7 Dom utrzymanki
– Co teraz zrobię?! Nie mogę wrócić do domu! – uderzam dłońmi o wodę i próbuję się podnieść,
– Chodź, ona wyszła. Dam ci jakieś rzeczy – na jego twarzy maluje się stoicki spokój, ale także rozbawienie.
– Nie wejdę tam – bronię się.
– Nie ma jej, a nie możesz chodzić mokra cały dzień.
– I kogo to wina! – krzyczę – Twoja, jakbyś nie wiedział!
On wybucha śmiechem.
– Chodź – znowu bierze mnie na ręce. Po drodze zbiera swoją kurtkę i mój plecak.
– To nie jest dobry pomysł.
– Nie mam lepszego – patrzę w dół i widzę jak piasek przykleja się do jego nóg. Ja czuję go dosłownie wszędzie i wcale mi się to nie podoba. Zawsze mi smutno, że wynoszę na sobie tyle piasku z plaży, a teraz możliwe, źe będę go nosić dłużej, tak się zadomowił na moim ciele. Boże, jestem szalona gdy on trzyma mnie tak na tych rękach.
– Niczym panna młoda. Nie masz pojęcia jakie moje życie jest okropne. A teraz jeszcze ty. Może to ty chciałeś zobaczyć mnie nagą?
– Mówił ci ktoś, że jesteś trochę suką?
– Nie poznałeś mojej matki. Jeśli jesteśmy odbiciami swoich rodziców to jestem więcej niż suką.
– Jesteś dorosła. Nie musisz żyć według ich zasad, ty po prostu nie wiesz jak żyć inaczej – gdyby tylko wiedział..
– Może masz racje – pozwalam mojej głowie oprzeć się o jego ramie. Dzisiaj na szczęście postawiłam na jeansowe spodenki i koszulkę, dlatego nie boję się, że coś mi widać. Wszędzie tylko czuję ten piasek.
Luke otwiera drzwi i przenosi mnie przez próg. Tak po prostu. Nic wielkiego. Ziemia się nie poruszyła, słońce nie zgasło.
Odstawia mnie na ziemie, a ja rozglądam się dookoła. Jest ładnie, ale zdecydowanie nie ma tego przepychu, który jest w mojej rodzinnej posiadłości. Jego szefowa, żeby nie nazwać jej klientką lubi poduszki, wszędzie jest pełno poduszek.
– Dam ci jakieś moje rzeczy i weźmiesz prysznic – żadnych pytań czy propozycji, wszystko oznajmia.
– Nie wróci?
– Poszła do pracy, pracuje jakieś sześć godzin, więc sama sobie odpowiedz.
Sięga do szuflady w salonie. O Boże! On tu ma nawet własną szufladę! Niczym jej mężczyzna, chłopak.. a ona mu płaci.
Rzuca we mnie koszulką i jakimiś spodenkami.
– Myślę, że spodnie nie będą potrzebne.
– Wtedy nie masz bielizny – myśli tylko o jednym. To sprawia, że oboje się uśmiechamy.
– Mam strój w plecaku, zboku – zabieram tylko koszulkę – Droga do łazienki?
Otwiera przede mną drzwi.
Może powinnam stąd wyjść. Jednak nie mam żadnych innych opcji, pomysłów.
On spadł mi z nieba i zabiera mnie z piekła. Tylko jak wiadomo pomiędzy jeszcze jest czyściec.
Łazienka jest równie ładna i schludna, co reszta tego domku. Jest wanna z deszczownicą, co ułatwia sprawę. Przeglądam się w lustrze. Moje długie czarne włosy, które są nieco w kolorze grafitu, a może bardziej w stronę granatu. Jestem szczupła, bo wszyscy w mojej rodzinie są szczupli. Prawdopodobnie również dlatego jestem wysoka.. jestem malutka, a zarazem wysoka, a zarazem... dobra po prostu wezmę te kąpiel i przestanę przypominać sobie, że mam tylko siedemnaście lat. On tego nie widzi. Może jest ignorantem, a może jest po prostu dziwny.
Tak, zdecydowanie jest dziwny.
Wciągam na siebie majtki i górę od stroju i jego koszulkę. Pływam w niej, a jednocześnie dobrze wypycham ją z przodu. Chuda szkapa ze zderzakami, marzenie każdego faceta. One wcale nie są duże, są... idealne dla mnie.
Wracam do niego, a on po prostu leży sobie na kanapie. Obraca głowę w moim kierunku i tasuje mnie wzrokiem od góry do dołu.
– Napatrzyłeś się już? – podwijam ją nieco. Na biodrze widać sznureczek od majteczek – Pokazać więcej?
– Nie myślałem, że jesteś taka odważna. Zrobiłabyś to ze mną w domu kobiety, która mnie utrzymuje?
– Nie robię tego z facetami, którzy nazywają seksem tym czymś – rzucam w niego poduszką.
– Potrzebujesz sprośnych słówek? – sugestywnie porusza brwiami – Okej... – w jednej sekundzie jestem obok niego i zasłaniam mu usta poduszką – Mhffinnon – to mnie rozbawia.
– Mało podniecające. Wystarczy, chodźmy – zamiast tego mocniej przyciskam mu poduszkę do ust – Będziesz miły, a nie sprośny?
– Można być sprośnie miłym.
Przewracam na to oczami.
– Gdzie mnie zabierasz? – pytam.
– Grałaś kiedyś w golfa? – patrzę na niego, on patrzy na mnie – Nie wiem jak zinterpretować to spojrzenie, jest nieco przerażajace, Abbie.
– Jedziesz grać w golfa?
– No co, to też jest na mojej liście. Zaliczyć dołek w rekordowo małej ilości uderzeń.
– Nawet to zabrzmiało sprośnie.
Wybucha śmiechem.
– Chcesz pobawić się kijem, Abbie?
– Chcesz zaliczyć dołek, Luke?
– Ja mam drągala, ty masz dziurkę, możemy pobawić się w hot doga.
– Co jest z tobą nie tak? – krztuszę się powietrzem, a potem wybucham śmiechem – Powinieneś chyba powiedzieć parówkę.
– Drągal bardziej kojarzy się z rozmiarem.
Nie mogę się powstrzymać i zerkam na jego krocze. On też na nie zerka.
– Chcesz się przywitać z moim kolegą?
– Dobrze, że ona ci płaci, bo nikogo byś na to nie poderwał.
– Dobrze, że mi płaci, bo nie muszę nikogo podrywać – i nigdy nie chce?
– Jak to właściwie działa? Jesteś panem do towarzystwa? – tak, to ciekawość.
– Coś w tym rodzaju, ale bardziej swobodnie.
– Chcesz się tym ze mną podzielić? – pytam.
– A mogę być dzisiaj Luke'm, który zalicza dołki?
– Jeśli dasz mi kij.
– Wiedziałem, że w końcu się skusisz – szturcha mnie biodrem – A teraz koniec żartów. Wsiadaj do mojego maleństwa.
– Na pewno mogę z tobą jechać? – dopadają mnie wątpliwości, co jedli ktoś z jego znajomych wie ile mam lat? Jesteśmy tu dosyć znani.
– Nie wiem, chyba przekonamy się na miejscu. Zaryzykujesz?
Ostatnio cały czas to robię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro