Rozdział 4
Po tym jak Drops poinformował o jutrzejszych skróconych lekcjach, do sali wleciały spóźnione sowy z Prorokiem Wieczornym.
Jedna z sów poleciała do Draco i rzuciła mu gazetę, którą ten złapał w locie i zaczął czytać.
-Coś ciekawego?-Zapytała Jen, patrząc na gazetę, która odgradzała ją od Draco.
-Zaraz ci pożyczę-Odpowiedział Draco, cierpiętniczym tonem.
-Po co mam ją czytać, jeśli możesz mi w skrócie powiedzieć o interesujących wiadomościach?-Zapytała Jen, jedząc babeczkę.
-A co ja jestem? twój skrzat domowy?-Zapytał Draco, odkładając gazetę i podnosząc prawą brew do góry.
-Dracusiuu-Powiedziała Jen, głaszcząc go po ramieniu, na co chłopak się lekko zarumienił. Dziewczyna postanowiła nie zwracać mu na to uwagi, gdyż chciała aby się zgodził.
-Ech-Westchnął po chwili Draco i w skrócie opowiedział o najciekawszych artykułach.
-Dziękuję-Powiedziała Jen i pocałowała go w policzek, wracając do jedzenia kolacji. Nie widziała jak bardzo Draco się zarumienił po pocałunku, ani jak Blaise z trudem powstrzymuje się od śmiechu.
-Pożałuje tego-Stwierdziła cicho siedząca na końcu stołu Pansy, patrząc na Jen ze wściekłością w oczach, po czym z miłością na swojego ukochanego.
-Pansy Malfoy-Tylko to szeptała pod nosem mopsica aż do końca kolacji.
-Więc jutro od 13 mamy wolne-Powiedział uradowany Blaise, rzucając się wręcz na fotel przed kominkiem.
-Geniusz-Powiedział Draco, siedząc na kanapie obok Astorii.
-Gdzie Jen?-Zapytała Greengras.
-Poszła po coś do pokoju-Odpowiedział Blaise, po czym dodał-Ale już 10 minut temu, bo wcześniej wyszła z WS(Wielka Sala).
-Może ja do niej...-Zaczęła zaniepokojona Astoria, lecz przerwała na widok szeroko uśmiechniętej Jen, wchodzącej do PW.
Dziewczyna usiadła na kolanach Blaisa i szeroko się uśmiechała.
-Diablico, co zrobiłaś?-Zapytał zaciekawiony Blaise, szepcząc jej do ucha i ignorując spojrzenie Draco.
-Pansy chciała się pobawić-Powiedziała dziewczyna, po czym wybuchła śmiechem na widok wchodzącej po cichu do PW Pansy, która chciała niezauważona dostać się do wyjścia.
-Parkinson!-Zaśmiała się Astoria, na co wszyscy zwrócili uwagę na Pansy i zaczęli się śmiać.
-To.Nie.Jest.Śmieszne-Wycedziła Pansy, po czym pobiegła w stronę wyjścia.
-Z czego się śmiejecie?-Zapytał po chwili Draco, który wcześniej był nieobecny duchem.
-Nie widziałeś?-Zapytał zdziwiony Blaise, hamując śmiech.
-Czego?-Zapytał Malfoy.
Astoria pokręciła głową i odpowiedziała.
-Pansy.
-Co z nią?-Zapytał zniecierpliwiony Smok.
-W skrócie?-Zapytał Blaise, drażniąc się ze swoim najlepszym przyjacielem.
-Tak-Warknął Draco.
-Ośle uszy, ogon smoka, zęby wampira i dodatkowo cała spuchnęła-Powiedział Blaise.
Draco wyobraził sobie Pansy, dodał nowe elementy i parsknął śmiechem.
-Jak mogłem to przegapić?-Zapytał załamany.
-Najwyraźniej zamyśliłeś się o kimś-Powiedział Blaise i objął w pasie zaskoczoną Jen.
-Najwyraźniej-Warknął Draco do szczerzącego się kumpla.
-Ktoś tu jest zazdrosny-Zaśpiewała pod nosem Astoria, na tyle cicho, że tylko Malfoy ją usłyszał.
-Ast-Powiedział Draco.
-Tak?-Zapytała uśmiechnięta, lecz zamiast odpowiedzi oberwała oburzonym spojrzeniem Malfoy'a.
-Twój ojciec robi to lepiej-Powiedział Blaise, po czym szybko stracił uśmiech i powiedział:
-Przepraszam.
Draco nic nie odpowiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro