{Ostateczna zapłata}
Zoey
Odczutuje jego esemesa i dopiero wtedy sobie przypominam o tym czym to było.
Luke: Głupio czy niegłupio? Zapomnieliśmy o pieniądzach. Czy moglibyśmy się jakoś spotkać?
Przyznam, że wypiłam wczoraj trochę za dużo, bo czułam się zdołowana fałszem jaki jest w moim życiu. Nie pamiętam drogi do domu, bo byłam bardziej senna niż pijana, ale o tym, żeby mu zapłacić, zupełnie zapomniałam. Uderzam się w czoło, ale to nie w nim czuje ból.
Ja: Przepraszam! Wczorajszy wieczór był szalony, powiedz gdzie to podjadę, przepraszam!
Luke: Chociaż dobrze się bawiłaś?
Jest taki, bo jeszcze mu nie zapłaciłam?
Ja: Było cudownie, dziękuje xo
Luke: W tym samym barze, co wszystko się zaczęło?
Dlaczego brzmi to tak okropnie? Z resztą nie ważne. Ubieram się na szybko i jadę wypłacić pieniądze z konta. Najlepszy wieczór w moim życiu, był zarazem najdroższym wieczorem.
Mam już pieniądze, więc jestem gotowa jechać na miejsce spotkania, gdy nagle dopada mnie kolega z drużyny futbolowej.
– Cześć – Martin jest całkiem w porządku, w porównaniu na przykład z Evanem – Chciałem wymienić się z Luke'm numerami, ale tak szybko zniknęliście. Dobrze nam się gadało i dzisiaj jest impreza, chętnie bym was tam zobaczył.
To jest ten moment gdy kłamstwo goni kłamstwo.
– Ymm – co mam zrobić? – Właśnie idę się z nim spotkać, chcesz iść ze mną?
Dlaczego to zrobiłam?
– W sumie czemu nie. Rozmawialiśmy trochę o motorach i mógłby mi coś doradzić – motor, cholera jasna.
– Jak się bawiłeś wczoraj?
– Dobrze. Nie wszyscy faceci w drużynie futbolowej to dupki, przepraszam za Evana, on po prostu myśli, że życie to bajka.
– Wiedziałeś o nim i Elen? – krzywi się, czyli wiedział – Nie ważne.
– Poznałaś faceta jak Luke, czy warto się przejmować tym idiotą? – gdyby tylko wiedział..
– Masz racje – ten dzień jest zarazem lepszy i gorszy.
Martin wsiada do mojego samochodu, a ja zdaje sobie sprawę, że nie umówiłam się z nim w tej dzielnicy, cholera. Martin patrzy z zainteresowaniem, gdy zmieniamy otoczenie.
– To takie nasze miejsce, trafiliśmy tu przez przypadek – druga część tego zdania jest bardzo prawdziwa.
– Musi mieć swój urok – jak Luke.
– Podają tu najlepsze szejki, musisz spróbować! – uśmiecham się bardziej siebie niż do niego.
– Zoey, mam ochotę pogadać o motorach i wypić piwo. Możemy przyjść na szejki kiedy indziej.
– Och, tak, przepraszam – parkuje na wolnym miejscu i oboje wysiadamy z samochodu.
Luke nawet nie wszedł do środka. Stoi przy wejściu. Podchodzę do niego i cmokam go w policzek. Może po prostu nie lubimy okazywać uczuć przy innych? To przejdzie, prawda?
– Cześć, kochanie, spotkałam Martina, który chce nas zaprosić na swoją imprezę i chciał z tobą o czymś pogadać.
– Gdzie masz swój motor, stary? – wymieniają uściski dłoni.
– Został u Zoey, bo wczoraj trochę wypiliśmy jeszcze u niej – lekko trzyma mnie w talii, ledwo to w ogóle czuje.
– To dlatego tak szybko zniknęliście – Luke tylko kiwa głową.
Luke
Co tu się do cholery dzieje? Dawno nie byłem tak zdezorientowany. Powiedziałem Callie, że odbiorę ją z pracy, a ona wyskakuje z takim czymś... Dalej ma moje pieniądze, więc nie mogę nic zrobić, ale tak naprawdę chce jej pomóc.
– Zapłacę – szepcze do mojego ucha.
Mam na sobie już moje zwykle ciuchy, ale jej kolega nie zdaje się zwracać na to uwagi, chociaż tyle. Tamte jeszcze wczoraj wystawiliśmy na ebayu.
– Trzysta – szepcze dodatkowo.
Każda kasa się przyda, ale nie sądzę, że odmówiłbym jej nawet bez tego. Muszę znaleźć tylko chwile, żeby napisać do Callie.
– Gdzie ta impreza? – przysuwam do siebie Zoey, żeby czuła się pewniej.
– U mnie – mówi z uśmiechem koleś, z którym całkiem nieźle się wczoraj dogadywałem.
– Chodźmy – otwieram drzwi pasażera przed Zoey, gdy ona podaje mi kluczyki.
Prowadzę ten cholernie drogi samochód. Trzymam rękę na oparciu fotela Zoey, żebyśmy wyglądali na parę. Rozmawiam z Martinem o motorach. Koleś jest faktycznie tym zainteresowany. Mówi, że chce spróbować przejechać się na moim. Zaciskam dłoń w pięści.
– Pewnie, możemy to zrobić – zostałem wpakowany w naprawdę niezłe gówno.
Gdy dojeżdżamy pod cholernie duży dom Martina, on wyskakuje pierwszy, a potem czeka na nas.
– Idziecie? – patrzę na Zoey.
– Nie widzieliśmy się pół dnia, stęskniłem się za moją dziewczyną. Dasz nam chwile?
– Tak, jasne – zamykam drzwi i patrzę na Zoey.
– Przepraszam! Nie planowałam tego! Spotkałam go gdy wyciągałam pieniądze i to po prostu się stało...
– Utoniesz w kłamstwach, Zoey – kiwa głową.
– Zapłacę – kurwa, już nie chodzi o pieniądze.
– Z góry? – czuje się jak dupek.
Zoey podaje mi pieniądze, a ja chowam je do wewnętrznej kieszeni kurtki.
– Musisz coś wymyślić.
– Wiem, przepraszam – przysuwa się do mnie, ale po chwili czuje jakby robiła coś złego i od razu się odsuwa.
– Upijmy się – proponuje – Zabawmy się i zapomnijmy o syfie – widzę nawet cień uśmiechu na jej ustach.
– Dziękuje – szepcze.
Wyjmuje telefon i szybko pisze do Callie. Mam chyba syndrom zbawcy, a to zawsze cię zgubi. Chociaż większość z was powie, że jestem łasy na pieniądze.
– Chodźmy się upić, dziewczyno – już bardziej radośnie cmoka mnie w policzek.
Upije się, żeby zapomnieć dlaczego nie powinno mnie tu być i dlaczego to jest kłamstwem i upije się dlatego, że w domu ktoś na mnie czeka, a ja jestem tutaj.
Ona to zrozumie. Trzysta dolarów piechotą nie chodzi, szczególnie w naszym wypadku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro