Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{Ostateczna zapłata}

Zoey

Odczutuje jego esemesa i dopiero wtedy sobie przypominam o tym czym to było.

Luke: Głupio czy niegłupio? Zapomnieliśmy o pieniądzach. Czy moglibyśmy się jakoś spotkać?

Przyznam, że wypiłam wczoraj trochę za dużo, bo czułam się zdołowana fałszem jaki jest w moim życiu. Nie pamiętam drogi do domu, bo byłam bardziej senna niż pijana, ale o tym, żeby mu zapłacić, zupełnie zapomniałam. Uderzam się w czoło, ale to nie w nim czuje ból.

Ja: Przepraszam! Wczorajszy wieczór był szalony, powiedz gdzie to podjadę, przepraszam!

Luke: Chociaż dobrze się bawiłaś?

Jest taki, bo jeszcze mu nie zapłaciłam?

Ja: Było cudownie, dziękuje xo

Luke: W tym samym barze, co wszystko się zaczęło?

Dlaczego brzmi to tak okropnie? Z resztą nie ważne. Ubieram się na szybko i jadę wypłacić pieniądze z konta. Najlepszy wieczór w moim życiu, był zarazem najdroższym wieczorem.

Mam już pieniądze, więc jestem gotowa jechać na miejsce spotkania, gdy nagle dopada mnie kolega z drużyny futbolowej.

– Cześć – Martin jest całkiem w porządku,  w porównaniu na przykład z Evanem – Chciałem wymienić się z Luke'm numerami, ale tak szybko zniknęliście. Dobrze nam się gadało i dzisiaj jest impreza, chętnie bym was tam zobaczył.

To jest ten moment gdy kłamstwo goni kłamstwo.

– Ymm – co mam zrobić? – Właśnie idę się z nim spotkać, chcesz iść ze mną?

Dlaczego to zrobiłam?

– W sumie czemu nie. Rozmawialiśmy trochę o motorach i mógłby mi coś doradzić – motor, cholera jasna.

– Jak się bawiłeś wczoraj?

– Dobrze. Nie wszyscy faceci w drużynie futbolowej to dupki, przepraszam za Evana, on po prostu myśli, że życie to bajka.

– Wiedziałeś o nim i Elen? – krzywi się, czyli wiedział – Nie ważne.

– Poznałaś faceta jak Luke, czy warto się przejmować tym idiotą? – gdyby tylko wiedział..

– Masz racje – ten dzień jest zarazem lepszy i gorszy.

Martin wsiada do mojego samochodu, a ja zdaje sobie sprawę, że nie umówiłam się z nim w tej dzielnicy, cholera. Martin patrzy z zainteresowaniem, gdy zmieniamy otoczenie.

– To takie nasze miejsce, trafiliśmy tu przez przypadek – druga część tego zdania jest bardzo prawdziwa.

– Musi mieć swój urok – jak Luke.

– Podają tu najlepsze szejki, musisz spróbować! – uśmiecham się bardziej siebie niż do niego.

– Zoey, mam ochotę pogadać o motorach i wypić piwo. Możemy przyjść na szejki kiedy indziej.

– Och, tak, przepraszam – parkuje na wolnym miejscu i oboje wysiadamy z samochodu.

Luke nawet nie wszedł do środka. Stoi przy wejściu. Podchodzę do niego i cmokam go w policzek. Może po prostu nie lubimy okazywać uczuć przy innych? To przejdzie, prawda?

– Cześć, kochanie, spotkałam Martina, który chce nas zaprosić na swoją imprezę i chciał z tobą o czymś pogadać.

– Gdzie masz swój motor, stary? – wymieniają uściski dłoni.

– Został u Zoey, bo wczoraj trochę wypiliśmy jeszcze u niej – lekko trzyma mnie w talii, ledwo to w ogóle czuje.

– To dlatego tak szybko zniknęliście – Luke tylko kiwa głową.

Luke

Co tu się do cholery dzieje? Dawno nie byłem tak zdezorientowany. Powiedziałem Callie, że odbiorę ją z pracy, a ona wyskakuje z takim czymś... Dalej ma moje pieniądze, więc nie mogę nic zrobić, ale tak naprawdę chce jej pomóc.

– Zapłacę – szepcze do mojego ucha.

Mam na sobie już moje zwykle ciuchy, ale jej kolega nie zdaje się zwracać na to uwagi, chociaż tyle. Tamte jeszcze wczoraj wystawiliśmy na ebayu.

– Trzysta – szepcze dodatkowo.

Każda kasa się przyda, ale nie sądzę, że odmówiłbym jej nawet bez tego. Muszę znaleźć tylko chwile, żeby napisać do Callie.

– Gdzie ta impreza? – przysuwam do siebie Zoey, żeby czuła się pewniej.

– U mnie – mówi z uśmiechem koleś, z którym całkiem nieźle się wczoraj dogadywałem.

– Chodźmy – otwieram drzwi pasażera przed Zoey, gdy ona podaje mi kluczyki.

Prowadzę ten cholernie drogi samochód. Trzymam rękę na oparciu fotela Zoey, żebyśmy wyglądali na parę. Rozmawiam z Martinem o motorach. Koleś jest faktycznie tym zainteresowany. Mówi, że chce spróbować przejechać się na moim. Zaciskam dłoń w pięści.

– Pewnie, możemy to zrobić – zostałem wpakowany w naprawdę niezłe gówno.

Gdy dojeżdżamy pod cholernie duży dom Martina, on wyskakuje pierwszy, a potem czeka na nas.

– Idziecie? – patrzę na Zoey.

– Nie widzieliśmy się pół dnia, stęskniłem się za moją dziewczyną. Dasz nam chwile?

– Tak, jasne – zamykam drzwi i patrzę na Zoey.

– Przepraszam! Nie planowałam tego! Spotkałam go gdy wyciągałam pieniądze i to po prostu się stało...

– Utoniesz w kłamstwach, Zoey – kiwa głową.

– Zapłacę – kurwa, już nie chodzi o pieniądze.

– Z góry? – czuje się jak dupek.

Zoey podaje mi pieniądze, a ja chowam je do wewnętrznej kieszeni kurtki.

– Musisz coś wymyślić.

– Wiem, przepraszam – przysuwa się do mnie, ale po chwili czuje jakby robiła coś złego i od razu się odsuwa.

– Upijmy się – proponuje – Zabawmy się i zapomnijmy o syfie – widzę nawet cień uśmiechu na jej ustach.

– Dziękuje – szepcze.

Wyjmuje telefon i szybko pisze do Callie. Mam chyba syndrom zbawcy, a to zawsze cię zgubi. Chociaż większość z was powie, że jestem łasy na pieniądze.

– Chodźmy się upić, dziewczyno – już bardziej radośnie cmoka mnie w policzek.

Upije się, żeby zapomnieć dlaczego nie powinno mnie tu być i dlaczego to jest kłamstwem i upije się dlatego, że w domu ktoś na mnie czeka, a ja jestem tutaj.

Ona to zrozumie. Trzysta dolarów piechotą nie chodzi, szczególnie w naszym wypadku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro