Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Niebawem okazało się, że szybko będzie mi dane poznać odpowiedź na to pytanie. Tak jak wcześniej była mowa o czwartku, tak wszystko do tego momentu się zgadzało. Na pierwszy rzut oka całość wydawało się być w porządku. Z pozoru zwykła szansa dana nam przez profesora i redakcję na zasmakowanie pracy dziennikarza. Lecz moje oczy otworzyły się dopiero w tedy, kiedy ową szansę dostało tylko 34 studentów, włączając w to mnie. Mogłam wcześniej wywnioskować i pokierować się własnymi podejrzeniami, a nie przychylać się do zdania Liv na ten temat, która negowała jaką kol wiek możliwość podstępu ze strony nauczyciela.

Z tym, że owy podstęp czuć można było nawet w powietrzu. Na miejscu, kiedy jeszcze nie było Pana Brown'a , myślałam, że część uczniów jeszcze nie dotarła, możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie kiedy okazało się, że to już wszyscy. Chodź przyznam mu, naprawdę jest sprytny, od razu można jednak wyczuć, że to jego kolejny krok. Dlaczego? Spytacie pewnie. Otóż po za mną przybyła znaczna liczba dziewczyn, co skutkowało tym, że znał moją płeć. Natomiast ciekawiło mnie to, że było też jedenastu chłopaków, jakby chciał tym zatuszować całą intrygę. Mogłam przygotować się lepiej na to spotkanie, mogłam przewidzieć to co się stało. Mogłam obmyśleć jakiś plan działania....

&

Wchodziliśmy do kolejnego pokoju, pozostawiając za sobą szereg wąskich korytarzy. Dzieliliśmy się na grupy, byłam w owej razem z jednym chłopakiem i czterema dziewczynami w tym wliczając Łucję. Na dodatek, że musiałam unikać pytań z jej strony to jeszcze, to akurat z nami zwiedzał Pan Brown. Z każdej strony czułam się osaczona. Spodziewałam się, a w ręcz byłam pewna, że zna już moją tożsamości chce się po prostu jeszcze rozerwać, nie kończąc oficjalnie gry. Chodź szybko odsunęłam do siebie tą myśl kiedy co jakiś czas wdawał się w rozmowy z Łucją.

Przywitała nas kobieta o błąd włosach, wstała od swojego stanowiska i spojrzała na nas z promiennym uśmiechem i lekko przymrużonymi oczami. Sprawiała wrażenie ciepłej i miłej osoby, lecz w tym momencie w głowie przypomniało mi się przysłownie "Bez duszne dziennikarstwo". Zaśmiałam się sama do siebie, kiedy tylko powtórzyłam sobie to w myślach parę razy. To w ręcz ironiczne, że z pozoru taka miła osoba może pasować do tego powiedzenia, jakoś nie mogłam sobie tego wyobrazić, lecz pozostaje mi samemu się o tym przekonać.

-Witajcie, bardzo mi miło, że mogę was tu gościć. Jak widzicie znajduje się tutaj moje biuro, codziennie mam przyjemność tutaj pracować. Dlaczego mówię, że mam przyjemność? Bo ja akurat uwielbiam swoją pracę.

Wskazała rękę na pomieszczenie w którym obecnie się znajdowaliśmy, odruchowo rzuciłam na nie okiem. Z pozoru mogła bym wziąć je za małą bibliotekę. Jak na miejsce pracy, wydawało się być bardzo przytulne i wręcz emanowała od niego domową, przyjemną energią.

-Więc skoro jesteście tutaj po to aby poznać naszą pracę, co powiecie na małe ćwiczenie?

Wśród studentów rozniósł się gwar, zaskoczyło nas to, ale z jednej strony czułam się zaintrygowana. Przyznam, po pierwsze, naprawdę miła kobieta i nie zgadzam się ze stereotyp. Po drugie, nadal czuje, że coś mi tutaj nie gra, a moje przeczucia zazwyczaj się sprawdzają.

Kobieta zaprowadziła nas do tak zwanej "sali informatycznej" jak to sama określiła, po czym poprosiła abyśmy zajęli miejsca przy stanowiskach. Sala była mała więc niemal , że natychmiast każdy się odnalazł. Profesor stał obok redaktorki i lustrował nas wzrokiem, był niepokojąco wesoły. Rzadko na jego twarzy gościł uśmiech, a tym bardziej przy nas. Po prostu nie był osobą radosną, więc nie Mogłam pojąć z kąd się wzięła ta nagła zmiana z jego strony?

-Macie stosunkowo łatwe zadanie, moi drodzy, myślę, że nie powinno sprawiać wam ono większego problemu, jest twórcze, także trzymam za was kciuki. Już przechodzę do sedna...

Kobieta spojrzała na zegarek, a z jej twarzy nie znikała pozytywna energia. Rozejrzeliśmy się między sobą, w poszukiwaniu odpowiedzi ,której i tak nikt z nas nie znał

-Macie dokładnie godzinę na napisanie reportażu, na temat "Świat brukowy, jego wady i zalety". Myślę, że jest to ambitny ale i też wykonalny artykuł, idealne ćwiczenia dla młodego dziennikarza.

Westchnęłam cicho. Wiedziałam, po prostu wiedziałam, przeczuwałam to w kościach. On nie mógł mieć dobrych intencji. Odnoszę wrażenie i mam spore podejrzenia, że słuszne. Byłam teraz między przysłowiowym "młotem a kowadłem". Jestem w studiu dziennikarskim, prawdziwym studiu, otoczona profesjonalistami i osobami z ogromną wiedzą, pisząc coś nie hamując się przy tym mogła bym pokazać się w naprawdę dobrym świetle i mogła bym nawet dostać z ich strony ciekawą propozycję albo szansę. Jednak ewidentnie jesteśmy tutaj dlatego, że to kolejny ruch w naszej umowie z profesorem. To ćwiczenie, też zdaje się być jego dziełem wcześniej omówionym z redaktorką. Wybór był więc prosty, ale i naprawdę trudny. Miałam do podjęcia decyzję między przegraniem zakładu i oddaleniem się od mojego marzenia, lub pokazaniem na co naprawdę mnie stać i najprawdopodobniej dostać szansę od tego studia, co w stu procentach, wiadome nie było. Wstając dzisiaj rano z łóżka nie sądziłam, że będę postawiona przed takim wyborem, naprawdę nie sądziłam....

-Chciałbym tylko życzyć wam powodzenia moi mili....

Pan Brown rzucił nam wszystkim promienny uśmiech i dał znak ręką, że mamy już zaczynać. Obracając się do komputera jeszcze raz westchnęłam, tym razem głęboko i żałośnie. Widząc pustą kartkę w wordzie, przed oczami jeszcze raz stanęłam mi wagę decyzji jaką podejmę. Nagle Łucja obróciła się do mnie i obdarzyła mnie sympatycznym spojrzeniem.

-Hej, coś nie tak? Wyglądasz jakbyś była zmartwiona?

Nie miałam ochoty na rozmowę z nią. Czułam, że mnie skrzywdziła. Zostawiła mnie i przestała ze mną rozmawiać , tylko dla tego, że znalazła sobie nowego przyjaciela. Po prostu czułam się urażona, lecz z drugiej strony, czy ja przypadkiem tak samo nie zrobiłam z moją nową przyjaciółką Liv? Myślę, że ja raczej miałam ku temu powód.

-Nie, wszystko jest w porządku.

Rzuciłam oschle, biorąc w rękę myszkę od komputera i skupiają swój wzrok na monitorze. Miałam wrażenie, że i tak patrzy się na mnie.

-Coś nie tak? Czemu nie chcesz ze mną pogadać?

Zaczynała mnie już naprawdę denerwować, jakby nie zdawała sobie sprawy jaki ból i krzywdę mi wyrządza, a teraz jeszcze bezczelnie pytanie o powód, wiedziałam jednak , że żeby nie zwracać na siebie uwagi muszę się opanować.

-Nic, sama przecież powinnaś się domyślać.

Blondynkę widocznie zaskoczyła moja odpowiedź, bo jej mina na to wskazywała. Po chwili spuściła wzrok i skupiła się na swoim komputerze, zapanowała cisza. Nigdy nie byłam świadkiem takiej głębokiej i spokojnej ciszy. W tle można było słychać tylko co jakiś czas szmer komputerów, nic więcej.

-Emma....

Obróciłam głowę w stronę swojego rozmówcy, z którym najwyraźniej nie skończyłam jeszcze konwersacji. Mruknęłam tylko pytająco.

-Niech wygra najlepszy....

Myślałam, że wszyscy starają się dzisiaj wyprowadzić mnie z równowagi. Miałam przed sobą wybór między zakładem, a szansą od studia i na dodatek moja była koleżanka jawnie rzuca mi wyzwanie. Wiem, że nie powinnam ulegać emocją, naprawdę to wiem, lecz w tym momencie coś we mnie pękło i chciałam w końcu skończyć, z tym, że nikt nie wie co sobą reprezentuje, co naprawdę potrafię, kim chcę być, miałam tego serdecznie dosyć. Podciągnęłam rękawy od bluzy, a kartka w wordzie zaczęła zapełniać się z prędkością kropel deszczu przy srogiej ulewie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro