Rozdział III
Po tych wydarzeniach dużo się nie zmieniło. Dużo nie, ale jednak trochę. Hermiona starała się nie spotykać na swojej drodze Malfoya, a on wręcz przeciwnie. Chciał być w jej pobliżu. Robił to dyskretnie. Przyglądał się jej, jak je, jak czyta, jak się śmieje z Weasley'em i Potterem. Nie mógł się nadziwić jakie wielkie szczęście ją spotkało, a jego... w sumie ma tylko Blaise'a i matkę. W środku czuł, że jest inny niż reszta rodziny, ale był zbyt tchórzliwy, by się przeciwstawić i pokazać jaki jest naprawdę. No i jeszcze nauka. No jakoś sobie radził, ale przez transmutację mógł nie zaliczyć roku. Do świąt było tak, że leciał po samych najgorszych ocenach. No McGonagall straciła w końcu cierpliwość i zaprosiła go na rozmowę.
- Bardzo się cieszę, że pan przyszedł, panie Malfoy- zaczęła kobieta.
- Czemu mnie pani wezwała?
- Chodzi tu o pana oceny z mojego przedmiotu. Naprawdę nie chcę, by pan powtarzał rok, więc postanowiłam załatwić panu pomoc... - nagle się rozległo pukanie. - Proszę wejść panno Granger! - no i do gabinetu weszła wezwana gryfonka. Jak ujrzała Malfoy'a spięła się, tak samo jak on. - Proszę siadać.
- Czemu mnie pani wezwała?
- No cóż... Panu Malfoy'owi przyda się pomoc i tylko ty możesz to zrobić...
- Słucham?! - wykrzyknęli oboje.
- Tak, chciałabym, żeby Hermiona ci pomogła z transmutacją. Słyszałam, że świetnie sobie poradziłaś z panem Zabinim.
- No tak, ale... a-ale... - nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- ... Ale dlaczego ona? Pani nie wie jak się wobec siebie zachowujemy?!
- Wiem i chcę zakończyć ten spór- już mieli coś powiedzieć- i bez dyskusji! Będziecie się spotykać codziennie po obiedzie w bibliotece, pod czujnym okiem pani Pince, dopóki Draco nie wyjdzie na prostą i nie przestaniecie się niemile się wobec siebie zachowywać. To wszystko, możecie wyjść.
Kiedy wyszli, nic nawet sobie nie powiedzieli, oboje odeszli w swoje strony. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że nauczycielka kazała jej uczyć jej największego wroga. Przecież nie da rady z nim wytrzymać! Pewnie ciągle będzie się przechwalał, wytykał jej pochodzenie, czy może będzie krytykował wygląd. Mogłaby uczyć wszystkich, nawet Pansy, byleby nie musieć jego!
Draco natomiast, nie był zły. Był smutno, bo znowu będzie się musiał ukrywać bod maską wrednego arystokraty, a szczególnie przed nią. Wiedział, że ona i jej przyjaciele postrzegają jako przyszłego śmierciożercę, w sumie mają raję, ale ile by dał, by zmienić swój los...
Kiedy Diabeł i Ruda się o tym dowiedzieli, to przestrzegali Malfoy'a jednocześnie, używając tych samych słów. Hermiona, która miała tego nie usłyszeć, śmiała się w duchu z ich podobieństwa. Zawsze był przekonana, że Ginny powinna być z Harrym, ale ostatnimi czasy... jakoś chciałaby widzieć Blaise'a przy jej boku. Kiedy "oddali" Dracona w jej niewinne ręce, a sami poszli do swoich dormitoriów, to się wzięli do roboty.
- Dobra, to może zapytam... Czego nie rozumiesz?
- Wszystkiego.
- Jak ty zdałeś... - mruknęła do siebie, ale on i tak usłyszał.
- Dzięki Diabłowi, więc nie wiem, czemu ty mnie uczysz- warknął.
- Będzie gorzej niż myślałam.
- To ja tu muszę z tobą siedzieć, jeszcze przez dwie godziny.
- Boże, ile ty marudzisz.
- A ty ciągle mnie oczerniasz.
Spojrzała na niego gniewnie, na co lekko się skruszył. Po tym starał się siedzieć cicho, ale i tak było ciężko. Trzeba było mu powtarzać z jakieś 10 razy, zanim to zrozumiał. Miona, po godzinach katorgi z nim, walnęła się na łóżka i zaczęła rozważać pomysł związany ze znikaniem w akurat te godziny. Zastanawiała się też, czy w ogóle coś zostało w tym jego łbie. Miała taką nadzieje...
Draco również walnął się na łóżko padnięty. Głowa go bolała, od nadmiaru informacji,a to dopiero początek. Wolał lekcje z Blaisem, o tak, to na pewno. Granger była strasznie wymagająca i kazała mu się skupiać, a Zabini robił mu ściągi, ewentualnie coś mu czasem objaśnił. Ona była, według niego, tyranem! Miał już dosyć...
Mijały dni, tygodnia, a ta dwójka wciąż się spotykała. Na początku, naprawdę było strasznie, ale z czasem zaczęli się tolerować, a nawet kolegować. Zajęło to naprawdę dużo czasu, ale tak. Znaleźli wspólny język. On przestał do niej mówić szlama, a ona przestała go nazywać przyszłym śmierciożercą. Dziewczyna zauważyła, że chłopak czasem znika, ale jakoś nie mogła się dowiedzieć dokąd. Zaczęła również inaczej patrzeć na ślizgona... innym wzrokiem. Zauważyła, że nie ma już szczurowatej twarzy i uśmiechu fretki. Po tak długim czasie dopiero zauważyła, ze wyrósł na naprawdę przystojnego nastolatka. Kiedy naprawdę się zakolegowali, czuła się mniej pewna przy nim. Zaczęło jej na nim zależeć...
Gdzieś w styczniu, do szóstego roku doszedł jakieś rodzeństwo. Bliźniaki. Zwali się Rose Caro i Jeremy Caro. Dziewczynę przydzielono do Gryffindoru, a chłopaka do Slitherinu. Rode była naprawdę skoczna, optymistyczna i inteligentna. Zaprzyjaźniła się z Hermioną i Ginny. Były nierozłączne, a brata koleżanki nie poznały. Jakoś tak wyszło.
Pewnego dnia Hermiona próbowała sięgnąć książkę z półki, ale straciła równowagę i już jak miała mieć bliskie spotkanie z podłogą, to... poczuła jakieś silne ramiona na talii. Spojrzała na swojego wybawcę i ujrzała... Jeremy'ego. Zarumienili się lekko i chłopak pomógł stanąć dziewczynie na nogach. Podziękowała i miała się udać do Malfoy'a czekającego na nią, ale na odchodne...
- Fajna książka! - dziewczyna odwróciła się i z serdecznym śmiechem skinęła głową i odeszła z bananem na twarzy.
Usiadła na przeciwko ślizgona i tłumaczyła mu jedno zadanie, ale dopiero po chwili się zorientowała, że nikt jej nie słucha. Spojrzała na jego bladą twarz i zauważyła zazdrość na jego twarzy.
- Malfoy?
- Nie lubię go.
- Jeremy'ego?
- Tak. Niby udaje takiego niewinnego, ale czuję, że w środku to zło wcielone.
- Bredzisz z zazdrości.
- Ja?! O niego?! Dlaczego?!
- Nie wiem, ale masz taką minę i tak się zachowujesz.
- Dobra bierzmy się za to zadanie, bo sama bredzisz.
Hermiona następnie z szokiem patrzyła, jak chłopak rzetelnie odrabia pracę. Nigdy, aż tak się nie starał. Czuła, że Malfoy chciał coś osiągnąć, by być lepszym od Corego, ale co? Zamyślona wpatrywała się na krajobraz za oknem i nie wiedziała, że blondyn patrzy na nią zaniepokojonym wzrokiem. Malfoy strasznie nie chciał, by ona w ogóle była w jego pobliżu. No tego już, by nie zniósł. Ten chłopak naprawdę go denerwował i jeszcze jakby zaczął się kręcić przy jego korepetytorce, to niech lepiej ucieka, gdzie pieprz rośnie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro