Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 Jego życie

Luke w końcu mnie zmienia. W Hamptons nie ma wiele możliwości, a on nie ma wcale wiele wolnego czasu. Musi być na każde zawołanie tamtej kobiety i widzę, że wcale nie do końca mu to pasuje.

Siedzimy sobie na klifie, gapiąc się na ocean. Żadne z nas nic nie mówi, mimo, że, co chwile szturchamy się ramionami.

– Więc niedługo kończysz osiemnaście lat, co?

– Co zrobiłeś z okazji swojej osiemnastki?

– Skrócona historia, czy cała?

– Głupie pytanie!

Uśmiecha się, ale ten uśmiech szybko znika, jakby jego wspomnienia, nie były dobre.

– Musiałem wyprowadzić się z domu dziecka. Byłem ostatni, bo oni wszyscy są starsi. Calum wyprowadził się w lutym. Właściwie to nie byłem ostatni, bo była jeszcze Sara. Zostaliśmy sami, musiałem się nią opiekować, bo Calum nie mógł tak po prostu jej wziąć. Ona miała ledwo jedenaście lat. Polegała na bracie i na mnie. Calum musiał udowodnić, że jest zdolny się nią zająć i wtedy poznał pewną kobietę...

– Czy Sara wie?

– Coś tam wie – wzrusza ramionami – Do cholernego lipca miał czas. Nie wyobrażaliśmy sobie, że ma zostać tam sama. Swoje osiemnastce urodziny świętowałem w mieszkaniu, które pierwsza kobieta wynajęła Calumowi, z Sarą, nad którą dostał opiekę w idealnym mieszkaniu, w nieidealnym życiu. Szybko sam tego zapragnąłem.

Opieram głowę na jego ramieniu, on opiera bok głowy o moją głowę.

– To były dobre urodziny, ale każde kolejne obiecałem sobie spędzić inaczej. Miałem już pieniądze.

– Co by się z wami stało, gdyby....

– Gdybyśmy się w to nie wkręcili? Pewnie mielibyśmy gówniane roboty, a Sara gówniane życie w bidulu, w gównianej szkole. Nie żałuję, kurwa.

– Naprawdę?

Odsuwa się ode mnie, jakby poczuł się urażony moimi słowami.

– Mam wszystko, czego jeszcze mógłbym chcieć? Jestem dzieciakiem z bidula, a bujam się po Hamptons.

– Ja też bujam się po Hamptons.

Zarzuca rękę na moje barki, wyszczerzając zęby w uśmiechu.

– No co ty? Nie zauważyłem – buja nas na boki, wywołując także mój uśmiech, po tej gównianej historii jego życia.

– Uważaj, bo nabawię się choroby morskiej!

– Cholera, właśnie dałaś mi kolejną rzecz do lisy. Przepłyniecie się gondolą po Wenecji.

Buja nas mocniej na boki.

– Myślisz, że masz chorobę morską?

– A co chcesz mnie zabrać ze sobą? – na chwile się zatrzymuje, ale potem buja nas jeszcze mocniej.

– Czuję, jakbym chciał cię zabrać wszędzie, ale nie mogę, prawda?

Moja dłoń zaciska się na jego udzie. Nawet nie wiem, jak się tam znalazła.

– Czy panienka się do mnie dobiera? – szybko zabieram moją dłoń, ale on ją łapie i całuje jej wnętrze.

– Czy pan właśnie pocałował moją rękę?

– Och, Abbie, ale z ciebie świętoszka.

Wybucham śmiechem i opadam na maskę.

On nie idzie moim śladem, zeskakuje z maski i cofa się do samochodu, słyszę, jak otwiera schowek.

– Kupiłem aparat, mogę zrobić ci zdjęcie?

– Chcesz zrobić mi zdjęcie?

– A co właśnie powiedziałem? – tak naprawdę nie jest zirytowany.

– Kolekcjonujesz wszystkie swoje dziewczyny, żigolaku?

– Nie wierzę, że mnie tak nazwałaś, do cholery.

Uśmiech znika z mojej twarzy, ale pojawia się na jego.

– Żigolak kolekcjonujący bogate mężatki, chyba przeszedłem na etap wyżej, skoro teraz fotografuję bogate dziewice.

– Hej! – oburzam się.

– Za tego żigolaka zapomnij, że pytałem, po prostu zrobię zdjęcie.

Pokazuję mu język, gdy słyszę migawkę aparatu. Po chwili macha zdjęciem w dłoni. Widzę na twarzy jego uśmiech.

– Czyżby moja modelka była niepełnoletnia? – dostrzegam błysk w jego oczach – O nie! To oznacza żadnych nagich zdjęć!

– Rzuciłabym w ciebie, gdybym miała czym.

– Stanik? Cholera, proszę niech to będzie stanik.

– Nie masz wystarczająco staników w swoim życiu? – opieram się na przedramionach, żeby lepiej go widzieć.

– Czuję, jakby stanik osiemnastki był wyżej na liście moich priorytetów od stanika czterdziestki...

– Typowy facet – kredę z niedowierzaniem głową.

– A żebyś wiedziała, do cholery.

Kolejne zdjęcie.

– Nie odpowiedziałeś mi.

– One nie są moim trofeum, Abbie. A teraz proszę o uśmiech, ewentualnie o zdjęcie stanika.

Pokazuję mu środkowy palec, co sprawia, że robi kolejne zdjęcie.

– Czy to rebel girl? – macha fotografia, która wyszła z aparatu – Niegrzeczna dziewczynka bogatych rodziców. Czy jesteś panienką z najwyższym wyróżnieniem?

– Szkoła to nie moje miejsce.

– Co chcesz robić w życiu?

Wzruszam ramionami.

– A ty?

– Abbie, nie łap mnie w te podchwytliwe pytania – podaje mi trzy zdjęcia, które zrobił – Może chcesz zostać modelką?

Moje długie nogi zgrabnie wyglądają na masce jego starego samochodu. Dobrze wyglądam w jego kurtce, na masce jego samochodu, ciesząc się chwilą, nie myśląc o niczym więcej.

Po chwili podaje mi kolejne zdjęcie, gdy uśmiechem wpatruję się w poprzednie.

– To moje ulubione – zawsze mówi takie rzeczy, które są komplementami, ale nigdy nie posuwa się o krok dalej. Czuję jego dłoń na mojej łydce, delikatnie ją głaszcze.

Te chwile bliskości są mylne.

Pochyla się do mnie, ja przesuwam się do niego.. może przysuwam się nawet bliżej niż on, bo on odwraca głowę.

Jego telefon dzwoni dokładnie w tym momencie, gdy odsuwa się ode mnie.

Czy ja zamierzałam go pocałować? O Boże, co ja zamierzałam zrobić!

– Tak, okej, już jadę – no i super.

Zeskakuję z maski i biegnę na miejsce pasażera.

– Nie chcesz prowadzić?

Jak miałabym prowadzić, skoro cała się trzęsę? O Boże, zniszczyłam to....

– Jedź – posyłam mu najsłabszy uśmiech na świecie, ale nie spiera się ze mną, chyba po raz pierwszy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro