{Garnitur}
Luke
Zoey: podaj adres przyjadę po ciebie z
– Czym do cholery jest 'x'?
– Uściski! – Callie mówi przez śmiech. Obejmuje ją w pasie od tyłu.
– Uściski dla mojej ulubionej dziewczyny na świecie – całuje za uchem.
Idę, więc przez korytarz z szeroko rozstawionymi nogami z Callie między nimi. Nie zwracamy uwagi na innych. Tworzymy swój mały świat.
Stajemy pod jej szafką. Ona wyciąga książki, a ja trzymam ramie owinięte dookoła niej i odpisuje Zoey.
Ja: spotkajmy się na miejscu
Zoey: ym, okej, ale to trochę daleko.
Ja: Co?
Zoey; Luke! U nas w mieście nie ma dobrych sklepów z garniturami.
Ja: Jak daleko jedziemy?
Zoey: Kolego, to ja tutaj dyktuje warunki.
Ja: Muszę być o dziewiątej w domu.
Zoey: Damy radę :*
My z Callie nie piszemy esemesów. Zawsze wolimy się usłyszeć, dlatego te buźki mnie bawią.
– Patrz wysłała mi buziaka – Callie patrzy z obrzydzeniem.
– Jest słodka, prawda? — pyta mnie, a ja w odpowiedzi wzruszam ramionami.
– Za dwa tysiaki może być najsłodszą panną na świecie – moja dziewczyna wybucha śmiechem.
– Zawsze wiesz, co powiedzieć – staram się.
– Nie zapominaj, że jestem też przystojny, a raczej jak to ona ujęła niezły – nie odpowiada – Co będziesz robić gdy mnie nie będzie?
– Pójdę do parku i poczytam książkę albo wkradnie się do ciebie i pójdę spać.
– Ojciec powinien wrócić o ósmej – podsumowuje.
– Będziesz już? – pyta z nadzieją.
– Mam nadzieje – całuje ją krótko – Udanej matematyki – a ja lecę na historie.
W końcowym efekcie umawiam się z Zoey w tym samym miejscu, co wczoraj. Zauważam jej samochód i wskakuje do niego.
– Cześć, to ja twój facet z ogłoszenia – nawet się do niej uśmiecham.
Postanowiłem sobie, że spędzę ten czas miło i nie będę zachowywał się jak dupek (nienawidzę tego typu ludzi) dlatego staram się być sobą. Wszystko utrudnia to, że mam Callie, która jest teraz sama. Zawsze się o nią martwię, gdy nie jesteśmy razem. Jej matka jest naprawdę walnięta, nie wspominając w ogóle już o jej ojczymie, który napawa mnie obrzydzeniem.
Robię to dla nas, ale i zarazem czuje się w tym samolubny.
Milczymy przez większość dwu godzinnej drogi. W pewnych momentach uśmiecham się pod nosem, gdy słyszę jak podśpiewuje różne kawałki z radia.
Może być bogatą, zarozumiałą suką, jak to ma w zwyczaju nazywać ją Callie, ale w jakiś sposób jest też urocza.
Idziemy przez centrum handlowe, aż stajemy przed drogo wyglądającym sklepem. Zatrzymuje się przed wejściem, na co Zoey się uśmiecha.
– No chodź, musimy cię ubrać – ciągnie mnie za nadgarstek i prowadzi do środka.
– Dzień dobry, w czym mogę pomoc? – Zoey uśmiecha się do mnie.
– Potrzebuje garnituru dla mojego chłopaka. Rozumie pani, bal maturalny i te sprawy.
– Już gramy? – szepcze jej na ucho, żeby ekspedientka nie usłyszała.
– Wiesz, żebyś się nie zapomniał na miejscu.
Ekspedientka prowadzi nas do właściwego działu. Przez właściwy mam na myśli z tymi najdroższymi garniturami. Nie pasuje tu. Moja skórzana kurtka, poprzebierana na rękawach, biała wyciągnięta koszulka i czarne jeansy. Ona z kolei jest ubrana w idealnie dopasowaną sukienkę z idealnie dobranymi butami. O dziwo nie nosi obcasów, ale to zdecydowanie dlatego, że nie należy do niskich. Jej biodra kołyszą się w zmysłowych ruchach, gdy idzie przede mną, co sprawia, że zdaje sobie sprawę, że ona dokładnie wie kim jest i co ma.
Jakiś czas później stoję w przymierzalni, przymierzam kolejny z kolei garnitur.
– Ten jest... – zawsze jest coś z czymś nie tak. Teraz krzywi się, patrząc na moje źle dopasowane spodnie. Ostatnio był zły kolor – Następny! – zasuwam szybko zasłonkę i przebieram się w następny.
– Czy to może ten? – specjalnie głupkowato się do niej uśmiecham, ale gdy nie reaguje, pochylam się nad nią, żeby spojrzeć na nią z moim zezem i gdy to robię, oboje po prostu wybuchamy śmiechem. Mogło być gorzej.
– Ta marynarka ma za krótkie rękawy... – mówi – Może powinnismy pójść do jakiegoś sklepu dla wielkoludów? – klepie mnie w pierś – Następny! – przewracam oczami i się wycofuje.
Zabieram się za ostatni garnitur, gdy nagle słyszę odzywająca się zasłonkę. Udaje, że tego nie zauważam, dostaje kasę za robienie dobrego wrażenia, ale zarazem mam dziewczynę.
– Niezły tyłek – mówi tak po prostu i zaczyna chichotać – Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać – obracam głowę w jej stronę.
– Zoey, to nie działa nic nie pasuje – mówię, żeby zmienić temat, ale ona zamiast zrozumieć iluzje, wchodzi do środka.
Opiera się tyłkiem o lustro i przygląda się mojej twarzy.
– Masz być moim chłopakiem – kiwam głową – Żebyś mógł nim być, musisz być przystojny, dobrze ubrany, ale i pewny siebie.
– Nigdy nie nosiłem garnituru – i tak wie, że jestem bez grosza przy duszy.
– Chodź, poszukamy czegoś w innych sklepach. Może nawet nadadzą się te twoje czarne jeansy – milczy chwile, po czym z uśmiechem klaszcze w dłonie – Już wiem! Moje przyjaciółki padną trupem!
Boje się, że nawet mi się to zdarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro