Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział V

Mijały dni, tygodnie, miesiące... Hermiona sprzedała czas z przyjaciółmi, ale w ekipie już nie pojawiał się Malfoy. Żyli tak jak przed laty. Wyzywając, kpiąc, gardząc. Niepokoiło to strasznie Ginny i Blaise'a. Próbowali ich pogodzić, ale wychodziło jak zwykle, czyli bez żadnych efektów. Planowali ich rozejm wiele razy i to zbliżyło ich poniekąd do siebie. Ruda często opowiadała Mionie o czym gadają, jak się śmieją i w ogóle. Zazdrościła im, bo brakowało jej tego złośliwego arystokraty, ale nie mogła mu wybaczyć. Nawet, według niej, tego nie chciał. Znowu ją denerwowało, że gdzieś znika, ale no nie mogła go znaleźć. Nawet na mapie Harrego. Jeszcze dziewczynę dobijało, to że wszyscy kogoś mieli. Ron Lavender, Harry Cho, Ginny Blaise'a, Rose Notta, a Jeremy Lunę. Było jej przykro, ale nie okazywała tego. Chciała, by byli szczęśliwi. Pewnego dnia gryfonka była całkiem sama. Pary sppędzały ze sobą czas, a jej zostały tylko książki. Była samotna. Nagle, gdy była już niedaleko celu, ktoś zaciągnął ją do zaułka i przycisnął do ściany. Znała ten cholenry uścisk. Spojrzała gniewie na Draco i czekała na jakiś wywód... Miała zasłoniętą buzię.

- Dobra, teraz słuchaj... Wiem, co ci powiedziałem i wiem, że teraz za nic mi nie zaufasz, ale chcę... Byś o ostatnie wspomnienia ze mną były dobre. Znaczy w sumie to znowu będzie bardziej dla mnie, ale bez tego chyba zwariuję... Znaczy... To skomplikowane. Mam prośbę-odsłonił jej usta. - Zapomnij za chwilę swoje ostatnie 5 sekund życia, dobra?

- Dlaczeg...

Nie skończyła, bo Malfoy pocałował ją czule. Hermiona nie wiedząc, co robić nie oddała pocałunku, ale też go nie przerwała. Była w zbyt wielkim szoku. Kiedy chłopak przerwał spojrzał w jej oczy i szepnął "zapomnij" i odszedł ze swoim cynicznym uśmiechem. Właśnie pierwszy raz Hermiona miała tak wielki mętlik w głowie. Uznała go za idiotę, skoro myśli, że zapomni... Motyle w jej brzuchu jej na to nie pozwolą...

Niestety nawet po tym wydarzeniu Malfoy nie odpuszczał. Można powiedzieć, że było jeszcze gorzej. Teraz już nawet Blaise w salonie gryfonów nie był zdziwieniem, bo tak często przychodził ją uspokajać. Próbował również jakoś ogarnąć przyjaciela, ale do tego pustego łba nic nie dało się wbić. Jeszcze blondyn zaczął się jak najczęściej lizać z Parkinson na oczach Granger, a jak ją zauważyli to szydzili z niej. Ona z dumą lwa ich ignorowała, ale jak tylko nie mieli jej w zasięgu wzroku płakała. Przez tę przyjaźń z Malfoy'em i... Tamten pocałunek tył zbyt bolało, n by nie utopić ani jednak łzy. Dziewczyna spędzała coraz więcej czadu w bibliotece, praktycznie z niej nie wychodziła. Pewnego dnia idąc do niej przed śniadaniem, oczywiście musiała ich razem zobaczyć jak manifestują swoją "miłość". Łzy zbierały się w jej oczach, więc chciała odejść nie zauważona. Jednakże Pansy zauważyła ją i jej łzy.

- Ooo... Biedna szlama płacze. A to dlaczego? A no tak. Bo myślała, że jest coś jednak warta, a tu klops dostała od Dracona prawdą w nos.

- Śliczna rymowanka skarbie- pocałował ją w polik. - A ty co Granger? Co tak tyłem stoisz? No co? Szlama zapomniała języka w gębie? Pansy zapisz to w kalendarzu: Szlama Granger nie wie, co powiedzieć.

- Skoro mam odpowiedzieć na coś kompletnie wyrzute z honoru to wolę się nie i odzywać.

- Mówiłaś coś o honorze? - prychnął blondyn.

Odwróciła się i jak się okazało była bliżej niż się spodziewała.

- Tak. Ale fretki i mopsy są pozbawione honoru, taktu, rozumu oraz wolnej woli. Działają tak jak matka natura chciał...

Nie skończyła znowu przez tego ślizgona, ale tym razem nie przerwał jej pocałunek, a... Spoliczkowanie. Dotknęła w szoku policzka i patrzyła z niedowierzaniem na chłopaka. Miał wściekłą minę, ale jak się zorientował, co zrobił to... Dam chciał dać w sobie pysk. Dziewczyna z niedowierzaniem pokręciła głową i pobiegła do biblioteki. Chłopak dalej stał w miejscu z szokiem, że to zróbił i to jeszcze... Przez to, że powiedziała całą prawdę o jego życiu. Parkinson podeszła do niego i chciała pocałować, ale on odsunął się z obrzydzeniem.

- Braco coś nie tak? - zaszczebiotała.

- Wszystko jest nie tak.

- Chociaż tę grubą szlamę mamy z głowy...

- Odejdź i nazywam jej tak.

- Ale Dracuś...

- Powiedziałem odejdź!

- Aha no to do później skarbie! - zachichotała nie wiedząc, że on z nią zerwał.

- Granger miała rację... Ona nie ma rozumu.

Spojrzał jeszcze z żalem na swoją rękę, nie wiedząc jak mógł uderzyć dziewczynę i jeszcze w dodatku tę, na której mu minimalnie zależy. Zrezygnowany poszedł na śniadanie. Jak wszedł do sali spojrzał na stół gryfonów i zobaczył ją, zabijającą jajecznicę. Spojrzał na wprost i zobaczył również... Katie Bell rozmawiającą z Potterem. Zamarł i poszedł do łazienki. Nie mógł już tego wytrzymać. Tyle krzywd z jego strony. Z bezsilności zaczął płakać...

Kiedy Hermiona jadła od razy zobaczyła Katie i powiedziała o tym Harremu. On podszedł i zaczął sie wypytywać, a jak zobaczył przerażonego Malfoy'a od razu za nim poszedł. Miona nie chciała, ale czuła, że powinna tam iść. Szła wolniej niż Potter, a jak znalazła się na miejscu nawet jej nie zauważyli. Tylko walczyli. Nagle Harry zaczął wypowiadać to dziwne zaklęcie i gryfonka automatycznie rzuciła się przed ślizgona.

- Harry nie!

Lecz nie zdążył zahamować zaklęcia. Dziewczyna poczuła miliony ostrzy, które ją przecinały. Miała wrażenie, że na wskroś. Krzycząc z bólu upadła w czyjeś silne ramiona.

-Hermiona! - krzyknął Harry i chciał ją zabrać.

- Odejdź Potter! - Draco przytulił mocniej dziwczynę, jakby się bał, że znów się jej coś stanie.

- Tyle ucierpiała przez ciebie i masz czelność ją teraz mi zabrać?!

- Ale to nie ja ją prawie zabiłem! - poczuł, że dziewczyna słabnie. - Granger nie zamykaj oczu! Nie waż się! - chłopak płakał, a Potter się ulotnił.

- Niemożliwe... Chamski arystokrata płacze nad szlamą- zaśmiała się przez łzy bólu.

- Przepraszam. Granger ja nie uważam cię za szlamę. To z innego powodu ja... Jestem tchórzem, jestem dokładnie taki, jak mówiłaś zanim... Cię uderzyłem.

- To nie twoja wina fretko- uśmiechnęła się, starła jego łzy z policzka i zamknęła oczy.

- Granger!!!!

- Malfoy odsuń się- rozkazał Snape. Chłopak położył ją delikatnie na podłodze, a profesor zaczął goić jej rany, nie znanym mu zaklęciem. - Teraz zanieś ją do p. Pomfrey. Zajmie się nią - Draco kiwnął tylko lekko głową i wziął czule ją na ręce i chciał wychodzić, ale... - Wiesz, że to niemożliwe. Tylko ją zranisz. Uwierz mi, będziesz żałował jej łez do końca życia.

Chłopak wyszedł bez słowa, ale doskonale wiedział, że Snape ma rację...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro