Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22 Przyjaciółki

Mam kilka koleżanek w szkole, nawet całkiem sporo. Jednak nikt nie rozumie tam, że można chcieć od życia czegoś innego. To znaczy fajnie mieć pieniądze na podróże i markowe rzeczy, ale chwalenie się tym przed ludźmi, którzy nie mają znaczenia, nie jest czymś fajnym. Jeśli nie masz tego z kim dzielić, jeśli podróż nie wywołuje twojego uśmiechu... jeśli markowe ciuchy nie sprawiają ci przyjemności.. to po co?

Łatwo powiedzieć osobie, którą na to stać.

Gdy krzyczę rodzicom w twarz, że gardzę tym wszystkim, oni nazywają mnie niewdzięczna, mówią ile ludzi by oddało swoje życie dla tego życia.

Życie bez miłości nie jest fajne.

Życie bez prawdziwych przyjaciół także.

Nie wiem, jak to jest żyć bez pieniędzy, ale czuję, że żyłoby mi się lepiej. Nikt by nic ode mnie nie oczekiwał, nie zmuszał do niczego.

Luke by nie podzielił mojego zdania.

Nikt go nie podziela.

Otwieram okienko czatu.

Ja: Cześć

Skoro Luke traktuje ją tylko, jak siostrę...

Co ma do tego Luke.

Sara: Cześć?

Ja: Co tam?

Sara: Co za dziwna rozmowa. Czego chcesz?

Ja: Nie mam tu nikogo, a ty wydajesz się fajna

Sara: To jakiś żart, tak?

Ja: Nie....

Sara: Okej, co mi tam Ashton i tak jest zajęty. Plaża za pół godziny?

Ja: Gdzie konkretnie?

Sara: Tam gdzie robiliśmy ognisko.

Ja: Ok

Sara: ok

Jest na tyle przyjazna, że chce się ze mną zobaczyć, to mi wystarcza, żeby pobiec pod szybki prysznic i ubrać się w świeże ciuchy.

Jestem zdenerwowana.

Ona widzi mnie inaczej, ona jest inna niż dziewczyny w szkole, a ja do niedawna nie miałam o tym pojęcia.

Dlaczego pieniądze przysłaniają nasze prawdziwe twarze?

Gdy jestem już gotowa do wyjścia, ojciec wchodzi do mojego pokoju.

– Wybierasz się gdzieś, młoda damo? – tata nie jest najcieplejszym człowiekiem na świecie.

– Na plaże z koleżanką.

– Może zapytaj Juliana, czy z tobą pójdzie – mój tata i jego cholerne próby bycia popierdoloną swatką.

– A co jedna osiemnastka to za mało?

Nie chcę taka być.

Zgryźliwa, chamska, kompletnie nierodzinna.

To zabawne, że to przy Luke'u czuję się kimś lepszym.

Jednak nie czuję, żeby moja rodzina była prawdziwa, dlatego nie pokazuję im prawdziwej siebie. Tutaj nie ma kompromisów.

– Zachowuj się, co ty sobie myślisz? – pyta wściekłym głosem.

– Myślę sobie, że moja rodzinna jest nieźle popierdolona, tatusiu – wypijam go w drzwiach.

– Wracaj tutaj! Abbie, to nie koniec rozmowy! Zabierz ze sobą Juliana! Musicie się poznać...

Wybucham śmiechem.

Moje życie jest takie spieprzone.

Ojciec nie goni mnie po schodach, ale za to na ich końcu spotykam Juliana.

– Dokąd się wybierasz? – nie jest atrakcyjny, jest okropny. Na dodatek bez ogródek przyznaje, że chodzi tylko o pieniądze.

– Z dala od was, kurwa, wszystkich!

On postanawia mnie gonić, jakby to miało sprawić, że zmienię zdanie. Jakbym uciekła tylko po to, żeby mnie złapał. Mogę nie wiedzieć, czego chcę, ale zdecydowanie wiem, czego nie chcę. Czy to nie jest typowe dla prawie osiemnastolatki?

– Abbie! Zaczekaj!

Dlaczego słowo ‚nie' stało się bez znaczenia? Dlaczego pozwalamy ludziom zmuszać się do rzeczy, których nie chcemy?

Nie chcę być taką osobą.

Biegnę przed siebie, nie chcąc się zatrzymać, a może nawet nie potrafiąc. Wiem jedno, nie chcę, żeby mnie złapał i zrobię wszystko, żeby nic, nie mogło mnie złapać bez moje zgody.

Zauważam Sarę, która poprawia swoje okulary. Musi mnie dostrzec, bo zaczyna przyglądać się mojemu szalonemu biegowi. Musi widzieć postać za mną, która nieustannie wykrzykuje moje imię.

– Abbie? – pyta trochę głośniej niż trzeba.

– O Boże, jak dobrze, że jesteś.

Nie skupia wzroku na mnie, tylko na mężczyźnie za mną.

– Co to za psychol? – słyszę w jej głosie zaniepokojenie – Dlaczego biega po plaży w tym drogim garniturze?

– Mój przyszły mąż.

W końcu poświęca mi swoją uwagę, gdy ja próbuję uspokoić oddech.

– Zawsze wiedziałam, że jesteś jakaś dziwna – nie ma pojęcia, jak bardzo.

– Abbie! – w końcu do nas dobiega. Jest zdyszany, brudny i po prostu brzydki – Jesteś jej koleżanką? – robi jeszcze krok do przodu – Cześć, jestem Julian, jej chłopak.

Sara patrzy na mnie zmieszana.

– To psychol – szepczę do niej.

– Nie zbliżaj się do nas. Facet w garniturze na plaży to zdecydowanie psychol – Sara obejmuje mnie opiekuńczo ramieniem.

– Kochanie... – o Boże, to się nie dzieje – Wiem, że się trochę pokłóciliśmy, ale wróć ze mną do domu, kochanie..

– Nigdy nie będę twoim kochaniem! – wrzeszczę.

– Nie rób sceny, Abbie, musimy ustalić szczegóły...

– Pierdol się! – wrzeszczymy razem z Sarą.

– Nie będę znosił twojego wiecznego nieposłuszeństwa.. – słyszę w jego głosie to, co mnie przeraża. To przed czym zawsze ostrzegają filmy, książki i dobrzy ludzie w szkole. Nagle zmiany w zachowaniu, przesadne wzburzenie..

Wyciąga po mnie ręce, swoje obrzydliwe łapy, robi mi się, kurwa, słabo, gdy zaczyna się z nami szarość, a Sara odsuwa się do tyłu, wraz ze mną. Szarpie za moje ręce, ale po chwili już nie czuję ucisku.

– Jaki prawdziwy facet bije kobietę? – wrzeszczy – Pieprzone pieniądze nie pozwalają na brak szacunku! – uderza go w twarz – Pieprzony zboczeniec! – uderza go jeszcze raz, gdy Julian zatacza się do tyłu. Piszczymy, gdy dostrzegamy krew Juliana.

Julian próbuje mu oddać, ale ten powala go na ziemie, przygwożdżając go do piasku kolanem.

– Nie pozwolę ci jej, kurwa, dotknąć, nigdy.

Julian pomimo tony krwi i piasku w ustach wybucha śmiechem.

– Będzie moją żoną, będę miał ją, kiedy będę chciał!

Tym razem wybucham płaczem.

Nie mogę na to pozwolić.

Nie mogę być z kim, kto prawdopodobnie nie miałby oporów przed zgwałceniem mnie.

Luke mocniej dociska go do piasku i wykręca mu rękę.

– Ona cię nie chce, a prawdziwy mężczyzna by to zrozumiał, do cholery.

– Kim ty w ogóle jesteś?

Luke obraca głowę w moją stronę.

– Piotrusiem Panem, a może Robin Hoodem.

Uśmiecham się do niego. Luke podnosi się z niego i podchodzi do mnie. Odsuwa mnie od Sary i bierze w uścisk. Obejmuje mnie ciasno, może zbyt ciasno, ale wiem, że to uścisk ochronny.

– Nigdy nie pozwolę mu cię skrzywdzić – całuje mnie w czubek głowy – Nikomu, kurwa.

Wyczuwam na nim zapach perfum.

Damskich perfum.

– Skąd się tu wziąłeś?

– Byłem...– obraca głowę w kierunku okien należących do domu za nami.

Może być Piotrusiem Panem, a nawet Robin Hoodem, ale nie jest mój.

– Zasługujesz na coś lepszego niż znajduje się w tym całym Hamptons.

– Luke! – krzyczy ktoś z tego domu i cała magia znika doszczętnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro