Rozdział 4
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ten weekend był dla mnie spokojny. Sami z resztą wiecie dlaczego .Fakt, iż zmierzam w stronę budynku nie tylko mojej edukacji, ale i areny na której prowadzę regularną wojnę był dla mnie dezmotwacyjny. Co jakiś czas przecierałam zmęczone oczy. Niemal, że jak na zawołanie, chłodne powietrze zaczęło otulać moją twarz, chociaż przez chwilę mogłam się rozbudzić. Sobotnie wydarzenie nie pozwalało skupić mi się na niczym innym, cały czas tkwiło w mojej głowie i wierciło w niej dziurę.
Na chwilę przystanęłam, wyciągając kartkę i książkę z plecaka. Wzięłam je do ręki idąc dalej. Długopis zawsze trzymałam w kieszeni, czy to bluzy, czy płaszcza, czułam, że w tedy zawsze będę go miała pod ręką. Zaciągnęłam się chłodnym powietrzem, chcąc sprawić, aby pozwoliło mi ono trzeźwiej myśleć. Miałam też nieprzyjemny dla wielu osób nawyk, kilka krotnego wduszania długopisu zanim zacznę pisać. Zwłaszcza podczas sesji, czy sprawdzianu ,osoby z mojej grupy miały mnie serdecznie dosyć.
Dobra, nie jest źle. Próbowałam się uspokoić w jaki kol wiek sposób, nawet przez takie „ala" motywacyjne teksty myślowe. Puki co wiadomo mu tylko o mojej płci i najprawdopodobniej to, w jakiej grupie jestem. W mojej grupie wykładowczej jest 80 studentów, z czego 47 to dziewczyny. Zapisywałam swoje obliczenia na owej kartce, jeśli można nazwać takie proste rachunki obliczeniami rzecz jasna. A profesorowi do końca semestru zostało 108 dni, z czego mogę raczej wykluczyć niedziele, chociaż tego w stu procentach pewna być nie mogę. Reasumując nie jestem jeszcze w tak złej sytuacji, jak od początku myślałam.
&
Wchodząc do szkoły nadal rozmyślałam nad moimi kalkulacjami, w efekcie nie spieszyłam się zbytnio na piętro, gdzie odbywają się moje wykłady. Może dlatego, że na korytarzu było jeszcze sporo moich rówieśników. Możecie się więc do myśleć, że ku mojemu zdziwieniu i niemałemu pechowi nauczyciel wpuścił wcześniej uczniów do sali, weszłam a raczej przemknęłam do niej dosłownie w ostatniej chwili. Po czym w miarę niezauważalnie udałam się na swoje miejsce. Nauczyciel jak zwykle podszedł do biurka, kładąc na nic swoją teczkę, po czym wyjął z niej jakieś kartki. Domyśliłam się co to może być, lecz wolałam się jeszcze upewnić
-Moi drodzy jak już pewnie sami stwierdziliście, sprawdziłem wasze pracę
Momentalnie po sali rozległy się rozpaczliwe westchnienia. Nigdy jakoś specjalnie nie spieszył się w sprawdzaniu naszych prac. Teraz mogłam być już pewna w stu procentach, że zrobił to tylko po to aby posunąć się o krok dalej. Pytanie tylko, czy mu się udało? Zaczął rozdawać prace uczniów, z góry zauważyłam, że co jakiś czas do kogoś się uśmiecha, może to kolejna wskazówka? Po którymś takim zachowaniu z kolei, zaczęłam zapisywać nazwiska uczniów, których obdarzył swoim uśmiechem. Możliwe, że powoli popadam w paranoję, ale czuję, że zaczynam tracić kontrolę nad tą grą. Kiedy profesor wszedł na stopień, gdzie znajdowała się moja ławka, mogłam otrzymać swoją pracę jako pierwsza, gdyż siedziałam na brzegu, lecz nie ujrzałam na jego twarzy jakiego kol wiek zadowolenia, zamiast tego rzucił mi tylko oschłe
-No Emma, mogło być lepiej
Po czym skierował się dalej. Natychmiast spojrzałam na kartkę, a w jej prawym górnym rogu widziało "dobry +". Nie mogła bym powiedzieć, że jestem sobą rozczarowana. W końcu jakby sama się o to prosiłam, tak bardzo chciałam, żeby moja praca różniła się od stylu jakim się posługuję, że byłam gotowa poświęcić ocenę. Niby zwykła czwórka, ale zrobiło mi się przykro. Doskonale wiedziałam, że stać mnie na więcej, jednak nie mogłam pokazać co naprawdę umiem, po prostu nie mogłam. Z drugiej strony, nie mam zamiaru ograniczać się podczas każdego kolejne zadania jakie otrzymamy od profesora. Z moich myśli wyrwał mnie szept Liv, siedzącej po mojej lewej:
-Hej Emma, powiesz mi co dostałaś?
Pokazałam jej tylko kartkę z moją oceną, a ona przytaknęła spuszczając oczy.
-A tobie jak poszło?
Dziewczyna westchnęła podnosząc swoją pracę i mówiąc
-Trzy, słuchaj, tak się zastanawiam, czy mogła byś mi pomóc, no wiesz z tym redagowaniem artykułów i pisaniem felietonów, za każdym razem kiedy wpadnę na jakiś pomysł i się rozpiszę, to po prostu skupiam się na czymś innym i omijam temat.
Uśmiechnęłam się do blondynki i natychmiast się zgodziłam. Była moją dobrą koleżanką od dawna, ona nigdy nie odmówiła mi pomocy, więc dlaczego ja miała bym nie pomóc jej? Zwłaszcza, że miała do mnie naprawdę blisko, mieszkałyśmy w tym samym akademiku, z tym, że jej pokój mieścił się na trzecim piętrze.
-Jak chcesz to możemy nawet razem wrócić i zaraz po wykładach skoczymy do mnie?
-Wiesz, muszę jeszcze wpaść po drodze do biblioteki, więc mogę przyjść do ciebie o 18.00?
Rezolutnie przytaknęłam, Liv też się do mnie uśmiechnęła. Ta kilku minutowa wymiana zdań z nią, pozwoliła mi zapomnieć o moim zmartwieniu. Zawsze emanowała od niej pozytywna energia, przez co potrafiła rozweselić naprawdę każdego.
&
Będą już u siebie, jak zwykle brałam prysznic po zajęciach. Był to mój kolejny z wielu codziennych rytuałów, mieszkając jeszcze z rodzicami myłam się tak jakoś pod wieczór. Jednak na studiach naprawdę wszystko się zmienia, nawet takie z pozoru błahe szczegóły .Z resztą czułam się bardziej rześko zasiadając do nauki i prac domowych zaraz po kąpieli. Usłyszałam nagle pukanie do drzwi przez co omal nie wypadł mi ręcznik, którym wycierałam włosy.
-Otwarte, możesz wejść!
-Okej!
Słyszałam jak blondynka zamyka drzwi za sobą. Dosuszałam ostatnie pasemka.
-Zaraz do ciebie przyjdę, tylko wysuszę włosy.
Liv przytaknęła, a ja wzięłam się za układanie mojej grzywki. Nie mylcie mnie z jakąś paniusią, która nie może żyć bez lustra, po prostu moje włosy wyglądają tragicznie zaraz po kąpieli w dodatku nie ułożone. Pomimo to, iż drzwi do łazienki były zamknięte mogłam usłyszeć powiadomienie z mojego telefonu.
-Emma, chyba dostałaś sms
Szukałam grzebyka w mojej szafce, zaskoczyło mnie to, że nie mogłam go znaleźć, zazwyczaj panował tutaj porządek, oczywiście mówimy o łazience, to zupełnie co innego niż mój pokój
-To nie sms, tylko powiadomienie.
Rozpoznałam znajomy mi dźwięk, ale jakoś specjalnie się tym nie przejęłam, kiedy w końcu wpadł mi w ręce owy grzebyk.
-Podać ci telefon?
-Nie, nie trzeba.
Do moich uszu dochodził dźwięk kolejnych powiadomień, co teraz mnie trochę zaniepokoiło. Odłożyłam czarny grzebień i uchyliłam drzwi do łazienki, biorąc jeszcze przed wyjściem gumkę do włosów. Liv najwyraźniej chciała podać mi mój telefon, ale jej wzrok zatrzymał się na moim wyświetlaczu
-Kto to jest Secretwriter? Masz jakiegoś wielbiciela czy to twój pseudonim?
Blondynka spytała mnie z promiennym uśmiechem wręczając mi telefon. Przez chwile, nie mogłam przyjąć do wiadomości, to co usłyszałam. Ona wie, tylko co? Zwykła nazwa, to tylko twoja nazwa na blogu. Nie, to aż moja nazwa na blogu, jeśli Liv kiedy kol wiek poruszy ze mną ten temat na uczelni to możemy wzbudzić podejrzenia, a wiadomo plotki szybko się rozchodzą. Tym gorzej, jeśli powie to przy profesorze.
-Liv, posłuchaj, nie wolno ci nikomu o tym powiedzieć, proszę
Blondynka patrzyła na mnie przez chwilę ze zdziwieniem w oczach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro