3 Wieczorowy strój
Wracam do domu dużo wcześniej niż zamierzałam. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, a leżenie na plaży, zdecydowanie za szybko mnie znudziło.
– Abbie – obracam się w kierunku, z którego dochodzi głos mamy.
– Tak?
– Przygotowujemy dzisiaj kolacje na rozpoczęcie sezonu. Ubierz coś ładnego, ale żeby dużo zakrywało. Żadnych kąpieli w basenie.
– Po co właściwie mamy ten wielki basen? Po ciemku też nie wolno się w nim kąpać. Gdyby był mniejszy moglibyście przyjmować więcej gości, pomyślcie o tym – mama wie, że z niej kpię, ale wbiegam po schodach do mojego pokoju i ignoruję jej warkot.
Domyślam się, że pojawi się Julian i już wiem, że będę musiała go unikać. Co jest nie tak z bogaczami? Dlaczego ich bogactwo to zbyt mały poziom bogactwa? Trudno jest mi zrozumieć moich rodziców.
Sukienka wybrana przez moją mamę, a raczej przez jej stylistów, jest krótsza z przodu dłuższą z tyłu. Ma dziwne kwiaty na kołnierzyku, ale ładnie podkreśla moją talię. J5ej brzoskwiniowy kolor jest koszmarny, ale skoro to trend bogaczy, to nie będę się z nimi kłócić.
Trudno jest mieć siedemnaście lat i mieć gdzieś otaczające cię bogactwo.
Gdy schodzę na dół okazuje się, że to wygląda bardziej jak bal, ale co się dziwię? To zawsze tak wygląda.
Alkohol.
Gdzie jest alkohol?
Inaczej tego nie zniosę.
Idę do kuchni. Tam powinni mieć dużo alkoholu. Kelnerki będą je nosić na sale. Jeśli mają wysokie obcasy to nieźle się zmęczą, bo w tym pałacu to można zrobić kilometry.
Otwieram wielkie stalowe drzwi, ale ktoś z drugiej strony robi to samo..
No i mamy jeden wielki karambol.
Słyszę dźwięk rozbijanych kieliszków. Mimo, że stoję na władnych nogach.. wszystko inne zostało wstrzymane. Patrzę do góry i wtedy napotykam te oczy.
– To ty – mówimy jednocześnie.
Stoi przede mną ubrany cały na czarno z pustą tacą w dłoni, bo wybiłam mu kieliszki. Pod nami ludzie zbierają to, co się rozbiło, a my gapimy się na siebie.
– Chodźmy stąd – łapie mnie za rękę i wciąga wgłąb w kuchni, gdzieś na stole zauważam butelkę szampana i zabieram go.
Wychodzi przez drugie drzwi, które prowadzą niemal na plaże, ale przede wszystkim jest tu pełno śmietników.
– Pracujesz tu? – pytam nieco zaskoczona.
– Łapię się każdej fuchy jakiej mogę.
Przechodzą mnie ciarki gdy stoję wokół tych śmietników.
– Możemy iść na plaże?
– Jesteś starszą czy młodszą córką właścicieli domu?
– Starszą – nie wiem, dlaczego to robię. Po co kłamać? Przecież jestem tak samo bogata jak Tracy.
– Jestem Luke, chcesz fajkę?
Kieruję się w kierunku plaży.
– Potowarzysz mi przy piciu szampana? Na plaży? – otwieram furtkę, która otwiera przede mną drogę na szeroką plażę.
– Potrzebuję tej kasy – mówi uczciwie.
– Spokojnie, dopilnuje, żeby ci zapłacili.
Czekam na jego reakcje. Robię krok po piasku, a on dołącza do mnie. Czuję dym papierosowy i zdaję sobie sprawę, że bogacze preferują cygara. To pierwszy raz od dawna gdy czuję zapach fajek. Nie wiem czy mam ochotę spróbować.
Siadam na drewnianej kłodzie i wyciągam nogi przed siebie. Czuję jego palące spojrzenie na moich na nagich nogach, a po chwili siedzi już obok mnie i gapi się na moją twarz.
– Nie podałaś mi jeszcze swojego imienia –nie przestaje mi się przyglądać.
– Abbie – otwieram szampana i biorę dużego łyka.
– Abbie, co tu ze mną robisz, Abbie?
– Powiedziałeś moje imię dwa razy.
– Dzięki, bogaczko, umiem liczyć do dwóch. Z resztą sprawdzam jak twoje imię brzmi na moim języku.
– Chcesz się dobrać do moich pieniędzy? – patrzę przed siebie, tylko kątem oka widzę jego usta zaciskające się wokół papierosa. Wypuszcza kółka ustami.
Widziałam jak milion ludzi robi to samo z cygarem. Starzy, obrzydliwi faceci, siedzący na swoich dużych fotelach, z głupim wyrazem twarzy, wypuszczają kółka ustami.
– Całkiem niezły pomysł. Callie, kobieta u której mieszkam, załatwiła mi te robotę.
– Ile ty właściwie masz lat?
– Dwadzieścia pięć. Spróbuj, kurwa, powiedzieć, że jestem jebanym nieudacznikiem, a wrzucę cię do tego jebanego oceanu.
– Pieprzysz się z kobietami za pieniądze w wieku dwudziestu pięciu lat? – teraz jestem jeszcze mocniej zainteresowana.
– Nic o mnie nie wiesz, a mój wiek to tylko etykietka – ciekawe czy tak samo pomyślałby o moim – Ty ile masz? – muszę przypomnieć sobie ile lat ma Tracy.
– Dwadzieścia dwa.
Kiwa głową.
– Daj trochę tego szampana – podaję mu butelkę, a on wymienia się ze mną papierosem. Obracam go w palcach i nie jestem pewna, co zrobić – Nie marnuj tego, kurwa. Co? Bogata dziewczynka z dobrego domu? Nie, taka by nie ukradła szampana.
– Ty też nic o mnie nie wiesz – zamykam oczy i po raz drugi w życiu zaciągam się papierosem. Nie wychodzi mi to zbyt dobrze. Zaczynam kasłać, ale nie lubiąc porażek, próbuję zrobić to dobrze.
– Będę tu jeszcze jakiś czas, gdybys chciała znajdź mnie – oddaje mi szampana – Wracam do pracy, nie lubię dostawać kasy za nic. Tak po za tym, to niezłe cycki, Abbie.
Prostactwo.
Euforia.
Rumieniec.
A przede wszystkim stojące sutki.
Chcąc je zasłonić, upuszczam wszystko, co mam w dłoniach.
Wtedy krzyczę.
Szampan wylewa mi się na sukienkę, a papieros przypala kolano.
– Co do chuja? – patrzę na niego z dołu gdy on patrzy z góry – Naprawdę? Po prostu zasłoniłaś te cudeńka?
– Przestań! – syczę na niego.
– Nikt nigdy ci tego nie powiedział? Żaden bogaty dupek? Nikt nie powiedział, że masz fajne zderzaki?
– Masz dwadzieścia pięć lat!
– Próbuję używać slangu bogatych dupków.
– Idź już sobie! – krzyczę.
Zamiast tego pochyla się do mnie i ciepłym powietrzem chucha na moje kolano. Dotyka je kciukiem.
– Nie powinno być blizny.
Całuje moje kolano.
Stary
Przystojny
Biedny
Dupsk
Całuje
Moje
Przypalone
Kolano
Nikt nigdy nie pocałował mojego kolana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro