{Gdzie przyjaźń rozkwita, tam..}
Zoey
– Czy możesz mi pomóc? – jego telefon był nagły.
– Jasne, czego potrzebujesz?
– Raczej potrzebujemy – od razu zmienia mi się wyraz twarzy – Caluma dziewczyna ma pojutrze urodziny, a on dalej nie ma dla niej prezentu. Pomożesz nam coś wybrać?
– Dlaczego ja? – słyszę szmery.
– Podobno niezła z ciebie modnisia.
– Słaby żart, stary – słyszę jak Luke mówi do swojego kolegi.
– Sorki, naprawdę potrzebujemy twojej pomocy. Tylko, że my oboje jesteśmy posiadaczami dwóch kółek. Spotkamy się na miejscu?
– Mogę przyjechać po was samochodem, tak będzie chyba spoko.
– Ooo super – znowu wymieniają się telefonem.
– Powiedziałem mu o tym jak się poznaliśmy, a potem on powiedział o problemach z prezentem no i tak otrzymałaś telefon.
– Bardzo się z tego powodu cieszę – wręcz szczerze.
– O piątej u ciebie?
– Nie chce zabrać Callie? – dlaczego w ogóle zapytałam?
– Callie zajmuje dziewczynę Cala, żebyśmy mogli pojechać po prezent – zawsze pomocna.
Luke
– Nie spodziewałem się, że masz takich przyjaciół.
– Zoey jest w porządku, chce nam pomóc wybrać prezent, a nie myśli, że chcemy ją na coś naciągnąć.
– Nigdy jej nie naciągnąłeś? – kręcę głową.
– Teraz już nie chodzi o kasę, nie biorę hej od przyjaciół.
– Dobrze, że sprezentowała ci motor, w ten sposób się poznaliśmy – klepie mnie po ramieniu.
– Masz jakiś pomysł?
– Całkowicie żadnego.
Kilka godzin później spotykamy się z Zoey. Ona uważnie obserwuje Caluma, a potem podchodzi do niego.
– Mogę? – stuka w jego rękę – Zawsze chciałam mieć tatuaż – Cal podwija jej nawet rękawy – Powiedz gdy będziesz miał dosyć – chichocze i pochyla się do jego tatuaży.
Obraca jego rękę, przygląda się każdemu z tatuaży.
– Wow, ładne – Cal się śmieje – Długo ci to zajęło?
– Trochę czasu – oddaje mu rękę.
– Masz zaufany salon? – kiwa głową.
– Mogę podać ci adres, nie jest to jakaś melina – Zoey się krzywi.
– Co w moim wyglądzie jest takiego, że nowi, że jestem paniusią?
– Idealnie ułożone włosy – czochram jej włosy – Nie poprawiaj ich – odsuwam się, żeby się jej przyjrzeć – Zaufaj mi – zamiast włosów, nerwowo poprawia spódniczkę.
– Dobrze.
Jedziemy do galerii. Tym razem Zoey wie, żeby omijać drogie sklepy.
– A może kurtka? Żeby pasowała do mojej? – Zoey się krzywi.
– Ona ma urodziny, tak? Więc to ma być prezent tylko dla niej, a tak pomyśli, że to nie jest prezentem. Dlaczego nie pomyślałeś o czymś z biżuterii?
– Myślałem, że to drogie – Zoey się uśmiecha.
– Nie wszystko, do tego kupisz kwiaty i czekoladki jeśli lubi.
– Pokaż mi miejsce, Zoey i pomóż wybrać.
Obejmuje ją ramieniem.
– Właśnie takiej opinii było nam trzeba – Zoey odsuwa się ode mnie nieznacznie – Dzięki.
Milczymy dalej, aż w końcu pytam.
– A jak tam u ciebie w szkole? – teraz to całkowicie się krzywi.
– Bycie pozytywną jest trudne, gdy ma się problemy z fizyką, o co chodzi w tym cholerstwie? – parskam śmiechem.
– Więc powinnaś się cieszyć, że masz mnie, bo jestem niesamowity z fizyki i wszystkich innych przedmiotów.
– Naprawdę?
– Możesz podziękować mojemu szalonemu ojcu, który traktuje to jako przepustkę do lepszego życia – patrzy na mnie.
– Pomożesz mi? – muszę wyciągnąć szyje, żeby spojrzeć w jego oczy.
– Powiedz tylko kiedy.
Zoey nagle coś zauważa i już jej nie ma obok mnie.
– Mi też pomożesz, stary? – Cal trzepocze rzęsami – Ta dziewczyna jest piękna i trochę zaskakująca.
– Jest więcej niż piękna – Calum nie jest w stanie mi odpowiedzieć, bo Zoey wciąga go do sklepu.
Godzinę później siedzimy na pizzy, którą postanowił postawić nam Calum. Nie protestowałem, Zoey też nie, bo dlaczego by?
– Więc po prostu pomimo różnic się zaprzyjaźniliście? Nie znam cię długo, Luke i widać, że dobry z ciebie facet, ale przez ciebie Zoey przestaje wierzyć w stereotypy.
– Byłoby prościej gdybym nie była blondynką, co?
– No i jeszcze zabawna! – Zoey wsuwa kawałek pizzy do ust, ale kawałek sosu zostaje jej w kąciku.
– Hej, jesteś brudna – obraca głowę w moją stronę i oblizuje usta. Niestety nie udaje jej się trafić – Mogę? – kiwa głową.
Zbieram kciukiem kawałek sosu.
– I po problemie – patrzymy przez chwile na siebie, a ona ponownie wraca do jedzenia.
– Czy pomożesz mi też wybrać kurtkę? To będzie taki dodatkowy prezent.
– Ile ty masz kasy, stary? – to wychodzi tak samo z siebie.
– Mam stypendium sportowe. Chodzimy do jednej szkoły cztery lata, nigdy nie byłeś na żadnych zawodach? – wzruszam ramionami.
– Nie lubię angażować się w życie szkolne.
– To fajna część dorastania – widzę jak Zoey kiwa głową.
– Bycie czirliderką sprawia, że czuje się częścią tej szkoły – uśmiecha się do nas – Musicie kiedyś zobaczyć nasz pokaz!
– Chyba musiałbym powiedzieć Stacy, że idę oglądać mecz, a nie piękne dziewczyny – twarz Zoey pokrywa rumieniec.
– Chodźmy po kurtkę – proponuje.
– Zoey, chce przyjść na ten mecz – cal specjalnie akcentuje ostatnie słowo. Mój kumpel to zdecydowany flirciarz.
Wracamy kolejne dwie godziny później.
– Co tak długo? – przywieźliśmy Zoey, żeby poznała Stacy, Calum nie mógł sobie tego odmówić.
– Nie mogliśmy się zdecydować – przyciągam Callie do siebie – Ale już się nigdzie nie wybieram – unosi oczy na mnie.
– A ona co tutaj robi?
Zoey rozmawia ze Stacy i Calumem, o dziwo cala trójka szeroko się uśmiecha.
– Pojechała z nami, żeby nam pomóc.
– Ja mogłam to zrobić! – obraca głowę w jej stronę – Specjalnie mnie tu zostawiłeś! Chciałeś, żeby to była ona!
– Uspokój się – pocieram jaj ramiona – Miałaś swoje zadanie, każdy miał swoje zadanie.
– Ona go nie miała, jej tam chciałeś.
– Myślałem, że lubisz Stacy – słaba linia obrony?
– Ale to ty jesteś moim facetem! – przyciągam ją bliżej.
– Dlaczego się tak dużo kłócimy ostatnio?
– Ona chce mi cię zabrać! – nie dostrzegam jej już obok Caluma, samochodu też nie ma.
– Przesadzasz – syczę przez zaciśnięte zęby.
– Nie spotykaj się z nią!
– Naprawdę to cię uszczęśliwi?
– Tak.
Kurwa, dlaczego raz czuje się pełniejszy niż zwykle i okazuje się to problemem?
*****
Jakieś 10 do końca 😱😱
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro