41.
Telefon zadzwonił w środku nocy, wyrywając mnie z półsnu. W pokoju panowała cisza, przerywana jedynie spokojnym oddechem Tae. Nieznany numer na wyświetlaczu obudził niepokój, który rozlał się po moim ciele niczym zimna fala.
📞 Słucham? - odezwałam się, starając się brzmieć spokojnie.
📞 Dobry wieczór, z tej strony inspektor Park Jun-ho z komisariatu policji. Proszę jak najszybciej przyjechać. Sprawa dotyczy pani ojca - usłyszałam głos po drugiej stronie.
📞 Mojego ojca? Co się stało? - spytałam
Wszystko wyjaśnimy na miejscu. Proszę się pośpieszyć.
Rozłączyłam się i spojrzałam na Tae. W półmroku widziałam, jak poruszył się niespokojnie na łóżku, a jego zamknięte oczy drgnęły, jakby wyczuł moje zdenerwowanie.
- Kochanie, co się stało? - zapytał, przecierając oczy i zapalając lampkę nocną.
- Dzwonili z policji. Mam przyjechać. Chodzi o mojego ojca - odpowiedziałam cicho, czując, jak głos mi drży.
Tae natychmiast się ożywił. Sięgnął po telefon.
- Jadę z tobą - powiedział stanowczo.
- Nie możesz. Ktoś musi zostać z Jiminem i Tannie - odparłam.
Westchnął, choć wiedział, że mam rację. Po chwili wahania skinął głową.
- Poczekaj. Zadzwonię do chłopaków - powiedział, zdeterminowany, by znaleźć rozwiązanie.
W milczeniu zaczęłam się ubierać, słysząc, jak Tae próbuje po kolei dodzwonić się do każdego z przyjaciół. Kolejne rozmowy kończyły się niepowodzeniem, aż wreszcie...
- Jin? Tak, przepraszam, że budzę, ale to pilne. Możesz przyjść i zostać z Jiminem? Tak, zaraz ci wszystko wyjaśnię - powiedział Tae,
- Jin zaraz będzie - oznajmił, odkładając telefon.
Skinęłam głową i założyłam płaszcz, choć czułam, że ręce lekko mi się trzęsą. Tae podszedł, objął mnie delikatnie i pocałował w czoło.
- Wszystko będzie dobrze - szepnął.
Kilka minut później Jin zjawił się w drzwiach, zaspany, ale gotowy pomóc. Przywitał się cicho i od razu skierował się na kanapę, gdzie prawie natychmiast zasnął.
- Uważaj na siebie - powiedział Tae, kiedy wychodziłam.
Spojrzałam na niego ostatni raz, zanim zamknęłam drzwi, a jego troskliwe spojrzenie dodało mi sił, by zmierzyć się z tym, co czekało mnie na komisariacie.
Dojechaliśmy na komisariat po niespełna godzinie. Droga była pełna napiętej ciszy, przerywanej jedynie odgłosem silnika i moim przyspieszonym oddechem. Tae przez całą drogę trzymał moją dłoń, delikatnie głaszcząc kciukiem jej wierzch, jakby chciał dodać mi odwagi.
Gdy weszliśmy do środka, uderzyło mnie chłodne światło jarzeniówek i formalny nastrój, który zdawał się unosić w powietrzu. Podeszłam do recepcji, czując, jak serce przyspiesza.
- W czym mogę pomóc? - odezwał się policjant, unosząc wzrok znad dokumentów.
- Dzwonił do mnie Park Jun-ho. Powiedział, że mam przyjechać - odpowiedziałam, starając się utrzymać równy ton.
Policjant spojrzał na mnie uważnie, po czym sięgnął po telefon i wybrał numer. Rozmawiał cicho, rzucając mi co jakiś czas spojrzenia. Po chwili odłożył słuchawkę i skinął głową.
- Zaraz przyjdzie - powiedział, wskazując ławkę obok, ale zanim zdążyłam usiąść, w drzwiach pojawił się mężczyzna w policyjnym mundurze.
- Pani Kim Minah? - spytał, zerkając na mnie z pytaniem w oczach.
- Tak, to ja - potwierdziłam, unosząc brodę, choć wewnętrznie drżałam.
- Zapraszam.
Wzięłam Tae za rękę, nie chcąc puścić jego ciepła, i ruszyliśmy za funkcjonariuszem do niewielkiego, surowego pokoju. W środku stały dwa krzesła po jednej stronie biurka i jedno po drugiej. Światło lampy było przytłumione, a na ścianach wisiały plakaty z policyjnymi hasłami.
Usiadłam na krześle, a Tae stanął za mną, kładąc dłonie na moich ramionach. Jego dotyk był jak kotwica, utrzymująca mnie w rzeczywistości.
- Na początku poproszę pani dowód - odezwał się funkcjonariusz, wyciągając rękę.
Z lekkim drżeniem sięgnęłam do torebki, wyjęłam dokument i podałam mu. W milczeniu sprawdził dane, po czym przeniósł wzrok na Tae.
- A pan to? - zapytał tonem, który sugerował, że chce znać szczegóły.
- To mój chłopak - odpowiedziałam, zanim Tae zdążył się odezwać. - Może zostać, prawda?
Policjant skinął głową, oddając mi dowód, po czym odchylił się na krześle i westchnął ciężko, jakby przygotowywał się do przekazania złych wieści.
- Znaleźliśmy ciało pani ojca - powiedział, a jego słowa spadły na mnie jak lodowaty deszcz.
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wykrztusić słowa, a świat zdawał się wirować wokół mnie. Tae ścisnął moje ramiona mocniej, jakby chciał powstrzymać mnie przed rozpadnięciem się na kawałki.
- Co... co się stało? - wyszeptałam, czując, jak gardło ściska mi niewidzialna obręcz.
Policjant spuścił wzrok, unikając mojego spojrzenia.
- Został znaleziony w opuszczonym magazynie na obrzeżach miasta.. według naszego patologa zapił się..
Cisza wypełniła pokój. Miałam wrażenie, że słyszę tylko bicie własnego serca i oddech Tae, który zdawał się równie zmartwiony jak ja..
- A... ale... - zaczęłam, głos drżał mi od emocji - skąd wiecie, że to mój tata?
- Mężczyzna nie miał przy sobie dokumentów - powiedział spokojnie - ale był wcześniej notowany za kradzież alkoholu, więc mieliśmy jego odciski w bazie.
Słowa te wybrzmiały jak wyrok. Nie mogłam dłużej powstrzymywać łez. Zaczęłam płakać, chowając twarz w dłoniach. Tae, stojący za mną, nachylił się i objął mnie ramionami.
- shhh... Minah - szepnął cicho, próbując mnie uspokoić.
Policjant przyglądał mi się z wyraźnym współczuciem, ale jego głos pozostał profesjonalny.
- Jakie mieliście relacje? - zapytał.
Przełknęłam ciężko ślinę i spojrzałam na Tae, szukając wsparcia. Wiedziałam, że teraz mogłam powiedzieć wszystko, co latami nosiłam w sobie.
- Złe - szepnęłam, czując, jak łzy płyną mi po policzkach.
- Wie pan, co... ojciec ją bił - odezwał się za mnie Tae - Wiele razy przychodziła pobita
Policjant skinął głową i zaczął zapisywać wszystko w swoim notesie.
- jak długo pił? - dopytał, przenosząc wzrok z Tae na mnie.
- Odkąd pamiętam - zaczęłam cicho. - Kiedy mama żyła, zdarzały się dni, kiedy był trzeźwy. Ale po jej śmierci... może trzy razy zdarzyły się takie normalne dni.
Znów pokiwał głową, notując. Atmosfera w pokoju była przytłaczająca, a każda moja odpowiedź wydawała się zdzierać kolejny kawałek ochronnej skorupy, którą budowałam przez lata.
- Czy wiesz, gdzie przebywa twój młodszy brat? - zapytał nagle, przenosząc spojrzenie na mnie.
- Tak - powiedziałam, starając się mówić wyraźnie. - Po śmierci mamy to ja się nim opiekuję. Od kilku tygodni mieszkamy z moim chłopakiem. Nie mogłam pozwolić, żeby Jimin wychowywał się w takim miejscu... już i tak widział za dużo. - zamknęłam oczy, próbując powstrzymać kolejną falę łez.
- Powiedz mi jeszcze – Policjant odłożył długopis i spojrzał na mnie z powagą – kiedy ostatni raz widziałaś ojca? - zapytał.
- Parę dni temu - odpowiedziałam cicho. - Przyniosłam mu jedzenie, tak jak co tydzień. Robiłam to, żeby nie głodował, ale... - głos mi się załamał.
- Minah - powiedział funkcjonariusz, patrząc na mnie poważnie. - Wiesz, że musisz mieć zasądzone prawa do opieki nad bratem?
Poczułam, jak moje serce zamarło. Przełknęłam ciężko ślinę, ledwo mogąc się odezwać.
- Ja wiem... ale...
- To ważne - kontynuował. - Musisz to zrobić jak najszybciej, bo choć brat może teraz mieszkać z tobą, bez formalnych dokumentów sąd może wszcząć postępowanie o opiekę nad nim. Jeśli tego nie załatwisz, Jimin może trafić do placówki opiekuńczo-wychowawczej.
Te słowa były jak uderzenie młotem. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, próbując złapać oddech. Tae mocniej przytulił moje ramiona, patrząc na policjanta z determinacją.
- Co mamy w takim przypadku zrobić? - zapytał
- Najlepiej skontaktować się z prawnikiem, który pomoże ci uzyskać tymczasową opiekę - Policjant spojrzał na niego, a potem na mnie.
Pokiwałam głową, choć w środku byłam rozbita.
- Nie martw się, poradzimy sobie z tym. Obiecuję - szepnął Tae i ucałował mnie w głowę
Wyszliśmy z komisariatu w milczeniu. Chłodne, nocne powietrze otoczyło mnie jak niewidzialny płaszcz, ale nie przyniosło ulgi. Każdy krok wydawał się cięższy niż poprzedni, a emocje, które tak bardzo starałam się powstrzymać, w końcu mnie dopadły. Zatrzymałam się przy pierwszej ławce i opadłam na nią bezwładnie.
Tae usiadł obok mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu.
- Kochanie - zaczął cicho, jego głos był pełen troski. - Hej...
Zaczęłam płakać, trzymając się kurczowo krawędzi ławki, jakbym miała się z niej zsunąć.
- Nie mogą mi go zabrać... Nie... - wyszeptałam, wpadając w panikę. - Tae, nie mogę go stracić.
Tae natychmiast objął mnie mocno, przyciągając do siebie. Czułam, jak jego serce bije szybko, niemal tak samo jak moje.
- Nikt nikogo nie zabierze - powiedział stanowczo, choć w jego głosie słychać było emocje. - Kochanie, spokojnie... Przysięgam, nie pozwolę, żeby coś złego się stało.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale wtedy telefon Tae zaczął dzwonić. Spojrzał na ekran i od razu odebrał, ustawiając na głośnomówiący.
📞 Tae, Jimin się obudził i pyta o was. Co się dzieje? - rozległ się głos Jina, pełen lekkiego zmartwienia.
📞 Jesteś sam? - zapytał
📞 Tak, kazałem Jiminowi iść umyć zęby.
📞 Ich ojciec nie żyje... Jesteśmy na komisariacie - powiedział Tae,
O kurwa - odezwał się gdzieś w tle Hobi, nie ukrywając szoku.
📞 Hobi? - zapytał Tae, wyraźnie zaskoczony.
📞 Yoongi, Kookie i ja jesteśmy tutaj - wytłumaczył szybko Jin.
📞 Słoneczko moje... - powiedział cicho Hobi
📞 Dacie radę? - zapytał Tae. - Musimy parę spraw załatwić, a to nie będzie łatwe...
📞 Nie mówcie nic małemu - wtrąciłam, głos łamał mi się od emocji. - Proszę.
📞 Oczywiście - odpowiedział Yoongi natychmiast. - Załatwcie, co macie, i wracajcie.
Tae rozłączył się i spojrzał na mnie. W jego oczach widziałam determinację, jakiej nigdy wcześniej nie widziałam. Złapał moje dłonie i ścisnął je mocno.
- Minah, zrobię wszystko, żeby Jimin był z nami. Znam najlepszego prawnika. Kocham was oboje i będę walczył o was do samego końca.
Od Autorki: spodziewaliście się tego?? Do zobaczenia w następnym
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro