Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{Podoba ci się}

Luke

Budzę się z małym ciałem owiniętym dookoła mnie. Uśmiecham się od ucha do ucha, a moją pierwszą myślą jest Callie. Nienawidzę siebie od momentu, gdy otwieram oczy. Wokół mnie leży zawinięta Zoey. Wygląda tak cholernie pięknie jak śpi..

Jestem tu z Zoey, nie z Callie. Wiem dlaczego rak się stało. Ostatni raz spałem z kimś w łóżku sześć lat temu i było to z moją jedyną dziewczyną. Możecie mnie winić za to, sam się winie.

Przyglądam się Zoey jak śpi i właściwie nie chce się ruszyć. Może nie ufa mi w stu procentach, ale dała mi kawałek siebie. Postanawiam wstać, żeby zrobić nam śniadania i może w końcu zdjąć te pierdolone jeansy. Jednak czuje, że dobrze się stało, nie muszę się z nią śpieszyć.  Zoey przewraca się na drugi bok i śpi dalej. Wychodzę z pokoju prosto do łazienki. Tym razem spodnie schodzą bez problemu, oczywiście, że tak.

– Cześć – Calum dopada mnie w kuchni – jak było?

– Nic nie było – nawet gdyby było nic bym mu nie powiedział.

– Tak, faktycznie trochę za cicho – morduje mojego przyjaciela wzrokiem.

– Nie musisz gdzieś być?

– To nie dla mnie to śniadanie? – potem szeroko się uśmiecha – Umówiłem się z Tarą, macie mieszkanie dla siebie gołąbeczki.

– W porządku? – pytam go przed wyjściem.

– Ruszamy do przodu, stary – to dobre podsumowanie tego, co robimy.

Robię kanapki z pomidorem. Czy Zoey lubi pomidory? A może wolałaby coś innego? Cholera. Wracam do pokoju. Zoey właśnie się budzi i widzę jak klepie ręka pustą stronę łóżka, urocza.

– Hej – mówię.

– O jesteś – chyba jest zaskoczona.

Biorę jej brodę pomiędzy palce i pochylam się do jej ust, ale ona nadstawia policzek. O co chodzi?

– Muszę umyć zęby – muskam jej zaróżowiony policzek.

– Nie – mówię krótko i obracam jej twarz do siebie – Dzień dobry, Zoey – daje jaj krótkiego buziaka – Zrobiłem śniadanie.

— I przebrałeś spodnie – tym razem całkowicie się rumieni.

– Ta, cóż na szczęście nie jesteśmy tu dla seksu – na szczęście to jej nie zaskakuje, ale po chwili jej twarz zmienia wyraz.

– No tak, jesteśmy tu ze względu na ślub – nie chce, żeby tak myślała.

– Możemy porozmawiać serio? Powiem coś, a ty mi odpowiesz lub nie. Jestem kim jestem i to mnie zgubi, ale...

– Proszę – mówi krótko. Jest w tej młodej kobiecie, ta dziewczyna, którą znałem dziesięć lat temu.

– Nie chodzi o ślub. Nie robię tego, żeby Callie była zazdrosna. Podobasz mi się, może Callie jest przyczyną, ale nie jest skutkiem.

– A co jest skutkiem? – pyta nieśmiało.

– Spróbujesz się ze mną przekonać? – kiwa głową – Musze to usłyszeć, Zoey.

Zoey

Nie był taki dziesięć lat temu, ale wtedy nie był też mężczyzną. Patrzę w jego niebieskie oczy i kładę jedną z dłoni na jego udzie. Chce po prostu ją tam trzymać, on podłapując ten ruch, kładzie swoją wielką dłoń na mojej.

– Chce się przekonać kim możesz dla mnie być – dostaje całusa w czoło, a potem w policzek – Mam usta, wiesz? – Luke parska śmiechem, ale spełnia moją prośbę.

– Bardzo smaczne usta – tak, zdecydowanie dalej jest tak samo niesamowity – A teraz zjedzmy śniadanie i spędźmy jakoś fajnie dzień.

– Może zostaniemy tutaj? – on jednak kręci głową.

– Obiecuje, że tutaj skończymy – obiecuje, niewiele ludzi dotrzymuje obietnic. Jednak on to robi, więc jestem spokojna.

Gdy już zjadamy śniadanie, stwierdzam, że naprawdę potrzebuje prysznica i świeżych ciuchów. Luke nie protestuje. Znikam w łazience. W lustrze przyglądam się sobie i widzę jak moja twarz promienieje. Zawsze to robił. Pamiętam jak oceniałam go po statusie materialnym i po co? On o tym nie wie i mam nadzieje, że się nie dowie. Wiele się zmieniło od tego czasu, jednak czuje, że gdybym wpadła na niego, a on nie byłby bogaty czułabym to samo.

Wracam do Luke'a bardzo szybko. On klika coś w telefonie, ale gdy tylko mnie zauważa skupia swoją uwagę na mnie.

– Będę musiał pojechać do mojego jednego projektu. Coś mi nie pasuje czy coś. Pojedziesz ze mną? Calum wyszedł inaczej nie ciągnąłbym cię do pracy...

– Jesteś pracoholikiem? – pytam rozbawiona.

– Trochę, sukces kosztuje, z resztą jak wszystko, co? – nie do końca rozumiem – Nie powinienem tego robić gdy tu jesteś.

– Też chce zobaczyć twoją prace.

– To jest mój projekt hotelu.. Jest trochę inny, ma mieć intymność, a nie tą imprezową strefę.

– Pokaż mi.

Więc jedziemy do miejsca jego pracy. Faktycznie nie jest tradycyjnie. Ma to być hotel, a każda przestrzeń jest oddzielona, łączona tylko długą drogą z kolumnami. To raczej coś romantycznego. Luke zostawia mnie przed motorem, a sam idzie się zobaczyć z jakimś facetem. Rozglądam się dookoła, ale nim zdążę znaleźć coś, co mi się nie podoba wraca ktoś kto podoba mi się za bardzo.

– I jak? – pyta.

– Co musiałeś sprawdzić?

– Na kolumnach ma być taras, jakieś wymiary nie pasowały, ale okazało się, że źle przeczytali.

– Trzymasz nad wszystkim rękę, co? – kiwa głową.

– Lubię wiedzieć, że coś osiągnąłem.

– Dużo osiągnąłeś – przysuwam się do niego i dotykam jego ogolonego policzka – Chcesz mi opowiedzieć całą historie?

– Wole jej skrót, który już znasz. Czy.. – on jest czasem zaskakujący – Gdybym nie miał pieniędzy..

– To nie wystawiłbyś ogłoszenia – kiwa głową.

– Chodź, zabiorę cię na przepyszne tajskie jedzenie.

– Mmmm, lubię tajskie – wskakuje na motor, a ja za nim.

Luke

Mogę mieć pieniądze, ale one nie czynią kimś bardziej wartościowym w mojej głowie. Co jedyne czynią mnie bardziej pożądanym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro