ROZDZIAŁ 5
Na jedną, cudowną chwilę zapominam o koszmarze ostatnich godzin. Budzę się i czuję jedynie dotyk miękkiej poduszki na policzku. Leżę tak przez jakiś czas, a później popełniam ogromny błąd. Otwieram oczy. Natychmiast dociera do mnie, że nie znajduję się w swoim łóżku, ani nawet znajomym pokoju. Wspomnienia włamania, walki i przesłuchania przeszywają mnie, niczym fale mrozu nagą skórę. No tak, zostałam uprowadzona przez służby i zmuszona do współpracy, a niebawem mam przejść błyskawiczne i wymagające szkolenie.
Pozytywnie zaskakuje mnie, jaka jestem wypoczęta. Według wiszącego nad sofą zegara odpłynęłam prawie na siedem godzin, czyli tabletki od agentki Kary, mimo nieznanego składu i pochodzenia, naprawdę działały. Znam siebie i wiem, że nie zasnęłabym po tak dramatycznych przeżyciach. Nawet normalnie koszmary budzą mnie średnio kilka razy na noc. Dlatego zawsze, niczym mała dziewczynka bojąca się potworów, zostawiam włączoną jedną lampkę. Niestety moje demony nie mieszkają w szafie, ani pod łóżkiem i nie da się ich odpędzić światłem.
Niebezpiecznie zbliżam się do myśli, których za wszelką cenę pragnę uniknąć, dlatego postanawiam zagłuszyć je działaniem. Odrzucam kołdrę i opuszczam stopy na chłodną podłogę. Nagie łydki od razu pokrywają się gęsią skórką. Wstaję, starając się opanować drżenie. Chociaż nikt nie poinformował mnie, kiedy zaczynam szkolenie i czego będą ode mnie wymagać, wolę jak najszybciej się ogarnąć. Wątpię, żeby w razie spóźnienia, kogokolwiek obchodziły moje tłumaczenia.
Niemal mechanicznie powtarzam czynności z wczoraj. Biorę prysznic, unikając patrzenia na swoje ciało, na oślep pochodzę do szafy i szybko się przebieram. Zirytowana biorę ręcznik i próbuję zasłonić pieprzone lustro w przesuwanych drzwiach. Oczywiście, chociaż wybrałam jeden z tych kąpielowych, okazuje się za mały i nie zakrywa całej tafli. Pewnie nadal będę natykała się na własne odbicia, ale może przynajmniej następnym razem uda mi się pokonać drogę z łazienki do łóżka z otwartymi oczami.
Nieco się rozluźniam, ucisk w brzuchu słabnie i zaczynam odczuwać głód. Uświadamiam sobie, że ostatni raz jadłam coś prawdopodobnie przedwczoraj albo jeszcze dawniej. Przez utratę świadomości nie jestem pewna. Wprawdzie w apartamencie brakuje lodówki, ale znajduję czajnik elektryczny i sporo suchego jedzenia. Szybko robię kawę i rozpakowuję dwa rogaliki z czekoladą. Chyba jedyną zaletą posiadania anemicznie wychudzonej figury jest brak wyrzutów sumienia z powodu jedzenia słodyczy.
Zanim zdążę odgryźć pierwszy kęs, drzwi się otwierają. Niestety nie staje w nich agentka Kara, tylko dwaj faceci w nieodłącznych, czarnych garniturach. Ona przynajmniej zachowywała się spokojnie, a ci idą krokiem zapowiadającym konfrontację.
– Wstawaj. Przełożona już na ciebie czeka – warczy wyższy z nich.
Niższy zdecydowanym ruchem wyjmuje mi z dłoni rogalika i odgryza tak duży kawałek, aż czekoladowe nadzienie spływa mu po dolnej wardze.
– Chcesz? – mówi z pełnymi ustami, wskazując na drugiego 7 Days'a.
– Dzięki. – Partner przecząco kręci głową.
Słysząc tą odpowiedź wyciągam dłoń, ale facet okazuje się szybszy. Zanim zdążę chwycić rogalik, ciska go do śmietnika. Posyła mi przy tym wyjątkowo wrogie spojrzenie. Ze złości aż zaciskam usta, jednak opór nie ma sensu, dlatego bez słowa podnoszę się z krzesła.
Kiedy na korytarzu otaczają mnie z obu stron, odruchowo ściągam ramiona i kulę się w sobie. Nawet, gdybym normalnie nie bała się nieznajomych i bliskiego kontaktu, poczułabym się zagrożona. Moje lęki tylko potęgują strach.
– Nie będę próbowała uciec – obiecuję.
Wyższy facet bez ostrzeżenia uderza mnie otwartą dłonią w twarz. Mimo głośnego plaśnięcia cios nie jest na tyle mocny, żebym się zachwiała. Stanowi ostrzeżenie. Rozumiem je i więcej się nie odzywam. Kiedy wprowadzają mnie do sali odpraw, w której wczorajszego wieczoru kłóciłam się z Karą i widzę siedzącą za biurkiem agentkę, ogarnia mnie fala ulgi. Może jest pozbawioną uczuć i empatii formalistką, ale wydaje się unikać przemocy, jeżeli może.
– Jak nasza podopieczna? Nie sprawiała problemów?
– Sprawiała trochę problemów, ale wytłumaczyliśmy jej, żeby była posłuszna.
– Na pewno zrozumiała.
Kobieta posyła mi spojrzenie matki, która odbierając córeczkę ze szkoły, musi wysłuchiwać skarg nauczycielek. Pragnę wszystkiemu zaprzeczyć, jednak wciąż czuję palący bólem policzek. Dlatego w milczeniu zajmuję wskazany stolik. Na blacie czeka już na mnie zeszyt, kilka długopisów i pliki kartek wypełnionych tekstem oraz kolorowymi statystykami.
Kiedy dwaj faceci wychodzą, a ja odzyskuję nieco pewności siebie. Nie czuję już niczyjej obecności za plecami, a Karę, czyli jedyną oprócz mnie osobę w pomieszczeniu, widzę przez cały czas. Takie sytuacje znoszę jeszcze nie najgorzej.
– Nie mogłabym dostać laptopa? – pytam nieśmiało.
– Aż tak bardzo jeszcze ci nie ufam.
– Teraz już tylko dziadersi piszą długopisem.
Agentka wzrusza ramionami.
– Przynajmniej poćwiczysz rękę. Może kiedyś będziesz pisała liścik do chłopaka, to ci się przyda.
– Nie planuję, a nawet jeżeli, to po prostu znajdę ładną czcionkę – mamroczę, podnosząc długopis.
Kara siada za biurkiem i dotyka rysikiem ekranu laptopa. Interaktywna tablica rozbłyska na biało, a po chwili włącza się prezentacja.
– W ciągu kilku dni nie da się zrobić z nikogo agentki, ale zdążę nauczyć cię podstawowych zasad. Podczas misji, każda z nich może zdecydować o życiu albo śmierci, dlatego sugeruję, żebyś się skupiła. Zaczniemy od przekazu niewerbalnego.
Na ekranie pojawia się zdjęcie kilku mężczyzn siedzących przy zasłanym zielonym suknem stole. W dłoniach trzymają karty, a przed nimi leżą stosiki kolorowych żetonów, więc domyśliłam się, że grają w pokera.
– Zdecydowaną większość informacji ludzie nie przekazują słowami, tylko gestami – ciągnie Kara.
– Wiem – wtrącam, ponieważ obawiam się zmarnowania każdej minuty szkolenia.
– Wiedza to jedno, a praktyka zupełnie coś innego. Musisz rozumieć te sygnały i panować nad własnymi impulsami. Przyjrzyj się zdjęciu i spróbuj powiedzieć coś o tych mężczyznach.
Staram się wykonać polecenie, ale nie jest to proste. Pokerzyści noszą ciemne okulary, a jeden dodatkowo ukrywa się pod kapturem. Zupełnie jak ja. Poza tym wszyscy mają identyczne, beznamiętne miny.
– Nie potrafię – przyznaję po dłuższej chwili.
– To normalne, bo świetnie radzą sobie z ukrywaniem emocji. W sporej części na tym polega ich praca. Ostatnio poznałaś osobę, która robiła to samo. Wiesz kogo?
Akurat to pytanie wydaje się o wiele prostsze. Głównie dlatego, że z moim brakiem kompetencji społecznych prawie nie spotykam nowych osób i mam bardzo ograniczony wybór.
– Ciebie? – zgaduję.
– Dokładnie. Wbrew temu, co mi zarzuciłaś, nie jestem zimną suką, tylko kontroluję zachowanie.
Agentka nie kłamie. Naprawdę opanowała to do perfekcji. Nawet, kiedy nazywa samą siebie „suką" ani trochę nie zmienia głosu.
– Zakładam, że czułaś się przez to zdezorientowana, niepewna i osaczona.
Potwierdzam krótkim skinieniem głowy.
– Ta strategia sprawdzi się podczas turnieju pokerowego czy niektórych przesłuchać. Natomiast inne pozwolą wzbudzić zaufanie albo wydać się bardziej przekonującą.
– Jak?
Kara uśmiecha się i dotyka ekranu, przesuwając slajd. Teraz mam przed oczami zdjęcie dwóch dziewczyn z kolorowymi drinkami w dłoniach, kołyszących się do muzyki w nocnym klubie. Ich sukienki mienią się od świateł.
– Zasada numer dwa: zwiększaj intensywność doznań. Wymienisz bodźce, jakie otrzymują dziewczyny w tej sytuacji?
Unoszę prawą rękę i zaczynam odliczać.
– Stroboskopy, muzyka, smak napojów, zapach perfum, dotyk w tańcu.
– Czyli angażują wszystkie zmysły, które dodatkowo pobudza alkohol. Zapewniam cię, że ta sytuacja zbliża je o wiele bardziej, niż rozmowa na korytarzu w biurze.
Kara znowu zmienia slajd. Tym razem patrzę na polityków podczas jakiegoś szczytu międzynarodowego. Siedzą przy owalnym stole, a przed każdym stoi chorągiewka jego państwa.
– Zasada trzecia: buduj siatkę kontaktów i sojuszy.
Kręcę głową.
– To może sprawdza się w polityce, ale nie szkole.
– Czyżby? Wyobraź sobie, że zostajesz jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole. Chłopak zaprasza cię na swoje koncerty, przyjaciółka pomaga dostać się do drużyny cheerleaderek, a koleżanka w każdy weekend wyciąga na imprezy. Czy dzięki temu, wykorzystując wspólnych znajomych, nie będzie ci łatwiej zbliżyć się do wybranej osoby?
– Pewnie będzie.
Zgadzam się, chociaż wizja Kary to moje kompletne przeciwieństwo. Imprezowa cheerleaderka z chłopakiem rockmanem... To już prędzej zostanę żywym kucykiem „My Little Pony".
Agentka najpierw tłumaczy ogólne zasady, a następnie dokładnie omawia każdą z nich. Okazuje się dobrą nauczycielką, łączącą teorię z praktyką. Przy interpretowaniu gestów i elementów mowy ciała, inscenizujemy rozmowy, żeby analizować nasze zachowania. Natomiast lekcję o tworzeniu siatki wpływów kończy grą negocjacyjną. Każda z nas losuje kartę ze stroną konfliktu i ma za zadanie opracować strategię działania. Ponieważ obie na początku otrzymujemy nieco inne informacje, musimy wzajemnie wyczuć swoje mocne i słabe strony.
Uznałabym to za naprawdę interesujące, gdybym przez cały czas nie odczuwała zagrożenia związanego z misją. A żaden z tematów nie wyjaśnia, co do cholery powinnam zrobić, jak ktoś mnie zdemaskuje i spróbuje zabić.
– Chciałabym, żebyś nauczyła mnie strzelać – mówię, kiedy podczas przerwy jemy lunch złożony z sałatek i bajgli.
Kara akurat ma pełne usta i czekam na odpowiedź, aż przełknie.
– W realnym życiu znacznie rzadziej, niż na filmach bierzemy udział w strzelaninach czy pościgach.
Nagle tracę apetyt i odkładam plastikowy widelec na brzeg tacy.
– Planujesz wysłać mnie w samo serce mafii całkowicie bezbronną?
Kobieta wzrusza ramionami.
– I tak nie dostaniesz broni.
– Ale gdybym w krytycznej sytuacji wyrwała komuś pistolet, to powinnam przynajmniej potrafić go użyć.
Kobieta przez chwilę milczy, wygrzebując z dna pojemnika ostatnie listki sałaty i kawałki grillowanego kurczaka.
– Okay – w końcu się zgadza – ale pod warunkiem, że zjesz cały posiłek.
– Okay.
Po lunchu idziemy na strzelnicę, która okazuje się długą, podziemną halą oświetloną bladym światłem. Wzdłuż jednej ściany ciągną się kolejne stanowiska dla trenujących – każde zakończone odległą tarczą. W powietrzu unosi się nieznany mi zapach – pewnie prochu. Jesteśmy niemal same, ale dwie postacie na drugim końcu sali sprawiają, że natychmiast czuję się nieswojo.
Kara przynosi ze stalowej szafy model Glocka, którego numer z wrażenia natychmiast zapominam i na razie z pustym magazynkiem uczy mnie prawidłowej postawy.
– Stopy rozstaw szerzej, ugnij kolana, pochyl się do przodu i wyciągnij ręce przed siebie.
Staram się stanąć według instrukcji, ale agentka z niezadowoleniem kręci głową.
– Pochyl, a nie garb, jakbyś miała sto sześćdziesiąt lat!
Zmieniam pozycję ciała.
– Teraz lepiej?
– Trochę.
Kara dotyka moich ramion, zmieniając nieco ich położenie i zmusza do ugięcia łokci. Następnie uczy mnie trzymania pistoletu, bo ku mojemu zaskoczeniu, nie wystarczy go po prostu chwycić. Należy używać obu dłoni, dociskając palce prawej lewą.
– To pomoże ci opanować odrzut – tłumaczy.
– Mogę wreszcie spróbować? – pytam zniecierpliwiona.
Jeszcze trzy dni temu nie uwierzyłabym, że tak bardzo będę chciała nauczyć się strzelać. Bezpośrednie konfrontacje od dawna wzbudzają we mnie strach. Mocna jestem jedynie chowając się po drugiej stronie ekranu. A teraz przełamuję kolejną granicę.
Kara nakłada mi na uszy słuchawki i podaje załadowaną broń. Kiedy ją odbezpieczam, czuję rozchodzące się od opuszków palców dreszcze. Przez chwilę analizuję, co by się stało, gdybym wykonała półobrót i strzeliła agentce prosto w twarz. Stoi tak blisko, że nawet z moim zerowym doświadczeniem nie mogłabym nie trafić. Ile czasu minęłoby, zanim ktoś by zareagował? Przy odrobinie szczęścia całkiem sporo. W końcu akurat na strzelnicy huk nie wzbudza podejrzeń.
Niestety nie znam budynku, ale kierując się w górę i szukając okna mogłabym uciec. Zwłaszcza, że miałabym jeszcze szesnaście nabojów w magazynku...
Obracam głowę i przenoszę wzrok na Karę.
– Wyceluj, a kiedy będziesz gotowa wstrzymaj oddech i naciśnij spust – przypomina.
Uśmiecham się do niej, obracam i strzelam. Posyłam pięć nabojów prostą w tarczę. Zadowolona zdejmuję słuchawki i nagle czuję na ramieniu zdecydowany uścisk.
– Dobra decyzja.
– To znaczy?
– Nie udawaj. Doskonale wiem, o czym myślałaś. – Wskazuje palcem za moimi plecami. – Tam czekał strzelec i obserwował każdy twój ruch...
Sztywnieję, rozumiejąc czego dotyczyła ta lekcja. Kara domyśliła się, że poproszę ją o naukę strzelania. I wiedziała, co pomyślę, trzymając pistolet, jeszcze zanim sama na to wpadłam. Agentka przewidywała moje wszystkie posunięcia i chciała, żebym zdawała sobie z tego sprawę. Teraz ze strachu nigdy jej nie zdradzę. Już zawsze będę czuła na karku oddech strzelca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro