Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 11


Odkąd zostałam uprowadzona przez służby specjalne, coraz mocniej dociera do mnie, jak bardzo stałam się zakładniczką własnych kompleksów, lęków czy koszmarów. Nie potrafię już normalnie funkcjonować i zwykłe sytuacje, jak wyjście do kosmetyczki wyraźnie to pokazują. Przez ostatnich parę lat nie chodziłam nawet do fryzjera. Jeżeli już naprawdę odczuwałam taką potrzebę, sama skracałam sobie włosy stalowymi nożyczkami.

Zmuszona do zastanawiania się nad sobą, dochodzę do wniosku, że nie chodziło o strach przez wychodzeniem z mieszkania i spotykaniem obcych. A przynajmniej nie tylko, bo znajduję jeszcze przynajmniej dwie przyczyny mojego zachowania. Po pierwsze nie zniosłabym patrzenia na swoje odbicie przez godzinę albo i dłużej. To nic zaskakującego, skoro obsesyjnie zasłaniam lustra, a nawet odwracam wzrok od witryn.

Drugi powód jednak mnie zaskakuje. Uświadamiam sobie, że podświadomie pragnę się ukarać. Niczym osoby, które nie mogąc wytrzymać poczucia winy i negatywnych emocji, zaczynają się okaleczać. Pieczenie przecinanej skóry oraz fizyczny ból na moment przynoszą umysłowi wytchnienie. Ja również zrobiłam w przeszłości coś strasznego, przez co mam poczucie, że nie zasługuję na nic pozytywnego. A ponieważ od zawsze panicznie boję się krwi, dręczę siebie w ten sposób.

Wracają do mnie obrazy tragicznych wakacji, od których wszystko się zaczęło. Kiedy wspomnienia stają się trudne do wytrzymania, przygryzam wewnętrzną stronę policzka. Robię to dość często i to także niewinna forma zadawania samej sobie cierpienia. W głębi mnie powoli wzbiera szloch, coraz bardziej pragnący wyrwać się na zewnątrz.

– Idziesz czy mam cię odprowadzić? – pyta lekko zniecierpliwiona agentka Kara.

Pierwszy raz w ciągu naszej znajomości jestem naprawdę wdzięczna kobiecie, ponieważ jej głos odciąga mnie od przepaści, do której się zbliżam.

– Jeżeli możesz, to proszę... – odpowiadam nieśmiało.

Kara jak zwykle perfekcyjnie kontroluje swoje reakcje, ale coś w spojrzeniu zdradza zaskoczenie. Ewidentnie jej ostatnie stwierdzenie było pytaniem retorycznym, a nie realną propozycją. Mimo tego kładzie dłoń na klamce drzwiczek limuzyny.

– Oczywiście, moja droga.

Opuszczamy samochód i Kara chwyta mnie za rękę, prowadząc do przeszklonych drzwi kilkadziesiąt metrów dalej. Trafiamy do recepcji i aż mrugam, bo przez moment odnoszę wrażenie, że coś się stało z moim wzrokiem. Kolory znikają i wszystko wokół staje się sterylnie białe: ściany, podłoga, fotele w poczekalni, recepcja. Wnętrze wygląda jak krajobraz Antarktydy i wydaje się dla mnie równie niedostępne.

Nawet logo wypisane fantazyjnym fontem niemal uniemożliwiającym jego odczytanie lśni bielą i da się je w ogóle dostrzec tylko dlatego, że zostało podświetlone. Po chwili rozszyfrowuję z zawijasów imię „Annabelle", co uznaję za niepokojącą nazwę dla salonu kosmetycznego. Mnie kojarzy się wyłącznie z horrorem o strasznej lalce. A chociaż nie cierpię swojego wyglądu, nie chcę zmieniać się w lalkę, zwłaszcza straszną...

Kara, stukając obcasami w jasne płytki, podchodzi do recepcji. Dziewczyna w śnieżnobiałym fartuchu podnosi głowę znad laptopa. Jej usta pociągnięte szminką w odcieniu czerwonego wina stają się najbardziej jaskrawym elementem otoczenia.

– Pani jest umówiona? – pyta dziewczyna sztucznie radosnym tonem jak z reklamy.

– Nie, ja tylko przyprowadziłam córeczkę na zabiegi.

– Jak ma na imię?

– Agatka.

Kolejny raz słyszę to infantylne zdrobnienie i niemal zbiera mi się na mdłości. Jednak w przeciwieństwie do Mariki, wypowiadając je, Kara uśmiecha się, jakby naprawdę mówiła o jedynej córce będącej jej oczkiem w głowie. Zdecydowanie minęła się z powołaniem. Powinna robić karierę w show biznesie.

Dziewczyna za kontuarem szybko stuka palcami w klawiaturę.

– Tak, mam ją zapisaną na...

– Sporo rzeczy – przerywa Kara.

Ucisk w brzuchu jeszcze się nasila. Kiedy agentka kazała mi tutaj przyjść, nie pytałam, co dokładnie mnie czeka. Wolałam się łudzić, że cokolwiek to będzie, okaże się szybkie i niezbyt inwazyjne.

– Owszem, córka spędzi u nas sporo czasu.

Recepcjonistka odbiera mi resztkę nadziei.

– Oby nie za wiele, bo ma jeszcze dzisiaj umówioną fryzjerkę.

– Cudownie, cały dzień na zadbanie o siebie!

Dziewczyna stwierdza to z takim entuzjazmem, jakbym co najmniej wygrała casting na nową Cat Woman.

– Taaa – mamroczę coś niesprecyzowanego.

– Ta sytuacja troszkę ją onieśmiela. Niedawno się przeprowadziłyśmy i wszystko wydaje się takie nowe...

– Zaopiekujemy się nią. – Dziewczyna uśmiecha się, zdradzając, że nie tylko głos ale także zęby ma jak ze spotu.

Kara zbliża się, zdejmuje mi kaptur i muska ustami policzek. Jednocześnie drugą ręką wsuwa mi cienki podłużny przedmiot do tylnej kieszeni jeansów.

– Na wypadek gdybyś się źle poczuła, ale użyj tego w ostateczności – szepcze mi do ucha, a następnie się prostuje.

Nie tłumaczy niczego więcej, bo akurat pojawia się kolejna kobieta w białym fartuchu, sprawiająca wrażenie żywej reklamy. Odwracam się i daję poprowadzić przez recepcję, a następnie biały korytarz. Ściany ozdabiają oprawione zdjęcia klientek. Wśród nich rozpoznaję dwie byłe miss Polski, kilka modelek, aktorki, a nawet Margaret. Pasuję do nich mniej więcej tak, jak Olivia z „iZombie" do klubu weganek...

– Zaczniesz od mani – mówi kobieta, otwierając przede mną drzwi.

Zanim zdążę zapytać, co mam robić, znika. Zostaję sama w niewielkim pomieszczeniu. Regały po obu stronach wypełniają kolorowe lakiery i kosmetyki. Na środku znajduje się tylko jedna toaletka z dwoma fotelami ustawionymi naprzeciwko. Cóż, salon jest tak ekskluzywny, że dla każdej klientki przeznacza się osobny gabinet. Ma to sens, bo nie wyobrażam sobie kilku rywalizujących celebrytek siedzących przy jednym długim blacie.

Zajmuję miejsce klientki. Dziewczyna mniej więcej w moim wieku, prawdopodobnie praktykantka, podaje koktajl w wysokiej szklance. Upijam łyk i aż się krztuszę. Smakuje okropnie, jakby ktoś zblendował garść liści z kiszonym ogórkiem i sokiem z cytryny. Nie wiem, ile czasu musiałabym to pić, żeby się przyzwyczaić. Zdecydowanie nie pasuję do tego fit, beauty, instagramowego świata.

Akurat kiedy ocieram z ust zielonkawą maź, pojawia się stylistka. Ma na imię Sylwia i jak wszyscy tutaj wydaje się przesadnie miła.

– Jeżeli możesz, podwiń troszkę rękawy, żeby nam nie przeszkadzały – prosi.

Niechętnie wykonuję polecenie.

– A teraz rączki na wałek.

Posłusznie opieram palce na białej poduszce. Dziewczyna robi wielkie oczy i zamiera na kilkanaście sekund.

– Coś nie tak? – pytam coraz bardziej zmieszana.

– Mogę być szczera?

Kiwam głową, ponieważ nie ufam swojemu głosowi.

– Obgryzasz – stwierdza to takim tonem, jakby odkryła, że wieczorami torturuję w piwnicy małe kotki.

– Czasem – przyznaję.

– Jeszcze nigdy nie widziałam takiej masakry. Te zaognione skórki. Straszne... – kilkukrotnie cmoka pochylona nad moimi palcami. – Przepraszam, muszę skonsultować się z koleżanką.

Dostaję miseczkę z ciepłą wodą i jakimś płynem, w której mam wymoczyć dłonie. Po chwili stylista wraca w towarzystwie współpracowniczki. Ta przystawia sobie krzesło i od tej pory każda zajmuje się jedną z moich rąk. Wymieniają się przy tym komentarzami, jakbym była upośledzona albo nie znała polskiego. Myślałam, że upadek przy całej klasie przynajmniej na jakiś czas wyczerpał mój limit kompromitacji, ale to okazuje się nawet bardziej żenujące, bo trwa o wiele dłużej.

Wreszcie, po ponad godzinie wycinania skórek, oczyszczania płytek paznokci, przedłużania ich za pomocą żelu, malowaniu hybrydą i utwardzaniu, manicure jest skończony. Stylistki zachowują się, jakby przeprowadziły pierwszą w historii załogową misję na Marsa. Nawet ja muszę przyznać, że pomijając różowy odcień lakieru, efekt prezentuje się całkiem nieźle.

Czując ulgę, podnoszę się z fotela i obracam w stronę drzwi, ale stylistki mnie powstrzymują.

– Zaprowadzimy cię.

– Dzięki, pamiętam drogę do wyjścia.

Wymieniają spojrzenia.

– Masz jeszcze depilację, doczepianie rzęs, permanentny brwi – mówi pierwsza.

–I augmentację warg – dodaje druga.

–Au... Co?

– No powiększanie ust hialuronem.

Nieprzyzwyczajona do nagłej zmiany zaciskam palce, wbijając sobie przy tym w skórę twarde paznokcie. Dociera do mnie, że to wcale nie koniec. Wręcz przeciwnie - robienie paznokietków stanowiło jedynie niewinną rozgrzewkę...

***

Godziny spędzone na kolejnych fotelach czy stołach zabiegowych męczą mnie chyba bardziej od przebiegnięcia maratonu. Kiedy wreszcie wracam do penthouse'u,  pragnę tylko rzucić się na sofę w moim pokoju i nie wstawać do jutra. Niestety czeka na mnie jeszcze jedna niespodzianka.

Kara każe mi się przebrać i dołączyć do niej oraz Patryka. Na łóżku znajduję komplet ciuchów, których sama z siebie nigdy bym nie założyła. Teraz jednak nie mam wyboru, dlatego wciągam na siebie kolejne rzeczy, stając się nawet nie wyobrażać sobie, jak w nich wyglądam.

Przebrana, lekko chwiejąc się na trzynastocentymetrowych szpilkach, przechodzę do części wspólnej apartamentu. W salonie stajemy na tle przeszkloną ścianą z widokiem na nocną panoramę miasta. Kara mnie obejmuje i sięga po telefon z sealfie stickiem. Patryk staje za nami.

– Zrób dziubek – prosi.

– To już niemodne – próbuję protestować.

– Och, nie wymyślaj.

Zrezygnowana wydymam obolałe od zastrzyków i wciąż lekko zesztywniałe wargi. Kara pstryka kilka fotek, a następnie sprawdza efekty.

– To będzie idealne na Instagrama – mówi, obracając ekran w moją stronę,

Gdybym przed chwilą nie pozowała do tego zdjęcia, nigdy nie uwierzyłabym, że to ja na nim jestem. Rozjaśnione włosy spływają falami na nagie ramiona. Napompowane usta stają się najbardziej przyciągającym wzrok elementem twarzy. Wokół mojej szyi zaciska się choker ze złotym serduszkiem, obcisła sukienka nie zakrywa nawet połowy uda, a palce z za długimi paznokciami obejmują malutką kopertówkę. Poza biżuterią wszystko, włącznie ze szpilkami na platformie, jest utrzymane w różnych odcieniach różu, przez co wyglądam jak jakaś wyjątkowo kiepska podróbka Blanki czy innej cukierkowej celebrytki...

Nie zwracając uwagi na protesty, Kara dodaje zdjęcie na mój profil z dopiskiem „New city, new home, new me!" oraz masą hasztagów. Oznaczenie aktora z ponad milionem obserwujących wywołuje tsunami reakcji. Nie chcąc czytać mniej lub bardziej dwuznacznych komentarzy, wciskam smartfon do torebki. Wyciągam go dopiero po dźwięku powiadomienia o przychodzącej wiadomości.


AMELIA

Hej

Marika chciała, żebym Cię zapytała, czy nie wyjdziesz z nami na miasto w piątek?

AGATA

Hej

Co dokładnie powiedziała?

AMELIA

Że teraz to nawet nie będzie wstydu, gdzieś się z tobą pokazać.

AGATA

Urocze...

AMELIA

Przestań.

Z jej strony to naprawdę dużo.

To jak, idziesz?

AGATA

Dam znać, czy mi pasuje.


Odpisuję, mając świadomość, że się z tego nie wykręcę. Zaliczyłam już pierwszą w życiu wizytę u kosmetyczki, która okazała się metamorfozą na różową Barbie. A teraz czeka mnie pierwsza impreza i to od razu z dziewczynami z elity. Zupełnie jakbym miała w tydzień nadrobić wszystkie zaległości w kontaktach społecznych...


***************


Dzisiejszy rozdział pragnę zadedykować @KateBlack829 z podziękowaniami za pomoc w opracowaniu wątków kosmetycznych :) 

Kochani ta części była może troszkę spokojniejsza, ale w następnej (z imprezą) wydarzy się sporo w wątku sensacyjnym, a także rozpoczniemy zapowiadany wątek romantyczny!

Jak zwykle będę niesamowicie wdzięczny za wszystkie wiadomości, komentarze i gwiazdki! Ostatnio Nina przebiła 1000 wyświetleń i 250 gwiazdek za co STRASZNIE każdej i każdemu z Was dziękuję! Jesteście najważniejszą częścią tej historii!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro