Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 9

Chciałabym powiedzieć, że rzeczywistość wygląda jak zły sen. Niestety to nie byłaby prawda. W tym momencie moja rzeczywistość jest o wiele gorsza. Miałam za wszelką cenę zyskać popularność, a zamiast tego zostałam najbardziej nielubianą i wyśmiewaną dziewczyną w klasie. Do tego osiągnęłam to w ciągu pierwszych dziesięciu minut, czym prawdopodobnie pobiłam jakiś rekord. Nawet mnie jeszcze nigdy nie poszło aż tak tragicznie.

Wbrew pozorom kiedyś nie miałam takich problemów w kontaktach z innymi. Oczywiście nie zaliczałam się do szkolnych gwiazdek, bo brakowało mi zarówno przebojowego charakteru, jak i przyciągającego wyglądu. Lubiłam gry video i skateboarding, więc przez dłuższy czas trzymałam się głównie z chłopcami o podobnych zainteresowaniach

Wszystko popsuło się mniej więcej w wieku dwunastu albo trzynastu lat, kiedy pojawiły się pierwsze związki. Znajome uważały mnie za dziwaczkę, bo nie zawracałam sobie głowy zauroczeniami, randkami i tego typu sprawami. Niektóre stawały się wręcz zazdrosne, chociaż nie dawałam im żadnych powodów. Plotkowały, że pewnie w żałosny sposób skupiam na sobie uwagę. Chłopacy nagle zaczęli zachowywać się inaczej – porównywali mnie z innymi dziewczynami czy kpili z mojej urody a raczej jej braku. Jeżeli musieli wybierać pomiędzy dziewczyną a kumpelą, zawsze ważniejsza okazywała się ta pierwsza. Szybko zostałam wyrzutkiem. A to z kolei uczyniło mnie idealną kandydatką na ofiarę.

Może znalazłabym siłę, żeby się przeciwstawić, ale wtedy nadeszły te straszne wakacje między siódmą a ósmą klasą. Chociaż minęło już parę lat, nadal nie potrafię wspominać tych wydarzeniach bez cisnących się do oczu łez. Jednak niezależnie od tego, jak bardzo bym uciekała, ich konsekwencje nadal mi towarzyszą. Zamiast walczyć, jeszcze mocniej zamknęłam się w sobie i wpadłam w okropną pętlę. Coraz bardziej obawiałam się kontaktu z innymi osobami, więc za każdym razem, kiedy zostałam do tego zmuszona, radziłam sobie słabiej. A im gorzej mi szło, tym bardziej wszyscy mnie odpychali i czułam większy lęk... Sytuacja bez wyjścia.

Tylko wtedy ta spirala nakręcała się latami. Wzbierała powoli niczym przypływ, niemal niezauważalnie zalewając kolejne obszary mojego życia. A teraz Marika pogrążyła mnie w ciągu kilku minut jak huragan demolujący miasteczko. Niebezpiecznym burzom nawet nadaje się imiona, więc to porównanie całkiem nieźle do niej pasuje.

Przez resztę lekcji ukrywam twarz za podręcznikami. Wymusza to niezbyt wygodną pozycję, za to przynajmniej nikt nie może spojrzeć mi w oczy. Chociaż oczywiście nie przeszkadza to w obgadywaniu mnie. A jestem pewna, że po kompromitującej prezentacji wszyscy to robią. Jedynie nauczycielka lituje się, zostawiając mnie w spokoju.

Po lekcji wszyscy się rozdzielają i rozchodzą w różne strony. Sprawdzam plan i rozumiem dlaczego. Teraz mamy zajęcia z języków obcych, które odbywają się w mniejszym gronie. Wszystko wydaje się w porządku, ale moją uwagę zwraca jeden szczegół: wpisano mnie do grupy z hiszpańskim. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że nigdy nie uczyłem się tego języka.

Wprawdzie aktualnie to jeden z najmniejszych problemów, jednak kiedy wchodząc do klasy i widzę plakaty, z których niczego nie rozumiem, czuję jeszcze silniejszy stres. Moja znajomość hiszpańskiego ogranicza się do kilku słów z seriali „Domu z papieru", „Uwięzione" i „Szkoła dla elity" oraz piosenek Shakiry czy Jennifer Lopez. Pełna obaw zajmuję miejsce i dyskretnie rozglądam się wokół. Pewną ulgę przynosi mi brak Mariki. Przynajmniej na tą jedną lekcję udało mi się od niej uwolnić.

Klasa tworzy przyjemną atmosferę. Zamiast typowych grafik prezentujących odmianę czasowników ściany wypełniają plakaty filmów i zespołów. Nauczycielka nazywa się Alba Maria Martinez i jest najbardziej stereotypową latynoską, co prawdopodobnie czyni z niej żywą reklamę szkoły. Zwłaszcza, że z kruczoczarnymi włosami sięgającymi pasa i oliwkową cerą, wygląda naprawdę pięknie. Lekko kołysząc biodrami, podchodzi wprost do mnie.

– Me llamo Alba – mówi, podając mi rękę.

Na szczęście po geście i użytym imieniu domyślam się, co to znaczy.

– Me llamo Agata.

– Encantando de conocerte.

Tego już kompletnie nie rozumiem, jednak sądząc po tonie nie zadała pytania. Może więc użyła grzecznego zwrotu typu „Miło cię widzieć?"

– Gracias – popisuję się znajomością jednego z kilku słów.

– Te he preparado una sorpresa. ¿Leerás la historia?

Kobieta kładzie na blacie ławki kartkę kredowego papieru, pewnie wyciętą z kolorowego magazynu. Wypełniają ją obrazki uzupełnione tekstem. Domyślam się, że muszę to przeczytać. Nabieram powetrza, ale dokładnie w tym momencie otwierają się drzwi i do klasy wchodzi Marika w towarzystwie dwóch loleżanek: brunetki i rudej.

– Przepraszamy za spóźnienie – mruczy ta druga.

– Och, widzę, że zdążyłyśmy akurat na przedstawienie! – Marika posyła mi kpiący uśmieszek.

W jej ręce pojawia się mieniące kryształkami etui smartfona, a obie przyboczne usłużnie chichoczą. Wbijam wzrok w kartę, próbując się skupić. Niestety litery przysłaniają mi te pełne, pociągnięte szkarłatną szminką usta skrzywione w ironicznym grymasie.

– Hola – zaczynam czytać.

– „Ola" – natychmiast poprawia mnie nauczycielska.

Przekręcam lub kaleczę średnio co drugie słowo, dlatego po paru linijkach zdegustowana Alba Maria zabiera kartkę, żeby przekazać ją innej dziewczynie. Oczywiście takiej z perfekcyjną wymową, co jeszcze bardziej mnie pogrąża.

Ponownie pragnę zniknąć, a mogę jedynie ukryć twarz za książką. Niespodziewanie wibrujący telefon nie pozwala mi zrobić nawet tego. Przesuwam palcem po ekranie i widzę powiadomienie z Messengera. Przypominam sobie, że założono mi profil na fikcyjną tożsamość Agaty Winiarskiej. Otwieram wiadomość i widzę profilowe zdjęcie wydekoltowanej blondynki robiącej dziubek.

MARIKA

Hola, Hola Agatka!

Chociaż wiadomość nie jest zbyt oryginalna ani inteligentna, kpina boli. Zastanawiam się, co odpisać, ale nie potrafię niczego wymyślić. Ostatecznie zrezygnowana wyciszam telefon i wrzucam do torby.

Dociera do mnie, że muszę natychmiast coś zrobić. Inaczej cała ta misja zakończy się spektakularną porażką. To znaczy pewnie i tak nic z niej nie wyjdzie, ale powinnam przynajmniej pokazać, jak się staram. Przymykam powieki, przywołując wszystko, czego się nauczyłam. Jak na złość w głowie mam kompletną pustkę. Przypomina mi się tylko rada Patryka: wymyśl idealną bohaterkę i zachowuj się, jakbyś była nią. Do tej pory nie traktowałam tego poważnie, jednak teraz czuję się zdesperowana i postanawiam spróbować.

Okay, co zrobiłaby na moim miejscu postać z serialu? Na pewno by nie odpuszczała i walczyła. Wykorzystałaby do tego swoje umiejętności i mocne strony. Sama dysponuję tylko jedną, co zdecydowanie ogranicza wybór. Uśmiecham się, bo nagle wiem, co mogę zrobić. Mam przy sobie niebezpieczną broń. Potrzebuję jedynie chwili spokoju i bezpiecznego miejsca, żeby ją wykorzystać...

Jedno i drugie znajduję w łazience. Na długiej przerwie, zamiast jeść lunch, zamykam się w ostatniej kabinie. Dla pewności szarpię jeszcze za klamkę, żeby upewnić się, czy drzwi nie ustąpią. Uspokojona przestaję zwracać uwagę na kroki czy rozmowy.. Skoro nikt tu nie wejdzie, aż tak bardzo nie przejmuję się innymi dziewczynami. Z braku opcji opuszczam klapę i siadam na sedesie Zwykle pracuję w bardziej komfortowych warunkach, ale jakoś przeżyję.

Rozprostowuję palce, a następnie wyjmuję z torby smartfon. Dla mnie to przedmiot, który stał się symbolem naszych czasów jak rewolwer na dzikim zachodzie. Dla jednych stanowi gadżet, dla innych narzędzie pracy, ale przede wszystkim jest bronią. I sami czynimy ją śmiertelnie niebezpieczną. Ukrywamy w nim najważniejsze informacje na swój temat: listy znajomych, korespondencję, zdjęcia, historię finansów, ulubioną muzykę i wiele więcej. Wystarczy uzyskać dostęp do telefonu dowolnej osoby, aby poznać większość jej tajemnic. A akurat z wirtualnym przenikaniem do miejsc, gdzie nikt mnie nie zaprasza, radzę sobie całkiem nieźle.

Niektórzy wyobrażają sobie hakowanie, jako skomplikowane przełamywanie zabezpieczeń i faktycznie czasem okazuje się to niezbędne, ale najczęściej istnieją znacznie prostsze sposoby. Szósty punkt hakerskiego dekalogu mówi, że jeżeli nie możesz złamać hasła, to spróbuj o nie zapytać. Ja całkowicie to odwróciłam i moja zasada brzmi „Zanim zaczniesz się włamywać, poszukaj prostszej drogi". Inni uważają to za mało ambitne i niezasługujące na szacunek, za to często okazuje się najszybsze i najprostsze. Po co lecieć z Berlina do Moskwy przez Tokio?

Jedną z najbardziej prymitywnych technik wyłudzania dostępu jest phishing, czyli spamowanie do masy ludzi wiadomości z informacją na temat nadchodzącej paczki czy prośbą o zmianę hasła. Statystycznie kilka procent odbiorców kliknie w podejrzany link. To jednak kiepski sposób, jeżeli nie zależy nam na dorwaniu byle kogo, tylko konkretnej osoby. W takim przypadku znacznie lepiej sprawdza się spear phishing – atak w którym wysyłamy tylko jeden mail, za to przygotowany specjalnie pod konkretną ofiarę.

Skoro mam się zbliżyć do Mariki, to nie mogę bezpośrednio jej szantażować, dlatego postanawiam skupić się na przybocznych. Jako pierwszą ofiarę wybieram brunetkę Amelię, ponieważ wyśmiewała mnie bardziej ostentacyjnie niż ruda Ewelina. Ta druga robiła to jakby ze względu na lojalność wobec Mariki a nie dla sadystycznej przyjemności.

Wchodzę na Instagram Amelii. Ponieważ zależy jej na jak największej popularności mierzonej liczbą serduszek i komentarzy, ustawiła publiczny profil, żeby każdy mógł ją oglądać. To tylko ułatwia zadanie. Sprawdzam kogo obserwuje. Okazuje się, że głównie trenerki fitness, wizażystki i blogerki modowe. Posty jednej z dietetyczek dziewczyna komentuje szczególnie często. Pod reklamą jej newsletter napisała „Już jestem i czekam na nowe przepisy!". Czytając to, unoszę kąciki ust w nieznacznym uśmiechu.

Błyskawicznie zakładam adres email, różniący się jedną literką od tego dietetyczki. Pobieram jej zdjęcie profilowe i utrzymane w zielonej kolorystyce grafiki, a z innego bloga kopiuję tekst zachęcający do pobrania przepisu na niskokaloryczny shake. Wklejam wszystko do jednej wiadomości uzupełnionej o link, którego otwarcie zainstaluje na telefonie szpiegowską aplikację. Wysyłam spreparowanego maila i czekając na reakcję, nerwowo przygryzam wargę. Niepotrzebnie, bo niecałą minutę później Amelia daje się nabrać.

Minęła już połowa przerwy, więc gorączkowo przeglądam telefon dziewczyny. Przelatuję wzrokiem dziesiątki pozbawionych znaczenia konwersacji i rozmazanych zdjęć z imprez. Nie mam punktu zaczepienia, przez co jest zdecydowanie trudniej. Jednak w końcu trafiam na coś tak kompromitującego, że omal nie spadam z sedesu. Może jeszcze wcale nie przegrałam...


***************************


Kochani, ten rozdział dedykuję @smigielstories z podziękowaniami za to, że namówił mnie na pisanie na Wattpadzie!

Jak zwykle ogromnie Wam dziękuję, że jesteście. Będę wdzięczny za każdy komentarz, gwiazdkę czy wiadomość prywatną. Najmocniej jak tylko mogę wszystkich Was pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro