Rozdział II
Parę dni po wyjściu do Hogsmeade, Hermiona do biblioteki. Szukała czegoś na temat testrali. Jakoś ostatni zainteresowały ją, więc, jak to ona, musiała wszystkiego się o nich dowiedzieć. Po paru godzinach szukania i czytania, postanowiła się udać na kolację. Kiedy wychodziła, poczuła mocne szarpnięcie, ktoś zasłonił jej usta i następnie przyszpilił do ściany. Spojrzała w oczy napastnika i ujrzała stalową barwę. Takie oczy miała tylko jedna osoba, w dodatku dziewczyna nie lubiła się znajdować w jej towarzystwie.
- Mmnynmm?! - próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła przez bladą rękę Dracona.
- Zamknij się i słuchaj. Nie mam ochoty ani czasu, by cię tu trzymać i się marnować, ale muszę to zrobić. Masz się odwalić od Blaise'a! Nie obchodzi mnie jak to zrobisz, ale macie się nie spotykać. Nie mogę patrzeć, jak taka szlama jak ty się do niego przymila! Jeśli nie posłuchasz, to osobiście cie załatwię. Nie jesteś nawet godna praw czarodzieja, a co dopiero godna przebywania w naszym...- nie skończył. Złapał się tylko za lewy, lekko zaczerwieniony policzek. Hermiona uwolniła swoją rękę z jego uścisku i dała mu z żalu w policzek. Nie mogła znieść tych słów, już nie umiała się opanować. Miała łzy w oczach, a jej głos był załamany. Chłopak tylko patrzył na nią zaskoczony, odwagą jakiej się dopuściła, policzkując go.
- Teraz to ty mnie posłuchaj, Malfoy! Jakbyś jeszcze nie wiedział, to "czysta" i "brudna" krew nie istnieje! Każdy czarodziej ma choć jednego mugola w rodzinie! Wy macie jakieś spaczenie na tym punkcie, które nic nie wnosi! Słyszałeś o Hitlerze? To był ktoś, przez kogo zamordowano miliony ludzi, tylko dlatego że byli innego pochodzenia lub religii! A ty wyzywasz mnie od najgorszych, gnębisz mnie i przyprawiasz o zawał, tylko dlatego, że moi rodzice to mugole! Jestem dumna z tego, że jestem ich córką i nie obchodzi mnie, co myślą inni, ale jak przez sześć lat, ktoś się nad tobą znęca, to w końcu nie wytrzymujesz i wybuchasz! Dopiero po sześciu latach! Teraz łaskawie nie wtrącaj się w moje życie, ani innych, bo wiemy czego chcemy i czego potrzebujemy! - wykrzyczała wszystko, co leżało jej na sercu z jego powodu i odwróciła się i pobiegła do dormitorium, zostawiając zszokowanego ślizgona.
Nigdy nie myślał o tym w ten sposób. Zawsze mu się wydawało, że szlamy nic nie rusza, że powinny być przyzwyczajone do takiego traktowania. Dopiero brązowowłosa gryfonka uświadomiła mu, że one się czuły jak on... Tak jak on. Na nim wyżywał się ojciec, a on na mugolakach, a mugolaki na... nikim. Teraz zrozumiał jak silni są. Jak się czują i jak się boją, że znowu ich ktoś zrówna z błotem. Przez chwilę aroganckiemu ślizgonowi chciało się dać samemu sobie w twarz. Tak naprawdę, to nie chodziło o Blaise'a, nie. Nie chciał jej z nim widzieć, ale wciąż nie wiedział dlaczego. No bo przecież nie mogło mu na niej zależeć...
Hermiona w ciągu paru sekund znalazła się w wierzy Gryffindoru. Wbiegła do swojej sypialni i walnęła się na łóżka. Najlepsze było te że płakała z ulgi. Czuła się lżej. W końcu powiedziała mu, co myśli. Nie spodziewała się jakiś specjalnych efektów, ale miała wolne serce. Kiedy skończyła się pora kolacji, wróciła Ginny. Ujrzawszy ślady po łzach przyjaciółki, od razu rozpoczęła przesłuchanie. Miona opowiedziała jej wszystko, a jak skończyła, ledwo powstrzymała młodszą Weasley od pobicia ślizgona. Oświadczyła, że skoro nie może go pobić to naśle na niego Zabini'ego. Granger błagała na kolanach, by tego nie robiła, ale ruda wyskoczyła prędko z dormitorium i pobiegła do przyjaciela przyjaciółki. Zrezygnowana gryfonka zeszła na dół do Harrego i Rona. Usiadłszy, pomogła im z pracą na transmutację...
Ginevra biegła jak szalona do lochów, by spotkać się z Diabłem. Na szczęście znalazła go przy wejściu do ich dormitorium. Z prędkością światła wzięła go na stronę.
- Weasley, co jest?! - zaśmiał się chłopak z szerokim uśmiechem- Stęskniłaś się?
- Nie kretynie! Chodzi o Mionę.
- Co się stało? - spoważniał.
- Twój PRZYJACIEL, pan Malfoy, wziął ją brutalnie na stronę i kazał jej przestać się z tobą spotykać, grożąc przy tym i wytykając jej, to skąd pochodzi!
- Że słucham, CO?!
- To, co słyszałeś!
- Dzięki za info! - krzyknął wbiegając do salonu ślizgonów. Gryfonka wróciła do swojego, tym razem wolniej. Ślizgon z głośnym hukiem wszedł do pomieszczenia i szedł w stronę "przyjaciela".
- Wszyscy wynocha! - tak też się stało i zrezygnowany Malfoy też chciał iść, ale... - O nie, nie, nie Smoku. Ty zostajesz!
Poczekali chwilę, aż wszyscy wyjdą, Blaise wygłuszył pomieszczenie zaklęciem i teraz to się zaczął dramat...
- To czego chciałeś, Diable?
- Co ty stary odwalasz, co?!
- Ja?!
- Tak ty! Już nie pamiętasz, co dzisiaj zrobiłeś, co powiedziałeś?! - Draco się wyraźnie zmieszał.
- Nie wiem, o co ci chodzi...
- Wiesz i to za dobrze! Wiem, kiedy kłamiesz Draco i właśnie teraz to robisz! Czemu jej to powiedziałeś?!
- Powiedziałem, to co należało.
- Nie pytam się co, tylko dlaczego!
- Chciałem, by znała swoje i żeby się nie szlajała z tobą, nie jest ciebie warta!
- Oj jakoś z innymi kukonkami, puchonkami, a nawet z Ginny mi wontów nie robisz, a Hermiona jak jest ze mną, to już coś jest nie tak! Co się z tobą dzieje?!
- Nie wiem! Nie rozumiem tego!
- Czekaj, czekaj... A to nie dlatego, że ja z nią się zaprzyjaźniłem, a ty nie?
- O co ty mnie osądzasz?! - zapytał trochę zbyt szybko.
- Jesteś zazdrosny!
- No o ciebie...
- ...O nią! Nie zaprzeczaj, bo to wiem. W czwartej było podobnie. Jechałeś ją bardziej, a póżniej przy mnie tylko jechałeś Wiktora! Ona ci się...
- Za kogo ty się uważasz?! Ja i ta szlama, pff!
- Ja wiem swoje, ale na koniec jedno ci powiem, bo mam cie dość- stanęli twarzą w twarz. - Nie obchodzi mnie, czy chcesz ukryć swoje uczucia, czy nie, nawet przed ojcem. Po prostu jeszcze raz coś jej powiesz złego lub coś, co ją zgorszy, albo z niej zakpisz i co najważniejsze... Jeśli jeszcze raz nazwiesz ją szlamą, to ci nie daruję- wycedził i wyszedł z pomieszczenia.
Kolejny raz dzisiaj coś zszokowało Dracona oraz znowu czuł, że ktoś przeżywa to samo, co on. Nie mógł również uwierzyć w stwierdzenie Zabini'ego. To przecież absurd. Po chwili się zagniewał... Przez tę jedną szla... gryfonkę mógł stracić praktycznie wszystko, co dla niego ważne...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro