Carol of the Bells
Piętnastego grudnia, na osiem dni przed Wigilią, w Departamencie Transportu Magicznego zapanował mały chaos. Do wszystkich czarodziejów powoli zaczynało docierać że Święta są za pasem, a przeciążona sieć Fiuu może w którymś momencie najzwyczajniej nie wyrobić. Masa rozgorączkowanych ludzi rzuciła się na biurko Dracona i jego współpracowników z podaniami o świstokliki, zgody na użycie testrali, teleportacji łącznej powyżej trzech osób, czy mioteł.
- Nie, pani Benton, nie może pani przelecieć na miotle nad Londynem. Jeszcze gdyby to było Halloween, to może... - tłumaczył spokojnie Draco, jednak czuł że poziom irytacji wzrasta w nim wprost proporcjonalnie do złości petentów. Gdy po piątej pożegnał ostatniego wnioskodawcę czuł się wydrylowany. Zły, zmęczony i pusty w środku. Została już tylko sama skorupa. Spojrzał na swoje biurko całkowicie zawalone papierami do rozpatrzenia. Westchnął i z powrotem usiadł na obrotowym fotelu. W końcu i tak nie miał nic innego do roboty. Spokojnie i sumiennie przeglądał podania i segregował je na dwie grupy, te odrzucone i te zatwierdzone przez urząd. Gdy kilka godzin później zerknął na zegar i odkrył że za dwadzieścia minut wybije dziewiąta, postanowił w końcu wyjść z Ministerstwa.
Ulica Pokątna wydała mu się jeszcze bardziej zaśnieżona niż zwykle. Tym razem zaopatrzył się nie tylko w rękawiczki, ale także w czapkę pasującą do płaszcza. Szybkim krokiem minął budynek w którym znajdowało się jego mieszkanie i gdy zbliżał się do Miodowego Królestwa, Hermiona właśnie opuszczała lokal. Postanowił się odezwać.
- Cześć!- zawołał podnosząc prawą rękę w geście przywitania. Dziewczyna odwróciła się w jego stronę i gdy rozpoznała w nim Dracona uśmiechnęła się odwzajemniając gest.
- Cześć! - powiedziała i zbliżyła się do chłopaka. - Myślałam że już od dawna jesteś w domu. Spacerujesz?
- Nadrabiam papierkową robotę w biurze - odparł Draco. - Wracając pomyślałem że może nie miałabyś nic przeciwko temu, żebym odprowadził cię do domu? - zapytał i poczuł jak przyspiesza mu puls.
- Pewnie - odparła Hermiona. - Mieszkam na północnym końcu ulicy Pokątnej - dodała.
- Ja na południowym - odparł chłopak.
- A więc mieszkamy na dwóch końcach tej samej ulicy - uśmiechnęła się.
- Na to wygląda - przyznał blondyn również się uśmiechając. Na moment zapadła cisza.
- Idziemy? - zapytała kasztanowłosa i po chwili ruszyli w dół ulicy. Śnieg skrzypiał pod ich butami i lśnił w świetle ulicznych latarni oraz domowych dekoracji, które pyszniły się na drzwiach, dachach i w oknach mijanych domów. Draco spojrzał na idącą obok niego Hermionę i cicho wypuścił powietrze z płuc. Nie rozumiał dlaczego zaczął nagle tak bardzo się denerwować. W końcu postanowił się odezwać.
- Wysłałem babeczki mamie, była zachwycona - powiedział. Hermiona spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- A nie mówiłam że tak będzie? - zaśmiała się.
- Następnym razem mogłabyś mnie nauczyć czegoś nowego, oczywiście jeśli nie miałabyś nic przeciwko - dodał szybko. Hermiona przez chwilę przyglądała mu się z uwagą.
- Z przyjemnością jeszcze czegoś cię nauczę - odparła i zatrzymała się nagle przed niewielkim budynkiem. - Tutaj mieszkam - powiedziała i zagryzła dolną wargę. Wyglądało na to że i ona lekko się stresuje. - Dziękuję że mnie odprowadziłeś - dodała znów się uśmiechając.
- Nie ma za co - odparł Draco i już chciał życzyć jej dobrej nocy, gdy dodał. - Czy jutro też mogę przyjść po ciebie po pracy? Wygląda na to że cały tydzień będę nadrabiał papierkologię, także... - przerwał zawahawszy się. Miał ochotę ugryźć się w język.
- Możesz... To znaczy, jeśli tylko masz na to ochotę - zaczęła dukać szatynka.
- W takim razie do jutra - powiedział blondyn nie spuszczając z niej wzroku.
- Do jutra - odparła dziewczyna i zaczęła iść schodami prowadzącymi do jej mieszkania. Gdy zniknęła za drzwiami Draco postanowił w końcu się ruszyć i wypełniony dziwną radością wrócił do domu.
~
Jednak krótkie chwile szczęścia były niczym, przy młynie i presji jaką czuł będąc w Ministerstwie. Mimo szczerych chęci nie potrafił znaleźć w wykonywanej pracy choćby odrobiny satysfakcji. Napierający na niego ludzie przytłaczali go, a on czuł się coraz mniejszy.
- Czy mógłby pan robić to trochę szybciej? - irytował się jakiś facet dysząc Draconowi prosto w twarz. - Nie mam całego dnia!
- Robię co mogę - odparł chłopak siląc się na spokój. Nie miał pojęcia jakim cudem jego ojciec, przez te wszystkie lata, dawał sobie radę w Ministerstwie Magii. Dla Dracona było to piekło wypełnione papierami, polityką, i niekończącym się stresem. Czuł że nie wytrzyma tutaj zbyt długo, jednak świadomość że będzie to równoznaczne z popadnięciem w ubóstwo i skazaniem rodziny na całkowitą niełaskę, skutecznie przykuwała go do stołka. Jedyną jego odskocznią były późne wieczory, gdy towarzyszył Hermionie podczas jej powrotów do domu. Pachniała wanilią, cynamonem i miodem. Uśmiechała się przyjaźnie i słuchała jego opowieści z czasów szkolnych. On również chętnie wsłuchiwał się w jej słowa. Spacerując we dwoje, otoczeni śniegiem, blaskiem lampek i ciszą poznawali siebie z całkiem innej, nieznanej dotychczas sobie strony.
Mimo to, na dwa dni przed Wigilią, Draco będąc w Ministerialnej kawiarni usłyszał coś, co znów nie pozwoliło mu uwierzyć w świetlaną przyszłość.
- Mówię ci Damien, ten Malfoy jest beznadziejny - odezwał się nagle wysoki brunet mieszając swoją kawę w jednorazowym kubku. - Nie wyrabia się ze zleceniami, kolejki przy jego biurku ciągną się metrami, słyszałem nawet że raz podobno groził jednemu z petentów Mrocznym Znakiem, a przecież Voldemorta już nie ma - powiedział i wziął łyk gorącego napoju.
- Ponoć, kiedy jego ojciec pracował w Ministerstwie nikt nie narzekał, chociaż nie wiem czy to zasługa umiejętności Lucjusza Malfoya, czy zawartość jego portfela - dodał kąśliwie stojący obok Damien.
- Nie ma co liczyć na powrót starego - odezwał się w końcu brunet. - Tuż po wojnie zaszył się w swoim dworze i od tamtego czasu nikt go nie widział. Ciekawe czy jeszcze żyje.... Cóż, jak na razie nie zostaje nam nic innego, jak poprawiać błędy po jego synalku - dodał wzdychając i po chwili wrzucił pusty kubek do kosza.
Draco czekał aż mężczyźni się oddalą i gdy w końcu zniknęli mu z oczu wyszedł z kawiarni bez sowa. Czuł że czara goryczy właśnie zaczęła się przelewać.
~
Tym razem droga do mieszkania upłynęła im w milczeniu. Hermiona przyglądała się Draconowi dyskretnie i gdy w końcu stanęli przed jej mieszkaniem, zapytała.
- Może wejdziesz na chwilę?
Draco wyrwany z zamyślenia nie od razu zrozumiał o co dziewczyna go prosi.
- Słucham?
- Może wejdziesz do środka i napijesz się gorącego kakao? - zapytała ponownie. Blondyn przez chwilę się wahał, jednak w końcu się zgodził wiedząc że to i tak niczego nie zmieni.
Gdy tylko przekroczył próg jej mieszkania zauważył jak bardzo różnią się ich domy. Jego był surowy, bez zbędnych mebli i dodatków. Wyglądał praktycznie tak samo jak w dniu w którym się wprowadził. Brakowało tam dodatkowych bibelotów, kuchennych sprzętów i... ciepła. Za to jej mieszkanie tętniło życiem. Już od progu witała go wycieraczka, na której widniał napis "WELCOME!". W przedpokoju na wieszaku wisiała niezliczona ilość kurtek, płaszczy i swetrów, za co Hermiona przepraszała, tłumacząc jednocześnie że nigdy nie wie w czym wyjdzie danego dnia. Salon i kuchnia tworzyły jedno, duże pomieszczenie. Wszędzie wisiały świąteczne ozdoby, Draco miał wrażenie że jest ich tu więcej niż w samych sklepach. Wysoka choinka migotała blaskiem kolorowych lampek, niewielki kominek przyozdobiony został girlandą ze świerku i małych czerwonych kokardek. Na kuchennym stole leżał świąteczny obrus w w mikołaje, a i na kuchenne krzesła zostały założone czerwone pokrowce, z tyłu przyozdobione kokardą.
Malfoy zajął miejsce przy stole i nagle spojrzał na sąsiednie krzesło, na które wskoczył duży, rudy kot.
- Czy to ten sam którego miałaś w Hogwarcie? - zapytał Hermiony która właśnie wstawiała mleko.
- Tak, to Krzywołap - odparła spoglądając na pupila.
- Jest ogromny - przyznał chłopak. Kot wciąż wpatrywał się w gościa swoimi wielkimi, złotymi oczami. Jego długie, rdzawe futro lśniło w świetle licznych lampek.
- Bardzo proszę - Hermiona postawia przed Draconem kubek z kakao i sama usiadła po jego prawej stronie. Po chwili ciszy i opróżnieniu kubków do połowy, Draco znów zabrał głos.
- Czytałem kiedyś w "Najnowszej Historii Hogwartu" że ten kot rozumie ludzką mowę.
Hermiona spojrzała na kota który leżał teraz na krześle i mrużył oczy.
- To bardzo możliwe - uśmiechnęła się tajemniczo. - Przepraszam na chwilę - powiedziała i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do łazienki. Blondyn korzystając z okazji zbliżył się do futrzaka.
- Wiem że to co robię pewnie jest dowodem na to że zwariowałem, ale podobno nie jesteś... No wiesz, zwykłym kotem - zaczął zwróciwszy się do Krzywołapa. - Wiesz, ostatnio odwiedzają mnie dziwne osoby, Duchy Świąt, czy coś w tym stylu... Wiesz może o co w tym chodzi? Czego one ode mnie chcą? - zapytał szeptem i nagle się wyprostował gdy usłyszał głos Hermiony.
- Co robisz? - zapytała zaskoczona.
- A... Bo ja... Myślałem że go o coś zapytam... Skoro rozumie ludzką mowę...
Hermiona roześmiała się cicho.
- Draco, nawet jeśli ją rozumie, to wciąż jest tylko kot, nie odpowie ci.
Blondyn zrobił taką minę, jakby zastanawiał się jakim cudem dostał od McGonagall dyplom ukończenia szkoły.
- Czy coś się stało ? - zapytała go Hermiona i znów zajęła swoje miejsce przy stole. Przedłużające się milczenie chłopaka przekonało ją o tym, że raczej nie doczeka się odpowiedzi. Postanowiła więc zacząć z innej strony. - Jutro Wigilia, idziesz do swoich rodziców na kolację?
Draco wziął głębszy wdech.
- Nie, a ty? - zapytał szybko chcąc uciąć temat.
- Tak, ale wracam zaraz po kolacji, ktoś musi nakarmić Krzywołapa.
- To nie zabierasz go ze sobą? - zdziwił się chłopak.
- Nie, moja mama ma okropne uczulenie na kocią sierść - odparła Hermiona z żalem.
- To co z nim robiłaś przez te wszystkie lata, gdy wracałaś z Hogwartu do domu na wakacje?
- Zawoziłam go do babci na wieś - uśmiechnęła się kasztanowłosa. - Jestem pewna że tam podobało mu się bardziej niż w Londynie - dodała. Draco spojrzał na kota i przez chwilę mu się przyglądał.
- Wiesz, mógłbym zabrać go do siebie, i tak nigdzie się nie wybieram.
Hermiona uniosła brwi ze zdziwienia.
- Naprawdę? Mógłbyś?
- Jasne, wpadnę po niego rano.
Na chwilę znów zapadła cisza. Gryfonka biła się z myślami, aż w końcu zebrała się na odwagę i zapytała.
- Draco, dlaczego wciąż pracujesz w Ministerstwie? Mam wrażenie że to nie jest to, co chciałbyś robić.
Blondyn spojrzał na nią i lekko wzruszył ramionami.
- Jak dotąd nie znalazłem nic, co mógłbym robić oprócz tego.
- A Quiddich? - zapytała nieśmiało. Malfoy uśmiechnął się pod nosem.
- Quiddich... Jako dziecko grałem w to dla zabawy, latanie na miotle było fajne i tyle. Później w Hogwarcie... Tak naprawdę robiłem to na złość Potter'owi. Od razu mnie przejrzałaś, wtedy na boisku, w drugiej klasie - dodał i zamilkł na chwilę wbijając wzrok w pusty już kubek. - Gdy powiedziałaś że wkupiłem się do drużyny miałaś rację, mój ojciec kupił wszystkim Nimbusy 2001, by ówczesny kapitan przyjął mnie do drużyny. Gdy powiedziałaś to głośno aż się we mnie zagotowało ze złości i wstydu, dlatego właśnie nazwałem cię... sama wiesz jak cię nazwałem - dodał i znów na nią spojrzał. - Przepraszam.
Hermiona wzięła głębszy wdech i po chwili odparła.
- Wiesz co, dopiero teraz zrozumiałam że przez te wszystkie lata czekałam na te przeprosiny - powiedziała i uśmiechnęła się lekko. Nagle po kuchni rozeszło się głębokie mruczenie. Oboje spojrzeli na leżącego obok nich kota, który niczym mały motor wydobywał z siebie dźwięki zadowolenia.
- Krzywołapku, nie wiedziałam że potrafisz tak głośno mruczeć! - zachwyciła się Hermiona i podeszła do kota by go pogłaskać. Draco spojrzał na futrzaka który utkwił w nim swój wzrok. W wielkich, złotych oczach kota chłopak dostrzegł coś, czego pragnął od lat. Przebaczenie.
~
Zamknąwszy za sobą drzwi do pustego i, w porównaniu do kasztanowłosej, mrocznego mieszkania, ściągnął z siebie buty, płaszcz i czapkę i minąwszy wciąż leżące na podłodze babeczki oraz świąteczny wieniec, włączył magiczne radio. Radosny i wesoły głos Lee Jordana głosił wszem i wobec że już jutro czeka wszystkich utęskniona i mocno wyczekiwana Wigilia. Ostrzegał przed obfitymi opadami śniegu i po raz setny życzył wszystkim Wesołych Świąt. Z radia popłynęły dźwięki kolejnej kolędy, więc Draco czym prędzej wyłączył odbiornik. Jedyne o czym teraz marzył to o prysznicu, łóżku i świętym spokoju. Jutro miał wolne, tak jak wszyscy, więc postanowił spędzić ten dzień zakopując się pod kołdrą. Po godzinie, gdy zgasił światło, leżał w łóżku wpatrując się w okno za którym rozpętała się prawdziwa śnieżyca. Mimowolnie znów wrócił wspomnieniami do czasów dzieciństwa. Do wielkiej, pachnącej choinki w salonie Malfoy Manor. Do roześmianej matki śpiewającej kolędy, do ojca na którego twarzy malowało się zadowolenie i spokój. Zasnął i znów stał się dzieckiem.
Jednak, tuż po dwunastej, gdy wydawało się że już nic się nie wydarzy, ktoś zaczął mocno szarpać go za ramię. Zaspany blondyn odwrócił się na drugi bok ignorując natręta.
- Wstawał chłopie, nie mamy na to całej nocy! - wrzasnął głos, a Draco natychmiast otworzył oczy i usiadł na łóżku. Sięgnął po różdżkę, zapalił światło i spojrzał na górującą nad nim postać.
- Weasley? - zapytał znów wątpiąc w to co widzi. Ron jednak zamiast odpowiedzieć skierował się do kuchni. Draco wypadł z łóżka i popędził za nieproszonym gościem. - Wątpię byś w środku nocy przyszedł do mnie podziękować za załatwienie świstoklika - zaczął uspokoiwszy myśli. - Zakładam więc że jesteś...
- Duchem Przyszłych Świąt - odparł Ron i podniósł z podłogi babeczki. Postawił je na blacie i wziął do ręki jedną z nich. Już po chwili zatopił zęby w czekoladowym cieście. Draco przyjrzał się zjawie dokładniej. Tak jak pozostali była ubrana na biało, jednak tym razem Duch miał na sobie oprócz koszuli i spodni równie jasny płaszcz z gronostajów. Na głowie rudzielca dostrzegł niewielką koronę więc pierwszym co blondynowi przyszło na myśl było..
- Wieprzlej jest naszym królem - szepnął pod nosem Draco i westchnął. Na samą myśl o tym przezwisku robiło mu się słabo. To właśnie on nadał je Weasley'owi w piątej klasie. Nie mógł znieść myśli że oprócz Pottera, w Quiddicha zaczyna prześcigać go nawet Weasley.
- Nie wiem dlaczego chciałeś wyrzucić te babeczki - odezwał się nagle Ron. - Duch Minionych Świąt tym razem się postarała - dodał biorąc do ręki kolejne ciasto.
- Tym razem? - zdziwił się Draco.
- A co myślałeś? Nie jesteś jedynym którego musimy ratować. Co roku zdarza się jakaś ofiara którą On każe nam się zająć - westchnął Duch i minął Malfoya wchodząc do salonu.
- Nie potrzebuję waszej pomocy - burknął Draco.
- Och, Ebenezer Scrooge* na początku mówił to samo.
- Kto?
- Nikt - machnął wymijająco ręką Ron i usiadł na wygodnej kanapie Dracona. - Uważam że powinniśmy załatwić to jak najszybciej - dodał i wyciągnął przed siebie dłoń. Malfoy poczuł wahanie. Gdzieś w głębi siebie odnalazł nienazwany lęk, którego nie potrafił do końca zrozumieć i opisać. W końcu jednak usiadł przy Weasley'u i z mocnym klaśnięciem podał mu rękę. Salon zawirował i po chwili Draco stanął prosto, gdy po raz trzeci znalazł się w holu swojego domu.
Puściwszy rękę Rona zrobił kilka nieśmiałych kroków. Czuł w powietrzu dziwną zmianę. Gdy wszedł do pokoju gościnnego, panował w nim chłód i raniąca uszy cisza. W salonie nie było nawet najmniejszej choinki i ani jednej dekoracji. W kominku nie płonął ogień. Draco dostrzegł swojego ojca, siedzącego samotnie na kanapie i trzymającego w ręce kieliszek z alkoholem. Nagle Lucjusz z całej siły wrzucił szklane naczynie do pustego kominka. Trzask pękającego szkła rozdarł ciszę, a uszy Dracona wypełnił wrzask ojca. Z sąsiedniego pokoju natychmiast wyszła Narcyza i biorąc Lucjusza w ramiona sama zaczęła głośno płakać. Nikt tutaj nie myślał o Świętach, nikt nie miał w sercu radości.
- Co się tutaj stało? - zwrócił się Draco do Ducha Przyszłych Świąt. Zjawa w odpowiedzi podała mu rękę. Chłopak bez słowa podał mu swoją i po raz kolejny przestrzeń między nimi zawirowała wściekle. Gdy wszystko ustało Draco rozejrzał się dookoła. Był na cmentarzu, cichym, spokojnym i zasypanym śniegiem.
- Dlaczego tutaj jesteśmy? - zapytał Rona nieco zmieszany i wystraszony. Ron wskazał mu niedaleki grób. Chłopak podszedł do niego na miękkich nogach. Gdy przeczytał sentencje na płycie nagrobnej, nie mógł oderwać od niej wzroku.
"Draco Malfoy"
1980 - 2004
Ukochany Syn"
- W tym grobie... Leżę ja? - wyszeptał przerażony.
Duch podszedł do chłopaka i westchnął.
- Cóż, jak widać nigdy nie odnalazłeś swojego szczęścia.
- Ale... Dlaczego? - zapytał chłopak wciąż wpatrując się w grób jak urzeczony.
- A czy kiedykolwiek próbowałeś? - powiedział Ron a Draco w końcu oderwał swój wzrok od grobu. - Od lat pracujesz w Ministerstwie, by twoja rodzina nie straciła tej resztki szacunku, jaka jeszcze jej została. To się chwali, ale błędnie założyłeś, że dasz radę zrobić wszystko sam. Codziennie rano wstajesz i idziesz do znienawidzonej pracy. Czujesz że tam nie pasujesz i że nie wykorzystujesz w pełni swoich możliwości, ale by nie konfrontować się z ojcem wolisz milczeć, niż z nim szczerze porozmawiać. Nie potrafisz mu wybaczyć. Wszystkich popełnionych błędów i potknięć, odosobnienia i izolacji. Pewnego dnia ta nienawiść i samotność doprowadzą cię tutaj, bo smutek i żal zagnieżdżą się zbyt głęboko, byś mógł się od nich uwolnić - powiedział Duch i obszedł grób dookoła. Piękny, biały płaszcz z gronostajów szeleścił cichutko o zamarznięty śnieg.
- Rodzice... - szepnął Draco.
- Jak widzisz cierpią. I to tak bardzo że sami wkrótce najpewniej opuszczą ten świat, ale nie tylko oni czują z tego powodu rozpacz - dodał Duch zatrzymawszy się na powrót obok Malfoya.
- Nie tylko? - zdziwił się Draco. Oprócz rodziców i Blaise'a nie uważał, by był ktoś kto mógłby za nim tęsknić. Ron znów podał mu rękę. Tym razem blondyn podał mu dłoń bez zawahania. Cmentarz rozmył się płynną marą i już po chwili Draco stanął na zapleczu Miodowego Królestwa.
Była tam. Tak samo piękna i pachnąca miodem, lecz zamiast uśmiechu widział płynące po jej policzkach łzy. Ocierała twarz raz za razem, mimo to nie potrafiła przestać płakać.
- Hermiona... - Draco wyciągnął w jej kierunku dłoń, lecz już wiedział co Duch zaraz mu powie.
- Ona cię nie widzi - rzekł Ron, po czym zaraz dodał. - I już więcej nie zobaczy, bo dokonałeś takich a nie innych wyborów. Pora wracać - tym razem Weasley chwycił dłoń Dracona bez pytania. Miodowe Królestwo zawirowało i zmieniło się w ponure mieszkanie chłopaka.
Był wstrząśnięty. Nie wiedział co o tym myśleć i najchętniej zapomniałby że w swoim życiu w ogóle czegoś podobnego doświadczył. Był również wściekły. Na siebie, na Duchy i na Święta które nie wiedzieć czemu wciąż odgrywały w jego życiu tak znaczącą rolę.
- A mi się wydaje, że tak naprawdę jesteś wściekły na ojca - przerwał panującą ciszę Ron, który znów trzymał w rękach babeczki zrobione przez Ducha Hermionę. Draco spojrzał na niego zaskoczony, gdyż całkowicie zapomniał że zjawy mogą przejrzeć jego myśli.
- Co mam robić? - zapytał.
- A skąd ja mam to wiedzieć? - wzruszył ramionami Ron i poprawił swój królewski płaszcz.
- Jeśli nic się nie zmieni, skończę jako pierwszy samobójca w rodzinie - powiedział siadając w fotelu.
- Mhm - odparł Duch niewyraźnie. Usta znów miał wypchane po brzegi babeczkami. - Może nie jako pierwszy - dodał przełykając ogromny kęs. - Twój stryjeczny wujek od strony matki też sam zakończył swój żywot, ale on akurat niezbyt umiejętnie czyścił różdżkę i strzelił sobie w oko.
- Dzięki za pocieszenie - burknął Draco. Duch Przyszłych Świąt w końcu usiadł przy nim i spojrzał na niego łagodnym i pełnym ciepła wzrokiem.
- Posłuchaj. Ja i moi pobratymcy przyszliśmy ci wskazać drogę. To od ciebie zależy którą z nich wybierzesz. Widziałeś swoje dziecięce lata, w których byłeś szczęśliwy. To był wspaniały czas, ale on należy już do przeszłości. Zachowaj tamte Święta jako ciepłe wspomnienie. Niech cię ogrzewa za każdym razem gdy znów poczujesz smutek. Widziałeś również tegoroczną Wigilię. Sam musisz przyznać że nie będzie ona najszczęśliwsza.
- Mogę to zmienić? - zapytał Draco patrząc wprost na Ducha.
- Sam musisz się o tym przekonać - uśmiechnął się Ron po czym wstał. Draco również podniósł się z fotela.
- Czy nie jest za późno? - zapytał ponownie Weasley'a. Duch Przyszłych Świąt spojrzał za okno.
- Myślę, że jeszcze zdążysz się przespać. Podejrzewam że jutro czeka cię intensywny dzień.
Draco również wyjrzał na zewnątrz. Na horyzoncie granatowego nieba zaczęła odznaczać się blada, różowo - złota poświata. Nadchodziła Wigilia Bożego Narodzenia.
* Ebenezer Scrooge - główny bohater opowiadania Charlesa Dickensa Opowieść wigilijna wydanego w 1843 roku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro