Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

Dni mijały, a młody Malfoy siedział głównie w rezydencji. Musiał robić straszne rzeczy, których nie chciał, ale tylko tak mógł chronić matkę. Często rozmyślał nad tym jak daje sobie radę Hermiona. Nawet próbował jej szukać, ale już na początku porzucał tę czynność, gdyż Czarny Pan mógłby coś zauważyć. Widział ją tylko, jak atakowali wesela Billa i Fleur, lecz szybko zniknęła mu z oczu. Często przy wszystkich był nieobecny. Starał się to ukryć, ale wzrokowi matki nic się nie ukryje. Pewnego dnia Draco siedział w salonie i dalej rozmyślał nad swoją beznadziejną sytuacją miłosną.

- Draco- usłyszał spokojny głos matki.

- Tak, matko?

- Tak dawno nie chodziliśmy na spacery. Chodź przejdziemy się po lesie- uśmiechnęła się do niego spokojnie.

- Dobrze.

Wyszli na dwór, a syn wziął matkę pod ramię i chodzili po pięknym lesie. Narcyza oglądała wszystko wokół z utęsknieniem, a Draco patrzył tylko na drogę.

- Powiedz, co zaprząta twe myśli.

- Przecież nic...

- Kochanie, ja widzę wszystko- spojrzała na niego znacząco. - Chodzi o dziewczynę?

- Tak...

- Pansy? - spojrzała na niego zmartwiona, ponieważ nie przepadała za tą dziewczyną.

- Nawet nie życz mi takiego losu- zaśmiał się pierwszy raz od długiego czasu. - Ta dziewczyna... Chodzi o to, że nie możemy być razem. Wojna i inne czynniki na to nie pozwalają.

- Może, by się udało. Skąd wiesz, skoro nie spróbowałeś? Ja nie mam nic przeciwko.

 - Spróbowałem, ale ona już tego nie pamięta. Tak jest bezpieczniej.

- Oblivate? - spojrzała na niego z zaskoczeniem. - Kochanie, to do niej należy decyzja.

- Nie rozumiesz... Jej naprawdę byście nie zaakceptowali.

- Czy to ta Hermiona Granger, o której tyle słyszałam. 

- Tak... Ale proszę...

- Nie powiem nikomu. Wiesz... Ją w sumie z tych twoich opowieści z młodszych lat, to lubię. Tylko udaję przed ojcem, bo wiesz jakby się to skończyło. Wiesz, chyba powinniśmy już wracać.

- Tak, chyba tak.

Tak, więc wrócili do posiadłości, nie spodziewając się żadnych gości, a szczególnie takich... Weszli do salonu, a tam stali... szmalcownicy z Golden Trio. Draco miał przybraną maskę obojętności, ale w środku był wściekły. Hermiona była lekko zaniedbana, a on nie mógł jej pomóc, zaopiekować się. 

- Draco- odezwała się Bellatrix- rozpoznajesz go?

Chłopak spojrzał na człowieka z deformowaną twarzą. Od razu rozpoznał bliznowatego, ale nie chciał go wydać.

- Nie jestem pewien...

- Draco przypatrz się porządnie- syknęła jego ciotka. - Jeśli wezwiemy Czarnego Pana, a to nie będzie on, to on nas pozabija.

- Nie wiem... Jego twarz...

- A co z jego twarzą? - spojrzała na Hermionę. - To ty? Wprowadźcie chłopców do lochu, a my tu sobie pogadamy- podbigła do przerażonej gryfonki- jak to dziewczyny!

- Draco, chodź, musisz mi pomóc- Narcyza złapała go za ramię i wyciągnęła z pokoju. 

Draco stał przez chwilę i nagle usłyszał krzyk i lamenty jego wybranki. Miał ochotę wbiec tam, ale w porę zatrzymała go matka. Chłopak przytulił ją mocno do siebie. Nie mógł znieść tego... To było za wiele, nie mógł utrzymać maski. 

Po 10 minutach wszystko ucichło. Zdziwieni wbiegli do salonu i ujrzeli rozwalony żyrandol i uśmiechniętą Bellę.

- Trafiłam go- uśmiechnęła się jeszcze szerzej ukazując swoje zaniedbane uzębienie.

*** 

Hermiona, Harry i Ron po włamaniu do Gringotta udali się do Hogmeade. Tam spotkali brata Albusa Dumbledore'a i z jego izby udali się tunelem, prowadzeni przez Nevilla, do zamku. Tam udali się na poszukiwania diademu Roweny Ravenclaw. Jednak na schodach prowadzących na siógme piętro Harry ich zatrzymał.

- Ja pójdę po ten diadem, a wy do komnaty. 

- Dobra- Miona i Ron odpowiedzieli chórem.

Wybraniec pobiegł na górę, a oni do łazienki jęczącej Marty. Tam Ron powiedział coś po wężowem, następnie zjechali do podziemia, a stamtąd do Komnaty Tajemnic. Weasley znów się popisał swoją wiedzą z dziedziny mowy węży.

- Skąd ty to umiesz- Hermiona była pod wrażeniem.

- Harry gada przez sen.

- To wszystko wyjaśnia.

Wbiegli do wielkiej sali i skierowali się w stronę wielkiego szkieletu bazyliszka. Ron wyrwał kieł ze szczęki i podał go dziewczynie. Niepewnie wbiła go w czarę. Z niej wyleciał wielki ciemny duch, ale po chwili zniknął. Wstali powoli i ze wszystkich stron poleciał silny strumień wody. Jak się skończyło, zaśmiali się i Ron spojrzał na Hermionę. Ona tylko przelotnie to zrobiła z jego twarzą, a on od razu ją pocałował. Dziewczyna miał na początku oddać pocałunek, ale poczuła... W sumie właściwie to nic nie czuła. Przerwała i spojrzała na chłopaka przepraszającym wzrokiem i wyszła powoli z sali. Na powierzchni starali się zachowywać tak jakby nigdy nic. Wykącepowali, że Harry jest w Pokoju Życzeń. Skierowali się do niego, a Hermiona się zastanawiała, dlaczego nic nie poczuła. Miała wrażenie, że kocha rudego, ale jak się okazało już przeszło. Jakby tamto uczucie była fałszywa albo takie z przyzwyczajenia. Kiedy weszli okazało się, że Harremu w przejęciu własności Roweny przeszkadza Draco Malfoy. Stanęli obok przyjaciela i Hermiona dziwnie spojrzała na Dracona . Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale miała wrażenie jakby straciłam jakiś ważny fragment życia. Otrząsnęła się jednak po tym jak Potter stracił diadem. Rozpoczął się wyścig o niego. Blaise nie walczył, ale Goyle robił to za dwóch. Później Ron go pogonił, a dziewczyna z przyjacielem obserwowała wyścig. Diadem znów wystrzelił, ale tym razem Hermiona go złapała i poczekała na Harrego, który zeskoczył.

- Uciekajcie!- krzyknął Ron biegnąc w ich stronę, Bleise'a i Dracona gdzieś wcięło. - Goyle oszalał!

Zaczęli biec, ale nie zdążyli by dobiec do drzwi przed śmiercionośnym płomieniem, więc wsiedli na miotły. Pokój zawsze wie, co dobre. Lecieli tak i zauważyli próbujących się uchronić przed śmiercią ślizgonów. 

- Nie możemy ich tak zostawić! - krzyknęła przerażona gryfonka. 

- Co?!

- Lecimy! - krzyknął Harry i skierował się do nich.

- Jeśli przeżyjemy do was zabiję! - skomentował Weasley i poleciał za nimi.

Hermiona chciała złapać Zabiniego, ale Harry był pierwszy, więc jej został Malfoy. Podleciała szybko i próbowała go złapać, ale cofnął rękę i spojrzał na nią z zamyśleniem. Poraz kolejny się nie złapał.

- Malfoy łap się!

- Lepiej będzie jak tu zginę!

- Nie pozwalam! - rzekła ze łzami znów do niego podleciała. Tym razem się złapał i wszybko wspiął się na miotłę. Niestety Hermiona nie leciała dostatecznie szybko, więc drako położył jego dłonie na jej i przyspieszył. w ostatniej chwili wylecieli z pokoju, a płomień od wrzucenia do ognia horkruksu spowodował, że ich odrzuciło niezwykle silnie. Blondyn objął mocno dziewczynę i nie zrobiła sobie dzięki temu większej krzywdy. Spojrzała na niego nieodgadniętym wzrokiem i pobiegła wraz z przyjaciółmi dalej walczyć. 

Pobiegli do Snape'a i tam zobaczyli jak umiera. Łza spłynęła dziewczynie po policzku. Następnie usłyszeli donośny głos Voldemorta. Mieli godzinę na pochowanie zmarłych i zajęcie się rannymi. Później mieli wybrać, a Harry miał się stawić na ostateczne starcie. 

Gdy weszli do Wielkiej Sali ujrzeli stojącą na jakimś ciałem wszystkich Weasley'ów. Podeszli i ujrzeli... Freda. Ron padł przy nim zaczął obficie płakać. George lamentował jeszcze bardziej. Hermiona podeszła zapłakana i go mocno przytulił. Oddał jeszcze mocniej uścisk i wtulił się w jej włosy. Następnie Harry chciał odejść. Dziewczyna nie mogąc nic zrobić przytuliła go mocno. Stała tak i patrzyła jak odchodzi. George, by dodać jej otuchy objął ją i usiedli na schodach przed wielką bramą. Czekali tak, nie wiedząc, że przygląda im się z ukrycia pewien blondyn. Nagle podszedł do niego Diabeł.

- Musisz się czuć strasznie- zaczął jego przyjaciel.

- Nie wiem, o czym ty mówisz.

- Wiesz, wiesz, a ja pamiętam.

- Co...?- spojrzał na niego przerażony.

- Tak. Wiem, że rzuciłaś na wszystkich zaklęcie zapomnienia, ale na mnie nie podziało. 

- Tak było lepiej. Dla wszystkich.     

- Powinna mieć wybór, a tak to... w ogóle nic nie wie.

Draco miał coś powiedzieć, ale już przyszła armia śmierciożerców. Jak wszyscy poszli tam i ujrzeli martwego Pottera. Voldemort nawoływał do swoich szeregów, ale nikt nie chciał przystąpić.

- Draco... - syknął Lucjusz. - Chodź tu.

Chłopak spojrzał na matkę, która mówiła swoją miną "To twój wybór.", a potem spojrzał na Granger. Patrzyła na niego z nadzieją? Zdziwiony pomyślał, że może znów go... kocha. Może ta miłość i tak, gdzieś głęboko siedzi w jej podświadomości. Podjął decyzje. Wyszedł trochę przed szereg, a gryfonka odwróciła zrezygnowana i smutna wzrok. Jednak on stanął.

- Podjąłem decyzję- zpojrzał na Mionę- zostaję.

Dziewczyna ożywiła się z lekka, a Lucjusz myślał, że pęknie z wściekłości. Jego "przyjaciele" szemrali teraz na temat jego syna. Jego żona jednak uśmiechnęła się szeroko i zaczęła iść w stronę syna.

- Narcyza! - krzyknął na nią oburzony. Ona jednak stanęła u boku syna i uśmiechnęła się chytrze do męża.

- Zamknij się, Malfoj- warknęła, czym wywołała uśmiechy paru ludzi.

Po tym Neville przemówił. To co powiedział było wzruszające, a jak skończył Harry "ożył" i zaczęła się walka. Oczywiście Wybraniec i Czarny Pan sam na sam, a reszta na resztę. Hermiona walczyła na dziedzińcu. Walczyła niezwykle zaciekle i dobrze. Nie wiedziała, że tak potrafi. Jednak nikt nie jest doskonały. Nie zorientowała się, że Lucjusz rzucił na nią zaklęcie uśmiercające. 

  - Granger!

Chłopak popchnął ją i sam padł ledwo żywy na kamienną posadzkę. Dziewczyna zrozpaczona wzięła jego głowę na kolana i spojrzała w jego szare oczy, w których było coraz mniej życia.

- Malfoy, dlaczego to zrobiłeś?

Nikt jej nie odpowiedział. Została sama. 

Nic innego dookoła się nie liczyło. Rozejrzała się i ujrzała jak Czarny Pan umiera. To koniec. Aurorzy połapali resztę wrogów, którzy byli bezsilni bez swego wodza. Nie mieli dla kogo walczyć. Dziewczyna szybko spojrzała na blond-włosego z uśmiechem. 

- Malfoy, Mlafoy! To just koniec! - uśmiechnęła się do jego znieruchomiałej twarzy. - Proszę otwórz oczy. Przecież... Tego pragnąłeś. Nie możesz odejść - płakała obficie.  Podeszła też jego matka i ze smutkiem i żalem pocałowała syna w czoło. - Przepraszam panią.

- Za co? - zaskoczyła się kobieta.

- Pani syn się poświęcił dla nic dla niego nieznaczącej osoby.

- Kochanie- Podniosła jej podbródek- nie dla nic nie znaczącej. Rzucił zaklęcie zapomnienia, by cię chronić, złotko.

Hermiona spojrzała na nią, a później na niego zdziwiona. Narcyza zostawiła ich samych.

- Znaczyłam... Co? Malfoy... Coś dla ciebie znaczyłam, a teraz... Przez ten cały czas nie wiedziałam czemu czuję pustkę w sercu, a to przez to, że nie pamiętam czegoś, co może było dla mnie ważne. Przez ciebie nie wiem, co to było i ciągle nie wiem! - położyła swoje czoło na jego czole i zaczęła szeptać. - Jeśli to były nasze wspólne wspomnienie, to... chciałabym je pamiętać. Jak mogłeś...? - wyprostowała się i po chwili zastanowienia... pocałowała go. Nagle w jej głowie pojawiły się te wszystkie wspomnienia z nim. Jej łzy leciały jeszcze mocniej.  Oderwała się od niego i spojrzała na oczy z nadzieją, że je otworzy i powie: "Kłamałem, nie umarłem.". Jeszcze postanowiła go pocałować w czoło. To jednak robiła o wiele dłużej i czulej, bo robiła to po raz ostatni...

Jednak ktoś śmiał jej przerwać. Ręka odchyliła ją lekko i nakierowała na usta zmarłego. Zaskoczona Hermiona otworzyła oczy, ale oczy Dracona był wciąż zamknięte. Miała już się podnieść, ale pocałunek się pogłębił i tego nie zrobiła Hermiona. Automatycznie przymknęła oczy i  go kontynuowała. O niczym nie myśląc, Draco się powoli podnosił i oboje teraz siedzieli. Chłopak po chwili przerwał i spojrzał w czekoladowe oczy swej wybranki. Ona ze łzami szczęścia rzuciła mu się na siłę tak, że aż się przewrócili.

- Żyjesz!!!

- Jasne, że żyję! Mam dla kogo- wtulił się mocno w jej ramię. 

Tę, a jakże romantyczną scenę jak zawsze musiał zepsuć Diabeł, bo jak się podnieśli patrzyli sobie w oczy, to wskoczył na Dracona i zaczął się drzeć itd. Ginny przytuliła mocno Hermionę, a następnie śmiali się z wkurzonej miny Malfoy'a.

Niektóre sytuacje przedstawiają niektórych tak, jakby nie zasługiwali na szczęście, albo po prostu nie było im szczęśliwe zakończenie pisane. Jednak... Ten przykład pokazuje, że każdy ma do tego prawo, ale tylko od niego zależy, czy z tego prawa skorzysta i czy wie jak to zrobić...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro