ROZDZIAŁ 12
Na piątkową imprezę Kara poleca mi założyć tą somą zbyt krótką i zbyt różową kieckę. Udaje mi się wyprosić buty na niższej szpilce, bo wmawiam agentce, że przecież będę tańczyć. Daje się nabrać, ale zamiast tego wciska mi kremowe pończochy, tonę biżuterii i torebkę z kryształkami Swarovskiego. Jestem przez to obwieszona i błyszcząca, jak choinka na święta..
Po dziewiętnastej wysiadam z samochodu przed, jak można przeczytać w sieci, jednym z modniejszych klubów stolicy. Opinię potwierdza kolejka przed wejściem. Widząc ją, natychmiast czuję ucisk w żołądku. Przywieram plecami do elewacji wcześniejszego budynku, lecz niewiele to pomaga. Najchętniej zażyłabym kilka tabletek na uspokojenie. Niestety, aby wyjść na fajną będę musiała się napić, a mocnych leków nie należy mieszać z alkoholem.
Po pięciu minutach pojawiają się Ewelina z Amelią, a chwile później dołącza do nas Marika w seksownej czerwonej kreacji, do której idealnie pasują krwiste paznokcie oraz usta. Towarzyszą jej trzymający się z tyłu dwaj faceci. Cóż, córeczka bossa mafii nie może chodzić po mieście bez obstawy.
– Hej laleczki!
– Heeej! – Ewelina i Amelia piszczą, jakby ulubiona piosenkarka właśnie zaprosiła je na scenę podczas koncertu.
Dziewczyna obejmuje przyjaciółki i cmoka w policzek. Zanim zdąży zrobić to samo ze mną, unoszę dłoń i macham jej na powitanie. Marika odczytuje aluzję i tylko odwzajemnia gest.
– Lecimy! Mam ochotę dzisiaj zaszaleć!
Ustawiam się na końcu kolejki, ale przyboczni Mariki mówią coś bramkarzowi i ten wpuszcza nas przed wszystkimi.
– Czekanie jest dla przegrywów – komentuje dziewczyna, puszczając nam oczko.
Wchodzimy w rozświetloną stroboskopami przestrzeń. Kolory przechodzą od intensywnej czerwieni przez wszystkie odcienie różu i fioletu aż po granat. Na parkiecie zebrał się już mały tłumek, ale na szczęście kierujemy się do zarezerwowanej loży. Opadam na owalną sofę obitą czerwoną skórą, czując się odrobinę pewniej, bo tutaj siedzimy tylko we cztery. Dla mnie to i tak o trzy osoby za dużo, ale mogło być gorzej.
Ochroniarz Mariki przynosi drinki i stawia na okrągłym stoliku. Dziewczyny wypijają je bardzo szybko, ponieważ aż rwą się do tańca.
– Idziesz? – pyta Marika.
– Zaraz dojdę.
Wskazuję szklankę z ledwo napoczętym koktajlem. Dziewczyna przyjmuje wytłumaczenie i na razie daje mi spokój. Osuwam się na oparcie i, o ile to w ogóle możliwe, rozluźniam. Wytchnienie nie trwa jednak długo.
– Nie nudzisz się sama skarbie? – zaczepia mnie na oko co najmniej piętnaście lat starszy facet.
Nosi dłuższe ciemne włosy, kilkudniowy zarost i koszulę z rozpiętymi górnymi guzikami, co pewnie ma eksponować mięśnie.
– Jestem z koleżankami – odpowiadam szybko.
– Ale na razie ich nie ma.
Nieznajomy bez zaproszenia się do mnie dosiada. Nie wiem, jak się zachować, więc odwracam głowę, udając, że obserwuję parkiet.
– Chcesz zatańczyć?
– Nie.
Chociaż nie sądziłam, że kiedyś to powiem, gdybym musiała wybierać, wolałabym już zatańczyć z Mariką.
– To dobrze, bo wisisz mi drinka.
– Niby czemu?
– Bo jak cię zobaczyłem, upuściłem swojego...
Facet niespodziewanie się do mnie nachyla. Zanim zdążę zareagować, całuje mnie, wkładając język do ust. Jego oddech nieprzyjemnie pachnie mocnym alkoholem. Jednocześnie czuję spoconą rękę, która wsuwa się między moje odruchowo zaciśnięte uda. Agresywny ruch rozdziera cieniutki materiał pończoch. Po chwili paraliżu próbuję się wyrwać albo odepchnąć mężczyznę, jednak brakuje mi siły.
Nagle wszystko się urywa. Mrugam z zaskoczenia i widzę Marikę. Dziewczyna ściska długie włosy faceta i z całej siły odciąga jego głowę do tyłu. Drugą ręką zgarnia ze stolika szklankę z nietkniętym drinkiem i wylewa mu całą zawartość na twarz. Płyn ścieka po policzkach, plamiąc na czerwono jasną koszulę, a plaster cytryny przywiera do oczodołu.
Nie czekam na ciąg dalszy. Zrywam się z kanapy i wybiegam na parkiet. Z każdej strony otaczają mnie obcy ludzie, przez co znowu zbiera mi się na mdłości.
– Przepraszam! Przepuście mnie! – wrzeszczę, starając się przekrzyczeć dance popowe bity i wokal Avy Max.
Wreszcie przebijam się do łazienki. Na szczęście chwilowo nikogo w niej nie ma. Zatrzaskuję drzwi, co nieco tłumi muzykę. Opieram się o marmurowy blat z rzędem umywalek, ponieważ inaczej mogłabym upaść. Lewą dłonią przesuwam pod kranem i ochlapuję buzię zimną wodą, jednak nie przynosi to ani odrobiny ulgi.
Moim ciałem wstrząsa spazm, a do oczu napływają łzy. Czuję się nieczysta i zeszmacona, jak wyrywana z rąk do rak sukienka na wyprzedaży. Mniej lub bardziej atrakcyjna rzecz – właśnie do tego zostałam sprowadzona.
Zajęta sobą prawie nie słyszę dźwięk otwieranych drzwi i stukotu szpilek. Dopiero kiedy kroki zatrzymują się tuż za mną, unoszę głowę i zerkam w lustro. Łzy sprawiają, że mój wzrok nieco się rozmywa, jednak Mariki i jej blond loków nie da się z nikim pomylić. Nie wiem, jak zareagować. Z jednej strony przez nią zmusiłam się to kolejnego, tragicznie zakończonego wyjścia w miejsce publiczne. Z drugiej to ona mnie uratowała.
– Jak się trzymasz? – pyta, delikatnie kładąc rękę na moim nagim ramieniu.
– Sama widzisz – stwierdzam, ledwo panując nad łamiącym się głosem.
– Przepraszam – mówi cicho, jakby nieprzyzwyczajona do tego słowa. – Nie powinnyśmy zostawiać cię samej. W takich miejscach nie brakuje dupków, którzy myślą, że skoro noszą w portfelu platynowa kartę, mogą wszystko.
Wzruszam ramionami. Marika, chyba myśli, że ją w ten sposób odtrącam, bo cofa rękę.
– Na szczęście nie zdążył zrobić niczego więcej – próbuje mnie pocieszyć.
Potrząsam głową.
– Nie rozumiesz...
– Czego?
– Tej sytuacji.
Marika ściąga brwi.
– To mi wytłumacz – prosi.
Chcę się ironicznie roześmiać, ale efekt bardziej przypomina szloch.
– Po co? Żebyś znowu się po mnie przejechała, nagrała okropny filmik albo wymyśliła mi przezwisko? Jesteś ostatnią osobą, jakiej bym zaufała!
Pamiętam, że za wszelką cenę muszę się z nią zaprzyjaźnić, ale przez emocje nie wytrzymuję. Racjonalne myślenie ustępuje pragnieniu wygarnięcia dziewczynie.
– Niezłe masz o mnie zdanie...
Marika spuszcza wzrok, jakby zawstydzona. Nie sądziłam, że w ogóle jest zdolna do takich uczuć. Pierwszy raz zauważam w niej prawdziwą osobę, a nie sztuczną lalę pozującą na gwiazdę.
– Nieprawdziwe? – pytam, obracając się do niej.
Teraz patrzymy bezpośrednio na siebie, a nie w lustrzane odbicia.
– Żebyś wiedziała.. – stwierdza cicho, za to bardzo zdecydowanie. – Nie jestem taką suką. Nigdy nie żartowałabym z molestowania. Prawie się wywaliłam na tych szpilkach, biegnąc ci z pomocą.
Wciąż nie jestem pewna, czy powinnam ufać Marice. Jednak rozmowa niespodziewanie nas do siebie zbliża i postanawiam mimo wszystko to zrobić. Naprawdę potrzebuję się komuś zwierzyć, a nie mam w tym momencie nikogo innego. Przecież nie zadzwonię wypłakać się Karze...
– To moja pierwsza impreza..
– Pierwsza w Wawie czy w życiu? – upewnia się.
– W życiu.
Marika wzdycha.
– To miałaś strasznego pecha debiutantki, ale następnym razem będzie lepiej. Obiecuję.
Gwałtownie kręcę głową, bo dziewczyna w ogóle nie wyłapuje mojej sugestii.
– Nie rozumiesz... To jest moja pierwsza impreza, a więc też pierwszy pocałunek. Marzyłam o romantycznym momencie pełnym romantycznych emocji, jak w bajce. A dostałam obleśnego kolesia, biorącego mnie siłą. I zapamiętam to już na zawsze. Za każdym razem, widząc całujących się ludzi, pomyślę właśnie o tym...
Urywam, bo znowu znajduję się niebezpiecznie blisko granicy płaczu. Marika robi krok w moją stronę.
– Nawet tak nie myśl, Jeszcze wszystko przed tobą. Następny raz wypadnie lepiej.
– Taa, ciekawe kiedy. Na ten czekałam dziewiętnaście lat.
Z nerwów zapominam, że przecież według nowej tożsamości mam teraz dopiero osiemnaście lat. Na szczęście Marika nie zwraca uwagi na ten szczegół.
– Jak chcesz, może być nawet teraz.
– Jak to?
– Ja mogę cię pocałować...
Przez moment wydaje mi się, że to następny okropny żart, jednak Marika wygląda śmiertelnie poważnie. Nie potrafiłaby tak wiarygodnie udawać, dlatego nie mam pojęcia, jak to rozumieć. Stoję zszokowana, a ona robi kolejny krok w moją stronę. Stoimy teraz bardzo blisko siebie.
– Masz ochotę? – pyta tonem niewiele głośniejszym od szeptu. – Tak na przełamanie złych wspomnień.
Milion myśli pędzi prze mój umysł. Dla dobra misji powinnam w to wejść. Kiedyś czytałam, że prawdziwy pocałunek zbliża ludzi nawet bardziej, niż seks. Tylko czy muszę wymagać od siebie takiego poświęcenia? A z drugiej strony czy naprawdę byłoby duże? Może dramatyzuję i wmawiam sobie nie wiadomo co? Sama nie wiem.
– Tak – odpowiadam, zaskakując nawet siebie.
Marika jest wyższa, więc lekko się pochyla. Duże, niebieskie oczy wypełniają coraz większą część mojego pola widzenia aż wreszcie nie dostrzegam już niczego, poza nią. W tym momencie nasze usta się spotykają. Marika muska i obejmuje moją dolną wargę, delikatnie ją pieszcząc. Mam ochotę na więcej. Rozchylam usta i natychmiast czuję smak jej języka. Marika przesuwa dłonią po moich półnagich plecach, a ja wplatam palce w blond loki.
Nagle dzieje się coś niezwykłego. Znika wspomnienie wstydu, znika presja związana z misją i znika moje złe samopoczucie. Nie słyszę już nawet klubowej muzyki. Zostają wyłącznie nasze ciała, usta, oddechy i zapach wymieszanych perfum. Opieramy się o blat i całujemy, jakby cały świat przestał istnieć.
****************
Ten rozdział dedykuję @VeronicaVVolf pierwszej osobie, jaką poznałem tutaj, która do dzisiaj do dzisiaj towarzyszy Nam w tej historii!
Kochani, to pierwszy rozdział z długo zapowiadanym i wyczekiwanym wątkiem romansu. Jeżeli możecie, dajcie znać, co o tym myślicie. To była zaplanowana gra, impuls chwili czy coś więcej?
Jak zwykle niesamowicie mocno Wam dziękuje za każdy komentarz, gwiazdkę i wiadomość!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro