Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6 Uciekająca panna młoda

– Gdzieś ty wczoraj zniknęła?! – krzyczy matka. Jest chyba wczesna godzina poranna, bo czuję się kompletnie niewyspana. Wróciłam do domu na tyle wcześnie, że rodzice się nie zorientowali, że zniknęłam z kimś kto miał dla nich pracować.

– A co? Julian mnie szukał? – podciągam kołdrę pod szyję – Na pewno jest wiele innych kobiet, które chciałby takiego mężczyznę.

– Jesteś taka niewdzięczna! – krzyczy.

– Tak, mamo, a teraz idę spać – chowam głowę pod kołdrę i czekam, aż wyjdzie. Mama nie jest zbyt groźna. Jednak wiem, że teraz mnie zaskoczą i któregoś dnia przypadkiem Julian pojawi się w naszej posiadłości.

– Za kilka tygodni kończysz osiemnaście lat – juhu? Nie jestem pewna, dlaczego o tym wspomina. Ona w tym roku skończyła czterdzieści pięć lat i co? Mam jej to wypominać.

– Chcecie, żebym pracowała? Nie ma problemu.

– Mamy interesy z Julianem.. i gdy tylko skończysz osiemnaście lat ogłosicie zaręczyny.

– Chyba oszalałaś! – gwałtownie podnoszę się na łóżku – No nie! To chore! Nie żyjemy w średniowieczu! Nie ma, kurwa, mowy – drę się.

– Język, Abbie!

– Pieprze język i pieprzę was! To takie... co jest z wami nie tak?!? Nie zostanę żoną jakiegoś trzydziestolatka! To obrzydliwe! On jest obrzydliwy! Wy jesteście!

Wyskakuję z łóżka i od razu zaczynam się ubierać.

– Co ty myślisz, że robisz, Abbie?!

– Wychodzę! Bo zaraz nie ręczę za siebie! Jesteście tacy.. tylko kasa, kasa i kasa! A ja jestem człowiekiem! Nie kobietą do towarzystwa!

Wkładam jakieś rzeczy do plecaka, nawet nie wiem po co i tak nie mam dokąd iść.

– Nigdzie nie pójdziesz, Abbie!

– Jesteście niemoralni! – z tą złotą myślą wychodzę z pokoju. Zbiegam w dół po schodach i wpadam do kuchni. Zabieram ze sobą coś do picia i jedzenia. To nie tak, że spakowałam się na ucieczkę, nie jestem głupia. Jednak na pewno nie zamierzam zostać żoną jakiegoś bogatego dupka.

A właściwie! Mogłabym zostać żoną bogatego dupka, ale wybranego przeze mnie!

Czy Tracy jest w tym szczęśliwa? To aż niewiarygodne.

Gdy wybiegam z domu od razu kieruję się na plaże, to jedyna rzecz w tym pieprzonym Hamptons, która nie jest zniszczona przez bogaczy. Dzięki Bogu, że nie mogą pieniędzmi wybrać koloru piasku czy wody.

Korzystając z dobrodziejstw natury, chowam buty do plecaka i wybieram się na spacer wzdłuż oceanu. Jest wcześnie rano i czuję chłód na ramionach. Głupia ja spakowała szczotkę do włosów, ale nie bluzę. Właściwie oprócz jedzenia nie mam nic praktycznego. Pewnie gdybym poszła do sklepu okazałoby się, że zablokowali mi konto. To  pewnie pierwsze, co matka zrobiła po moim wyjściu.

Życie nigdy nie może być proste. Teoretycznie powinnam być szczęśliwa, bo mam pieniądze, ale one wiążą się z tak dużą ilością fałszu w moim życiu..

Moje nogi znowu doprowadzają mnie do drugiej części Hamptons gdzie domy są mniejsze, a ludzie bardziej uśmiechnięci.

Moje życie byłoby prostsze bez pieniędzy. A wtedy myślę o Luke'u, który nie zgodziłby się z tym stwierdzeniem.

A wtedy to widzę.

Dwójka ludzi szamotających się po piasku. Są w pół ubrani, bardziej kierowałabym się do stwierdzenia, że są rozebrani. Ona krzyczy. Chcę podejść, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku, ale wtedy rozumiem, że oni uprawiają seks. Wtedy mężczyzna obraca głowę i widzę, że.. to Luke! O Boże! On jednak jest tak pochłonięty pieprzeniem tej kobiety, że mnie nawet nie zauważa. Nie wiem, co zrobić. Przejść obok nich? Cofnąć się?

Zamiast tego w bezpiecznej odległości siadam na brzegu i zamierzam to przeczekać.

Wszystko w moim życiu tak działa.

Słyszę jęki i wszystko mi się cofa, ale nie chcę sama się cofać. Chowam głowę między nogami i udaję, że cały świat nie istnieje.

– Szukałaś mnie? – jakiś materiał ląduje na moich ramionach – Masz ciarki na całym ciele, po prostu ją załóż.

– Niezła akcja – mówię.

– Nic specjalnego, lubi trochę na ostro.

Nie potrafię się nie krzywić. Po chwili siada obok mnie. Czuję zapach papierosów i w jakiś sposób ten zapach mnie uspokaja.

– Co tutaj robisz? – pyta.

– Wybrałam się na poranny spacer. Dobra odpowiedź?

– Rano jest dosyć zimno. Mogłaś ciepło się ubrać – zerka na mnie – Chyba, że buntowniczo wybiegłaś z domu.

– Jesteś jakimś jasnowidzem czy co? – warczę na niego.

– Wolę być nazywany typem z pod ciemnej gwiazdy – z tym też się zgodzę – Chodź, zabiorę cię na śniadanie.

– Wzięłam śniadanie z kuchni.. – szukam go w plecaku – Chcesz?

– Czemu by nie – odbiera ode mnie kanapkę – Przed czym uciekasz?

– Przed ślubem – krzywię się – Chcą, żebym wyszła za starszego bogatego typa, a ja nie chcę.

– Takie rzeczy jeszcze istnieją? Niewiarygodne, kurwa.

– Co dzisiaj robisz? – pytam.

– A co? Nie masz tu swoich bogatych znajomych?

– Oni uznają ślub za super rzecz, więc zostajesz mi ty.

– Przykro mi, Abbie, ale mam już plany z kumplami.

– Masz kumpli? – to go rozbawia.

– Tak się poznaliśmy, pamiętasz? Jeden z nich uderzył w ciebie frisbee.

– Oni też się zajmują tym, co ty?

– Jeden z nich, reszta odprowadza podatek od swojej pracy – jest taki... dumny z tego, co robi? To chyba złe określenie.

– To co dziś robicie?

– Możesz zabrać się z nami pod warunkiem, że przyznasz, że mnie szukałaś.

Prycham.

– Przyznaj, Abbie.

– Po prostu szłam plażą – mówię.

– Po prostu tutaj usiadłaś – jest taki irytujący – Gdy ja uprawiałem tam seks.

– Fuj!

– Słyszałaś? Podobało ci się?

– Jesteś taki... prosty!

– Przynajmniej szczery – nie zawsze to dobre – Przyznaj.

– Nie – warczę.

– Abbie – patrzymy na siebie – Przyznaj.

– W twoich snach.

– W nich byłabyś naga. 

Przewracam oczami, ale jednocześnie czuję wypieki. Dobrze, że jest zimno.

– Prostak – szepczę.

– Przyznaj – mówi – Przyznaj albo wrzucę cię do wody.

– Ale się boję – kpię.

W jednej chwili siedzę na piasku, a w drugiej wiszę w powietrzu.

– Puszczaj! Puszczaj, Luke!

– Jesteś pewna? – w pierwszej chwili mój tyłek był wysoko nad wodą, w drugiej niemal go podmywa. Piszczę.

– Nie chcę wracać do domu! Nie mogę się zmoczyć! – wierzgam nogami – Przestań!

– Przyznaj – szepcze przy moim uchu – Bo jak nie... – unosi mnie wyżej i wchodzi głębiej do wody, na razie tylko on jest mokry.

– Ale to nieprawda! Dlaczego mam mówić, coś co nie jest prawdą? – robi jeszcze jeden krok do przodu – Luke!

Opuszcza mnie nieco, a ja zaczynam mocniej wierzgać nogami, jakby miało mi to pomóc.

– Ostatnia szansa – czuję jego usta przy moim uchu i to mnie denerwuję.

Czuję, że zaraz mój tyłek dotknie wody. Potem unosi mnie do góry i znowu opuszcza.

– Dobra, dobra! Czekałam na ciebie!

– I o co tyle krzyku?

A wtedy opuszcza mnie do wody.

– Co za kutas! – krzyczę – Jesteś... – on stoi nade mną i się śmieje.

Ciągnę go za nogę, aż nie upada obok mnie.

– I kto się śmieje ostatni?

Chlapie mnie wodą w twarz.

– Mogłaś powiedzieć, że chciałaś zobaczyć mnie nagiego z bliska.

– Ugh! – warczę, a to wywołuje jego uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro