Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{Garnitur}

Luke

Zoey: podaj adres przyjadę po ciebie z

– Czym do cholery jest 'x'?

– Uściski! – Callie mówi przez śmiech. Obejmuje ją w pasie od tyłu.

– Uściski dla mojej ulubionej dziewczyny na świecie – całuje za uchem.

Idę, więc przez korytarz z szeroko rozstawionymi nogami z Callie między nimi. Nie zwracamy uwagi na innych. Tworzymy swój mały świat.

Stajemy pod jej szafką. Ona wyciąga książki, a ja trzymam ramie owinięte dookoła niej i odpisuje Zoey.

Ja: spotkajmy się na miejscu

Zoey: ym, okej, ale to trochę daleko.

Ja: Co?

Zoey; Luke! U nas w mieście nie ma dobrych sklepów z garniturami.

Ja: Jak daleko jedziemy?

Zoey: Kolego, to ja tutaj dyktuje warunki.

Ja: Muszę być o dziewiątej w domu.

Zoey: Damy radę :*

My z Callie nie piszemy esemesów. Zawsze wolimy się usłyszeć, dlatego te buźki mnie bawią.

– Patrz wysłała mi buziaka – Callie patrzy z obrzydzeniem.

– Jest słodka, prawda? — pyta mnie, a ja w odpowiedzi wzruszam ramionami.

– Za dwa tysiaki może być najsłodszą panną na świecie – moja dziewczyna wybucha śmiechem.

– Zawsze wiesz, co powiedzieć – staram się.

– Nie zapominaj, że jestem też przystojny, a raczej jak to ona ujęła niezły – nie odpowiada – Co będziesz robić gdy mnie nie będzie?

– Pójdę do parku i poczytam książkę albo wkradnie się do ciebie i pójdę spać.

– Ojciec powinien wrócić o ósmej – podsumowuje.

– Będziesz już? – pyta z nadzieją.

– Mam nadzieje – całuje ją krótko – Udanej matematyki – a ja lecę na historie.

W końcowym efekcie umawiam się z Zoey w tym samym miejscu, co wczoraj. Zauważam jej samochód i wskakuje do niego.

– Cześć, to ja twój facet z ogłoszenia – nawet się do niej uśmiecham.

Postanowiłem sobie, że spędzę ten czas miło i nie będę zachowywał się jak dupek (nienawidzę tego typu ludzi) dlatego staram się być sobą. Wszystko utrudnia to, że mam Callie, która jest teraz sama. Zawsze się o nią martwię, gdy nie jesteśmy razem. Jej matka jest naprawdę walnięta, nie wspominając w ogóle już o jej ojczymie, który napawa mnie obrzydzeniem.

Robię to dla nas, ale i zarazem czuje się w tym samolubny.

Milczymy przez większość dwu godzinnej drogi. W pewnych momentach uśmiecham się pod nosem, gdy słyszę jak podśpiewuje różne kawałki z radia.

Może być bogatą, zarozumiałą suką, jak to ma w zwyczaju nazywać ją Callie, ale w jakiś sposób jest też urocza.

Idziemy przez centrum handlowe, aż stajemy przed drogo wyglądającym sklepem. Zatrzymuje się przed wejściem, na co Zoey się uśmiecha.

– No chodź, musimy cię ubrać – ciągnie mnie za nadgarstek i prowadzi do środka.

– Dzień dobry, w czym mogę pomoc? – Zoey uśmiecha się do mnie.

– Potrzebuje garnituru dla mojego chłopaka. Rozumie pani, bal maturalny i te sprawy.

– Już gramy? – szepcze jej na ucho, żeby ekspedientka nie usłyszała.

– Wiesz, żebyś się nie zapomniał na miejscu.

Ekspedientka prowadzi nas do właściwego działu. Przez właściwy mam na myśli z tymi najdroższymi garniturami. Nie pasuje tu. Moja skórzana kurtka, poprzebierana na rękawach, biała wyciągnięta koszulka i czarne jeansy. Ona z kolei jest ubrana w idealnie dopasowaną sukienkę z idealnie dobranymi butami. O dziwo nie nosi obcasów, ale to zdecydowanie dlatego, że nie należy do niskich. Jej biodra kołyszą się w zmysłowych ruchach, gdy idzie przede mną, co sprawia, że zdaje sobie sprawę, że ona dokładnie wie kim jest i co ma.

Jakiś czas później stoję w przymierzalni, przymierzam kolejny z kolei garnitur.

– Ten jest... – zawsze jest coś z czymś nie tak. Teraz krzywi się, patrząc na moje źle dopasowane spodnie. Ostatnio był zły kolor – Następny! – zasuwam szybko zasłonkę i przebieram się w następny.

– Czy to może ten? – specjalnie głupkowato się do niej uśmiecham, ale gdy nie reaguje, pochylam się nad nią, żeby spojrzeć na nią z moim zezem i gdy to robię, oboje po prostu wybuchamy śmiechem. Mogło być gorzej.

– Ta marynarka ma za krótkie rękawy... – mówi – Może powinnismy pójść do jakiegoś sklepu dla wielkoludów? – klepie mnie w pierś – Następny! – przewracam oczami i się wycofuje.

Zabieram się za ostatni garnitur, gdy nagle słyszę odzywająca się zasłonkę. Udaje, że tego nie zauważam, dostaje kasę za robienie dobrego wrażenia, ale zarazem mam dziewczynę.

– Niezły tyłek – mówi tak po prostu i zaczyna chichotać – Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać – obracam głowę w jej stronę.

– Zoey, to nie działa nic nie pasuje – mówię, żeby zmienić temat, ale ona zamiast zrozumieć iluzje, wchodzi do środka.

Opiera się tyłkiem o lustro i przygląda się mojej twarzy.

– Masz być moim chłopakiem – kiwam głową – Żebyś mógł nim być, musisz być przystojny, dobrze ubrany, ale i pewny siebie.

– Nigdy nie nosiłem garnituru – i tak wie, że jestem bez grosza przy duszy.

– Chodź, poszukamy czegoś w innych sklepach. Może nawet nadadzą się te twoje czarne jeansy – milczy chwile, po czym z uśmiechem klaszcze w dłonie – Już wiem! Moje przyjaciółki padną trupem!

Boje się, że nawet mi się to zdarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro