zawiedzionego Piotrka.
*
Siedziałam na tarasie i patrzyłam na zachodzące słońce. To był ten moment, gdy zebrało mi się na przemyślenia. Spędziłam tak ponad godzinę i doszłam do wniosku, że zachowuję się nie fair w stosunku do Piotrka. Ciągle winię go za coś, a nie pozwoliłam mu się w ogóle wytłumaczyć. Tymczasem wina leży także we mnie, bo nie powiedziałam mu, że ma dziecko. Dlatego wysłałam mu krótkiego smsa z prośbą, aby przyjechał. Odpisał, że będzie za moment i tak też się stało. Podszedł do mnie nieco nieśmiało, a ja ruchem ręki poprosiłam, aby usiadł obok. Siedzieliśmy dobrą chwilę w ciszy, aż postanowiłam się odezwać.
- Przepraszam. Ciągle cię winię, a nie pozwoliłam ci się wytłumaczyć i nie widziałam winy w sobie, przepraszam.
Pokiwał jedynie głową i wpatrywał się w jakiś punkt przed nami.
- Ja też przepraszam. Przepraszam, że tak zareagowałem, po prostu cholernie zabolało, że przegapiłem tyle momentów z życia własnego dziecka.
Tym razem ja powtórzyłam jego gest i nadal obserwowałam niebo.
- Ta kobieta, to była moja koleżanka z podstawówki, a zarazem żona najlepszego kumpla z przedszkola. Jest architektem, robiła projekt naszego domu, który wybudowałem.
- Wybudowałeś dla nas dom?
Spojrzałam na niego ze łzami w oczach i niedowierzaniem. Pokiwał głową i spojrzał na mnie.
- To miała być niespodzianka na naszą pierwszą rocznicę - w tym momencie po moich policzkach zaczęły spływać łzy. - Wtedy przyszła do mnie z finalnym projektem, przytuliłem ją w podzięce, a to wino było przyszykowane na randkę niespodziankę z tobą. Nie spodziewałem się, że ona wtedy przyjdzie, a nie chciałem jej wyrzucać - westchnął ciężko. - Przepraszam - wstał i skierował się do wyjścia.
Podniosłam głowę i spojrzałam na odchodzącego mężczyznę. Na mojej twarzy malował się olbrzymi szok, wzruszenie, a przede wszystkim ból. Bolało, że nie pozwoliłam mu powiedzieć tego 7 lat temu. Wystarczyło, że pozwoliłabym mu wtedy dojść do głosu, a nasze życie i życie naszej córki wyglądałoby zupełnie inaczej. Skąd miałam pewność, że mówił prawdę? Piotrek nigdy nie potrafił kłamać. A zwłaszcza w poważnych momentach.
Długo spoglądałam na drogę, którą odjechał mężczyzna. Nagle usłyszałam tupot małych stóp, więc szybko starłam łzy z policzków i starałam się poprawić wyraz twarzy. Maja podbiegła do mnie roześmiana i wskoczyła na moje kolana.
- Co się stało mamo? Czemu płakałaś?
- Nic się nie stało, kochanie - pogładziłam córkę po włosach. - Po prostu się wzruszyłam.
Dziewczynka pokiwała głową i wtuliła się ufnie w moją klatkę piersiową. Jako dziecko uwielbiałam takie momenty z moją mamą i miałam nadzieję, że Maja postrzegała je podobnie.
- Wiesz Maju, tata będzie chciał z tobą spędzić trochę czasu.
- Tak? Super, kiedy?
- Nie wiem, jeszcze nie ustalaliśmy. Ale wiesz, musisz być bardzo wyrozumiała, dla taty to nie jest łatwe.
- Jest na mnie zły?
- Nie, ale ja trochę go skrzywdziłam. Trochę bardzo. A ciebie bardzo chce poznać i bardzo się cieszy, że wreszcie będzie mógł - uśmiechnęłam się do małej.
- Nie martw się mamo, tata na pewno ci wybaczy - ucałowała mnie w policzek i pobiegła do domu.
Uśmiechnęłam się delikatnie. Gdyby tylko życie naprawdę było takie proste, jakie jest w oczach dziecka.
*
Hejka kochani! Witam was w kolejnym rozdziale, który miał się pojawić dużo wcześniej, ale wena zawiodła. Obiecywałam regularność, a tymczasem zawaliłam. Dlatego nie chcę mówić kiedy pojawi się następny rozdział. Jak będzie, to będzie, oby jak najszybciej. Tymczasem zapraszam na instagrama i do innych książek. Miłego tygodnia.
Kocham
Ola
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro