Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26 W podróż

Część druga:

American Dream

Nie mogę w to cały czas uwierzyć.

Uciekłam z domu.

Uciekłam przed ciężką ręką ojca i przyszłego męża.

O Boże.

– Czy możesz się zatrzymać, proszę?

Nie jesteśmy sami. Z tyłu siedzi Ashton, Mike i Sara. Calum powiedział, że nie ma czasu na takie rzeczy. Luke przyznał, że prywatna szkoła Sary pochłania o wiele więcej pieniędzy niż by chciał, dlatego nie może opuścić pracy.

Luke zatrzymuje się na poboczu, a ja wysiadam, po to, żeby... zwymiotować.

Czuję Luke'a za sobą, który głaszcze mnie po plecach, a gdy kończę podaje mi butelkę wody.

– Potrzebuję szczoteczkę i pastę.

– Cholera, wyjedźmy stąd, dobrze?

– Nie mogę dalej w to uwierzyć, że chcieli cię zatrzymać siłą – Sara jest w takim szoku, że oddała mi aż miejsce z przodu – Chyba lepiej nie mieć rodziców.

– Sara – upomina ją Luke.

– No co? Jej własny ojciec nabił jej siniaka! Chciał, żeby wyszła za tego oblecha! Nie mogę w to uwierzyć...

– Ja też – opiera głowę o dłoń. Luke nie naprawił jeszcze dachu, dlatego liczymy, że nie zacznie padać.

– Wszystko będzie dobrze – Luke ściska moje udo. Chcę, żeby zostawił tam dłoń, żeby mnie przytulił, żeby był bardziej mój. Jednak nie mogę nic z tym zrobić.

Sara wychyla się przez siedzenia.

– Papierosa?

– Tak – szybko po niego sięgam, a Luke sięga po drugiego. Sara rzuca mi zapalniczkę na nogi, jednak jestem zbyt zdenerwowana, żeby to zrobić. Luke zabiera mi ją z rąk i cały czas patrząc na drogę, odpala oba papierosy.

– Cholera, uciekamy przed bogaczami, w starym kabriolecie, zmierzając niewiadomo dokąd. Podoba mi się to!

– Dziwne, ale ja też jestem podekscytowany – mówi Ashton.

– No to gdzie jedziemy? – pyta Sara – Parki rozrywki w Orlando, a potem Nowy Meksyk?

– Sara...

– Nie bądź nudziarzem, Luke. Wiem, że wszyscy trzymacie pieniądze w skarpetach, jakbyście nagle mieli znowu trafić do bidula. Wydajmy je na coś, przeżyjmy przygodę, którą będziemy pamiętać do końca życia.

– Zapomniałaś, że nie ma z nami Caluma.

– Pojechałby, gdyby chciał. Nie chodzi o pieniądze. Zakochał się.

– Co?!? – nie dziwi mnie reakcja całej trójki.

– Naprawdę nie wiedzieliście? Zakochał się i dlatego nie pojechał. Każdy ma swoje pojecie szczęścia, wy jesteście podekscytowani przygoda, ja także. Ty, Abbie nie masz wyboru. Mamy dwa miesiące, zróbmy to.

– Nie mam pieniędzy. Nie mam nic...

– Zatrzymany się w Nowym Jorku i coś ci pożyczę. Chyba nosimy ten sam rozmiar. Pieniędzmi się nie przejmuj.

– Nie przejmuj się pieniędzmi, Abbie – utwierdza mnie Luke – Zajmę się tym, nie musisz przez nie wracać do tych psycholi.

– Nie chcę tam wracać – podwijam kolana pod piersi. Wiatr uderza w moje włosy, papierosowy dym, jakimś cudem bucha mi w twarz. Chce mi się płakać, bo jestem spłukana, bezdomna i przerażona.

– Nikt z nas na to nie pozwoli – wydaje mi się, że rozumieją mnie bardziej, niż mi się wydaje.

– Jesteście dobrymi ludźmi, wiecie?

– Możemy być twoją rodziną - rzuca odważnie Luke – Nie chodzi o więzy krwi.

Moje łzy chyba nigdy nie przestaną lecieć.

– A teraz włącz radio, a ty Abbie poczuj wiatr we włosach, bo czeka nas daleka podróż.

– Nie mogę w to uwierzyć – obracam głowę w kierunku Luke'a, a on tylko się do mnie uśmiecha.

– Skusiłem cię ja, czy mój drągal?

Wybucham śmiechem.

Nie spodziewałam się, że to się jeszcze wydarzy.

– Jedziemy na wycieczkę niczym z rock and rolla.

– Bardziej hipisi – mówi Luke – Proszę się rozbierać i wyjmować trawkę.

– Co masz z tą nagością, koleś?

– Kocham cholernie wolność – zaczyna szamotać się z koszulką. Zdejmuje ją przez głowę, rozbawiając, a zarazem przerażając wszystkich. Po chwili słyszymy syreny.

Policja.

Znaleźli nas.

Właściwie mnie.

O Boże! A co jeśli oni też będą mieli problemy?

Musimy się zatrzymać.

Policjant wysiada.

Cała zaczynam się trząść i jestem bliska płaczu. Luke próbuje uspokoić mnie ściskając moje udo. Czuję głośne i nierówne oddechy całej trójki.

– Dzień dobry, czy złamałem jakieś przepisy? – nigdy nie słyszałam tak poważnego tonu u Luke'a.

– Proszę ubrać koszulkę. Nie może pan jeździć pół nagi.

– Tak jest, przepraszam – ręka Luke'a znika z mojego uda. Wciąga na siebie koszulkę – Czy to wszystko?

– Jest pan trzeźwy?

– Tak, proszę pana – cholera, cholera – Czy mam wysiąść?

– Nie ma takiej potrzeby. Proszę się tylko nie rozbierać. Żadne z was.

Po czym puszcza nas wolno.

Wszyscy z wyjątkiem mnie zaczynają się przekrzykiwać. Na twarzy Luke'a widzę wyrzuty sumienia.

– Przepraszam, Abbie.

– Pięć dni – szepczę.

– Pięć dni.

Dam radę.

My damy radę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro