39.
Lotnisko tętniło życiem, choć dla mnie czas jakby stanął w miejscu. Siedzieliśmy na jednej z ław w hali odlotów, obserwując tłumy podróżnych, ale moją uwagę najbardziej przykuwał Jimin. Mój mały brat stał przy ogromnym oknie, przyklejony do szyby, zafascynowany widokiem startujących samolotów. W jego oczach błyszczała dziecięca ekscytacja, która była tak zaraźliwa, że nawet Tae uśmiechnął się pod nosem.
Minuty ciągnęły się leniwie, aż w końcu nadszedł czas, by udać się do samolotu. Jimin biegł przodem, ciągnąc za sobą małą walizkę z motywem dinozaurów, a my podążaliśmy za nim, wymieniając rozbawione spojrzenia.
Na pokładzie mój brat niemal natychmiast zajął miejsce przy oknie, nie czekając nawet, aż mu na to pozwolimy. Jego twarz rozświetlała radość, gdy spoglądał na rozpościerającą się przed nami płytę lotniska i maszyny przygotowujące się do startu.
– A ile będziemy lecieć? – zapytał z niecierpliwością, wciąż wpatrując się w widok za oknem.
– Jakieś sześć godzin – odpowiedział Tae spokojnym głosem – Ale jak będziesz grzeczny, to czeka cię niespodzianka.
– Jaka niespodzianka?!
Spojrzałam na Taehyunga z uniesioną brwią, równie zaskoczona co mój brat. Jimin przeniósł wzrok na mnie, jakby próbował wyczytać coś z mojej twarzy,
– Na mnie nie patrz – powiedziałam, podnosząc ręce w geście obronnym. – Ja nic nie wiem.
– Mistrzu, tajemnice to tajemnice – powiedział z tajemniczym uśmiechem. – Poza tym to dopiero jak wrócimy do domu.
Mój brat westchnął, krzyżując ręce na piersi, ale nie zdołał ukryć delikatnego uśmiechu. Tae usiadł między nami, a ja pokręciłam głową z rozbawieniem.
Sześć godzin w powietrzu minęło szybciej, niż się spodziewałam. Choć początkowo Jimin z ekscytacji nie mógł przestać wiercić się na swoim miejscu, ostatecznie zmęczenie wygrało. Zasnęliśmy wszyscy, Tae z głową opartą na moim ramieniu, a Jimin skulony przy oknie, trzymając w dłoniach małego pluszowego dinozaura.
Lotnisko w Tajlandii przywitało nas ciepłem tropikalnego powietrza, które niemal natychmiast otuliło nasze ciała.
– Jesteśmy w Tajlandii! – Jimin krzyknął z radością, biegnąc przodem z szeroko rozłożonymi ramionami.
– Poczekaj! – zawołałam za nim, śmiejąc się z jego entuzjazmu.
– Ten mały chyba urodził się z pokładami energii – powiedział Tae, ruszając w stronę czekającej na nas taksówki.
Podróż do hotelu była krótka, ale wystarczyła, byśmy zaczęli czuć się jak w raju. Przez okna widzieliśmy egzotyczne ogrody, złociste plaże i stragany pełne kolorowych owoców. Jimin przyklejał nos do szyby, komentując wszystko, co widział.
Kiedy w końcu dotarliśmy do hotelu, poczułam, jakbyśmy przekroczyli granice rzeczywistości. Lobby było przestronne, pełne marmurowych wykończeń i tropikalnych roślin. W powietrzu unosił się delikatny zapach jaśminu, a obsługa witała nas z uśmiechem i ukłonami.
Pokój? Pokój był wszystkim, czego mogliśmy sobie życzyć, a nawet więcej. Przestronny i jasny, z ogromnym balkonem, który wychodził na ocean.
– Wow… – Jiminowi dosłownie opadła szczęka. – To nasze?
Tae pokiwał głową, rzucając walizki na łóżko.
– Podoba ci się? – zapytał, obejmując chłopca.
– Bardzo! – Jimin krzyknął i pobiegł na balkon, gdzie od razu wyjrzał na błękitne wody oceanu.
Zaczęłam wypakowywać rzeczy, ale Tae złapał mnie za rękę i delikatnie pociągnął w stronę kanapy.
– Minah, zostaw to. Jesteśmy na wakacjach – powiedział z uśmiechem.
– Ale ktoś musi to zrobić… – zaczęłam, ale jego spojrzenie mówiło wszystko.
– Ten ktoś to nie ty – powiedział, kładąc mi dłonie na ramionach i delikatnie masując. – Najpierw odpoczynek, potem reszta.
Westchnęłam, ale poddałam się, opadając na miękką kanapę.
– Idziemy na plażę?! – mały niemal krzyknął z radością, podskakując na miejscu. – Proszę, proszę, proszę!
Spojrzeliśmy z Tae na siebie i oboje uśmiechnęliśmy się z rozbawieniem.
– No dobra – powiedziałam, podnosząc ręce w geście poddania. – Ale najpierw musimy znaleźć stroje.
– Stroje? – Jimin skrzywił się. – Mogę iść w tym, co mam!
Tae zaśmiał się, podchodząc do niego i kładąc mu rękę na głowie.
– słońce, w tych jeansach tylko się zagotujesz – powiedział z uśmiechem. – A poza tym musisz wyglądać jak prawdziwy plażowicz.
Jimin westchnął teatralnie, ale po chwili już biegał po pokoju, szukając swojej walizki. Z trudem wyciągnął z niej kolorowe kąpielówki w dinozaury, które wybraliśmy dla niego jeszcze w domu.
– Patrzcie! Mam! – zawołał triumfalnie, wymachując nimi w powietrzu.
– Idealnie – powiedział Tae, zerkając na mnie. – A ty, Minah? Masz swój strój?
– Tak, tylko muszę go znaleźć – odparłam, przekopując swoją walizkę.
Po kilku minutach byliśmy gotowi. Jimin w swoich dinozaurzych kąpielówkach i jasnym T-shircie wyglądał jak prawdziwy król plaży. Tae, w prostych ciemnych szortach i białej koszulce, sprawiał wrażenie beztroskiego, choć jego szeroki uśmiech zdradzał ekscytację. Ja założyłam prosty, zielony strój kąpielowy, który podkreślał opaleniznę, a na to lekką, przewiewną sukienkę.
– Gotowi? – zapytałam, chwytając rękę Jimina.
– Tak! – wykrzyknął chłopiec i pociągnął mnie w stronę drzwi.
W drodze na plażę chłopiec nie przestawał mówić. Opowiadał, jak bardzo chce zbudować największy zamek z piasku, jaki kiedykolwiek widziano, i jak zamierza skakać przez fale. Tae tylko kiwał głową, uśmiechając się z rozbawieniem.
Kiedy dotarliśmy na plażę, naszym oczom ukazał się rajski widok: miękki, biały piasek, turkusowa woda i kołyszące się na wietrze palmy. Jimin rzucił się do biegu, a ja ledwo zdążyłam zdjąć sandały, zanim poczułam, jak ciepły piasek otula moje stopy.
– To najlepszy dzień w moim życiu! – zawołał chłopiec, wbiegając do wody po kostki.
Tae podszedł do mnie, trzymając w ręku leżaki i torbę z ręcznikami.
– Wygląda na to, że mamy szczęśliwego plażowicza – powiedział z uśmiechem.
– I to jak – dodałam, patrząc, jak Jimin próbuje złapać małą falę, która właśnie docierała do brzegu.
Rozłożyliśmy ręczniki i zaczęliśmy się rozkoszować słońcem. Jimin szybko znalazł muszle, które uznał za "skarby", i z dumą pokazywał nam każdą z nich. Tae nie mógł powstrzymać się od śmiechu, kiedy chłopiec próbował przekonać go, że jedna z muszelek jest zaczarowana i spełnia życzenia.
– No dobra, mistrzu, co życzysz sobie najbardziej? – zapytał Tae, udając powagę.
– Chcę, żeby Minah była szczęśliwa – powiedział Jimin z szerokim uśmiechem.
Tae spojrzał na mnie z miękkim wyrazem twarzy, a ja poczułam, jak moje serce topnieje.
– To życzenie już się spełniło – odpowiedział cicho, a Jimin tylko wzruszył ramionami, wracając do zabawy.
Miniony tydzień był jak spełnienie marzeń – pełen słońca, przygód i chwil, które na długo zapadną w naszej pamięci. Każdy dzień niósł ze sobą coś wyjątkowego, coś, co sprawiało, że czuliśmy się szczęśliwi jak nigdy wcześniej.
Pierwszy dzień spędziliśmy na plaży.
Drugi dzień poświęciliśmy na zwiedzanie. Wybraliśmy się do pobliskiego miasteczka, pełnego straganów z lokalnym jedzeniem, rękodziełem i pachnących przypraw. Jimin z zachwytem oglądał każdy zakamarek, a my próbowaliśmy wszystkiego, co wpadło nam w ręce od egzotycznych owoców po aromatyczne curry. Spacerując wąskimi uliczkami, poczułam, jak piękne i różnorodne potrafi być życie w innych zakątkach świata.
Trzeciego dnia ponownie wróciliśmy na plażę, jakby to miejsce miało w sobie magnetyczną moc, której nie mogliśmy się oprzeć. Tym razem zabraliśmy ze sobą latawiec, który Jimin próbował puścić w niebo, a Tae nauczył go grać w frisbee. Słońce grzało nasze twarze, a morska bryza ochładzała skórę dzień idealny w swojej prostocie.
Czwarty dzień był jednak czymś zupełnie innym. Wybraliśmy się do rezerwatu słoni. Kiedy tylko zobaczyłam te majestatyczne stworzenia, poczułam wzruszenie. Jimin był zachwycony dotykał ich delikatnej skóry, karmił je bananami, a nawet udało mu się przejechać na jednym z nich, siedząc tuż obok przewodnika. Widok tych wolnych i szczęśliwych zwierząt był dla nas wszystkich niezwykle inspirujący. Tae nie mógł powstrzymać się od robienia zdjęć, a ja uśmiechałam się, widząc, jak Jimin przeżywa swoją małą przygodę życia.
Piąty dzień był chyba najlepszy. Po raz pierwszy w życiu płynęłam statkiem, podobnie jak Jimin. Początkowo chłopiec był nieco przestraszony, trzymał się kurczowo ręki Tae, ale już po chwili jego obawy zamieniły się w ekscytację. Podziwialiśmy błękitne wody i oddalone wyspy, czując na twarzy delikatne uderzenia morskiej bryzy. Kapitan pozwolił Jiminowi trzymać ster, co sprawiło, że poczuł się jak prawdziwy żeglarz.
Wieczorem, po pełnym wrażeń dniu, kiedy Jimin już spał, Tae i ja mieliśmy chwilę tylko dla siebie. Z lampką wina w dłoni i księżycem odbijającym się w wodzie, rozmawialiśmy o wszystkim, o przyszłości, o tym, jak dobrze nam razem, o marzeniach. Czułam się przy nim tak spokojna, tak szczęśliwa, że nawet myśl o końcu wakacji nie mogła popsuć tej chwili.
Niestety, wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć...
Od Autorki: jak myślicie? Co będzie dalej? Piszcie w komentarzu. Pomyślałam nad stworzeniem grupy na ig albo na mess aby dawać wam znać że jest rozdział.. co wy na to?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro