Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

Blondyn zaniósł ją do skrzydła szpitalnego i oddał w dobre ręce pani Pomfrey. Kobieta dała jej parę eliksirów i w sumie skończyła. Malfoy zapytał grzecznie, czy może z nią zostać, na co kobieta pozwoliła. Usiadł na taborecie, złapał ją za rękę, delikatnie oczywiście i patrzył na jej twarz. Była taka spokojna. Chłopak chciał coś powiedzieć, ale gula w jego gardle mu na to nie pozwalała. W sumie nawet nie wiedział, co powiedzieć. Tak ją potraktował, a ona go ochroniła. Nie mógł sobie tego wybaczyć. Przez niego tylko cierpiała. Snape ma racje, najlepiej dla niej, jak będą się nienawidzić. Po jakimś czasie wrócił do dormitorium. Po drodze zobaczył pędzących w stronę drzwi, z których przed chwilą wychodził, Rudą, Rudego, Rose, Jeremego, Lunę i Diabła. Zszedł im z drogi i chciał odejść, ale...

- Potem pogadamy- oznajmił mu Blaise z poważną miną i się oddalił.

Malfoy odszedł, a gromada ludu stanęła wokół łóżka brązowowłosej. Po jakiś dziesięciu minutach wybudziła się. Spojrzała na nich i uśmiechnęła się, bo wzruszyło ją to jak się martwili. Dziewczęta rzuciły jej się na siłe... znaczy dziewczęta i Blaise, gdyby stała, to byłaby dawno na podłodze cała obolała. Następnie Ron i Jeremy ją przytulili już delikatniej i się zaczęło.

- Myślałam, że rozszarpie ich obu! - krzyknęła Ginny.

- Po co się tam w ogóle pchałaś, co?! - zapytał trochę za głośno Diabeł.

- Nie wiem... Tak jakoś.

- To coś, to my znamy- uśmiechnęli się znacząco bliźniaki Core, na co Miona spaliła buraka.

- Nie wiem, o co wam chodzi...

- Hermi- odezwał się Ron- wiemy jak na niego patrzysz. Szczególnie po tamtym, więc nie bój się, że cie odtrącimy. Współczuję tylko fretce życia, jak bliźniaki się dowiedzą- zaśmiali się wszyscy. Przecież Fred i George traktowali Mionkę jak swoją młodszą, aczkolwiek mądrzejszą, siostrzyczkę.

- Ron... To naprawdę miłe, ale między nim, a mną...

- Coś jest- stwierdziła Luna swoim rozmarzonym głosem.

- Bez powodu nikt nie przyjmuje śmiertelnego ciosu.

- To nie działa w dwie strony- odparła.

- Nie byłbym taki pewien- mruknął Blaise, ale nikt go nie usłyszał, bo zagłuszyła go p. Pomfrey. 

- Hermiona, jak chcesz to możesz już iść z przyjaciółmi.

- Dobrze, dziękuję pani- uśmiechnęła się do kobiety i zaczęli wychodzić. Jeremy jednak najpierw podszedł do Zabiniego.

- Trzeba z nim pogadać- szepnął mu do ucha.

- Zgadzam się z tobą- odszepnął. - Ej to wy idźcie na obiad, a my jeszcze musimy iść... - próbował coś wymyślić.

- ... Zapytać się o coś Astorii! 

- Dokładnie!

- Yyy... No okej, to pa- powiedziała zdziwiona i rozbawiona Miona.

Chłopcy udali się do Draco. Wiedzieli, że ślizgonowi zależy na dziewczynie, ale trzeba go naprowadzić na dobrą drogę. Wbiegli do salonu, a tam zastali blondyna leżącego na kanapie z zamyślonym i smutnym wyrazem twarzy. Usiedli na fotelach i spojrzeli na niego poważnie.

- Musimy pogadać- oznajmił Blaise.

- Jak wy chcecie pogadać ze mną takim tonem, to znaczy, że to nie będzie miła rozmowa.

- Zależy, z którego punktu widzenia. 

- O co chodzi?

- O Hermionę....

- Co z nią?! - aż usiadł.

- Ona... - zaczął Blaise, a Draco przewidywał po jego minie najgorsze- pewnie żre teraz obiad.

- Nie strasz tak! - zdenerwował się młody Malfoy.

- Dobra, ale tak na serio... Co do niej czujesz? - zapytał Core, ale doskonale znał odpowiedź.

- Nic, przecież nie mógłbym...

- Ale gdybyś mógł, to co?

- Ja... Nie mogę przestać o niej myśleć. Jest moim światłem w najmroczniejszym tunelu- odparł zgodnie z prawdą.

- To, co ty tu jeszcze robisz?! - krzyknął na niego Diabeł.

- A co mam robić?!

- Biegnij do niej idioto! - podniósł głos tym razem Jeremy.

- Ale ona mnie nienawidzi.

- Nie, ona cię nie nienawidzi. Ona myśli, że ty ją nienawidzisz! Myślisz, że dlaczego cie osłoniła?!

- Ona...

- Tak! A wiesz, co później dopowiedziała?

- Co? - Draco bał się odpowiedzi.

- "To nie działa w dwie strony" - zacytował Zabini.

- Powiedz jej prawdę.

- Ale to nie ma sensu! - krzyknął. - Nie wiecie, co muszę zrobić. Ona i wy mnie za to znienawidzicie... - głoś mu się załamywał. - Jeśli nie będzie mnie w jej życiu, to będzie bezpieczniejsza. Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać dowiedziałby się i... nawet nie chcę myśleć, co by jej zrobił.

- Powiedz jej to, a sama zdecyduje- spojrzał Diabeł głęboko w jego stalowe oczy i poklepał po ramieniu wskazując na wyjście.

Blondyn poszedł za radą przyjaciół i wybiegł z salonu ślizgonów, kierując się w stronę Wielkiej Sali. Zobaczył ją, wychodzącą na błonia. Chłopak śledził ją, aż do momentu, gdy zatrzymała się nad jeziorem. Podszedł do niej powoli. Nie widziała go, ponieważ była zwrócona w stronę tafli wody.

- Granger- powiedział, na co się wzdrygnęła, ale odwróciła się powoli.

- Malfoy - spojrzała na niego obojętnie.

- Pamiętasz jak trafiłaś do skrzydła? - zapytał zbliżając się.

- Osłoniłam cię.

- Tylko tyle?

- A było coś więcej? - zmieszała się.

-   "Niemożliwe... Chamski arystokrata...-przed oczami dziewczyny pojawiło się wspomnienie z tamtej chwili.

- ... płacze nad szlamą" - spojrzała na niego przerażona, ale szczęśliwa. - Ty wtedy żałowałeś, przepraszałeś...

- I przyznałem ci rację. Jestem tchórzem.

- Wiem fretko - zaśmiała się przez łzy, które jeszcze dzielnie trzymały się w jej oczach. 

- Gran... Hermiono. Przepraszam, że się tak zachowywałem i chciałem ci powiedzieć, że to co powiedziałem w zimie to nieprawda. Okłamałem cię- głos mu się załamywał. Pierwszy raz pokazał komuś swoje prawdziwe uczucia. - To ja jestem ciebie nie wart.To ja powinienem rozpaczać, a nie ty. Zrozumiałem to...

- Ale dlaczego to zrobiłeś? I czemu tak długo się tego trzymałeś? - kiedy mówiła również głos by drżący. 

- Byś mnie znienawidziła. Oto mi chodziło, bo tak było najlepiej i pewnie nadal jest, ale jestem słaby i nie potrafię ciebie chronić. Nienawidząc mnie, byłaś bezpieczniejsza i... - zatrzymał się, bo Hermiona przytuliła go mocno. Po chwili spojrzała na niego cała zapłakana.

- Nienawidziłam ciebie i siebie. Ciebie za to, jak mnie traktowałeś, a siebie... że zawsze ci wybaczałam. Ja również nie umiałam zapomnieć, Draco, ale proszę przestań mnie i siebie oszukiwać.

- Ale wiesz... Boję się. Boję się, że on wykorzysta, to że mi na tobie cholernie zależy i coś ci się stanie. Gdyby nie to...

- Nie bój się. Lwica obroni i ciebie i siebie- uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco i szczerze.

Draco nic nie powiedział. Nie wiedział co, więc zastosował coś, co mówi więcej niż tysiąc słów. Pocałował ją czule i tym razem gryfonka oddała pocałunek. Nie wiedzieli ile tak stali, minuty, godziny, ale wszystko się kiedyś kończy. W romantyczny lub mniej romantyczny sposób...

- Brawo dla tego państwa! Ginevro leć po aparat!

Oderwali się od siebie i zobaczyli, że z pięćdziesiąt metrów od nich stoją ich przyjaciele. wszyscy wyszczerzeni tak, że aż ich oślepiali. Draco zrezygnowany, złapał ukochaną za rękę i do nich podbiegli. Stanęli naprzeciwko i zaczęły się gratulacje, darcie ryja Diabła, przytulasy, darcie ryja Diabła, śmiechy i uśmiechy oraz darcie ryja Diabła. Jak wszystko się uspokoiło Draco spojrzał na Zabiniego uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Blaise przyjacielu...

- Tak brachu?

- Jeszcze raz- jego mina z miłej zamieniła się na "groźną", wszyscy po cichu z tego powodu chichotali- przerwiesz mi w czymś taki i to jeszcze w tak kretyński sposób to osobiście ci coś zrobię... albo nie. Tak zapobiegawczo zrobię to teraz- uśmiechnął się złośliwie i nad Blaisem pojawiło się magicznie wielkie wiadro z lodowatą wodą i wylało się na głowę chłopaka. 

- Smoku... Ta zdrada krwi wymaga! - krzyknął i przepchnął przyjaciela i wrzucił do jeziora. malfoy pociągnął go za sobą i tak to się działo. Przyjaciele woleli się ulotnić, więc zostały tylko dziewczyny owych prawie dorosłych mężczyzn. Prawie tarzały się ze śmiechu. 

- A wy co?! To takie śmieszne?! - krzyknęli obaj jednocześnie z jeziora.

- Bardzo! - odpowiedziały. 

- Skoro tak... - zaczął Draco.

- To będzie jeszcze śmieszniej! - dokończył Blaise i zaczęli biec i ich stronę. 

nic nie wiedzące dziewczyny, zostały przewieszone przez ramiona i wrzucone do wody. Piszczały z zimna, ale potem zaczęły ich chlapać i tak powstała wojna na chlapanie. Później jeszcze długo się bawili i wszystko dobrze się skończyło! Jak na razie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro