8 Samochodowe pogadanki
Luke włącza radio w swoim starym samochodzie. Nie zdziwi mnie, jeśli radio to będzie pierwsze, co tu naprawił. Wygląd na kogoś kto ma dziwne priorytety.
– Grałeś już w golfa?
– Cały czas się uczę, a ty? – nie wiem, czy to tylko pytania zwrotne, czy naprawdę jest zainteresowany tym, czy ja już to robiłam. Jako 'dwudziestu dwu' latka, powinnam mieć na koncie wiele szalonych rzeczy, prawda?
– Nie było okazji – tak naprawdę to było milion, ale unikałam tego jak ognia.
– Spokojnie, wszystko cię nauczę, zaliczanie dołków to moja ulubiona zabawa.
Nie pozostaje mi nic innego, jak przewrócić na to oczami.
Przy dźwiękach muzyki i komfortowej ciszy, dojeżdżamy na pole golfowe. Ono także nie leży w mojej części Hamptons. Już stąd widać, że jest mniejsze, ale wygląda równie efektownie. Gdy podjeżdżamy pod bramę, Luke włącza klakson, świetnie się przy tym bawiąc. Ktoś wychodzi z budki. Chłopak z czerwonymi włosami, to coś czego nie spotykam na co dzień, w moich kręgach.
– Michael, wpuścisz nas?
– A kim jest twoja słodka koleżanka? – patrzę na czerwonowłosego. On też mi się przygląda z mocno zmarszczonymi brwiami. Jest bardziej uroczy niż groźny. Jego jasno ciemny zarost nie pasuje do włosów, ale mu wydaje się to nie przeszkadzać.
– To Abbie, uderzyłeś w nią frisbee, chyba nie ma pretensji.
– Hej – macham dłonią.
– Jedźcie do końca, zaraz do was przyjdę. Poznamy się lepiej, Abbie – Michael puszcza do mnie oczko. Czy wszyscy jego koledzy będą tacy jak on?
– Calum załatwił mu te prace, on sypia z właścicielką tego pola, Ashton też gdzieś tu jest, jest w związku z córką, taka zakazana miłość, podobno to prawdziwe****
– Okej – to wszystko, co mogę powiedzieć.
– Oceniasz nas?
– Głupku, ty też mógłbyś mnie oceniać, a nie wydaję mi się, że to robisz – z jakiegoś powodu wyciągam dłoń i czochram mu nią jego włosy – Och, miękkie.
Luke parska śmiechem.
– Chcesz znać mój szampon? – cieszy się wszystkim.
Przeczesuję je palcami, a on uśmiecha się. Zapominam o wszystkim dookoła i robię to jeszcze raz. Możliwe, że dostaję coś w rodzaju pomruku, a możliwe też, że Luke zjeżdża z drogi i uderza w słupek. Niemal jestem pewna, że zdarzają się obie te rzeczy.
– Co ty robisz?! – krzyczę już po fakcie dokonanym.
– Co ja robię? – odkrzykuje – Co ty robisz? Dlaczego mnie dotykasz? – czy przed chwilą nie mówił mi, że poleci mi szampon?
– Dziwak! – krzyczę i uderzam w siedzenie.
– Nie bij mojego samochodu! – krzyczy dalej – Dlaczego mnie dotykałaś?
– Dlaczego mi pozwoliłeś?! – nawet nie wiem, co powiedzieć.
– Zamknąłem oczy!
– Ty kretynie! Jak można prowadzić z zamkniętymi oczami! – oboje wysiadamy z samochodu i kierujemy się na przód maski, żeby zobaczyć straty – Widzisz, co narobiłeś!
– To twoja wina!
Przechodzimy na drugą stronę słupka. Oboje robimy wielkie kroki, na tak małej odległości, co może skończyć się tylko jednym.
– Kto zamyka oczy?! – krzyczę głośniej – No kto?!
– Kto dotyka kierowcy?! No kto?! – sądzę, że mój argument jest sensowniejszy.
– To wina twojego szamponu!
– To wina twoich palców, które chciały mi wyrwać włosy! – właśnie w tym momencie nasze klatki piersiowe odbijają się od siebie.
– Moich palców, co? To masz moje palce – kładę je na jego tułowiu, a zanim on zdąży zareagować, zaczynam go łaskotać. Zaczyna zwijać się jak opętany, gdy moje palce błądzą po jego górnych częściach ciała. Jest gorzej, gdy on odzyskuje logiczne myślenie i łapie mnie swoimi gigantycznymi dłońmi w talii i rzuca o maskę – Ała!
– Boli cię? – pochyla się do mnie, a ja wykorzystuję okazje i wciągam go na siebie.
– Kretyn! – krzyczę zduszonym głosem.
– Mała złośnica – znowu zaczyna mnie łaskotać i kończę leżąc na nim.
– Duży zbój – odwdzięczam się.
– Jesteś taka dziwna.
Ściskam jego usta w dzióbek i zaczynam nimi poruszać.
– Abbie jest najcudowniejszą dziewczyną, jaką poznałem – mówię za niego – I rewelacyjnie przeczesuje włosy.
– Dziwak – udaje mu się wydusić.
– To nie ja wyjechałam w słupek na polu golfowym, Ups? – czuję, jak bolą mnie mięśnie twarzy od uśmiechania się.
– Nikt mi tego nie robił – mówi w końcu – Nikt.
– Co?
– Jestem z domu dziecka, Abbie**** – facet dwadzieścia pięć lat, sypia z kobietami za pieniądze i nie dostaje odrobiny czułości.
—To szaleństwo – nie wiem, co powiedzieć.
– Chodź, sprawdzimy szkody.
– Nikt nigdy prawdziwie mnie nie przytulił – nie wiem, dlaczego mu to mówię – Z siostrą pół życia byłyśmy uczone dystansu, nawet do rodziny.
– Chodź tu – otwiera przede mną ramiona, przywieram głową do jego piersi, a on ciasno mnie obejmuje. Może to nie jest typowy przytulas, ale jest czuły i prawdziwy. Czuję jego brodę na czubku mojej głowy.
– Co wy do cholery robicie? – to ten sam głos, który nas witał. Mike, tak, Mike.
– Dopełniamy się – to dosyć mocno powiedziane.
– Wstawaj, Calum to załatwi – brzmi jak prawdziwi przyjaciele.
– Zaliczmy pare dołków – jego dłoń zjeżdża po mojej talii, niemal na tyłek, ale go powstrzymuję – Przynajmniej próbowałem.
Zeskakuję z niego i staję obok Mike'a.
– Zapowiadasz kłopoty – szepcze do mnie.
A ja czuję, jakby to on był kłopotem.
Właśnie ludzie!
Te gwiazdki! Nie jestem pewna czy wspomniałam o jego rodzinie, dajcie mi znać jeśli tak. Plus nie pamietam czy to Ashton był bawidamkiem czy Calum??? Pamięta ktoś? Bo nie mogę znaleźć 😭😭😭
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro