Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3 - Konflikt

Będąc już w hotelu zaczęła się pakować i przygotowywać do jazdy. Nie wiedziała jeszcze dokąd zmierza, nadal czekała na dokładniejsze instrukcje od Swaroga.
Wtem poczuła jak temperatura w pomieszczeniu zwiększa się. Doskonale wiedziała co to znaczy. Lekki deszczyk, który wcześniej padał, zdecydowanie mocniej zabębnił w szybę, lecz jedynie przez chwilę. Zrobiła wolny obrót wokół własnej osi, celem rozejrzenia się i spostrzegła kartkę z kilkoma płatkami maku na łóżku. Podeszła bliżej, ostrożnie wzięła do ręki jeszcze ciepły papier i zaczęła czytać:

,,W pierwszej kolejności radzę jechać do miejscowości Końskie. Już zarezerwowałem ci pokój w hotelu Łuczyńskim, użyj drugiej z twoich tożsamości.

Swaróg"

Jak on się dostał do moich dokumentów? – pojawiło się w jej głowie pytanie, na które znał odpowiedź tylko jeden byt. Jednakże wolała nie znać prawdy i zająć się sprawami ważniejszymi, mianowicie, jej słuchawki przestawiały działać poprawnie, a tak nie może być. Po spakowaniu wszystkiego wyjęła laptopa i zaczęła poszukiwania nowych, ostatecznie zdecydowała się na bezprzewodowe, które kurier dostarczy jej jutro, już do innego hotelu.

– To załatwione. – szepnęła do siebie, uśmiechając się z lekka. Schowała sprzęt, zabrała co jej i ruszyła ku recepcji, celem wymeldowania się.

~*~

Droga zajęła ponad półtorej godziny. Po ciężkiej nocy była bardzo szczęśliwa, gdy wreszcie budynek hotelu ukazał się jej po prawej stronie drogi. Niezwłocznie zaparkowała i weszła do środka, chcąc jak najszybciej załatwić formalności związane z pokojem.

– Dzień dobry, Joanna Kruk, mam zarezerwowany pokój w tym hotelu. – uśmiechnęła się podchodząc do lady. Drobna brunetka z perfekcyjnie dopasowanymi okularami oraz strojem adekwatnym do stanowiska przywitała się entuzjastycznie i szybko wytłumaczyła najważniejsze rzeczy.
No, no, drogo będzie mnie to kosztować. – pomyślała, podsumowując wszystko w myślach.

– A, i jeszcze jedno. Słyszała pani o ostatnich zdarzeniach? – podjęła kobieta w średnim wieku, chcąc nawiązać konwersację.

– Nie, jakich zdarzeniach? – zainteresowała się szatynka. Lubiła dowiadywać się wszystkiego bezpośrednio od ludzi, o ile mówili na temat, bądź nie odbiegali od niego zbytnio.

– Ostatnio rodzinie w jednym z mieszkań na Kołłątaja raz się powodzi, wie Pani, dzieci dostają wzorowe oceny, nikt nie choruje, a raz co chwila ktoś chory, nie wiadomo skąd i dlaczego, pies im ucieka, jakby się czegoś bał. To dziwne. – powiedziała.

– I co Pani o tym sądzi? – spytała z ciekawości. Opinia ludzi ,,niewtajemniczonych" bywa czasami naprawdę interesująca.

– No cóż, niech mnie Pani nie weźmie za wariatkę, ale coraz bardziej zgadzam się z tym, co mówią. – rzekła, ściszając głos, by współpracownicy jej nie usłyszeli.

– To znaczy? – szatynka przekręciła głowę lekko w prawo, starając się domyśleć co mogli wymyślić okoliczni mieszkańcy.

– Ludzie mówią, że gospodyni zaczęła parać się magią, że to czarownica, ale początkująca, dlatego nie wszystko jej wychodzi. – niemal wyszeptała recepcjonistka.

– Ooo, naprawdę? Skąd taki pomysł? – częściowo udała zaskoczenie, chociaż nie musiała się zbytnio starać. Raczej spodziewała się klątwy lub czegoś podobnego. Czarownicy jeszcze nie spotkała, jednakże to człowiek, więc prawdopodobnie łatwiej można się jej pozbyć, aniżeli demona.

– Sama nie wiem, ludzie tak gadają, ja tylko powtarzam ciekawskim klientom. – odparła, unosząc ręce w obronnym geście.

– Rozumiem, ostatnio działo się jeszcze coś ciekawego? – spytała, chcąc uniknąć przeszukiwania internetu, na co nie miała najmniejszej ochoty.

– Z tego co pamiętam to nie, nic. To spokojne miasteczko, o którym mało się słyszy, o ile w ogóle. – odpowiedziała recepcjonistka.

– Dobrze, dziękuję za pare informacji, chętnie porozmawiałabym jeszcze chwilkę, ale muszę ju...

– Ależ nic nie szkodzi, kochana. – przerwała jej. – Z resztą, ja też muszę wracać do pracy. Do zobaczenia! – rzekła pospiesznie i odeszła, by zająć się innym klientem.

Szatynka wolnym krokiem opuściła hotel i skierowała się na wskazany adres, możliwie najkrótszą drogą.

Jej pierwszym założeniem był złośliwy bożek, pragnący uwagi, jednakże każdy głupi nauczyłby się mu ją dawać, zatem ta opcja odpadała. Złośliwy duch? Nie, one nie przynoszą szczęścia, jedynie rozrabiają. Więc cóż to, do cholery, jest?

~*~

– Dzień dobry. – rzekła, uśmiechając się serdecznie, gdy około piędziesięcioletnia kobieta otworzyła jej drzwi. Na ciepłej, a zarazem surowej twarzy gospodyni również zagościł uśmiech.

– Dzień dobry, a pani to kto? – odparła, wycierając ręce, białe od mąki, w fartuch, który miała na sobie, jednocześnie poprawiając, nieco babciną, długą beżową spódnicę. Na szarym swetrze można było dostrzec ledwo widoczne ślady bitwy na biały proszek, prawdopodobnie ten sam, co na fartuchu.

– Prywatny detektyw, Katarzyna Bielska...

– Kto panią nasłał? – przerwała szatynce. – Znowu ta Grzegorzewska? Czy kto?

– Nikt, sama chciałam pomóc wyjaśnić sprawę, jeśli tylko pani zechce. – odpowiedziała zgodnie z prawdą.

– Sama nie wiem. A, gdzie moje maniery?! Jestem Ewa Szczygielska. – uśmiechnęła się szerzej, wyciągając przed siebie rękę. Eleonora uścisnęła jej dłoń.

– Dobrze, w takim razie proszę do mnie dzwonić jak już się pani zdecyduje. – powiedziała, wyciągając z kieszeni jedną z podrobionych wizytówek i wręczając ją kobiecie.

– Dziękuję. Postaram się jak najszybciej porozmawiać z mężem i zadzwonić. – mówiła, ostrożnie wkładając kawałek papieru do kieszeni tak, by się nie zgiął i pozostał nieskazitelny.

Wtem z wnętrza dobiegł huk. Zaskoczone zwróciły się w jego kierunku.

– Darek?! Co ty robisz?! – gospodyni nieznacznie podniosła głos.

– Gary spadły! Nic się nie stało, możesz gadać dalej! – usłyszały i obie równocześnie się zaśmiały, szatynka, rzecz jasna tak, aby nikt tego nie zauważył.

– Musi pani wybaczyć, ale chyba muszę tam iść i im pomóc. – uśmiechnęła się przepraszająco.

– Jasne, im? Znaczy ma pani dzieci? – warto, w miarę możliwości, potwierdzać prawdziwość informacji od osób postronnych.

– Tak, dwójkę, a teraz przepraszam, naprawdę muszę iść. – rzekła i prawie zatrzasnęła drzwi przed nosem dziewiętnastolatki.

Miła rodzinka. – pomyślała, wracając do samochodu po plecak z potrzebną bronią.

~*~

Zapukała do mieszkania znajdującego się dwa piętra nad tym felernym i czekała, aż ktoś odpowie. Gdy po dwóch minutach nie otrzymała żadnej odpowiedzi, wyjęła wytrych i rozpoczęła włam, wcześniej rozglądając się czy aby przypadkiem nikt nie podgląda. Ani żywej duszy. Sprawnie dostała się do środka, jak się okazało, pustego mieszkania. Żwawym krokiem ruszyła przed siebie, małym korytarzykiem, a gdy dotarła do jego końca rozejrzała się. Po prawej spostrzegła balkon wychodzący na podwórko. Podeszła do niego, lustrując uważnie okolicę w poszukiwaniu ewentualnych świadków jej działań. Gdy nikogo nie zauważyła, pewnie przestąpiła próg i wychyliła się za barierkę, sprawdzając czy na pewno niżej znajduje się balkon. Jest. Przed przystąpieniem do zejścia pociągnęła dwa łyki z małej piersiówki, na odwagę. Zwinnie przeskoczyła za zabezpieczenie, spuściła się najniżej, jak tylko mogła, bujnęła się w tył i zwolniła uścisk, kiedy tylko poczęła lecieć do przodu. Wylądowała możliwie jak najciszej. Drzwi były zamykane od wewnątrz, więc musiała poczekać aż ktoś jej otworzy, jednakże tej chwili mogła się nie doczekać przez szczelnie zasłonięte zasłony.
Nagle zza bordowego materiału wyłoniła się mała rączka, na oko sześcioletniego dziecka. Mały otworzył drzwi, zapraszając ją do środka, jednocześnie nakazując ciszę poprzez wymowne przyłożenie palca wskazującego do ust. Uczyniła to, o co poprosił i ukryła swój plecak.

– Jak masz na imię i co się stało? – wyszeptała, starając się, by tylko on ją usłyszał.

– Krystian, ta dziwna pani ma rodziców i Michała. – odpowiedział chłopiec o blond włosach.

– Pomogę ci ich odzyskać, ale musisz mi pomóc i opowiedzieć o niej trochę więcej. – rzekła siadając obok dzieciaka. – Tylko w skrócie. – dodała.

– Dobrze. Ona pokazała się tydzień po naszej przeprowadzce tak, jak Szkier. Wtedy zaczęła dokuczać mi i mojemu bratu, rodzice nam nie wierzyli, kiedy im o niej mówiliśmy tak, jak ze Szkierem, aż w końcu pokazała im się i powiedziała, że nie odejdzie. Mama i tata próbowali się jej pozbyć, ale nie mogli... i ona coraz bardziej się złościła... Kiedy pani przyszła zaatakowała nas, tata i brat pomogli mi uciec, żebym sprowadził pomoc. – streścił i spojrzał na szatynkę oczami pełnymi nadziei.

– Kim jest Szkier i wiesz może gdzie ona ich trzyma? – zapytała ze stoickim spokojem.

– Brat wymyślił mu imię, to taki starszy, niski pan, on nam pomaga i próbuje walczyć z tą złą panią, ale jest słabszy. Teraz gdzieś się schował, jeszcze zanim pani tu weszła był za mną. – powiedział mały, rozglądając się.

– Dobrze, słuchaj, zostań tutaj i schowaj się, a jeśli Szkier się pokaże, poproś go, żeby przyszedł mi pomóc, tam – wskazała na plecak oparty o ścianę poza widokiem wchodzących do pomieszczenia – jest broń, może wziąć coś z niej, ale później, gdy będzie po wszystkim, musi oddać, ok?

– Ok. – odparł, kiwając głową na znak, iż rozumie.

– Świetnie, a teraz schowaj się i nie wychodź dopóki nie będzie bezpiecznie. – wydała polecenie, zbliżając się do plecaka i wyjmując z niego żelazną maczetę oraz sztylet, wykonany z tego samego metalu. Broń mająca w teorii zabić ową demonicę, a jaka będzie rzeczywistość? Nie wiedziała, ślepo szła w bój, nie znając swego przeciwnika, aby tylko chronić innych, jak zawsze.
Wyszła z pokoju, prawdopodobnie należącego do rodziców chłopców i skierowała się w lewo korytarzykiem, szukając więźniów. Dostrzegła ich w kolejnym pomieszczeniu po prawo. Dała im znak, by byli cicho i zaczęła się rozglądać. Nagle coś powaliło ją na ziemię. Z wielką siłą uderzyła głową w podłogę, chwilowo tracąc przytomność.

~*~

Szedł powoli i cicho za sprawą bosch stóp, dzierżąc w ręce sztylet. Jego długa, siwa broda niemal dotykała podłoża, zielona koszula i brązowe, podwinięte nieco ponad kostki spodnie nie krępowały jego ruchów nawet w małym stopniu. Duże szanse na zwycięstwo, zwłaszcza ze wsparciem.
Usłyszał huk z jakim głowa pani detektyw uderzyła o podłogę. To, iż się pojawiła dodało mu sił i przede wszystkim odwagi. Teraz zabije tą wiedźmę, co uważa się za panią domu.
Wbiegł do pokoju dzieci, gdzie znajdowali się wszyscy pojmani poza jego przyjacielem - Krystianem, ukrywającym się w pokoju rodziców.

Starsza kobieta o dziwnej, pociągłej twarzy, uszach oraz czarnych, niczym smoła, oczach rzuciła się na niego. Wykonał szybki unik i złapał ją za czerwoną chustę, ciągnąc w tył. Upadła, zahaczając swą zgniłozieloną sukienką o kant stołu. Materiał lekko się rozdarł, lecz jeszcze nim upadła jej długie i szczupłe palce zacisnęły się na jego ręce. Poleciał tuż za nią. Chciał zrobić użytek z pożyczonej broni, jednakże przeciwniczka go wyprzedziła, wytrącając sztylet i przyszpilając do drewnianych paneli. Niespodziewanie jej głowa oddzieliła się od tułowia za sprawą maczety i jej właścicielki. Dziewczyna odcięła głowę, sądząc po wyglądzie, najprawdopodobniej Kikimory, zabijając ją na miejscu.

~*~

– Jeszcze raz dziękujemy za pomoc. Nie wiem co by z nami było gdyby nie pani. – mówiła kobieta, odprowadzając ją do wyjścia po obiedzie, jaki zaproponowali swojej bohaterce.

– Nie ma za co, to moja praca. – odparła, szykując się do wyjścia i powrotu do hotelu.

– W takim razie ma pani starsze niebezpieczną pracę. – skwitowała gospodyni. – Proszę na siebie uważać, tacy jak pani są potrzebni światu. – dodała.

– Będę, niech się pani nie martwi i proszę dzwonić w razie czego. Duchy, demony, zjawiska paranormalne to moja specjalność. – uśmiechnęła się, łapiąc za klamkę, lecz w tym momencie przybiegł Krystian, przytulając się.

– Odwiedzisz nas kiedyś? – zapytał, spoglądając w górę, na jej twarz.

– Możliwe, dbaj o Szkra. On jest jednym w niewielu dobrych stworzeń. – odparła, mierzwiąc włosy chłopczyka.

– Dobrze. – powiedział i pobiegł do swojego pokoju.

– Do widzenia. – posłała kobiecie ostatni uśmiech, wyszła i skierowała się ku hotelowi, w którym była tymczasowo zameldowana.

~*~

Po dotarciu na miejsce na łóżku czekała na nią wiadomość od sojuszniczego bożka słowiańskiego, informująca o czterech dniach odpoczynku na zregenerowanie sił. Nie zbyt jej się to uśmiechało, lecz nie miała nic do gadania, więc postanowiła się zdrzemnąć. Sen z pewnością jej nie zaszkodzi.

_________________________

Już jutro początek egzaminów! Życzcie powodzenia 😓 Mam nadzieję, iż nie będę musiała robić użytku z leków, które wtedy zabieram ze sobą na salę. 😅

Trzymam kciuki za wszystkich gimnazjalistów przystępujących do najważniejszego i największego testu (jak do tej pory)! Obyście otrzymali tyle punktów, ile wam potrzeba, by móc iść do wymarzonej szkoły ponadgimnazjalnej!

Trzymajcie się i powodzenia!

~ Karvi

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro