Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 - Skok

Przemierzał ulice, poszukując swego celu. Nie zwracał uwagi na innych ludzi, ponieważ to nie po nich tu przybył. Jeszcze nie ich czas. Wiedział gdzie powinien się udać, gdyż prowadził go jego ukochany kruk, Douis. Ptak leciał zaledwie dwa metry przed nim, wskazując właściwą drogę, w miejskim labiryncie. Jechał na spotkanie z kolejną duszą, której ziemskie życie dobiega końca.
Rower z lat dwudziestych mimo swego wieku sprawował się świetnie. Nie skrzypiał, nie zawodził, sunął gładko po asfalcie. Luźne fragmenty eleganckiego garnituru były lekko podwiewane przez wiatr. Okrągłe okulary na spiczastym nosie odbijały promienie słońca, które z kolei pochłaniał czarny cylinder, a buty, równie stare co jego środek transportu, lecz w nienagannym stanie, połyskiwały świeżo nałożoną pastą do butów. Z pozoru nieco podstażały mężczyzna z krótką bródką oraz białymi włosami średniej długości nie wyróżniał się zbytnio w tłumie, choć jego ubiór z pewnością nie był codziennością w dzisiejszych czasach. Co to niektórzy oglądali się za nim, zastanawiając dokąd jedzie. Inni dumali skąd przybył.
Jedyną rzeczą, przez którą jeszcze bardziej mógł się wyróżniać były skrzydła, widoczne jedynie w jego cieniu i tylko przez tych, których wedle przysłowia zabierze jego Pani, choć w rzeczywistości to podobni mu jej podwładni. Bowiem Nuntius Mortis miał za zadanie odpowiednio zająć się ciałem i odprowadzić duszę w odpowiednie dla niej miejsce. Nic poza tym. Co prawda, praca odrobinę nudna, lecz nie dla niego. Fascynowały go coraz to nowsze sposoby zabijania i odmienne przypadki, które, jak na złość, zdarzały się rzadko.

Cicho pogwizdując zajechał pod jeden z wyższych budynków w okolicy, zostawił rower w wyznaczonym do tego stojaku i ruszył na dach biurowca. To stamtąd  szesnastoletnia dziewczyna miała skoczyć, odbierając sobie życie. On miał na celu zaopiekować się jej duchem. Dopilnować, by tego wieczoru trafiła w adekwatne do jej czynów miejsce.

~*~

Siedziała po turecku dwa metry od krawędzi. Nikt jej nie widział. Nikt nie zauważył, że tu weszła. Nikogo nie obchodził jej los. Po jej twarzy spływały kolejne łzy bezsilności i rozczarowania. Czy dla kogokolwiek była kiedyś ważna choć przez chwilę? Zdawało jej się, iż nie i gdyby miała odpowiedzieć na to pytanie nie zawahałaby się. Nie. To był zaledwie jeden z wielu powodów, które pchnęły ją do tego strasznego czynu. To przez nie siedzi właśnie tu, przygotowując się na spotkanie z... właściwie z kim? Nie do końca wierzyła w życie po śmierci, ale zawsze czyniła dużo dobra. Sporo złego, obelg, brała na siebie, chroniąc innych, nawet ich nie znając i nie oczekując czegokolwiek w zamian. Głównie przez to zmagała się z depresją. Jednakże najgorsze było to, że rodzice, najbliżsi jej sercu, nie zobaczyli jej zmieniającego się podejścia do życia i ludzi. Uważali to za fanaberię, skutek dorastania. Dawali jej w tym wolną rękę, twierdząc, iż postępują słusznie. Nie mieli pojęcia, że w ten sposób kopią grób dla własnej córki. Teraz już za późno na ratunek. To wszystko ją zabiło.

Wstała i na drżących nogach przeszła metr, zatrzymując się w miejscu, gdzie nadal pozostawała niewidoczna. Już chciała iść dalej i zakończyć to wszystko, gdy usłyszała kroki na klatce schodowej. Nie czekając na nic schowała się za wejściem tak, by otwierające się drzwi zasłoniły ją w całości. Nie chciała sprawiać nikomu przykrości i kazać patrzeć jak robi ostatni krok w swoim życiu. Pragnęła chwili spokoju i samotności. Zero jakichkolwiek ludzi.
Metalowe drzwi powoli się otworzyły, a zza nich wyłonił się elegancko ubrany, podstażały mężczyzna. Przeszedł zaledwie półtora metra i stanął. Wtem usłyszała głośne krakanie nad głową. Nieudolnie zdusiła krzyk, gdyż starszy pan najwyraźniej usłyszał ją i odwrócił się, spoglądając na jej wątłą postać. Nie odezwał się nawet słowem. Kruk szybko przyleciał do swego właściciela i usiadł mu na lewym ramieniu. Ten z kolei nawet nie drgnął. Przerażona dziewczyna poruszyła się niepewnie odrobinę zwiększając dzielącą ich odległość.

–– K-kim jesteś? –– zapytała, jąkając się. Odpowiedzi nie otrzymała.
Po chwili bezczynnego stania i patrzenia na nieznajomego miała dość. Jego brak jakiejkolwiek empatii i obojętność denerwowała ją. Chciała mieć już wszystko za sobą, zatem niezważając na tajemniczego obserwatora ruszyła do punktu, z którego planowała zakończyć swe życie. Nieznajomy poszedł za nią, trzymając dystans trzech metrów.
Nie wiedziała dlaczego on tu jest, ani kim dokładnie jest, ale czarne, dziwne skrzydła widoczne na jego cieniu mówiły same za siebie. Sama Śmierć lub jej posłaniec przyszła, by po tym jak się zabije zabrać ją gdzieś? Gdzie? Tego nie była całkowicie pewna. Przez niespodziewanego gościa trudniej było jej dokonać żywota. Z jednej strony ten ktoś czeka, aż ona to zrobi, a z drugiej... to chyba kiedyś też był człowiek? Chciała odejść w samotności. Nie chciała, żeby ktoś na nią patrzył. Nawet sama Śmierć. Stanęła palcami poza krawędzią dachu. Parę centymetrów dalej wszystkie jej problemy znikną. Ona zniknie na zawsze. Pozostanie po niej tylko grób i wspomnienia. Ciekawe jak długo będą o mnie pamiętać. –– pomyślała. Wiedziała, że rodzice z pewnością zasypią psychologów mnóstwem pytań dlaczego to zrobiła. Wynajmą najlepszych speców, by się tego dowiedzieć. Powiedziałaby im to sama, lecz z tego co czytała, duchy nie mówią. Nie mają też żadnych zmartwień. Trosk. Nie muszą cierpieć.
Nuntius nie odezwał się ani słowem, gdy pochodziła do krawędzi. Podniosła ramiona, jakby miała zaraz odlecieć i zrobiła krok do przodu. Jej stopa nie napotkała podłoża i zaczęła spadać, ciągnąc za sobą dziewczynę. Mortis stał w miejscu milcząc, kiedy ona straciła równowagę. Jedyne co zrobił to odwrócił się i skierował na dół. Na chodnik, na którym będzie na niego czekać kolejna z wielu dusz, jakie miał okazję zabrać w ostatnią podróż.
Alia zawsze chciała umieć latać. Było to dla niej przyjemne, nowe doznanie. Zdawało się oczyścić ją z problemów. Teraz wiedziała jak to jest być w stanie nieważkości. Przed upadkiem zdążyła się jeszcze jedynie uśmiechnąć. Małe ciałko uderzyło w betonowe płyty, zaskakując przechodniów. Podniósł się krzyk przerażenia jakiejś kobiety. Ktoś inny zwymiotował na widok krwi, a jeszcze inny świadek zdarzenia zadzwonił po pogotowie. Dla niej już nie było ratunku. Jej duszyczka opuściła zmiażdżone ciało. Uwolniła się od męk.


~*~

Będąc na dole zaczął wypatrywać dziewczyny. Gdy nie był w stanie jej dostrzec przez gapiów, wysłał Douis'a. Ten w mig zobaczył duszę i zaczął prowadzić swego pana. Mężczyzna przeciskał się przez nieustannie rosnący tłum. W ślad za przyjacielem skierował się do pobliskiego parku. Z daleka zobaczył to, czego szukał, a właściwie kogo. Zbliżył się do dziewczyny i zasiadł na ławce tuż obok, nie mówiąc ani słowa. To ona musi go poprosić o zaprowadzenie w adekwatne do jej czynów miejsce. Niebo, Czyściec, Piekło. On już wie dokąd ją zabierze, pozostaje mu jedynie czekać na zgodę.

–– Kim jesteś? –– ponowiła pytanie, na które odpowiedzi nie uzyskała. Wpatrywała się w nieznajomego dłuższą chwilę, oczekując, iż powie cokolwiek. Z kolei on nawet się nie ruszył.

–– Dokąd mnie zabierzesz? –– padło kolejne z wielu zapytań. W jej głowie kłębiły się ich tysiące. Kim on jest? Skąd jest? Gdzie ją zaprowadzi? Ile będzie trwała podróż? Chciała znać wszystkie odpowiedzi, lecz nie pozna ich od starszego mężczyzny. Westchnęła i ponownie zabrała głos. –– No dobrze. Skoro nie dowiem się dokąd pójdziemy, dopóki się tam nie znajdziemy to ruszajmy. –– orzekła z udawaną pewnością siebie. Jej cichy towarzysz wstał bez słowa i skierował się w stronę miejsca, gdzie zostawił swój rower. Ruszyła za nim, nie komentując jego zachowania, choć miała wielką ochotę zatrzymać się i wykrzyczeć mu wszystkie nurtujące ją pytania. Ma prawo do odpowiedzi. Nieznajomy powinien jej ich udzielić. Ten zaś jedynie milczy.
Zabrali jego środek transportu i ruszyli w jedną z wielu bocznych uliczek, do których mało kto się zapuszcza. Czemu się dziwić? Stare chodniki, znacznie bardziej zaniedbane od tych uczęszczanych przez ludzi, wszechobecna wilgoć, kosze na śmieci, nie zachęcały do choćby krótkiego spaceru. On zaś bez wahania wyprzedził ją i wszedł tam, znikając dziewczynie z oczu. Gdy poszła w jego ślady nikogo nie zastała. Rozpłynął się w powietrzu. Czy to wszystko to tylko sen? –– przemknęło jej przez myśl. Jedyną rzeczą, jaką jej się nie zgadzała była klamka w ścianie. Coś dziwnego i niespotykanego. Zaciekawiona podeszła bliżej. Chłodny, acz kojący wiaterek zdawał się przenikać cegły, docierając do jej bladej skóry. Jak to możliwe? –– Kolejne pytanie, na które nie pozna odpowiedzi.
Wzięła kilka głębokich wdechów nim odważyła się ująć uchwyt i następne parę zanim naparła na niego. Otworzyły się drzwi do świata, w którym przyjdzie jej spędzić całą wieczność. Nie bała się, gdy wiatr się nasilił. Nie bała się, kiedy wicher zmienił kierunek i wciągnął ją do środka. Nie bała się będąc tam. Nie miała powodu. Dobro przechyliło szalę. Mogła trafić tylko do dobrego miejsca. Do Nieba.

_________________________

Pierwszy rozdział nowej opowieści. Ile osób na to czekało?
Kolejny rozdział za tydzień.

~ Karvi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro