ᶦ ˡᵒᵛᵉ ʸᵒᵘ
Sylwester.
Hoseok nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z faktu, że rodzice jego i Jeongguka wyjeżdżają na cały weekend do znajomych, zapraszając do ich domu wszystkich swoich przyjaciół z towarzystwem. Oczywiście państwo Jeon nie musieli o tym wszystkim wiedzieć, bo inaczej nie odstąpiliby ich nawet na krok.
Młody Jeon siedział przed toaletką w swoim pokoju, setny raz poprawiając brokatową kamizelkę i przeczesując jasnoróżowe włosy. Że też Hoseok musiał sobie wymyślić motyw lat osiemdziesiątych...
Normalnie nawet nie myślałby o wychodzeniu z pokoju, zakopując się w łóżku ze słuchawkami, jak to zrobił rok temu, jednak tym razem... Jednak tego roku miało być inaczej.
Po pierwsze, w końcu miał osiemnaście lat i mógł legalnie napić się alkoholu (co prawda brat proponował mu go już wcześniej, ale jego jakoś specjalnie do tego nie ciągnęło). Po drugie, w tym roku miał pojawić się również Namjoon. Czyli starszy o dwa lata mężczyzna, przyjaciel Hoseoka i... chłopak Jeongguka.
Nagle drzwi jego pokoju otworzyły się, a starszy Jeon stanął w futrynie, patrząc na niego ze zmarszczonym nosem.
— Ty naprawdę masz zamiar się tak pokazać? — Młodszy skinął głową, na co ten aż wziął głębszy oddech. — Jak chcesz zrobić wrażenie na Namjoonie, pozwól, że hyung się tobą zajmie, złotko.
— Wcale nie chcę zrobić wra-
Jednak widząc spojrzenie starszego na sobie, spuścił głowę i pokiwał głową, poddając się całkowicie jego woli.
— Cudownie! W takim razie lecę po moją kosmetyczkę, a ty zdejmuj ten kubrak. To impreza w stylu lat osiemdziesiątych, nie pokaz żonglerski w cyrku.
Spojrzał na kamizelkę, którą miał na sobie i poczuł, jak ciepło uderza w jego policzki. Miał rację, musiał wyglądać lepiej, żeby spodobać się starszemu.
Jeongguk czuł się... przynajmniej dziwnie. Nigdy się nie malował, nawet na specjalnie okazje i mimo że Hoseok postawił na naprawdę dyskretny makijaż, zaledwie maskując przebarwienia na jego twarzy i lekko podkreślając oczy cieniami, czuł się jak w jakimś przebraniu. Jednak widząc siebie w lustrze, aż nie mógł powstrzymać uśmiechu. Miał nadzieję, że spodoba się Namjoonowi.
Jego nogi zdobiły białe spodnie pożyczone od brata, ale mimo tego leżały na nim idealnie, a do tego właśnie kończył zapinać również pożyczoną, satynową koszulę w czarno-białe wzory. Nie wiedział, czy tak ubierali się ludzie w latach osiemdziesiątych, ale Hoseok stwierdził, że będzie dobrze, więc postanowił mu zaufać. Zresztą jak zawsze.
Jego związek z Namjoonem trwał zaledwie kilka miesięcy, a dokładniej od walentynek, kiedy to zdecydował się w końcu wyznać swoje uczucia starszemu, stając przed nim z tabliczką czekolady i zarumienionymi policzkami. Początek ich związku był okropnie niezręczny, jednak tego uśmiechu na twarzy szatyna, kiedy przyjął słodycz, przytulając go do siebie, nie zapomni do końca życia. Tygodnie mijały, a Jeon otwierał się na swojego hyunga coraz bardziej. Znali się tak naprawdę od dziecka i zawsze był jego autorytetem, dlatego świadomość, że tak wspaniała osoba również obdarzała go uczuciem, sprawiała, że codziennie zasypiał z uśmiechem na twarzy.
Jednak mimo tego, jak wielkim uczuciem darzyli siebie nawzajem... Ich związek ani razu nie przekroczył granicy pocałunków. Ale nie to, że nie mieli okazji, bo było ich od groma ze względu na to, że Namjoon mieszkał już sam, po prostu... Po prostu albo Jeongguk za bardzo się stresował, albo Kim bał się, że zrobi coś, czego młodszy nie chciał, psując doszczętnie to wszystko, co do tej pory razem wybudowali.
Niewinne pieszczoty i zasypianie w swoich objęciach do tej pory było wystarczające.
Tak bardzo zapędził się w swoich myślach, że dopiero dzwonek do drzwi oznajmiający przyjście pierwszych gości przywrócił go do rzeczywistości. Ostatni raz spojrzał na swoje odbicie w lustrze i wyszedł ze swojego pokoju, zamykając drzwi na klucz, żeby żadna pijana para nie zechciała przypadkiem z niego skorzystać.
Była dokładnie dwudziesta druga, co mówił mu duży zegar wiszący w salonie i właśnie pierwsi goście zaczęli się schodzić. Nawet nie zdziwił się, widząc cały stół zastawiony różnorodnym alkoholem i drugi cały w miskach różnych chipsów, krakersów i innych przekąsek. Z wieży już leciała playlista hitów lat '80. Kiwając głową w rytm "You're my heart, You're my soul", podszedł do drugiego stolika i usiadł na sofie przy nim, sięgając po chipsa z jednej z misek. W końcu póki Namjoon się nie zjawi, on nie miał nic do roboty.
Patrzył, jak ubrany w luźne, kolorowe ubrania Hoseok wita kolejnych gości. W pewnym momencie przez drzwi przeszedł także Yoongi, którego starszy Jeon przywitał buziakiem w samiutkie usta, na co Jeongguk zareagował delikatnym uśmiechem. Uwielbiał Mina, nieraz udzielał mu prywatnych lekcji gry na pianinie, ale ważniejsze było to, jak szczęśliwy był przy nim jego brat.
Wszyscy goście wyglądali dość zabawnie, był w stanie dostrzec dosłownie całą tęczę, dlatego samemu będąc ubranym na czarno-biało, czuł się bardzo dziwnie. I właśnie w tym momencie dzwonek do drzwi odezwał się kolejny raz, a kiedy Jeongguk uniósł na nie spojrzenie, dosłownie zaniemówił.
Bo właśnie pojawiła się w nich osoba, której tak bardzo wyczekiwał. Ubrana w czarne spodnie, przez które jego nogi wydawały się być jeszcze dłuższe, czarną, przylegającą koszulę i białą marynarkę. Ich spojrzenia się spotkały, a wraz z nimi pojawił się uśmiech na twarzy Namjoona, który zaczął powoli zmierzać w stronę młodszego. Kiedy już stanął obok kanapy, na której siedział jasnowłosy, schylił się, odgarniając mu długie kosmyki z czoła, na którym złożył motyli pocałunek, witając się z nim tak, jak każdego dnia.
— Hej, mały, ślicznie wyglądasz — powiedział po zeskanowaniu go wzrokiem. Jeongguk przysiągłby, że jego oczy błyszczały, jakby były w nich diamenciki.
— To samo mogę powiedzieć o tobie. Pasuje ci ta marynarka, hyung. — Posłał mu szeroki uśmiech.
Namjoon usiadł zaraz obok niego, Jeon zauważył, że zdecydowanie bliżej niż zwykle, mimo że mieli całą kanapę wolną, ale nie to, że mu to przeszkadzało. Było idealnie.
Jeongguk nigdy nie widział aż tylu osób w ich salonie, naprawdę. Miał wrażenie, że jeszcze trochę i podłoga się zapadnie od takiego ciężaru. Nie przywykł do takich tłumów, czuł się trochę zagubiony, jednak czując dłoń Kima swobodnie leżącą na jego udzie, nieco się uspokajał.
— Hoseok chyba się rozkręcił — zauważył ze śmiechem starszy, wskazując na tańczącego brata Guka, a widząc go, chłopak od razu zachichotał. Cóż, taniec starszego Jeona był... Bolesny do oglądania, ale ważne, że dobrze się bawił!
Jasnowłosy zauważył, jak kolejni goście zaczynają nalewać sobie do plastikowych kubeczków coraz więcej alkoholu. Szczerze, trochę i jego zaczął kusić. Był ciekawy jego smaku i uczucia, które wiązało się z jego piciem. Nim się zorientował, jak długo na niego patrzył, Namjoon pochylił się do jego ucha.
— Poprosiłem Hoseoka, żeby zostawił nam w kuchni butelkę słodkiego wina. Masz ochotę? — zapytał szeptem, na co młodszy odwrócił się w jego stronę. Przez chwilę patrzył w jego oczy badawczo, aż w końcu skinął głową, zgadzając się na jego propozycję. Mimo że dalej nie był jej do końca pewien. Ale Namjoonowi ufał bardziej niż sobie.
Już po chwili oboje szli korytarzem do kuchni, przez co muzyka puszczana w salonie trochę ucichła. W tej części domu było już znacznie mniej osób, a w samym pomieszczeniu, które było ich celem, kręciła się tylko jedna osoba, która po wzięciu szklanki z barku, wyszła, zostawiając ich samych.
— Wskakuj — powiedział Namjoon, wskazując młodszemu na blat, samemu kierując się do jednej z szafek.
Młodszy posłusznie wykonał jego rozkaz, zaciskając dłonie na krawędziach wyspy kuchennej, kiedy starszy wyciągał dwa kieliszki i szklaną butelkę. Zaraz postawił je obok Jeona. Dzięki temu, gdzie ten siedział, teraz oboje znajdowali się na takiej samej wysokości, co było strasznie dziwne dla Jeongguka, który przyzwyczajony był do tego, że zawsze musi zadzierać głowę do wyższego o aż dziesięć centymetrów mężczyzny.
— Nie martw się, nie ma zbyt dużo procentów — zaśmiał się, korkociągiem zwinnie radząc sobie ze szkłem i już po chwili jasnoczerwona ciecz wypełniła oba kieliszki. Jeden z nich podał jasnowłosemu, drugi biorąc samemu do dłoni i stanąwszy przed młodszym, uderzył swoim naczyniem o te jego, czekając, aż to Jeon napije się jako pierwszy.
Czując jego spojrzenie na sobie, Jeongguk powoli przysunął napój pod nos, najpierw go wąchając i aż zmarszczył brwi, czując znajomy zapach. Ale dopiero kiedy wziął pierwszy łyk, zdołał go rozpoznać.
— Truskawki? — zapytał, biorąc kolejnego łyka, który tym razem mniej gryzł go w gardło niż poprzedni. Od razu poczuł przyjemne ciepło rozpoczynające się w jego gardle i prowadzące coraz niżej.
— Mhm. Smakuje ci? — zapytał, samemu biorąc wypijając na raz połowę zawartości kieliszka.
— Jest dziwnie dobre — stwierdził zdziwiony, tak dla pewności, czy na pewno jest smaczne, pijąc całą resztę, aż opróżnił naczynie. — Mogę jeszcze?
Starszy momentalnie się zaśmiał, mimo wszystko kiwając głową i posłusznie dolewając mu wina, tak jak poprosił.
— Żebym nie musiał się tylko później tłumaczyć Hoseokowi, że cię upiłem.
— Ty Hoseokowi? To on powinien się tłumaczyć tobie, jakby mnie upił, a nie. Nie ma nade mną żadnej władzy — stwierdził, na nowo podnosząc pełne szkło do ust.
To wino tak szybko zaczęło działać, czy po prostu nagle poczuł się znacznie pewniejszy siebie, pijąc alkohol?
— Chce mi się tańczyć.
Wraz ze znikającą zawartością kieliszka, rozbawienie Jeongguka rosło. To będzie ciekawy wieczór.
Jeongguk sam nie wiedział, gdzie zniknęła mu ta godzina, ale kiedy kolejny raz tego wieczoru spojrzał na zegar, zostało im pół godziny do północy. Czas gnał jak szalony, zupełnie jak on na parkiecie w objęciach swojego chłopaka. A przecież Jeon nie tańczył przy ludziach.
Tymczasem, słysząc w głośnikach kolejne przeboje Abby, nie mógł powstrzymać swoich nóg.
Był świadomy wszystkiego i był pewien, że będzie wszystko pamiętał. Po tak niewielkiej ilości alkoholu to było wiadome, ale nie śmiejmy się z niego, to był jego pierwszy raz i nie wiedział, co i jak.
Uśmiech Namjoona z pewnością zapamięta na długo. W sumie mógłby zrobić sobie galerię jego uśmiechów, bo miał ich już w swoich wspomnieniach całą masę.
Pierwszy, kiedy drużyna Jeongguka wygrała w turnieju koszykówki i Kim gratulował mu po meczu.
Drugi, kiedy Jeongguk dostał piątkę ze sprawdzianu z matematyki, do którego starszy pomagał mu się uczyć.
Trzeci, kiedy Jeongguk wyznawał mu swoje uczucia w walentynki.
Czwarty, kiedy Jeongguk jako pierwszy zainicjował pocałunek.
Piąty, kiedy Jeongguk po raz pierwszy nocował w jego domu.
Mógłby wymieniać w nieskończoność. Chciałby wymieniać w nieskończoność. Ale teraz nie miał do tego głowy. Nie, kiedy starszy kręcił nim na wszystkie strony podczas "Wake me up before you go-go".
— You get the gray skies outta my way — śpiewał starszy, a Jeongguk zastanawiał się, skąd tak dobrze zna tekst tej piosenki. I skąd nauczył się takiego ładnego akcentu. I skąd nauczył się tak tańczyć. — You make the sun shine brighter than Doris Day.
Jeon kochał go najmocniej na świecie. Nikt inny nie potrafił wywołać w nim tak wielkiej radości, tylu uczuć, tak szerokiego uśmiechu. Wiedział, że to był ten jedyny.
Kiedy kolejna piosenka dobiegła końca, wydobywający się z głośników rytm kolejnej, sprawił, że Jeongguk uśmiechnął się, przystając na moment. Znał ją aż za dobrze, od dziecka co najmniej raz w roku oglądając dirty dancing. Namjoon, również rozpoznając tę piosenkę, przyciągnął młodszego do siebie, sprawiając, że ten wylądował w jego ramionach.
Może i nie mieli nawet szans dorównać Johnny'emu i Baby, ale im zupełnie wystarczały niezręczne podrygi w swoich objęciach. Ważne, że byli obok siebie, już wtedy było idealnie.
Perfumy Namjoona pachniały tak... męsko, ale zarazem delikatnie. Uspokajały młodszego, czując je, wiedział, że nie może stać mu się krzywda, bo jego hyung był obok. Utożsamiał je z nim. Ułożył głowę na ramieniu szatyna, poddając się całkowicie jego ruchom. Pozwolił się prowadzić. Nie tylko w tańcu.
Ale kiedy Jeongguk znowu spojrzał na zegar w połowie piosenki i zauważył, że do północy pozostało naprawdę niewiele czasu, został zmuszony do przerwania tej przyjemności.
— Zmywamy się stąd? — zapytał cicho, nie musząc się wysilać, żeby go usłyszał, bo jego usta znajdowały się zaraz obok ucha starszego.
— Gdzie chcesz iść? — zapytał Kim, zerkając na niego i przenosząc jedną z dłoni do jego włosów, zagarniając je za jego ucho.
— Do mnie? — zaproponował, jeszcze bardziej wtulając się w jego klatkę piersiową. — Chciałbym, żebyśmy o północy byli z dala od tych wszystkich ludzi. Chciałbym całować cię przy światełkach na moich ścianach, kiedy wszyscy będą puszczać fajerwerki.
Jeongguk sam nie wiedział, jakim cudem udało mu się powiedzieć to wszystko tak po prostu. Jakby było to zwykłe pytanie o pogodę. Alkohol zdecydowanie na niego działał, ale jeszcze nie wiedział, czy w dobry, czy zły sposób.
Namjoon rozejrzał się dookoła, ale widząc, że nikt nie zwraca na nich uwagi, momentalnie chwycił dłoń młodszego i pociągnął w stronę schodów prowadzących na piętro. Chyba jego argumenty go przekonały.
Jeon szybko wyciągnął po drodze kluczyk ze swojej kieszeni, aby od razu, jak znajdą się przed drzwiami, mogli je otworzyć. I tak też się stało, kiedy oboje weszli do sypialni, zamknął za nimi drzwi i również przekręcił zamek, nie chcąc, aby ktokolwiek im przeszkadzał. Może i przy Namjoonie zyskał pewności siebie, ale czuł, że jakby ktoś zobaczył ich podczas pocałunku, straciłby ją całą.
Starszy zupełnie nie poznawał dziś swojego małego chłopca. Zawsze był nieśmiały i to on musiał inicjować wszystko, a teraz? A teraz sam pchnął go w stronę łóżka, a kiedy usiadł na jego krawędzi, wgramolił się okrakiem na jego kolana i układając dłonie na jego szyi, złączył ze sobą ich usta. Co prawda jeszcze nie było północy, ale on nie był w stanie dłużej czekać.
Namjoon sapnął zaskoczony w jego usta, układając dłonie na jego bokach, aby przypadkiem nie spadł. Zadziwiał go coraz bardziej, ale musiał przyznać, że w pozytywny sposób. Jednak w tym wszystkim dalej pozostał jego małym Ggukiem, wydając z siebie cichy jęk, kiedy starszy przejechał językiem po jego dolnej wardze, prosząc niemo o pogłębienie pieszczoty.
Na co zresztą zaraz mu pozwolił, uchylając usta i pozwalając, aby w pełni zdominował pocałunek.
Joon delikatnie musnął językiem ten młodszego, na co w odpowiedzi ten wyszedł mu naprzeciw, napierając na niego niezdarnie. W każdym jego ruchu odznaczał się jego własny urok, ten sam, w którym Namjoon zauroczył się lata temu.
Pierwsze fajerwerki zaczęły rozbłyskiwać na niebie, a ich światło oświetlało cały pokój Jeona, zastępując świecące na ścianie lampki choinkowe. Nie mieli pojęcia, która właściwie była godzina i czy może to był już nowy rok, czy nie, ale to nie było ważne. Teraz liczyli się tylko oni i przytłumiona "Mamma mia" dobiegające z dołu.
— Hyung... — sapnął, czując, jak duże dłonie błądziły po jego bokach, jednak ani na moment nie wędrując dalej, niż "wypadało". Namjoon zawsze uważał z każdym swoim posunięciem, aby nie naruszyć w żaden sposób prywatnej sfery młodszego, co zawsze sprawiało, że niemo mu dziękował, jednak tym razem... Tym razem, o dziwo, pragnął, aby zmienił nieco swoje zasady.
Nie chciał czekać dłużej. Doszło do niego, że już nigdy może nie być tak idealnej okazji i może nie mieć na tyle pewności siebie. Dlatego powoli oderwał się od starszego, ciągnąc za sobą nitkę ich śliny i spoglądając prosto w jego oczy, sięgnął po jedną z jego dłoni, powoli wsuwając ją pod swoją satynową koszulę. Jego serce biło szybko, zupełnie jak podczas ich pierwszego pocałunku. Chociaż nie. Tym razem jeszcze szybciej.
Namjoon popatrzył na niego pytająco, mimo to muskając opuszkami jego delikatną skórę. Wtedy młodszy przygryzł wargę, sięgając do guzików pod swoją szyją, powoli rozpinając je po kolei. Jednak kiedy dotarł do połowy, dłoń starszego zatrzymała jego działania.
— Jeonggukie... Jesteś pijany... — szepnął, chcąc zapiąć jego ubranie z powrotem, jednak wtedy to Jeon go zatrzymał.
— Jestem pijany na tyle, żeby nie bać się powiedzieć ci, czego chcę, nie na tyle, żeby wszystkiego zapomnieć, hyung — powiedział pewnie, nawet się nie wahając. Był pewien swoich uczuć.
Szatyn spojrzał w jego oczy, jakby chcąc znaleźć w nich odpowiedź na to, którą drogę powinien wybrać. I chyba w końcu ją odnalazł, na nowo łącząc ze sobą ich usta, tym razem obie dłonie wsuwając pod koszulę chłopaka. Ułożył je na jego bokach, pewnie sunąc nimi w górę i w dół, aż po linię jego spodni.
Tym razem w tym pocałunku było coś... innego. Jakby Namjoon do tej pory bał się, że zrobi mu krzywdę, teraz pozbywając się tej obawy, całując go z taką namiętnością, że Jeon miał wrażenie, że zaraz zemdleje.
Wszędzie dookoła czuł jedynie swojego hyunga. Jego dotyk, jego smak. Czuł, jakby się w nim topił.
Tym razem to starszy zaczął powoli rozpinać resztę guzików jego koszuli, zaraz zsuwając ją z jego ramion. Hoseok nie byłby zadowolony, gdyby się pogniotła, jednak Jeongguk nie miał teraz czas, by o tym myśleć, po prostu zrzucając ją na ziemię. To samo zrobił zaraz z białą marynarką Kima, lecz zanim zdążył chociażby sięgnąć do jego koszuli, poczuł, jak zostaje ułożony na miękkich poduszkach.
Namjoon znalazł się między jego rozchylonymi, ugiętymi w kolanach udach, samemu zajmując się czarnym materiałem, który zdjął z siebie, nim Jeon zdążył chociażby mrugnąć. Oboje zostali w samych spodniach, kiedy szatyn pochylił się nad jego ciałem, kolejny raz sięgając do już opuchniętych, różowych ust.
Jego dłonie nie szczędziły sobie, wędrując po nagiej klatce piersiowej młodszego, badając każdy, nawet najmniejszy jej fragment. Chciał zapamiętać każdy szczegół jego ciała jak najdokładniej.
A Jeongguk już sam nie wiedział, jak reagować na to wszystko, jedynie leżąc pod starszym i zaciskając dłonie na jego ramionach.
— Rozluźnij się — szepnął starszy w jego usta, na co młodszy przytaknął skinieniem głowy, nawet nie zauważając do tej pory, jak bardzo spina wszystkie mięśnie. Chciał tego, no jasne, że chciał, ale mimo wszystko... To miał być jego pierwszy raz, to jasne, że się stresował, może trochę mniej, niż robiłby to normalnie, ale wciąż.
Jednak jego mięśnie spięły się na nowo, kiedy udo szatyna naparło na jego krocze.
Wydał z siebie niekontrolowany jęk, niechcący gryząc wargę Kima nieco zbyt mocno. Ale to jego wina, nie ostrzegł go!
Zaraz wszystkie myśli ucichły, kiedy mężczyzna wykonał znowu poprzedni ruch, tym razem mocniej, na co Jeongguk nie był w stanie dłużej odwzajemniać pocałunku. Zamiast tego odchylił głowę, stękając głośno, ale nawet się tym nie przejął. W końcu raczej nikt nie usłyszy go przez głośno grającą muzykę.
Gdyby wtedy stał, z pewnością na długo nie utrzymałby się na nogach, bo te powoli zaczynały przypominać watę. Namjoon doprowadzał go na granice szaleństwa. Nawet muzyka i wystrzeliwujące petardy zaczęły głuchnąć w jego uszach, a jedynym, co był w stanie usłyszeć, były ciche westchnienia starszego. Czuł na sobie jego wzrok, co odrobinę go onieśmielało, jednak nie był w stanie o tym myśleć, kiedy przez jego kręgosłup przepływało tsunami dreszczy, a w podbrzuszu rodził się istny ogień.
— Dobrze ci? — zapytał szatyn, na co chłopak żywo pokiwał głową, jeszcze mocniej zaciskając palce na jego ramionach, praktycznie wbijając w jego skórę paznokcie.
— P-proszę... — sapnął, wypychając biodra, przez co sam napotkał jego udo i otarł się o nie mocno. — Proszę...
— O co prosisz, malutki? — zapytał, choć odpowiedź wydawała się być wiadoma. Ale chciał usłyszeć to z jego ust. Z tych słodkich, wilgotnych, zaróżowionych ust.
Ale Jeongguk momentalnie nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Starszy robił to mu specjalnie, doskonale wiedział, jak ciężko było mu rozmawiać na takie tematy.
Tym razem jednak musiał się przemóc.
Powoli sięgnął dłonią do tej namjoonowej i patrząc prosto w jego oczy, nakierował ją prosto na swoje krocze.
— Zajmij się mną... Proszę — ledwo zdołał z siebie wydobyć, kiedy poczuł, jak opuszki palców starszego muskają jego penisa przez materiał spodni. — A-ah, hyu-ung... — sapnął, na co tamten zaczął rozpinać jego spodnie, a kiedy w końcu zamek ustąpił, a Namjoon zaczął ugniatać jego krocze jedynie przez materiał bokserek.
Dźwięków uciekających z ust Jeongguka nie można było nazwać już zwykłymi jękami, on piszczał, skomlał, prosząc go co chwilę o więcej. Tracił już nad sobą panowanie, jego dłonie zaciskały się to na błękitnej pościeli, to na ramionach starszego, nie mogąc się zdecydować na wybranie jednego miejsca.
A Namjoon nie mógł być szczęśliwszy, widząc, jak jego chłopiec praktycznie wariuje i to z jego powodu. Zaczynał czuć, jak bokserki chłopca robią się coraz bardziej wilgotne, dlatego przyspieszył ruchy dłonią, jednak wtedy Jeongguk lekko ścisnął jego dłoń, zatrzymując jej działania. Spojrzał na niego pytająco, jednak młodszy nie patrzył w jego oczy, a znacznie niżej.
W tym momencie poczuł, jak chłopak sięga do jego rozporka, zaraz zsuwając spodnie z jego bioder.
— Chciałbym... chciałbym dojść razem z tobą, hyung — wyszeptał cicho tym swoim słodkim głosikiem, któremu mężczyzna nigdy nie potrafił się oprzeć. Jednak jego czyny były znacznie mniej niewinne niż słowa, długie nogi owinęły go w biodrach, dociskając do siebie.
Oboje westchnęli błogo, czując, jak ich krocza okryte jedynie cienką bielizną napierają na siebie. Ich obecne położenie było nieco niewygodne, bo spodnie Jeongguka były zsunięte jedynie z jego bioder, tak samo jak te Kima, jednak żaden nawet nie śmiał narzekać.
Nie, kiedy usłyszeli dobiegające z dołu odliczanie.
Jeon uśmiechnął się słodko, patrząc w oczy starszego i pojękując cicho z każdym ruchem jego bioder. Nie mogli wejść w nowy rok lepiej. W swoich objęciach, ze smakiem spełnienia na czubku języka, z niewypowiedzianym kocham cię krążącym gdzieś w powietrzu.
Fajerwerki zaczęły wystrzeliwać jeden po drugim, całkowicie rozświetlając pokój młodszego, a w jego uszach obiło się jeszcze "Happy new year" Abby dochodzące z salonu, kiedy poczuł, jakby węzeł zawiązywał się w jego podbrzuszu.
Doszedł, oplatając ramionami szyję mężczyzny, którego z pewnością mógł nazwać swoją jedyną i największą miłością. Po chwili i starszy przymknął oczy, chowając głowę w ramieniu jasnowłosego i dociskając biodra do tych jego ostatni raz, nim opadł obok niego z błogim uśmiechem błądzącym po jego twarzy.
— Szczęśliwego nowego roku — powiedział Jeongguk cicho, od razu wtulając się w bok szatyna. — Mam nadzieję, że spędzonego u mojego boku.
— Ja nigdzie się nie wybieram — odpowiedział Namjoon odrobinę zachrypniętym głosem i złożył motyli pocałunek na lekko wilgotnym od potu czole swojego chłopca. — Kocham cię, mały.
— A ja kocham ciebie.
Naprawdę Jeongguk nie był w stanie wyobrazić sobie tego dnia lepiej. A jak to powiadają, jaki pierwszy stycznia, taki cały rok, więc właśnie dlatego postarał się, aby kolejne godziny spędzili, składając sobie słodkie pocałunki i rozmawiając aż do białego rana.
Szczęśliwego nowego roku, kwiatuszki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro