ROZDZIAŁ 1
Jestem jak zjawa. Potrafię zniknąć, albo stać się niewidzialna i zakraść do kogoś bliżej, niż ktokolwiek wcześniej. Potrafię też sprawić, że nigdy nie było mnie w miejscu, w którym jestem ciągle. Nauczyłam się wiele, tracąc tylko jedno. Imię...
Hakerka nie powinna go używać, więc dla innych zostałam The Dark Mistress – Panią Mroku, uznającą jedynie własne zasady. Przez 18 lat zrozumiałam, że inaczej ktoś narzuci mi swoje. Świat nie jest fair, dlatego robię to, co robię...
Wysiadam z nocnego autobusu dwa przystanki przed największą w mieście galerią handlową. Dochodzi druga w nocy i na ulicy jest całkiem pusto. Pasuje mi to, bo nie cierpię tłumów i, zwłaszcza teraz, wolę pozostawać niezauważona. Jednak na wypadek, gdybym kogoś spotkała, założyłam niewyróżniające się, czarne ubrania, a na ukryte pod ciemnymi okularami oczy naciągnęłam kaptur. Nikt nie zapamiętuje mijanej na ulicy, zwykłej dziewczyny w sportowych ciuchach.
Idąc w kierunku galerii, wybieram boczne uliczki, żeby w miarę możliwości omijać kamery monitoringu. Oczywiście potrafię kasować nagrania, ale po co mam dokładać samej sobie pracy? Kilka kroków przed wejściem do nowoczesnego budynku ze stali i szkła wyjmuję z kieszeni bluzy smartfon. Błyskawicznie przesuwam palcem po ekranie, a drzwi galerii rozsuwają się tak szybko, jakby czekały na mnie od zamknięcia. Nawet nie muszę zwalniać kroku. Wydaję się pewna siebie, ale tak naprawdę czuję nieprzyjemny ucisk w dołku. Boję się, że przez stres w którymś momencie wpadnę w panikę. Pragnęłabym uciec, ale wiem, że nie powinnam rezygnować. Nie teraz.
Mijam przywiezione z jakiegoś egzotycznego kraju palmy i wciskam się między kwietnik a fontannę tak, żeby nikt z ulicy nie mógł mnie zauważyć. Chociaż jest późna noc, biały hol z przeszkloną ścianą jest całkiem nieźle oświetlony. Siadam na podłodze i natychmiast rozkładam na udach laptopa.
Biorę głęboki oddech i powoli liczę do dziesięciu. Nieco uspokojona zabieram się do pracy. Używam wyłącznie czarnego tła z białym tekstem i ikonami. Od zbyt dużej ilości bieli bolą mnie oczy. Nie wiem, może od patrzenia w monitory przez tysiące godzin dostałam światłowstrętu. Na wszelki wypadek zawsze noszę przy sobie przyciemniane okulary.
Już wcześniej włamałam się do wewnętrznej sieci galerii. Teraz paroma komendami wyłączam wszystkie alarmy antywłamaniowe i przeciwpożarowe tak, żeby z biura ochrony wdawały się wciąż aktywne. Następnie podmieniam obraz z kamer monitoringu na nagrania z zeszłej nocy. Teraz muszę uważać już tylko na ochroniarzy, a ci raczej do rana nie ruszą się ze swojego biura.
– Dajesz laska! – mówię i lekko się uśmiecham.
Czasem dobrze usłyszeć komplement, nawet od samej siebie. Jako The Dark Mistress żyję sama, przez co rzadko słyszę coś miłego. Jestem totalną outsiderką, nie pasującą do nikogo. Nawet inni hakerzy za mną nie przepadają. Według nich włamywanie się do centrów handlowych jest zdecydowanie za mało ambitne. Jednak mnie nie interesują ani dane ONZ, ani nic w tym stylu.
Wstaję zarzucając torbę na ramię. Idę w stronę pierwszego z trzech w galerii salonów jubilerskich. Po drodze mijam, oczywiście teraz wygaszony, zielony neon Cropp'a. Wiem, że to absurdalne, ale czuję chęć wejścia do środka. Bardzo dawno nie byłam w normalnym sklepie z ciuchami. Wspominałam już, że nie lubię tłumów? Głośne rozmowy, spojrzenia nieznajomych i obecność za plecami działają na mnie paraliżująco. A rozbieranie się w przymierzalni, tuż obok innych ludzi oddzielonych tylko cienką ścianką? Chyba bym zemdlała z nerwów. Dlatego kupuję ubrania przez Internet. Z resztą jak prawie wszystko...
Pod wpływem impulsu wyciągam z kieszeni komplet wytrychów. Niestety jeszcze nie wszystko jest podłączone do sieci i musiałam nauczyć się paru analogowych sztuczek. Po chwili obracam zamek, unoszę przypominające garażową bramę drzwi do sklepu i prześlizguję się pod nimi. Spacerując między wieszakami, przez moment czuję się prawie jak normalna dziewczyna. Zabieram naręcze moich ulubionych bluz z kapturem, jeansów, topów, a nawet dwie spódniczki w kratkę i idę do przymierzalni. Po drodze zabieram jeszcze błyszczącą sukienkę z jednym ramiączkiem. Nie wiem, gdzie niby miałabym ją założyć, skoro prawie nie wychodzę z domu, ale naprawdę mi się podoba.
– Nieźle – mówię, przyglądając się swojemu ciału.
Ponieważ w przymierzalni panuje półmrok na chwilę zdejmuję przyciemniane okulary. Powoli unoszę głowę i walcząc z wewnętrzną blokadą zmuszam się do zerknięcia w zajmujące całą ścianę lustro. Nie znoszę patrzeć na swoje odbicia czy zdjęcia. Jakiś czas temu stłukłam lustro w swojej łazience i nawet nie kupiłam nowego. Jednak teraz, we wiązanym topie i sięgającej do kolan, czerwonej spódnicy wyglądam znacznie lepiej. Wciąż mam zbyt bladą cerę, podkrążone oczy i wąskie usta. Jednak uwolnione spod kaptura włosy i szczupła figura dodają mi nieco atrakcyjności. Teraz przynajmniej widać, że jestem dziewczyną... Pakuję najlepsze ubrania, a resztę zostawiam, nie zawracając sobie głowy odkładaniem ich na miejsce.
Salon jubilerski znajduje się za zakrętem korytarza. Oczywiście posiada znacznie bardziej zaawansowane systemy bezpieczeństwa. Wymagające podania ośmiocyfrowego kodu dostępu i połączone z wewnętrzną siecią. Dlatego ich pokonanie zajmuje mi o połowę mniej czasu, niż zabawa wytrychami...
Kiedy jestem w środku, mijam błyszczące fioletową poświatą lady z wyłożoną na aksamitnych materiałach biżuterią. Kładę torbę na ladzie. W środku mam nóż do cięcia szkła, nóż tapicerski, szczypce do wyciągania gwoździ i jeszcze parę narzędzi. Niestety witryny także trzeba otwierać ręcznie. Jednak akurat to wychodzi mi nienajgorzej.
Pracuję w skupieniu, chowając do mniejszej torby kolejne porcje pierścionków, kolczyków, wisiorków czy bransoletek. Im więcej mam w niej błyskotek, tym głośniej dźwięczą, gdy dorzucam kolejne. W jednym salonie jubilerskim znajduje się biżuteria o wartości około stu tysięcy. Ja planowałam tej nocy odwiedzić trzy. To prostsze i bezpieczniejsze, niż wyłudzanie numerów kart kredytowych. A ja, w przeciwieństwie do innych hakerów, nie uważam, żeby komplikowanie prostych spraw miało sens.
– Pierwszy załatwiony. Zostały dwa – mówię, zapinając obie torby.
Podnoszę je i odwracam się w stronę wyjścia. Nagle zamieram i dostaję dreszczy. Wprawdzie niczego nie widzę, ani nie słyszę, ale wyczuwam czyjąś obecność. Jestem tak mocno przyzwyczajona do samotności, że jeżeli ktoś znajduje się blisko mnie, to po prostu to wiem. Chwilę wcześniej ściskałam w dłoni nóż i mogłam próbować się bronić. Teraz mam zajęte ręce. Nie wiem, co powinnam zrobić. Uciekać? Przygotować się do walki wręcz? Wyjąć nóż? Czuję narastającą panikę.
Ostatecznie decyduję się pobiec do wyjścia. Niestety, żeby nie zwracać na siebie uwagi, zostawiłam je zamknięte. Biegnąc słyszę za sobą kroki. Jestem prawie pewna, że to nie odgłos moich, lekkich trampków. Nie oglądam się za siebie, żeby zaoszczędzić cenne ułamki sekund. Niestety przy wyjściu muszę się zatrzymać.
– Ani kroku więcej! – słyszę nieprzyjemny głos.
W tym momencie czuję silne ręce przy talii. Próbuję uderzyć napastnika łokciem, ale przeszkadzają mi te cholerne torby. Upuszczam tą z biżuterią. Jednak moje próby szarpania się i wierzgania nie mają sensu. Równie dobrze mogłabym próbować wyrwać się ze stalowej obręczy.
– Okay.
Udaję, że się uspokajam, jednocześnie powoli wsuwając rękę do torby.
– Bądź grzeczną dziewczynką, to może nawet nic ci się nie stanie.
– Okay – powtarzam, bo nie mogę wykrztusić ze ściśniętego stresem gardła, ani słowa więcej.
– Teraz mnie posłuchasz i...
Nie dowiaduję się, czego napastnik ode mnie oczekuje, bo w tym momencie na oślep dźgam go wyjętym ukradkiem nożem tapicerskim. Cienkie ostrze nie wchodzi głęboko, dlatego przesuwam nim wzdłuż ciała. Czuję spływającą na palce, ciepłą krew.
– Kurwa - nieznajomy syczy z bólu.
W tym momencie uścisk wokół mojej talii słabnie i udaje mi się wyrwać.
Wybiegam na korytarz galerii, tylko po to, żeby po paru metrach wpaść na kolejnych dwóch mężczyzn. Jeden z nich wykręca moją dłoń, miażdżąc ją w uścisku. Zakrwawiony nóż upada na białą podłogę.
– A mogłaś być grzeczna – komentuje drugi, kilkukrotnie kopiąc mnie w brzuch.
Ciosy są tak silne, że gdyby nie uścisk pierwszego mężczyzny, osunęłabym się na ziemię. Po nich następuje ukłucie w przedramię. Mimo rozbieganego wzroku dostrzegam strzykawkę.
– Teraz porozmawiamy inaczej panno The Dark Mistress. Czy raczej Nino...
Ostatnie słowa łamią mnie dużo bardziej niż fizyczny ból. Dla hakerki zdradzenie tożsamości to najgorszy koszmar. W jednej chwili zabiera zapewniającą bezpieczeństwo anonimowość i zrywa budowaną w sieci pajęczynę. Dlatego czuję się całkowicie bezbronna.
Przestaję być zjawą i znowu staję się tylko zwykłą dziewczyną. Tak, mam na imię Nina. I właśnie, zaczyna się moja historia...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro