Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 8

Jakimś cudem udaje mi się rozluźnić i przesypiam na kanapie kilka godzin. Jednak po obudzeniu wcale nie jestem pewna, czy to dobrze. Kiedy wyłączam alarm w nowym smartfonie, od razu przypominam sobie, z czym muszę się dzisiaj zmierzyć. Stres powraca ze zdwojoną siłą, dosłownie ściskając mi żołądek. Jakby próbował nadrobić stracony czas, niczym osoba wkuwająca materiał z całego semestru przez jedną noc.

Niestety nie mam się gdzie schować ani jak uciec, więc wstaję i pierwszy raz po dziesięciomiesięcznej przerwie zaczynam przygotowania do szkoły. Każdą czynność wykonuję automatycznie, jakbym została zaprogramowana. Nie potrafię się na niczym skupić, a moje dłonie stają się nienaturalnie sztywne. Myjąc zęby, nagle orientuję się, że od kilku minut powtarzam ten sam, zbyt agresywny ruch. Wypluwam miętową pastę i widzę na dnie umywalki kropelki krwi. Musiałam się zranić i nawet tego nie zauważyłam...

Z łazienki przechodzę do garderoby i doznaję lekkiego szoku. W żadnym z dotychczasowych mieszkań nie miałam specjalnego pomieszczenia do przechowywania ubrań, ale wyobrażam je sobie, jako zastawioną półkami oraz pudełkami po butach klitkę, niewiele większą od zwykłej szafy. Natomiast ten pokój rozmiarem przerasta wiele salonów i najbardziej przypomina butik. Obrotowe wieszaki wypełniają niezliczone topy, koszulki, bluzki, sukienki czy kurtki. Gotowe stylizacje z dobranymi dodatkami oraz torebkami są wyeksponowane w przeszkolonych witrynach, wraz ze zdjęciami prezentujących je modelek. Jedną ścianę zajmuję dziesiątki, a może setki par butów: od wysokich kozaczków aż po sandały oraz sneakersy. Jak się szybko przekonuję, wszystkie rzeczy są nowe i w moim rozmiarze.

Służby specjalne naprawdę dysponują nieograniczonym budżetem, skoro agencja wydała górę kasy, żebym w trakcie misji otrzymała strój na każdą ewentualność. Zapomnieli tylko przysłać kogoś, kto zmusiłby mnie do włożenia czegoś odważniejszego. Gdyby nie stres, może nawet bym poeksperymentowała, teraz jednak pragnę znaleźć coś, w czym poczuję się swobodnie i chociaż odrobinę bezpiecznie.

Ubieranie się tutaj przypomina robienie zakupów, ale w końcu znajduję ciuchy w moim stylu. Aby nie wypaść aż tak ponuro, zamiast czarnej bluzy postanawiam wybrać kolorową. Odrzucam tą w odcieniu pudrowego różu, czerwoną i zieloną, aż wreszcie decyduję się na białą. Do tego jeansy, trampki za kostkę i duża czarna torba. Przeglądam się w opartym o ścianę lustrze. Jak na mnie wyglądam całkiem znośnie. Zwłaszcza, jeżeli zasłonię się kapturem i przyciemnianymi okularami.

Po powrocie do pokoju zastaję na stoliku paczkę wypełnioną podręcznikami, zestawem zeszytów i przyborów do pisania. Jakbym nigdy nie uciekła i nie rzuciła nauki... Niechętnie wrzucam wszystko do torby. Obok stoi taca ze śniadaniem. ale akurat jej nie ruszam. Na samą myśl o przełknięciu czegoś innego niż własna ślina, zbiera mi się na mdłości.

Kwadrans przed ósmą przychodzi agentka Kara. W przeciwieństwie do mnie sprawia wrażenie, zrelaksowanej i zadowolonej.

– Nie lubisz owsianki? – pyta, wskazując tacę z nietkniętym posiłkiem.

Kręcę głową.

– Nie jestem głodna.

Słysząc to, Kara bez pytania zgarnia miskę i nabiera na łyżkę tyle kawałków truskawek i kiwi, ile tylko się zmieści.

– Zjadłam już jedną, ale ten catering dietetyczny jest przepyszny – tłumaczy z pełnymi ustami.

– A catering dietetyczny nie polega przypadkiem na tym, żeby dokładnie trzymać się przygotowanych porcji, bo zawierają odpowiednią ilość kalorii i składników odżywczych? – pytam niewinnie.

Agentka wzrusza ramionami.

– Tylko, jeżeli chce się schudnąć, a ja nie muszę. Zresztą spalę to na fitnessie.

Denerwuję się, że ona myśli o fitnessie, kiedy ja zaczynam niewykonalną misję. Jednak paradoksalnie jestem jej za to wdzięczna, bo złość na moment przysłania strach.

– Możemy już iść?

– Oczywiście.

Najchętniej w ogóle bym się stąd nie ruszała, ale to niemożliwe. A skoro za nieco ponad pół godziny i tak zaczynam pierwszą lekcję, wolałabym się przynajmniej nie spóźnić.

Kara wreszcie wyskrobuje z dna miski resztki zupy mlecznej i idziemy do wyjścia. Zjeżdżamy windą do podziemnego garażu, gdzie czeka szofer. Spodziewam się, że agentka mnie zostawi, jednak ku mojemu zaskoczeniu wsiada do auta, a nawet zajmuje miejsce obok mnie. Nie wiem, czy chce osobiście przypilnować, żebym nie uciekła, czy gra wzorową mamę. Aktualnie niezbyt mnie to interesuje.

Zrobiłam w sieci research na temat szkoły, więc z daleka rozpoznaję nowoczesny kampus, wyróżniający się idealnie białą elewacją oraz wysokimi oknami. To liceum dla nastolatków, którzy wprawdzie pochodzą z okropnie bogatych rodzin, ale nie są na tyle uzdolnieni, żeby przygotowywać się do międzynarodowych egzaminów i studiów na prestiżowych uczelniach za granicą.

Kiedy szofer zatrzymuje się na parkingu, udaję, że tego nie zauważam. Jednak po minucie nie wypada to już ani odrobinę wiarygodnie, dlatego najwolniej, jak to możliwe, otwieram drzwiczki. Zanim wysiadam, Kara posyła mi delikatny uśmiech.

– Powodzenia, kochana.

– Dzięki – mruczę i ledwo słyszę własny głos.

Idąc przez parking, naciągam kaptur i wbijam wzrok w kostkę, którą wyłożono parking. Staram się nie zwracać niczyjej uwagi. Najprawdopodobniej bezskutecznie, bo właśnie zaczyna się letni semestr i każdy powinien już każdego kojarzyć. Nowa osoba musi rzucać się w oczy bardziej niż neon na ciemnej ulicy.

Natychmiast po minięciu rozsuwanych drzwi wejściowych przytłaczają mnie: gwar rozmów, nagłe wybuchy śmiechu, stukot butów i przelewająca się korytarzem w obie strony fala ludzi. Dla innych to zwykłe rzeczy, ale ja zostaję niemal sparaliżowana. Złośliwa wyobraźnia od razu wmawia mi, że rozbawione dziewczyny w kolorowych włosach śmieją się ze mnie, a mijani chłopcy komentują, jak wyglądam. Przysuwam się do ściany, muskając opuszkami palców biały tynk. Przynajmniej z jednej strony jestem bezpieczna.

Moją pierwszą tego dnia lekcją ma być język polski i to z wychowawczynią. Odnajduję wzrokiem wiszący w holu plan budynku i przesuwam się w jego stronę. Według mapki sala, której szukam, mieści się na pierwszym piętrze. Wyczekuję, aż na schodach zrobi się odrobinę luźniej i wbiegam na górę.

Drzwi właściwej klasy znajduję za załomem jasnego korytarza. Czeka już przed nimi kilkanaście osób, skupionych wokół krzykliwej blondynki w topie odsłaniającym sporą część brzucha, spódniczce do jednej trzeciej uda, pończochach i szpilkach. Na żywo Marika wydaje się jeszcze bardziej wyzywająca i sztuczna. Gdyby nie wpływowy ojciec, miałaby problemy przez sam strój, jednak jej takie sprawy nie dotyczą. Ewidentnie zachowuje się pewnie, jak liderka, której pozycji nikt nie śmie kwestionować.

Ledwo zatrzymuję się kilka metrów od grupy, a dziewczyna już taksuje mnie wzrokiem. Unosi palec zakończony absurdalnie długim, polakierowanym na czerwono paznokciem, lecz w tym momencie pojawia się nauczycielka. Wybawia mnie od konfrontacji.

Wchodzę do sali ostatnia, kiedy prawie wszystkie miejsca zostały już zajęte. Mogę wybrać jedynie pierwszą albo drugą ławkę pod oknem. Mam ochotę się rozpłakać, ponieważ to najgorsze możliwości. Wystawiona na widok, przez cały czas będę czuła na plecach lepkie, wścibskie spojrzenia. Mimo tego siadam.

– Kochani, zanim zaczniemy pragnę ogłosić, że od tego semestru uczy się z nami nowa koleżanka, Agata Winiarska. Proszę, przywitajmy ją ciepło i pomóżmy się zaaklimatyzować.

Nikt nie klaszcze, tylko kilka osób mruczy pod nosem coś niezrozumiałego.

– Moja droga, wyjdź na środek – nie poddaje się nauczycielka.

Z nerwów żołądek kurczy mi się chyba do rozmiarów piłeczki golfowej. Błagam w myślach kobietę, żeby odpuściła i po prostu zaczęła lekcję. Niestety ona się upiera.

– No chodź Agatko.

Cała zesztywniała odsuwam krzesło i niezgrabnie się podnoszę. Zrobienie tych kilku kroków na środek klasy stanowi dla mnie większy wysiłek, niż przebiegnięcie pięciu kilometrów.

– Zdejmij kaptur – prosi mniej miłym tonem.

Nieświadoma, najwyraźniej uznaje moje zachowanie za aroganckie. Dlatego wykonuję polecenie, ledwo opanowując drżenie palców. Uwolnione włosy wysypują się spod materiału na ramiona.

– A teraz się przedstaw.

Przełykam ślinę, ponieważ niespodziewanie zaschło mi w gardle.

– No to ja nazywam się Agata. – Głos wydobywający się z moich ust brzmi nienaturalnie, jakby należał do innej osoby.

Urywam, bo nie mam pojęcia, co jeszcze powinnam powiedzieć.

– Gdzie się wcześniej uczyłaś? – podpowiada nauczycielka.

– Ja... – znowu przełykam ślinę – w Stanach z mamą mieszkałam – kończę nieskładnie.

Kątem oka dostrzegam pojawiające się na twarzach kilku osób kpiące uśmieszki. Z całej siły obejmuję nadgarstek lewej ręki palcami prawej.

– Ciekawie, i co tam robiłaś?

– No chodziłam do szkoły i... i w domu siedziałam też.

Słyszę pierwszy chichot i czuję, jak na policzkach wykwita mi rumieniec. W sumie nawet nie dziwię się klasie. To żenujące, że nie potrafię ułożyć ani jednego sensownego zdania.

– Masz jakieś zainteresowania?

– Yyy, gram.

– Och, a na jakim instrumencie?

– Znaczy żadnym. W gry video.

Nauczycielka ściąga brwi.

– Dziękuję, może już lepiej usiądź.

Wydaje mi się, że nie dało się wypaść gorzej. Jednak nie mam racji. Rozumiem to, kiedy potykam się o czyjś plecak i upadam, boleśnie uderzając łokciem o podłogę. Leżę i nikt nie próbuje mi pomóc, ani nawet sprawdzić, czy przypadkiem się nie zabiłam. Słyszę tylko tłumione chichoty, niespodziewanie przerwane przez głośne oklaski. Od razu domyślam się czyje.

– Marika, przestań. – Nauczycielka potwierdza moje podejrzenia.

– No co? Ja tylko ciepło ją witam, tak jak pani prosiła – odpowiada wyzywająco dziewczyna.

Teraz wszyscy już otwarcie pokładają się ze śmiechu. Nauczycielka nie próbuje nikogo uspokajać. Purpurowa ze wstydu szybko zbieram się z podłogi. Upadłam akurat przy ławce Mariki, więc nasze spojrzenia się spotykają. Dziewczyna wydyma usta w złośliwym uśmieszku.

– Pomachaj do swoich fanów – szepcze, wyciągając w moim kierunku smartfon w różowym etui z kryształkami Swarovskiego. – Zostaniesz gwiazdą TikToka.

Dociera do mnie, że musiała nagrywać „występ" od samego początku. Pewnie nawet zabawiła się w reżyserkę i sama podstawiła ten plecak. Cóż, mimo negatywnego nastawienia, nawet ja nie przewidywałam tak koszmarnego początku naszej znajomości...


*********************************


Ten rozdział oraz moc pozdrowień dedykuję przemiłej @Vespera87 która niczym Sherlock tropi wszelkie nieścisłości w fabule. Dziękuję!

Kochani, zgodnie z obietnicą wreszcie na żywo pojawiła się wyczekiwana przez niektórych Marika. Mogę zapewnić, że niezależnie od tego, jakie zrobiła wrażenie, będzie jej tylko więcej. 

Dziękuję wszystkim, że tutaj jesteście i czytacie. To naprawdę fantastyczne. Jak zwykle będę niesamowicie wdzięczny za wszystkie gwiazdki, komentarze czy wiadomości. Każda z nich działa niesamowicie motywująco! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro