Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 - Miasto

Mustang mknął z cichym pomrukiem po prostej drodze. Piotrków Trybunalski był już dawno za nią, zaś czekały ją jeszcze Kielce, a kawałek za nimi cel podróży - Staszów. Kolejne małe miasteczko, w którym dzieją się dziwa. Przed drogą czytała to i owo, ale zwykle źródła od razu były nastawione na jedną z kilku teorii, co zniechęcało dziewczynę do dalszego zaznajamiania się z artykułem.

– Innej muzyki nie ma w radiu? – usłyszała z fotela pasażera. Przestraszona lekko podskoczyła, wydając z siebie zduszony krzyk.

– Nie słucham radia. – odparła, spoglądając z wyrzutem na rudego starca.

– A więc skąd ,,to" się bierze? – zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.

– Podłączyłam mój telefon do głośników w samochodzie. Leci moja playlista. – mówiła, skinięciem wskazała na telefon, jednocześnie nie odrywając wzroku od drogi.

– Nie znam się na tym. Masz coś spokojniejszego?

– Nie za bardzo. Sabaton, Skillet, Runika, Horytnica, Leśne Licho, ONLAP, Alestorm... I jeszcze jakieś pojedyncze piosenki innych zespołów, to wszystko. – odpowiedziała, przyspieszając, by wyprzedzić zdecydowanie za wolnego SUV-a.

– No dobrze. – westchnął. – Widzimy się na miejscu. – rzekł i zniknął, zwiększając nieznacznie temperaturę w pojeździe.
Nie próbowała go zatrzymywać pytaniami typu ,,Dlaczego się pojawiłeś?", ,,Martwisz się o mnie?", ,,Kiedy to się skończy?". Chociaż to już kolejne ,,zlecenie" od bożka, a ona nadal nie jest do końca pewna dokąd to wszystko zmierza. Chciałaby wiedzieć, lecz jednocześnie zdaje sobie sprawę z faktu, iż Swaróg nie będzie w tym temacie zbyt rozmowny, o ile nie ulotni się od razu. Coraz mniej zaczynało jej to odpowiadać, ale nie miała za dużego wyboru. Musiała brnąć w to bagno, nie mając stuprocentowej pewności czy kiedykolwiek z niego wyjdzie. Dawno przekroczyła punkt bez powrotu, stawiając wszystko co ma na jedną kartę. Nie była pewna co do słuszności swojej pochopnej decyzji, ale teraz nie miało to znaczenia. Wybrała drogę, której musi się kurczowo trzymać, w innym razie nie wiadomo dokąd dotrze zbaczając z niej.

~*~

Po zameldowaniu w hotelu i wstępnym ,,urządzeniu" pokoju, postanowiła wyruszyć na miasto, by popytać o to i owo. Jeszcze nie zdarzyło się tutaj nic, co przykułoby jej uwagę, więc ponownie wyprzedziła to, co nieuniknione. Jednakże prawdopodobnie i tak chociaż jednej osoby nie będzie w stanie uratować. Zawsze tak jest. Jesteś gdzieś przed atakiem demona, czy czegoś innego, ale dopóki to nie zabije niewinnego człowieka nie masz zielonego pojęcia co to i gdzie to stacjonuje. Smutna prawda, która sprawia, że czasami nie ma się ochoty wstać z łóżka, aby podjąć kolejną sprawę. Ilu ludzi jeszcze zginie, bo nie wiedziałam z czym mam doczynienia? – myślała, idąc wzdłuż jednej z większych ulic. – Kim tym razem będzie ofiara? Przykładny mąż, kochający ojciec, uczciwy człowiek, znienawidzony sąsiad? Na kogo padnie?

– Cześć. – usłyszała po swojej lewej. Gdy odwróciła głowę w tamtą stronę, ujrzała Swaroga.

– Cześć. Co tak często się pokazujesz? Przez ostatnie tygodnie zostawiałeś tylko liściki. – rzekła, szczelniej owijając szyję szalikiem. Święta były już za pasem, aczkolwiek śniegu było wyjątkowo mało, a przynajmniej w tym mieście. Za to było jak w lodówce, choć miejscami już wnętrze owej maszyny chłodzącej wydawało się być cieplejsze.

– Czy nie byłoby dobrze, jakbyśmy się lepiej poznali? – odpowiedział pytaniem na pytanie, uśmiechając się.

– Może, zależy co taka nagła zmiana ma oznaczać. – odparła, spoglądając na bożka nieco podejrzliwie. Co knujesz?

– Eh... Masz rację. – przyznał bez ogródek. – Nie będę udawał, bo zwyczajnie nie mam na to siły. Niedługo coś wielkiego się tu stanie. Myślałem, że to będzie coś mniejszego, ale się myliłem. Wyjeżdżasz jeszcze dzisiaj. – orzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu.

– Chcę zostać. – ponownie patrzyła przed siebie.

– To samobójstwo. – zdziwił się.

– No i? Chcę uratować tyle ludzi, ile to możliwe. – powiedziała z powagą i wzrokiem utkwionym w dal. Jakby w niewidzialny punkt tuż przed nią. – Możesz zostać i mi pomóc albo odejść i po wszystkim pojawić się z nowymi namiarami.

– Odpuść. – nie poddawał się. – Ty się boisz prawie każdego potwora, z którym przychodzi ci walczyć. – rzachnął się. Nie wierzył w jej słowa. Nie chciał ich usłyszeć z jej ust.

– Jaka jest twoja decyzja? – nie dawała za wygraną. Nie pozwolę zginąć niewinnym.

Nie słysząc żadnej odpowiedzi spojrzała w miejsce, gdzie powinien być jej rozmówca. Nikogo tam nie było. Wiedziałam. – przemknęło przez jej myśli.

~*~

Resztę dnia przesiedziała w okolicznych restauracjach i barach, zbierając informacje, bądź przynajmniej usiłując to robić. Zadanie nie było takie proste, jak by się mogło wydawać. Wielu mężczyzn starało się ją poderwać, co po jakimś czasie po prostu denerwowało szatynkę. Zirytowana wróciła do hotelowego pokoju, aby rzucić się w odmęty internetu, gdzie miała nadzieję znaleźć coś, czego jeszcze nie wie.

~*~

Nadszedł wieczór, a ona nadal nie miała żadnej poszlaki. Była bezradna. Nie wiedziała co się święci, a tym bardziej jak się przed tym bronić, o walce nawet nie wspominając. Pozostało jej jedynie czekać.

~*~

Następnego dnia rano wszystko się zaczęło. Pierwszy zgon na rogu ulic Cmentarnej i Podgórskiej. Ofiarą był młody mężczyzna, ojciec, mąż. Coś wyssało jego krew, zjadło wnętrzności i pozostawiło na pastwę losu.
Eleonora robiła wszystko, co tylko mogła, by dorwać to, co tego dokonało. Bezskutecznie. Jedyna osoba z jaką denat miał zatarg nie żyła od miesiąca.

Później nastąpiła kolejna noc, która o świcie ukazała następnego człowieka bez życia. Róg ulic Generała Mariana Langiewicza i Spokojnej. Tym razem młoda kobieta, wracająca z wieczornej imprezy. W końcu to był grudniowy piątek. Policja zaczęła węszyć przy okazji starając się uspokoić miejscową ludność i media. Na komendzie zarządzono, aby nie rozmawiać z ciekawskimi i dziennikarzami. Informacje o kolejnych zgonach (o ile te nastąpią) miały być utajnione dla dobra mieszkańców Staszowa.

Jutrzenka ukazała oblicze kolejnego martwego człowieka w takim samym stanie, co poprzednicy. Stróże prawa ponownie byli bezradni i jedynie załamywali ręce.
Tę śmierć jak i następne jakoś zachowano w tajemnicy, choć nikt nie jest do końca pewien jakim cudem.

Róg Spokojnej i Jana Pawła II, XXV-lecia PRL i Rajskiej, Ogrodowej i Kościelnej, Rytwiańskiej i Nowej, Nowej i Przejazdowej, Łazienkowskiej i Krakowskiej, Krakowskiej i Parkowej, Krakowskiej i Oględowskiej... To coś ewidentnie szło w stronę hotelu, w którym się zatrzymała. Pozostał jeszcze róg Oględowskiej oraz Nasiennej i ,,to" zaatakuje. Już wcześniej przygotowywała się i nawet wiedziała co to jest. Strzyga, bądź Strzygoń. Jednakże nie miała zielonego pojęcia dlaczego on lub ona chce dorwać akurat ją. Jaki ma cel?

~*~

Późnym popołudniem rozpoczęła przygotowania do walki z wrogiem. Z wszelkich podań wychodziło na to, iż nie będzie to łatwa robota. Najlepiej takowego stwora spalić lub przebić gwoździem czy drewnianym kołkiem. Wybrała pierwszą opcję i przyrządziła aż trzy koktajle Mołotowa, z czego butelki do nich po prostu były pozostałością po coli, oczywiście szklane. Zabarykadowała okna, a naprzeciwko drzwi zbudowała fort z dostępnych jej rzeczy. Co prawda nie był zbyt stabilny i raczej niewiele mógłby pomóc, gdyż w większości składał się z poduszek, ale nie miała co robić, więc zabijała czas. Cały dzbanek kawy opróżniła nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Kiedy owy napój się skończył, chwyciła za whisky, która zaczęła jej smakować od czasu zdobywania informacji od miejscowych. Teraz to Jack Daniels stał się jej towarzyszem.

Nagle usłyszała jak coś próbuje się dostać do środka przez okno. Jest zabarykadowane, zapraszam do drzwi. – pomyślała i uśmiechnęła się lekko. Nadal siedząc w forcie ostatni raz na szybko przypomniała sobie gdzie schowała koktajle: jeden pod łóżkiem, kolejny w trzeciej szufladzie od góry w szafie i ostatni przyklejony pod stołem za kurtyną z obrusu, oczywiście w pozycji pionowej, gdyż w przeciwnym razie wszystko by się wylało.

Drzwi otworzyły się z wielkim hukiem, a do środka wpadła Strzyga. Właściwie to zdeformowane ciało z ogromną paszczą pełną ostrych zębów i długimi brązowymi włosami. A jednak Strzyga, nie Strzygoń. – stwierdziła w myślach. Co dziwnejsze, wzrok potwora zdawał się być zupełnie gdzieś indziej. Jakby coś lub ktoś go kontrolował.
Jednakże nie zastanawiała się wiele. Alkohol buzujący w jej żyłach popchnął ją do natychmiastowego działania. Wyskoczyła z kryjówki prosto na plecy Strzygi, zatapiając w jej ciele sztylet. Pomieszczenie przeszył pełen bólu ryk. Bestia zaczęła się miotać, usiłując zrzucić szatynkę. W amoku zaczęła desperacko obijać się o ściany, pozbywając się napastniczki dopiero za którymś z kolei zderzeniem. Ta nie zrażając się ruszyła w kierunku jednej z trzech skrytek ze śmiertelną, dla swego wroga i nie tylko, bronią. Już miała chwycić butelkę zapalającą, lecz wtem Strzyga pociągęła ją w swoją stronę za nogi. Eleonora zamachnęła się i wbiła ostrze w szyję przeciwniczki. To dało jej aż dwie sekundy, jedna na pochwycenie koktajlu oraz podpalenie, druga na wycelowanie i rzut. Udało się. Strzyga stanęła w płomieniach. Zaczęła się rzucać po całym pokoju, chcąc stłumić płomienie, ale było za późno. Łowczyni czym prędzej wybiegła na zewnątrz, zabierając po drodze torbę i usuwając w pośpiechu resztę butelek z niebezpieczną zawartością. Zdążyła w samą porę, albowiem kiedy przekroczyła próg ogień zaczął trawić już martwe niemal ciało, kawałek podłogi i ściany nieopodal szafy.

Ale to nie był jeszcze koniec.

Poczuła się strasznie senna. Krzyki przerażonych ludzi, wybudzonych ze snu alarmem poczęły cichnąć. Słyszała jakby była pod wodą. Rana na lewej dłoni, której do tej pory nawet nie zauważyła, zaczęła piec niemiłosiernie. Chyba nogi się pod nią ugieły. Ktoś ją złapał i próbował wynieść. Upadł. Z sekundy na sekundę traciła świadomość. W końcu wszystko spowiła gęsta mgła, po czym nastąpiła ciemność i kompletna cisza. Cisza rozdzierająca wszystko, wywołująca szaleństwo, a zarazem pełna spokoju. Kojąca.

~*~

Obudziła się bez sił, lecz również bez bólu głowy, co ją trochę ucieszyło. Nie pamiętała za wiele. Jedyne co przewijało jej się przez głowę to różne obrazy, które znikały tak szybko, jak się pojawiały. Ogień i dławiący dym. To ostatnie co ukazało się jej przed oczami.

– Już nie śpisz? – usłyszała obcy, kobiecy głos. – Głowa cię chyba nie boli, więc czy mogłabyś otworzyć oczy? – dobiegło jej uszu. Nieznajoma zdawała się być bardzo stanowcza, ale zarazem miła. Nie wydawała rozkazów a prośby. Eleonora otworzyła tylko jedno oko, prawe, gdyż kobieta znajdowała się właśnie po tej stronie. Zmierzyła ją wzrokiem. Przeciętnej wysokości brunetka z ciemnobrązowymi oczami, niemal czarnymi i w długiej, prostej, granatowej sukni. Była znacznie starsza od niej, przypuszczalnie miała około pięćdziesięciu lat, a jej twarz zaczynały zdobić coraz to głębsze bruzdy. Po ich ułożeniu możnaby się sugerować, iż właścicielka owego lica miała wiele trosk i ani kszty złych zamiarów.

– Kim jesteś? – zapytała, dyskretnie szukając swojej broni w jednej z licznych kieszeni spodni.

– Możesz zwać mnie Istria, ali większość ludzi zowie mie Baba Jaga. – odpowiedziała kobieta, następnie zwróciła się w stronę drzwi, znajdujących się naprzeciwko łóżka i podeszła do nich. Mając jedną rękę na klamce ostatni raz spojrzała na bacznie przyglądającą się jej, lekko zaskoczoną, łowczynię i rzekła:

– Daruj mi, dziecino. – uśmiechnęła się przepraszająco i wyszła, zanim dziewczyna zdążyła choćby wstać i zrobić dwa kroki ku niej.

Dopadła drzwi ledwo sekundę od ich zamknięcia i otworzyła. Oślepiło ją jasne, białe światło. Gdy oczy przyzwyczaiły się, mogła zobaczyć gdzie trafiła. To była jedna z warszawskich uliczek. Tylko coś jej nie pasowało. To nie były jej czasy. Niedowierzając, dotarła do wylotu na większą ulicę i zamarła. Lata czterdzieste dwudziestego wieku. Przedpowstańcza Warszawa.

_________________________

Koniec powoli się zbliża! Tak, to nie będzie jakoś wybitnie długa książka, lecz niebawem po ukończeniu jej publikacji ukaże się nowa, będąca jej kontynuacją! Teraz pytanie, czy ktoś w ogóle będzie na to czekał? 😕

~ Karvi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro