Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 14

Jeszcze przed chwilą dotykająca mojej dłoni Marika, znika odprowadzana przez ochroniarza. Zostaję przed klubem całkiem sama, próbując powstrzymać wzbierającą panikę. Niestety panujący wokół chaos praktycznie to uniemożliwia. Ostre światła rażą moje oczy, a wycie syren alarmowych nieprzyjemnie dźwięczy w uszach. Najgorszy jest jednak tłum. Niemal wszyscy krzyczą, przepychają się lub wyciągają przed siebie smartfony. Ich obecność niemal namacalnie mnie przytłacza.

Aby uciec, obracam się i mój wzrok ponownie trafia na zwłoki mężczyzny. Zostały już zakryte czarną płachtą, jednak to niewiele pomaga, bo przecież mam świadomość, że tam są. Chociaż pragnę się odwrócić, nie mogę. Ten obraz w jakiś mroczny sposób mnie fascynuje, przyciągając niczym magnes.

Nie po raz pierwszy znajduję się w takiej sytuacji. Już kiedyś widziałam czyjąś śmierć... To wspomnienie sprawia, że ostatecznie tracę resztki wewnętrznej równowagi i spadam z krawędzi, na której od dłuższej chwili balansuję.

Serce zaczyna bić coraz mocniej, jakby chciało wyrwać się z piersi i ode mnie uciec. Gardło ściskają lodowate szpony lęku, przez co nie mogę zaczerpnąć więcej powietrza. Oddycham coraz szybciej i bardziej spazmatycznie. Wzrok powoli się rozmywa, a w uszach słyszę pisk. Przeraża mnie świadomość, że jeżeli wszystko jeszcze trochę się nasili, to też zaraz umrę.

Nagle przez narastający szum przebija się spokojny, lecz zdecydowany głos.

– Nina, spójrz na mnie.

Czuję na półnagich ramionach dłonie. Delikatnie zmuszają mnie, abym obróciła się tyłem do zaułka z martwym ciałem. Teraz patrzę na trzymającą mnie kobietę i chociaż już niemal tracę kontakt z rzeczywistością, udaje mi się ją rozpoznać. Przez migotanie czerwonych oraz niebieskich świateł jej blada twarz przybiera co sekundę inny kolor, ale jestem pewna, że to Kara.

– Patrz na mnie. Jestem tutaj i już nikt cię nie skrzywdzi. Słyszysz?

Nie mam pewności czy zapanuję nad swoim głosem, więc tylko kiwam głową.

– To skup się na oddychaniu. Zaczerpnij powietrza, policz do trzech i zrób wydech.

Kara cały czas mówi tym samym opanowanym, ale lekko stanowczym tonem.

– Właśnie tak, a teraz to powtórz. Wszystko będzie dobrze.

Agentka przesuwa lewą dłoń z ramienia, między moje łopatki. W kółko powtarzając te same słowa, gładzi moje plecy przez materiał płaszczyka tak długo, aż udaje jej się mnie uspokoić. Po paru minutach nadal mam lekko przyspieszony oddech, ale już nie przeraża mnie wizja tego, jak zaraz się uduszę. Moment najgorszej paniki minął.

– Dojdziesz do auta? – pyta Kara, odgadując moje myśli.

– Tak, dam radę.

Słysząc swój głos, nawet tak słaby, czuję ulgę.

– To chodź.

Agentka otacza mnie ramieniem i przeprowadza przez tłum na chodniku w stronę samochodu. Zaparkowała w niedozwolonym miejscu, blokując prawie cały pas, co pokazuje, jak bardzo się spieszyła. Pewnie jadąc tutaj, złamała z milion innych przepisów.

Dzisiejszego wieczoru Kara ewidentnie sama nie kontrolowała przebiegu mojej misji. Sprawia wrażenie, jakby po otrzymaniu informacji o morderstwie, wybiegła wprost z imprezy albo wręcz randki, o ile w ogóle na nie chodzi. Na stopach ma składane baleriny takie, które nosi się w torebce, żeby w razie potrzeby założyć zamiast szpilek. Na małą czarną nie narzuciła żadnego płaszcza ani kurtki, a coraz mocniej padający deszcz rozmazuje jej ostry makijaż.

Kiedy Kara otwiera przede mną drzwiczki, z westchnięciem osuwam się na skórzany fotel. Rozluźniam się, a nawet na chwilę przymykam powieki. Niestety to jeszcze nie koniec wrażeń na dziś.

– Często masz takie napady paniki?

Niechętnie otwieram oczy.

– Jeżeli unikam niekomfortowych sytuacji, zwłaszcza tłumów, to bardzo rzadko – odpowiadam wymijająco.

– Dlaczego mnie o tym nie uprzedziłaś?

– Przecież powtarzałam wiele razy, że sobie nie poradzę, cierpię na fobię społeczną, nie dogaduję się z osobami ze szkoły i tak dalej...

Kara zaciska usta, jakbym ją okłamała.

– To jednak nie to samo.

– Odkąd cię znam grasz niby Bonda w kiecce, więc mogłaś się domyślić.

Kobieta poprawia blond włosy, które od wilgoci zaczynają się kręcić. Robi to nienaturalnie długo, przez co zaczynam się zastanawiać, czy nie gra na czas.

– Faktycznie nie doceniłam twoich problemów – przyznaje wreszcie.

Zaskoczona aż mrugam. Spodziewałam się z jej strony wyrzutów, straszenia czy motywacyjnych tekstów, a nie przyznania się do błędu.

– To teraz mi odpuścisz? – pytam, z pojawiającą się iskierką nadziei.

Kara jednak potrząsa głową, nie pozostawiając mi żadnych złudzeń.

– Nie jestem w stanie. To zaszło już za daleko.

– Przecież możesz spróbować za jakiś czas z lepszą dziewczyną.

Agentka prycha.

– Nie mam żadnej innej kandydatki. Z resztą nawet gdyby było inaczej, to niby jak za pół roku, miałabym zacząć udawać mamę innej dziewczyny? Nawet taka złota rybka jak Marika, zorientowałaby się, że coś tu nie pasuje.

Porównanie wydaje się nieźle pasować. Wprawdzie Kara nawiązała do niby kilkusekundowej pamięci złotych rybek, ale one przecież symbolizują dużo więcej. Spełnienie marzeń, szczęście, piękno...

Dociera do mnie sens tych myśli i czuję pieczenie na policzkach. Co się ze mną dzieje? Czy właśnie zaczynam idealizować Marikę?

– To, jaki masz plan? – pytam, jednocześnie przygryzając wargę, aby pozbyć się dziwnych skojarzeń.

Tym razem Kara nie zastanawia się długo nad odpowiedzią.

–Na początek opowiedz mi, co tam się stało?

– Myślałam, że wiesz...

– Wiem tylko, że obie urwałyście się swoim obstawom, a półtorej godziny później na ulicy przed klubem ktoś znalazł zwłoki i to w nie imprezowym znaczeniu. Cóż, według mojej, jak ją nazywasz, niby bondowskiej intuicji to nie wszystko...

Biorę głęboki oddech i relacjonuję Karze wydarzenia. Zaczynając od momentu, jak mężczyzna, zanim został zamordowany, próbował mnie molestować. Wspominam o moim załamaniu w łazience, ale w ostatniej chwili decyduję się zachować dla siebie pocałunek z Mariką. Pomijam też, jak dziewczyna trzymała mnie za rękę i grała na gitarze. W tej wersji nasza przechadzka traci intymny nastrój, stając się niewinnym spacerem nowych koleżanek.

Słuchając, Kara unosi wyregulowane brwi. Obawiam się, że nie kupi moich kłamstw i niestety mam rację. Jest na to zbyt inteligentna.

– Skoro tylko chodziłyście w deszczu, to po co wymykałyście się ochronie?

Jednym celnym pytaniem agentka podważa moją historyjkę. Na szczęście Marika w trakcie naszej rozmowy sama o tym wspominała. A najlepsze kłamstwa to takie zbudowane na prawdzie.

– Marika nie lubi, jak ciągną się za nią smutni faceci. Często ich myli. To chyba jej gra.

Kara nawet najdrobniejszym gestem nie zdradza, czy wyjaśnienie ją przekonało.

– Tylko skoro to taka zołza, dlaczego w ogóle okazała ci wsparcie?

– Yyy. – Rozpaczliwie szukam w myślach odpowiedzi. – Pewnie potraktowała to osobiście, bo nie znosi, jak ktoś miesza się w jej sprawy. Byłam z nią, więc uznała, że tylko ona może mi dowalać.

Mimowolnie zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem właśnie tak nie było.

Kara niemal niezauważalnie kiwa głową.

– To nawet pasuje do tej narcyzki...

Odrywa ode mnie wzrok i przekręca kluczyk w stacyjce. Oddycham z ulgą, bo na razie odpuściła sobie dalsze przesłuchanie.

– Co teraz zrobimy? – pytam, zbierając się na odwagę.

– Ustalimy, kto jest mordercą...

***

Kara prowadzi na granicy łamania przepisów. Zdarza jej się przeciąć skrzyżowanie na zmieniającym się żółtym świetle albo lekko przekroczyć ograniczenia prędkości. Jednak nie nazwałabym jej piratką. Raczej osobą na tyle pewną siebie, że wie, kiedy może nagiąć zasady.

Dzięki temu w niecały kwadrans docieramy na parking pod wieżowcem, a po chwili jazdy windą jesteśmy już w naszym penthousie. Odruchowo obracam się w stronę salonu, lecz agentka powstrzymuje mnie nieznacznym ruchem dłoni. Ku mojemu zaskoczeniu przechodzimy do części apartamentu, w której jeszcze nigdy nie byłam – tej zajmowanej przez nią.

Zawsze wydaje mi się, że ludzie o silnych osobowościach, mocniej wpływają na przestrzeń wokół. Kara zdecydowanie potwierdza tą teorię. Chociaż mieszka tu od niecałego tygodnia, już zamieniła jeden z pokojów na swoje centrum dowodzenia. Przeszkloną ścianę wychodzącą na zachodnią panoramę stolicy ukryła za czarnymi zasłonami, tworzącymi aurę dyskrecji. Biały stół przesunęła na środek, dzięki czemu pełni funkcję biurka i obecnie stoją na nim dwa laptopy.

Najciekawsze okazały się jednak ściany. Zniknęły z nich obrazki, po których zostały jedynie jaśniejsze miejsca. Pojawiły się za to zdjęcia: moje, Mariki, jej ojca i... Patryka. To ostatnie mnie zaskakuje, bo do tej pory byłam pewna, że aktor został wmieszany w tą sprawę przypadkiem. Najwyraźniej się pomyliłam i również odgrywa w niej jakąś rolę.

Kara przesuwa jedno z krzeseł tak, abym mogła usiąść obok niej, a nie po drugiej stronie jasnego blatu.

– Potrafisz włamać się do systemu monitoringu tamtego klubu?

– Tak, ale...

– Ale? – przerywa mi w połowie zadania.

– Myślałam, że jako pracownicza służb specjalnych możesz poprosić o każde nagranie.

Kara wzdycha lekko zirytowana moim przeciąganiem tematu, jednak ostatecznie decyduje się wytłumaczyć.

– Oczywiście mogę. Tylko przy sprawie, w którą potencjalnie może być zamieszana córka szefa mafii, będą się kręcili wszyscy skorumpowani śledczy, prokuratorzy czy politycy. Szybko ktoś doniesie jej tatusiowi, że zażądałam dostępu do akt. A wtedy obie znajdziemy się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

– Czyli...

Agentka odblokowuje odciskiem palca ekran jednego laptopa i stawia go przede mną.

– Czyli zamiast zadawać naiwne pytania, użyj swoich hakerskich sztuczek, żeby zdobyć te nagrania.

Sądząc po jej spojrzeniu czas na dyskusje właśnie dobiega końca. Dlatego podwijam rękawy i kładę palce na klawiaturze. Znowu uderza mnie cukierkowo różowy kolor paznokci, ale to nie moment na użalanie się nad swoim wyglądem.

– Czy jeden z twoich współpracowników wciąż jest w tym klubie? – pytam, starając się wypaść jak najbardziej profesjonalnie.

– Tak.

– To poproś, żeby zalogował się do Wi-Fi dla klientów i otworzył link, który zaraz mu wyślę.

Dzięki niemu przejmuję kontrolę nad telefonem podwładnego Kary. A ponieważ klubowa sieć nie ma żadnych zaawansowanych ustawień bezpieczeństwa, niecałą minutę później włamuję się do tabletu personelu. Otwieram aplikację z monitoringiem i na ekranie pojawia się podgląd z kilkunastu kamer.

– Niezła jesteś – chwali mnie agentka.

W odpowiedzi tylko wzruszam ramionami. To było zbyt łatwe, żeby się tym chwalić.

Lożę, w której siedziałyśmy, widać tylko w jednym kadrze. Powiększam obraz i cofam nagranie. Trafiam akurat na moment, jak dziewczyny idą tańczyć, a ja zostaję sama. Po chwili przysiada się do mnie natarczywy facet. Oczywiście wiem, co się zaraz stanie, kecz i tak zaciskam usta.

– Co za dupek – syczy Kara, widząc, jak wpycha mi język do gardła.

Kiedy pojawia się Marika i odciąga go ode mnie, skupiam się na nagraniu. Doświadczając tego na żywo, umknęło mi wiele detali. Dopiero teraz zauważam, jak zdecydowanym ruchem szarpnęła faceta za włosy i oblała drinkiem. Mimo niebezpiecznej sytuacji aż emanuje z niej pewność siebie.

Wstrząśnięta uciekam do łazienki, przez co nie widzę już, jak napastujący mnie facet odrywa z powieki plaster cytryny i podnosi się z czerwonej kanapy. Aż wstrzymuję oddech, kiedy bierze zamach. Mocno uderza Marikę otwartą dłonią w twarz. Chociaż nagranie nie posiada ścieżki audio, w wyobraźni niemal słyszę bolesne trzaśnięcie.

Dziewczyna krzywi usta we wściekłym grymasie. Następnie wbija facetowi swoje długie, ostre paznokcie w twarz. Dokładnie w tym momencie video niespodziewanie się urywa.

– Co się stało? – pyta Kara.

– Ktoś ręcznie wyłączył system monitoringu.

– Możesz coś z tym zrobić?

Potrząsam głową.

– Jestem hakerką, a nie czarodziejką. Potrafię wykraść istniejący plik, a nie stworzyć go z niczego...

Kara wstaje od stołu.

– Czyli mamy podejrzaną.

– Marikę?

– Nie, ciebie... – parska z wyraźną ironią. –Oczywiście, że Marikę.

Ja jednak nie zwracam na to uwagi.

–To nie ona – zaprzeczam.

Agentka posyła mi zaskoczone spojrzenie.

– Przecież sama mówiłaś, że jest rozpuszczoną, zakochaną w sobie, arogancką zołzą, która uwielbia dręczyć innych.

Odruchowo chcę jej bronić, lecz po chwili wahania zamykam usta. Sama już nie wiem, jaka jest. W tej sprawie to Marika wydaje się największą zagadką. I obawiam się, że nigdy nie poznam jej rozwiązania...


*******************************


Ten rozdział dedykuję @LePapillonNoir która nawet w czasie mojej przerwy od Wattpada czytała Ninę, zostawiając miłe komentarze i upominała się u mnie o kontynuację :) 

Kochani, wybaczcie przerwę, ale zwłaszcza w sierpniu dopadło mnie trochę problemów osobistych. Teraz po wakacjach wracam z tą historią, jak z nowym sezonem serialu. Myślę tez o nowym projekcie dla Was - mniej sensacyjnym, a bardziej romantycznym...

Dlatego szczególnie teraz będę wdzięczny za każdy komentarz, gwiazdkę czy wiadomość. Ściskam Was!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro