9.
Obudziłam się z pulsującym bólem głowy, jakby ktoś wbijał mi igły prosto w skronie. Jęknęłam cicho, przetarłam twarz dłońmi i spojrzałam w sufit. Wczorajszy wieczór powracał do mnie we fragmentach.. krzyk ojca, uderzenie, krew i Hobi. Gdyby nie on... Nie chciałam nawet kończyć tej myśli.
Wstałam z łóżka i weszłam do pokoju Jimina, który spał wtulony w poduszkę. Wyglądał tak spokojnie, jakby świat za drzwiami nie istniał...
- Śpiochu, czas wstać - powiedziałam miękko, kucając przy jego łóżku.
- Nie chcę... - zamruczał, odwracając się na bok i przykrywając głowę kołdrą.
- No proszę... Głowa mnie boli - dodałam, starając się zabrzmieć lekko.
To wystarczyło. Chłopiec wychylił się spod kołdry, patrząc na mnie z troską.
- Boli? - zapytał zmartwiony.
Pokiwałam głową, starając się, by nie zauważył opatrunku skrywającego ślad po wczorajszym wydarzeniu. Chłopiec zsunął się z łóżka i poszedł się ubrać, a ja skierowałam się do kuchni, by przygotować śniadanie.
Kromka chleba z czekoladą i szklanka mleka niby nic wymyślnego, ale wystarczająco, by dodać nam energii na nowy dzień. Gdy zjedliśmy w ciszy, zaprowadziłam Jimina do przedszkola. Po drodze brat pytał się co się stało @ ja musiałam kłamałam, że uderzyłam się w nocy o kant łóżka.
- Naprawdę musisz bardziej uważać, Minah - powiedział z poważnym wyrazem twarzy.
- Masz rację, śpiochu - uśmiechnęłam się - Następnym razem będę ostrożniejsza.
Po tym, jak zniknął za drzwiami przedszkola, odetchnęłam głęboko. Miałam jeszcze trochę czasu przed pracą, więc postanowiłam udać się na spacer.
Miasto o poranku było spokojniejsze, niż się spodziewałam. Wąskie uliczki zaczynały tętnić życiem, choć wciąż otulała je lekka mgła. Przechodziłam obok sklepów, które dopiero się otwierały, i par, które spacerowały z kubkami kawy.
Moje kroki same zaprowadziły mnie do niewielkiego parku. Zatrzymałam się na chwilę, siadając na ławce pod drzewem, które straciło już większość liści. Przez chwilę wpatrywałam się w dzieci bawiące się na placu zabaw i rodziców czuwających nad nimi z uśmiechami na twarzach.
Zazdrościłam im tego spokoju.
Sięgnęłam do kieszeni po telefon i spojrzałam na ekran. Żadnych nowych wiadomości. Wpatrywałam się w ekran, zastanawiając się, czy może powinnam coś napisać. Do Hobiego? A może... do Tae?
Ta ostatnia myśl sprawiła, że serce zabiło mi mocniej. Spojrzałam na zegarek. Minęła już ósma, więc postanowiłam udać się do pracy. Siedziba Tannie powoli budziła się do życia. Przywitałam się z recepcjonistką cichym mruknięciem i ruszyłam w stronę biura.
Kiedy otworzyłam drzwi, przywitała mnie cisza. Nikogo jeszcze nie było. W pewnym sensie cieszyłam się, że mam chwilę spokoju, zanim dzień zacznie się na dobre. Usiadłam przy biurku i włączyłam komputer. Migające światło monitora zdawało się tylko pogarszać pulsujący ból głowy. Skrzywiłam się i złapałam za skroń, próbując jakoś się skupić.
- Mówię ci, on zawsze musi mieć ostatnie słowo! - rozległ się nagle za drzwiami głos Jimina.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a w progu stanął on, żywo gestykulując. Gdy mnie zauważył, jego twarz natychmiast przybrała wyraz zmartwienia.
- O, już jesteś... Co się stało? - zapytał, mrużąc oczy.
Spojrzałam na niego, a potem na osobę, która stała za nim. Tae. Miał na sobie ciemny garnitur, idealnie dopasowany do jego sylwetki, i szarą koszulę z rozpiętym górnym guzikiem. Przyglądał mi się uważnie, z grobową miną, jakby próbował odczytać każdą tajemnicę wypisaną na mojej twarzy.
- Hm? - mruknęłam, zdając sobie sprawę, że wpatruję się w niego zbyt długo. - Aaa, to... - machnęłam ręką, próbując nadać wszystkiemu lekkości. - W nocy się uderzyłam. Niezdara ze mnie, co?
Cisza, która zapadła, była wręcz namacalna. Jimin spojrzał na mnie, jakby właśnie odkrył, że próbuję oszukać świat. Jego mina przypominała zdezorientowanego kota, któremu ktoś zabrał miskę z jedzeniem.
Tae za to westchnął cicho, jakby próbował stłumić lawinę myśli. Bez słowa odwrócił się i zniknął za drzwiami swojego gabinetu.
- Minah - Jimin nachylił się nad moim biurkiem, zmrużając oczy. - Nie ściemniaj. Co się stało naprawdę?
- Nic, Jimin. Mówię serio. Po prostu uderzyłam się w nocy - skłamałam, starając się brzmieć przekonująco.
- Jasne... - odpowiedział, ale jego ton wskazywał, że mi nie wierzy.
Zanim zdążył kontynuować przesłuchanie, w biurze rozległ się dzwonek telefonu. Jimin rzucił mi ostatnie pełne niedowierzania spojrzenie i poszedł odebrać. Ja zaś wzięłam głęboki oddech, starając się uspokoić myśli.
Siedząc przy biurku, rzuciłem ostatnie spojrzenie na dokumenty, które od rana nie dawały mi spokoju. Mimo, że starałem się skupić, myśli nieustannie uciekały w stronę Minah. Gdy rano zauważyłem plaster na jej skroni, coś we mnie zadrżało. Znałem ten typ wymówek "uderzyłam się w nocy", "nic się nie stało". Sam wielokrotnie widziałem ludzi, którzy tak właśnie tłumaczyli swoje blizny i siniaki.
Nie chciałem naciskać, ale czułem, że muszę coś zrobić. Wyciągnąłem telefon i szybko napisałem wiadomość do Jungkooka
JA [08:23]
Jungkook, o której Minah odbiera Jimina?
Bunny 🐰 [08:24]
Uh... zaraz po pracy, a co?
JA [08:25]
Nic, dzięki bracie.
Odłożyłem telefon na biurko, wzdychając głęboko. Przez chwilę gapiłem się na zdjęcie stojące w ramce obok laptopa. Moja narzeczona, Soeyoon, uśmiechała się do mnie z fotografii. To zdjęcie było dla mnie jak kotwica, przypomnienie o tym, co straciłem, ale i o tym, co kiedyś było piękne.
- Przepraszam, Soeyoon... - powiedziałem cicho, sięgając po ramkę i delikatnie przesuwając palcami po szkle. - Zawsze będę was kochał, ale chyba muszę ruszyć do przodu z życiem.
Cisza w gabinecie była przytłaczająca. Odstawiłem zdjęcie z powrotem na miejsce i wziąłem głęboki oddech. Jeśli miałem coś zmienić, musiałem działać.
Zacząłem przeglądać e-maile i dokumenty na komputerze, próbując odnaleźć w sobie dawną determinację. Jednak nawet tu coś nie dawało mi spokoju. W jednym z raportów dotyczących naszej najnowszej kampanii finansowej liczby zdawały się nie zgadzać. Marszcząc brwi, otworzyłem kolejny plik i porównałem go z poprzednim.
- Co jest... - mruknąłem pod nosem, zauważając różnicę w sumach.
Nie czekając dłużej, wstałem od biurka i wyszedłem na korytarz.
- Yoongi, mogę cię prosić? - zapytałem, zatrzymując się przy jego biurku.
- Jasne - odpowiedział bez wahania, wstając i ruszając za mną do mojego gabinetu.
Jimin wpatrywał się we mnie z coraz większym zaniepokojeniem. Jego spojrzenie nie pozostawiało miejsca na wymówki.
- To już dziesiąta tabletka, którą bierzesz, Minah. - jego głos był ostry, nieznoszący sprzeciwu. - Co się naprawdę dzieje?
Westchnęłam, próbując wymyślić kolejną wymówkę, ale jego spojrzenie przeszywało mnie na wskroś.
- Naprawdę się uderzyłam - powiedziałam, unikając jego wzroku.
- Minah... - tym razem jego ton był zimny, stanowczy.
Zacisnęłam dłonie na krawędzi biurka, czując, jak mój opór topnieje. Wiedziałam, że Jimin nie odpuści.
- Dobrze - westchnęłam w końcu, poddając się. - Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
Jimin skinął głową, a ja zaczęłam opowiadać. Słowa płynęły wolno, niemal boleśnie, gdy opisywałam wydarzenia poprzedniego wieczoru. Jimin zaciskał dłonie na podłokietniku swojego krzesła. Widziałam, jak furia narasta w jego oczach.
- Hobi wyrzucił go za drzwi - dodałam szybko, próbując go uspokoić.
- To nie wystarczy - powiedział ostro. - Musisz się wyprowadzić.
- Dokąd? - zapytałam bezradnie. - Za co? Jimin, ja ledwo wiążę koniec z końcem, a Jimina nie zostawię.
- Możesz zamieszkać u mnie - zaproponował bez zastanowienia.
Patrzyłam na niego zdumiona. Jimin był hojny i zawsze gotów do pomocy, ale mieszkanie u niego wydawało się nierealne.
- Jimin, to nie jest takie proste - powiedziałam, kręcąc głową. - Jeśli opieka społeczna dowie się o tym, co się stało... Zabiorą Jimina.
Jego spojrzenie złagodniało, a ja poczułam, jak jego dłoń delikatnie kładzie się na mojej.
- Więc to zgłoś - powiedział cicho, ale zdecydowanie. - Zgłoś wszystko. Twój ojciec nie ma prawa was tak traktować. My ci pomożemy.
- My? - uniosłam brwi, patrząc na niego podejrzliwie.
- Ja, Hobi, reszta - odparł z determinacją. - Minah, nie jesteś sama.
Jego słowa wzruszyły mnie bardziej, niż chciałam przyznać. Przez dłuższą chwilę siedziałam w milczeniu, walcząc ze łzami. Zawsze myślałam, że muszę radzić sobie sama, że nie mogę nikogo obciążać swoimi problemami.
- Dziękuję, Jimin - szepnęłam w końcu.
- Nie musisz mi dziękować - uśmiechnął się lekko. - Po prostu daj nam pomóc.
Po pracy zamknęłam komputer i wstałam z miejsca biorca płaszcz
- pamiętaj Minah - powiedział Jimin
- tak. Do jutra - uśmiechnęłam się o wyszłam
Za oknem biura zauważyłem sylwetkę Minah, która wsiadała do autobusu. Bez chwili wahania wstałem, narzucając płaszcz, i skierowałem się ku drzwiom.
- Gdzie się wybierasz? - spytał Yoongi, unosząc brew znad dokumentów.
- Nie wrócę już dzisiaj - rzuciłem krótko, zbiegając schodami na parking.
Wsiadłem do samochodu, w głowie układając plan. Naprzeciwko placówki znajdował się mój ulubiony sklep, miałem więc doskonałą wymówkę, jeśli zapyta, co tam robię.
Dotarłem na miejsce szybciej niż ona. Zaparkowałem auto i wszedłem do sklepu, robiąc kilka symbolicznych zakupów. Kiedy wychodziłem, niemal zderzyłem się z Minah.
- Tae? Co ty tutaj robisz? - zapytała zdziwiona.
- Zakupy - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, podnosząc torbę, by pokazać jej zawartość. - A ty?
- Przyjechałam po Jimina - odparła, ciągle patrząc na mnie z lekkim zaskoczeniem.
- Świetnie. Idź po niego, a ja na was poczekam. Odwiozę was do domu.
- Ale... - zaczęła protestować, lecz przerwałem jej łagodnym gestem.
- Shh. Mały czeka.
Jej usta zacisnęły się w linię, ale nie odezwała się więcej, ruszając w stronę budynku. Oparłem się o maskę samochodu, czekając na nich. Minęło zaledwie kilka minut, zanim ich zobaczyłem. Jimin zauważył mnie pierwszy i bez wahania podbiegł, wtulając się w moje nogi.
- Cześć, kompanie! - powiedziałem z uśmiechem, kucając, by być na jego poziomie.
- Dzień dobry - odpowiedział cicho, zerkając na mnie niepewnie.
- Jakie „dzień dobry"? - zaśmiałem się. - Jesteśmy zgranym zespołem, a to chyba oznacza, że możemy sobie mówić po imieniu, co?
- Mogę? - zapytał z szeroko otwartymi oczami. - Minah zawsze mówiła, że to niekulturalne.
Spojrzałem na Minah, która stała kilka kroków za nami, i posłałem jej ciepły uśmiech.
- Masz bardzo mądrą siostrę, która uczy cię dobrych manier. Wyrośniesz na prawdziwego gentlemana.
- A co to gentleman? - zmarszczył czoło.
- To mężczyzna, który jest dobrze wychowany, uprzejmy i inteligentny - wyjaśniłem.
- Ooo, w takim razie będę najlepszym gentlemanem na świecie! - krzyknął z entuzjazmem, podskakując w miejscu.
- W to nie wątpię, mistrzu. - poklepałem go po ramieniu. - Skoro już masz tyle cech gentlemana, co powiesz na to, byś nazywał mnie wujkiem?
- Naprawdę mogę? - zapytał, spoglądając na mnie, a potem na Minah, szukając jej zgody.
- Oczywiście, że możesz. Znamy się przecież nie od wczoraj, prawda?
- Tak! - jego uśmiech rozświetlił całą twarz.
Minah spojrzała na mnie, lekko się uśmiechając. W jej oczach widziałem wdzięczność, a może coś jeszcze, czego nie potrafiłem nazwać.
- Zapraszam do mojej karocy - powiedziałem, wskazując na samochód.
- Jedziemy z tobą? - zapytał Jimin, zafascynowany.
- Tak - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Ale super! Felix mi nie uwierzy! - zaśmiał się, wsiadając do auta z pomocą Minah.
Otworzyłem drzwi od strony pasażera i czekałem, aż Minah zapnie pasy. Kiedy to zrobiła, uruchomiłem silnik i włączyłem radio. Czułem na sobie jej spojrzenie, ale nie odezwała się.
- Wujek? - odezwał się Jimin z tylnego siedzenia.
- Słucham, mistrzu?
- Minah robi dziś obiad. Zostaniesz?
- Jeśli twoja siostra pozwoli - spojrzałem na dziewczynę, unosząc brwi z pytaniem
Minah spojrzała na mnie, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Skinęła głową, wyrażając zgodę.
- W takim razie zostanę. - uśmiechnąłem się do Jimina, a on zaczął klaskać w dłonie z radości.
Po dziesięciu minutach jazdy dotarliśmy do miejsca. Przekroczyłem próg drzwi, które otworzyła Minah, i poczułem dziwne, ale ciepłe wrażenie, które od razu objęło mnie. Dom, choć z zewnątrz wyglądał na skromny, wewnątrz emanował spokojem. Było tu przytulnie, jakby każdy kąt został starannie zaplanowany, aby tchnąć życie w ten dom. Chociaż wciąż w powietrzu unosił się zapach alkoholu, to widać było, że dziewczyna dba o to miejsce, dbając o każdy detal.
- Zostańcie tutaj, a ja przygotuję obiad - powiedziała, dając nam gest ręki, jakby to było naturalne zaproszenie.
- Ładnie tu - powiedziałem
- Tak, Minah robi wszystko, aby było ładne - odparł Jimin, zerkając na mnie z błyskiem w oczach. - Pokażę ci moje zabawki! - zawołał, chwytając mnie za rękę, jakby był w stanie przenieść mnie do świata pełnego wyobraźni i dziecięcego chaosu.
Kiedy wszedłem do jego pokoju, nie mogłem nie zauważyć ogromnej kolekcji LEGO, która zajmowała niemal całą przestrzeń.
- Wow, ale kolekcja! - powiedziałem, zaintrygowany.
- Minah mi je kupuje, zawsze kiedy ma za co - odpowiedział Jimin, w jego oczach pojawił się niewinny błysk. - A to są moje pluszaki. Każdy z nich ma jakąś historię. I jest też ten, który wygrałeś dla mnie! Śpię z nim, nazywam go V. - uśmiechnął się szeroko, jakby przedstawił mi coś najcenniejszego.
- V? - spytałem, zastanawiając się nad nazwą.
- Bo jestem zwycięzcą! - zaśmiał się radośnie.
Jego historia o pluszaku przypomniała mi o chwilach, kiedy sam byłem dzieckiem, pełnym marzeń i niezrealizowanych planów. Chciałem zapytać więcej o Minah, ale nie chciałem, by temat stał się zbyt trudny.
Po chwili Jimin zaprowadził mnie do kuchni, gdzie czekał już obiad. Minah postawiła na stole danie, które pachniało nieziemsko.
- Ostrzegam, moja siostra naprawdę ma talent - powiedział ciemnowłosy, uśmiechając się w moją stronę.
- No to muszę szybko sprawdzić, czy nie kłamiesz! - odpowiedziałem, uśmiechając się z lekka, a ona spojrzała na mnie z rozbawieniem.
Posiłek, który Minah przygotowała, okazał się prawdziwym kulinarnym arcydziełem. Każdy kęs był jak mały kawałek nieba. Zatopiłem się w smaku, nie mogąc powstrzymać zachwytu.
- To naprawdę było przepyszne! - powiedziałem z pełną buzią, nie mogąc powstrzymać się od pochwał. - Wiesz, Minah, Jin miał rację. Robisz mu konkurencję! - Zaśmiałem się, a dziewczyna roześmiała się razem ze mną.
- Cieszę się, że smakowało - odpowiedziała z uśmiechem, który sprawił, że poczułem się jak w domu.
Kiedy skończyliśmy jeść, Jimin poszedł do swojego pokoju, by bawić się swoimi zabawkami, a ja usiadłem na kanapie, czując, że czas na chwilę odpoczynku.
- Chcesz coś do picia? - zapytała, a ja uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc, że kawa w jej wykonaniu to coś wyjątkowego.
- Kawy, proszę - odpowiedziałem. - Polubiłem kawę dzięki tobie.
Dziewczyna zarumieniła się lekko, ale poszła przygotować napój. Zrobiła to w ciszy, jakby nie chciała przerwać chwili, która między nami zawisła.
Po chwili wróciła z kubkami, usiadła obok mnie, a ja poczułem się bardziej zrelaksowany niż kiedykolwiek. Jednak nie mogłem dłużej milczeć, musiałem zapytać o to, co mnie dręczyło.
- To teraz powiedz mi, co naprawdę się stało - zapytałem, patrząc jej głęboko w oczy.
Minah spojrzała na mnie przez chwilę, jakby nie wiedziała, czy powinna opowiedzieć wszystko.
- Już mówiłam... - zaczęła, ale nie brzmiała przekonująco.
- Minah... - powiedziałem, patrząc na nią uważnie, jakbym próbował wyczytać z jej twarzy coś, czego nie mówiła.
Z westchnieniem opowiedziała mi całą historię, która dotyczyła wieczoru.
- Powinienem zabrać cię do lekarza - powiedziałem, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałem.
- Daje radę - odpowiedziała cicho, jakby chciała ukryć swoje cierpienie.
Coś we mnie pękło. Moje serce zabiło mocniej, a ręce same sięgnęły, by ją przytulić. Przyciągnąłem ją do siebie, gładząc jej włosy, czując, jak wszystko wokół nas znika.
- Zawsze możesz na mnie liczyć - powiedziałem cicho
- Dziękuję - szepnęła, wtulając się w moje ramiona.
Chciałem powiedzieć jej o mojej zmarłej narzeczonej, o bólu, który noszę w sercu, ale w tej chwili nie potrafiłem. Zamiast tego rozmawialiśmy o innych rzeczach, o życiu, o drobnych radościach.
Wstałem, gotowy do wyjścia, ale Minah zatrzymała mnie jednym słowem.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień - uśmiechnęła się - Jimin chodź pożegnać się
Chłopiec wpadł do pokoju, biegnąc w moją stronę z smutną miną
- Mistrzu, nie smuć się! Jeszcze się zobaczymy! - powiedziałem,
- Obiecujesz? - zapytał
- Obiecuję - odpowiedziałem, po czym podszedł do mnie, mocno obejmując moje nogi.
Po chwili pobiegł z powrotem do swojego pokoju, a ja uśmiechnąłem się, czując, jak serce mi rośnie.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedziała Minah
- Cała przyjemność po mojej stronie Mimi - odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko.
Chwilę potem opuściłem dom, czując, że na tej drodze znalazłem coś więcej niż tylko chwilowy spokój. Znalazłem nadzieję.
Od Autorki: Tae, coraz bardziej zaczyna coś czuć do Minah. Zobaczymy co będzie dalej...
Sprawdź moje pozostałe książki
SPRING DAY
DANGER LOVE
ANGEL OF MY DREAMS
REAKCJE BTS
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro