Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

87

Niedzielny poranek był jednym z najgorszych w całym moim życiu. Po praktycznie dwóch nieprzespanych nocach, podniesienie się z łóżka było dla mnie nie lada wyzwaniem. A myśl, że to właśnie TEN dzień wcale nie ułatwiała sprawy. Dzień spotkania z rodzicami Filipa.

Otworzyłam oczy, starając się przyzwyczaić do jasności panującej w pomieszczeniu. Co z tego że mamy w pokoju żaluzje ? Nigdy i tak ich nie używamy.

Wyciągnęłam rękę na lewą stronę łózka, mając nadzieję napotkać tam ciało chłopaka, jednak jedyne co wyczułam to zimne prześcieradło. Odkąd zaistniała cała ta sprawa z jego rodzicami i tą ich nagłą chęcią do spotkania się, zdenerwowanie nie odstąpiło chłopaka nawet na krok. Wiercił się nocami, szukając dogodnej pozycji do zaśnięcia, a mi łamało się serce na myśl, że nic nie mogę z tym zrobić. Nie potrafiłam mu pomóc w żaden możliwy sposób, mimo iż naprawdę bardzo tego chciałam.

Wygrzebałam się spod pościeli i wolnym krokiem ruszyłam w kierunku drzwi.

- Cześć - wesoły głos Michała rozniósł się po salonie. Niewielka torba leżała obok kanapy, wypchana po brzegi jego ubraniami. Uniosłam brew, spoglądając to na niego, to na bagaż. - Och... Myślę, że powinienem wracać do domu. Czeka mnie ciężka rozmowa z Julią - westchnął, zapinając zamek błyskawiczny swojje bluzy.

- Trzymam kciuki - podeszłam do niego i mocno go przytuliwszy, dodałam - Dasz sobie radę.

- Mam taką nadzieję- mruknął cicho oddając uścisk.

- Jestem pewna że tak będzie - puściłam mu oczko. - Widziałeś Filipa ?

- Mhmm - skinął lekko w kierunku balkonu. - Co mu zrobiłaś ? - zachichotał lekko.

- Dlaczego myślisz, że to moja wina ? - obruszyłam się, marszcząc brwi.

- Oboje dobrze wiemy, że twój charakterek pozostawia dużo do życzenia.

- Zamknij się. To nie moja wina ! - westchnęłam, będąc już w połowie drogi na balkon.

Chłopak zaśmiał się cicho, unosząc ręce w geście obronnym.Wywróciłam oczami, wychodząc z pomieszczenia.

Na niewielkim balkonie, oparty o balustradę stał Filip. Pochylona ku ziemi głowa i pięść zaciśnięta na metalowej barierce upewniły mnie, że od wczorajszego wieczora jego humor za bardzo się nie zmienił.

Podeszłam do niego, oplatając jego talię swoimi rękami i wtulając się w jego plecy. Każdy mięsień jego ciała napiął sie, by po chwili móc się rozluźnić pod wpływem mojego dotyku.

Chłopak odwrócił się w moim kierunku, po czym zamknął mnie w żelaznym uścisku. Uścisku który był moim azylem. Miejsce odosobnienia, ucieczki, schronienia... Jedynym, w którym czułam się naprawdę swobodnie.

Wypuścił dym nikotynowy z płuc i wrzuciwszy niedopałek do małego pojemniczka. Przez ten weekend wypalił więcej, niż średnio robi to w miesiącu Nienawidziłam kiedy to robił... Świadomie psuł się od środka, wdychając to gówno, a ja byłam bezradna. Nie raz starałam się przemówić mu do rozumu, jednak zawsze odpowiadał mi tylko wzruszeniem ramion. A ja nie chciałam też na niego naciskać. W końcu był dorosłym człowiekiem, który nie potrzebował niańki.

- Nie denerwuj się tak - szepnęłam, gładząc delikatnie dłonią mięśnie jego ramion.

- Nie denerwuję - mruknął, krzywią się. Cały Filip. Zawsze przybiera maskę obojętności, starając się ukryć pod nią wszystkie swoje uczucia. I niestety trzeba przyznać, że cholernie dobrze mu to wychodzi.

- Okej... - westchnęłam ciężko. Czasem to jego ukrywanie się, stawało się naprawdę męczące. Zawsze zastanawiałam się w takich chwilach, dlaczego to robi. Nie ufa mi ? Przecież nie jednokrotnie powtarzał że tak nie jest. A może po prostu jest zbyt dumny by przyznać się do swoich słabości ? Bo okazywanie uczuć zdecydowanie było jego słabością.

- Po prostu się martwię.

- Nie potrzebuję twojej litości - jęknął gardłowo, odsuwając mnie lekko od siebie. Auć..

- Jakiej litości ? O czym ty w ogóle mówisz ? Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, jestem twoją dziewczyną więc do cholery mam prawo się o ciebie martwić ! - uniosłam się delikatnie, zaciskając dłonie w pięści. Nie chciałam krzyczeć. Miał już wystarczająco dużo problemów na głowie, a ja nie chciałam dokładać mu kolejnych zmartwień. Obróciłam się na pięcie i skierowałam w kierunku drzwi. Nie chciałam wybuchnąć.

- Stój. - dłoń chłopaka znalazła się nagle na moim przedramieniu, zatrzymując mnie. - Nie zostawiaj mnie - szepnął.

Obróciłam się niepewnie w jego kierunku, a para silnych ramion owinęła się wokół mnie, przyciągając bardziej do siebie.

~*~

- Gotowy ? - spytałam, kiedy znaleźliśmy się w pobliżu drzwi restauracji. Miejscu, gdzie zapewne czekali już na nas państwo Kamińscy.

Chłopak pokręcił przecząco głową, a grymas wymalowany na jego twarzy mówił mi, że jedyne o czym teraz myśli to sposób ucieczki.

Zaśmiałam się cicho i załapawszy jego dłoń, pociągnęłam za sobą w kierunku drzwi.

W środku było dość pusto. Jedynie niewielki stolik pod oknem, zajmowało małżeństwo z dwójką dzieci. Ruszyliśmy nie pewnym krokiem w głąb pomieszczenia. Z każdym kolejnym krokiem, pewność siebie opuszczała mnie coraz to bardziej. Czułam, że powoli zaczynam popadać w panikę.

- Spokojnie - czuły szept chłopaka dotarł do moich uszu. Już miałam go wyśmiać, wytykając chłopakowi wcześniejszą chęć ucieczki, kiedy dumny, kobiecy głos uniemożliwił mi to.

- Filip ! - nagle u boku chłopaka znalazła się starsza kobieta. Zarzuciwszy mu ręce na szyję, mocno przytuliła go do siebie. Jednak kiedy Filip nawet nie drgnął, odsunęła się od niego z zażenowaniem.

- Cześć - mruknął cicho, wykrzywiając twarz w wymuszonym uśmiechu.

- A to kto ? - Kobieta zdawała się dopiero teraz zauważyć moją obecność.

- Nicola, moja dziewczyna.

- Nie mówiłeś, że się z kimś spotykasz - nagle tuż zza naszych pleców dobiegł nas głęboki głos, jak przypuszczam ojca Filipa.

- Nie pytałeś - wzruszył ramionami, mocniej ściskając moją dłoń.

- Miło mi państwa poznać - uśmiechnęłam się lekko, wyciągając w kierunku małżeństwa dłoń.

Ojciec Filipa wyglądał jak starsza wersja synów. Zarówno Kamil, jak i Filip byli bardzo podobni do taty. Te same kruczoczarne włosy, ciemne, prawie czarne oczy i mocno zarysowane linie szczęki. Nawet uśmiech mieli bardzo podobny.

- Siadajcie - z zamyślenia wyrwał mnie dumny głos kobiety. Wyglądała niesamowicie. Z tego co pamiętam, Filip wspominał iż ma około 55 lat, a patrząc na nią spokojnie można było dać jej z 15 lat mniej. Tylko nieliczne zmarszczki na jej twarzy utrzymywały w przekonaniu, że ma więcej niż trzydzieści parę lat. Damski garnitur składający się z długiej do kolan, ołówkowej spódnicy idealnie podkreślał jej szczupłą talię, a kolia pereł ciężko zwisających na jej szyi dodawała jeszcze więcej elegancji do jej stroju.

Z zażenowaniem spojrzałam na swoją białą sukienkę, która przy kobiecie siedzącej na przeciwko mnie prezentowała się jakby była skradziona bezdomnemu.

- Więc... Ile się już spotykacie ?

- Wystarczająco długo by móc ze sobą zamieszkać - wtrącił Filip zanim w ogóle zdążyłam otworzyć usta.

- Mieszkacie razem - zdziwienie w głosie kobiety było aż nad to wyczuwalne.

- Do rzeczy. - warknął Filip. - Dowiem się po co tu do cholery przyjechaliście ?

- Musimy porozmawiać - i nagle atmosfera stała się jeszcze bardziej napięta. Czułam że za słowami mężczyzny nie kryje się nic dobrego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro