Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 2

Świadomość wraca do mnie bardzo powoli. Jakby morskie fale gwałtownie rozbijały się o skalisty brzeg, a każda z nich wyrzucała malutki element układanki. Najpierw czuję dojmujący ból. W dołku, przedramieniu oraz wokół talii. Pod powiekami migają mi kadry z chaotycznej walki w centrum handlowym. Przypominam sobie otrzymane kopniaki, żelazne ręce trzymające mnie w obezwładniającym uścisku i wreszcie przebijającą skórę przedramienia igłę.

Chociaż wciąż czuję się nieco zamroczona, rozumiem, że napastnicy odurzyli mnie silnym lekiem albo nawet narkotykiem. Dlatego straciłam przytomność i nie mam pojęcia, ile czasu minęło, co się ze mną działo i gdzie teraz jestem. Nie wiem nawet, kto mnie złapał. W salonie jubilerskim myślałam, że uciekam przed ochroniarzami lub policją. Tylko oni raczej nie uprowadzają ludzi...

Skupiam się na swoim wychudzonym i zmaltretowanym ciele, bo w tej chwili do niego sprowadza się cała rzeczywistość. Na pewno jestem półnaga i leżę na twardej oraz całkowicie płaskiej powierzchni. Pozbawiona jakiegokolwiek podparcia głowa opada do tyłu. Próbuję najpierw poruszyć prawą dłonią, a później zgiąć nogę w kolanie. W obu przypadkach trafiam na zimne przedmioty uniemożliwiające ruch. Czy to metalowe obręcze, a ja właśnie trafiłam do szpitala psychiatrycznego? A jeżeli tak, to jest to lepsze czy gorsze dla mnie rozwiązanie?

Mam już dość kolejnych pytań bez odpowiedzi. Próbuję unieść głowę i otworzyć oczy. Z wysiłkiem uchylam powieki i natychmiast odruchowo je zamykam. Oczywiście ktoś zabrał mi przyciemniane okulary, a przez dłuższy czas poza świadomością wzrok odzwyczaił się od światła. Dlatego w jasnym pomieszczeniu mam wrażenie, jakby ktoś świecił mi latarką prosto w źrenice.

– Aaa... – Jęk bólu i bezsilności sam wyrywa się z mojego gardła.

Nagle słyszę gdzieś przed sobą ruch. Wydaje mi się, że wyłapuję szelest materiału i cichutki sygnał odblokowanego smartfona.

– Ocknęła się – słyszę nieznajomą kobietę.

Następnie przez chwilę milczy, zapewne słuchając rozmówcy.

– Oczywiście, będę czekała – Dodaje na koniec.

Używa sztywnego, jakby wyćwiczonego w krótkich wypowiedziach tonu. Mimo tego, żeński głos daje odrobinę otuchy. Może kobieta nie skrzywdzi mnie... aż tak bardzo. Niestety moja ulga nie trwa długo. Kiedy do pomieszczenia wchodzi kolejna osoba, ze względu na ciężkie kroki mam dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewności, że to facet.

– Zostaw nas samych.

Głos potwierdza podejrzenia.

– Tak jest.

Osoba, w której przed momentem pokładałam nikłe nadzieje, znika. Zamiast jej głosu, słyszę teraz z każdą sekundą coraz głośniejsze kroki. Kiedy się urywają, wyczuwam, że ktoś stoi tuż nade mną.

– Słyszysz mnie?

Chociaż mężczyzna mówi zaskakująco miłym głosem, nie słyszę w nim ani odrobiny ciepłych uczuć. Może popadam w paranoję, ale wydaje mi się, że to jedynie sztuczka, mająca na celu łatwiej mnie zmanipulować.

– Ta-tak – odpowiadam.

Przez strach i wysuszone usta mój głos brzmi z kolei słabo i nieprzyjemnie.

– Spójrz na mnie.

Posłusznie otwieram oczy, lecz oślepiona widzę zaledwie ciemną sylwetkę. Nie wiem czy bardziej przez światło czy emocje, do oczu napływają mi łzy. W tym momencie czarna ręka z nieznanym mi przedmiotem zbliża się do mojej twarzy. Odruchowo próbuję cofnąć głowę, ale przecież nie wbiję jej w twardy materiał. Nie mam jak się uchylić. Jednak zamiast bólu czuję delikatny dotyk. Nieznajomy wsuwa mi na nos przyciemniane okulary.

– Lepiej?

– Tak.

Wreszcie mogę rozejrzeć się wokół. Leżę w cienkiej, białej koszulce przykuta do czarnej płyty, przypominającej nieco stół do masażu. Wszystkie ściany i sufit wyłożono niebieskimi płytami. Nigdzie nie ma okien, a blade światło pochodzi wyłącznie z podłużnych świetlówek. To nie przypomina ani szpitala psychiatrycznego, ani więzienia.

– Gdzie jestem?

–W bezpiecznym miejscu – odpowiada mężczyzna, niczego nie wyjaśniając.

Wygląda, jakby dopiero niedawno skończył trzydziestkę. Ogolona gładko twarz i lekko rozczochrana blond grzywka dodają mu chłopięcego uroku, ale ten efekt niszczy strój. Nosi czarny garnitur, czarny krawat, czarne rękawiczki i matowo-czarne okulary. Mam przeczucie, graniczące z pewnością, ze w przeciwieństwie do mnie nie nosi ich ze względu na światło.

– Kim jesteś?

Mężczyzna rozkłada ręce.

– Oczywiście mógłbym podać ci jakieś imię, ale miałoby mniej związku z prawdą, niż twój pseudonim „The Dark Mistress".

Słysząc hakerski nick, ponownie uświadamiam sobie, że został raz na zawsze spalony i utraciłam anonimowość. Jednak nie skupiam się na tym. Aktualnie mam bardziej palące problemy.

– To jak mam do ciebie mówić?

– Wystarczy starszy agencie.

– Agencie czego? – pytam nie rozumiejąc.

– Zespołu tak głęboko ukrytego, że nie powinnaś znać nawet jego nazwy.

W milczeniu analizuję ostatnie słowa. Pozwalają mi one przynajmniej w niewielkim stopniu zrozumieć sytuację, w jakiej się znajduję. Świat służb specjalnych, tak to pasuje do tego miejsca, ubioru faceta i sztywnej uległości jego współpracowniczki. Tylko, co ja mam z tym wszystkim wspólnego? Przecież kradzież zwykłej biżuterii nie może być na tyle ważna.

– Czego ode mnie chcesz?

Agent posyła mi chłodny uśmiech.

– Wreszcie jakieś sensowne pytanie Nino.

Wyjmuje z wewnętrznej kieszeni marynarki niewielki pilot i naciska jeden guzik. Płaszczyzna do której zostałam przykuta, obraca się do pozycji pionowej. Grawitacja ciągnie mnie w dół, więc zawisam rozciągnięta między obręczami. Metal boleśnie wbija się w ciało kostki, raniąc skórę wokół nadgarstków i kostek. Biała, zbyt duża koszulka opada, zakrywając górną połowę moich ud, ale wciąż czuję się naga i bezbronna.

– Wygodniej rozmawia się twarzą w twarz – wyjaśnia.

– Okay. – Zgadzam się, rozumiejąc, że aktualnie nic, nawet pozycja w jakiej znajduje się moje ciało, nie zależy ode mnie.

– A odpowiadając na twoje pytanie, chcemy, żebyś wykorzystała wszystkie swoje umiejętności i pomogła nam w załatwieniu jednej sprawy.

To brzmi tak niejasno, że natychmiast wzbudza moją podejrzliwość.

– Jakiej?

– Powiemy ci, jeżeli się zgodzisz.

Podejrzenia zmieniają się w pewność. Nie wiem tylko jakiego zagrożenia powinnam się spodziewać.

– A czy to – Szukam odpowiedniego słowa. – zadanie będzie bezpieczne?

– Nie.

– To nie ma mowy, żebym się zgodziła – protestuję.

Mężczyzna lekko się uśmiecha i sięga po leżący na stole po lewej stronie tablet. Pokazuje mi filmik z galerii. Dokładnie widać na nim, jak okradam salon jubilerski, a późnej walczę z zamaskowanymi przeciwnikami. Byłam tak pewna siebie, że nie zasłoniłam twarzy nawet szalikiem.

– Włamanie, kradzież, atak na funkcjonariuszy... Łącznie dostaniesz za to co najmniej dwanaście lat Nino. Tyle czasu w małym pomieszczeniu z kilkoma obcymi kobietami. Nie wiem, czy to zniesiesz... No ale, wszystko zależy od twojej decyzji. Jutro możesz trafić do aresztu albo na odprawę przed misją. Nikt przecież do niczego cię nie zmusza.

Nie mam pojęcia czy prześwietlili mnie do tego stopnia, żeby znać moje lęki, czy facet po prostu ma szczęście. Jednak zadaje perfekcyjny cios. Na samą myśl o ciągłych spojrzeniach, głosach, walkach czy zasypianiu w towarzystwie obcych osób, aż mnie mdli. To jakby zmusić kogoś cierpiącego na arachnofobię do zamieszkania w terrarium pełnym jadowitych pająków.

Mogę wrzeszczeć, rzucać się w metalowych obręczach albo pluć. Mogę, tylko po co? Zamiast tego po prostu się zgadzam. Może to pozwoli mi przetrwać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro