31.
Kolejny tydzień, a ja wciąż próbowałam pozbierać się po tym wszystkim. Chociaż od tamtego dnia minęło już trochę czasu, rany nadal były świeże. Tae… jak miałam o nim zapomnieć, skoro jego cień wciąż mnie prześladował? Każdy telefon, każda wiadomość, a nawet dźwięk kroków na schodach sprawiały, że moje serce biło szybciej. Wiedziałam, że znów stoi pod domem, czekając, aż otworzę drzwi. Ale nie otwierałam. Nie mogłam.
Rano odprowadzałam Jimina do przedszkola. Ten codzienny rytuał powinien być dla mnie chwilą wytchnienia, ale stał się kolejnym przypomnieniem. Mój brat był bardziej spostrzegawczy, niż chciałam to przyznać.
– Kiedy wrócimy do Tae? – zapytał nagle, patrząc na mnie swoimi wielkimi oczami.
Zacisnęłam palce na pasku torebki, jakby to miało mi dodać siły.
– Jimin, błagam cię… – westchnęłam, próbując zachować spokój.
– Czemu do nas nie dzwoni? – dopytywał. – Czemu z nim nie rozmawiasz?
Czułam, jak moje gardło zaciska się w niewypowiedzianym bólu. Jak miałam wyjaśnić to dziecku, skoro sama nie potrafiłam zrozumieć?
– Tam mieliśmy lepsze życie – powiedział cicho, ale te słowa uderzyły mnie mocniej niż jakikolwiek krzyk.
– Jimin – przystanęłam na chwilę, próbując złapać oddech – pogadamy o tym później, dobrze? – spytałam
Chłopiec spojrzał na mnie z wyrzutem, po czym szybko odwrócił wzrok. W milczeniu pokonał resztę drogi do przedszkola. Kiedy dotarliśmy na miejsce, chciałam go przytulić, ale on od razu pobiegł na salę, nie oglądając się za siebie.
Zostałam sama, stojąc na korytarzu. Czułam, jak coś ciężkiego osiada mi na piersi. Westchnęłam i wróciłam do domu, gdzie powitała mnie cisza. Usiadłam na kanapie, zapatrzona w ścianę. W głowie wciąż słyszałam głos Jimina. „Tam mieliśmy lepsze życie”
Cisza w domu zdawała się bardziej przytłaczająca niż zwykle. Wzięłam do ręki szklankę, patrząc na jej zawartość. Przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam wziąć łyk, lecz zanim zdążyłam przyłożyć naczynie do ust, usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Dziesiąta. Zmarszczyłam brwi, to nie mógł być Tae. O tej porze pewnie był w pracy, a ja nie oczekiwałam nikogo innego. Z ociąganiem wstałam z kanapy i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je, nie kryjąc zdziwienia na widok stojącego przed nimi Yoongiego.
– Yoongi? – zapytałam, nie kryjąc zaskoczenia.
– Mogę wejść?
Skinęłam głową i cofnęłam się, robiąc mu miejsce. Zamknęłam za nim drzwi, a potem poszłam za nim do salonu.
– Chcesz coś do picia? – zapytałam
– Herbatę – odpowiedział krótko, a potem spojrzał na szklankę, którą zostawiłam na stole i zmarszczył brwi. – Minah... ty chyba nie...
– Nie – przerwałam mu szybko, zanim zdążył dokończyć myśl.
Jego twarz złagodniała, ale wciąż patrzył na mnie badawczo. Pokiwał głową i usiadł na kanapie, a ja udałam się do kuchni, by zaparzyć mu herbatę. Chwilę później podałam mu kubek i usiadłam naprzeciwko.
– Masz wolne? – zagadnęłam, starając się przerwać ciszę, która zdawała się nas otaczać jak ciężka zasłona.
– Nie – odpowiedział, unosząc kubek do ust. – Powiedziałem, że muszę na chwilę wyjść. Wiesz, że Tae żałuje wszystkiego, prawda? – zaczął, odkładając kubek na stół.
– Mówisz to samo co Hobi i Jungkook – mruknęłam, bawiąc się krawędzią poduszki.
– Bo taka jest prawda. – Yoongi przesunął się na brzeg kanapy, nachylając się w moją stronę. – On... on naprawdę jest wrakiem. Nie chodzi do pracy, odwołuje wszystkie ważne spotkania, a ja sam już nie daję rady tego wszystkiego ogarnąć.
– Co mam mu powiedzieć, Yoongi? – spojrzałam na niego – Że jestem szczęśliwa, że nazwał mnie suką? Dlaczego mi nie powiedział o tej dziewczynie? Jungkook twierdził, że uznam to za pocieszenie.
– To on musi ci to wytłumaczyć, Minah. – chłopak spojrzał mi prosto w oczy – Musicie porozmawiać. Oboje tego potrzebujecie.
– No... dobrze – powiedziałam w końcu – Zadzwonię do niego.
Yoongi uśmiechnął się lekko, ale zamiast pozwolić mi się wycofać, podał mi swój telefon.
– Teraz – powiedział stanowczo.
Z wahaniem wzięłam telefon i wybrałam numer Tae. W słuchawce szybko rozległ się jego głos, ciepły i pełen nadziei.
📞 Minah? To ty?
📞 T... tak, to ja – odpowiedziałam cicho.
📞 Boże, Minah, tęskniłem... Nawet nie wiesz, jak bardzo. Cieszę się, że słyszę twój głos.
Jego słowa uderzyły we mnie z całą siłą, ale nie pozwoliłam sobie na chwilę słabości.
📞 Możemy się spotkać? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie.
📞 Kiedy? Teraz? Już się ubieram.
📞 Może... trochę później?
📞 Czternasta? – zaproponował.
📞Dobrze. Czternasta w parku – potwierdziłam.
📞 Boże, Minah... dziękuję.
📞 Do zobaczenia – powiedziałam i szybko się rozłączyłam, zanim zdążył powiedzieć coś więcej.
Oddałam telefon Yoongiemu i opadłam na kanapę.
– Już – powiedziałam krótko, patrząc na niego z mieszanką ulgi i niepewności.
– Wreszcie – westchnął Yoongi, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. – Wiesz, że to pierwszy krok, prawda?
Skinęłam głową, choć w moim sercu wciąż tliła się niepewność.
Po wyjściu Yoongiego czułam dziwne napięcie. Zdecydowałam, że chcę wyglądać najlepiej. Chciałam poczuć się pewna siebie, choć w środku byłam rozbita.
🤍
Kilka minut przed czternastą usiadłam na ławce w parku, nerwowo bawiąc się pierścionkiem na palcu. Z każdą mijającą minutą, gdy go nie było, zaczynałam wątpić, czy w ogóle się zjawi. Jednak po chwili usłyszałam znajomy głos.
– Przepraszam za spóźnienie... korki – powiedział, pojawiając się przede mną z delikatnym uśmiechem.
Podniosłam wzrok i z trudem odwzajemniłam uśmiech, skinąwszy głową.
– Może pójdziemy na spacer? – zaproponował nieśmiało.
Bez słowa zgodziłam się, wstając z ławki. Przez kilka minut szliśmy w milczeniu, z każdym krokiem próbując odnaleźć choć odrobinę dawnej bliskości. Ta cisza jednak przerwała się, gdy Tae w końcu zebrał się na odwagę.
– Ta kobieta na zdjęciu... – zaczął, wbijając wzrok w ziemię. – To była moja narzeczona.
Zatrzymałam się na chwilę, zaskoczona jego słowami.
– Była? – zapytałam cicho. – Skoro była, to dlaczego wciąż masz jej zdjęcie?
– Bo – wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie z mieszaniną bólu i żalu w oczach
– ona nie żyje – odpowiedział, a jego głos był ledwie słyszalny. – Zmarła przy porodzie.
Świat na chwilę zamarł. Patrzyłam na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. W mojej głowie kotłowały się setki pytań, ale żadne z nich nie chciało znaleźć drogi na moje usta.
– Tae... – wydusiłam w końcu. – Bardzo mi przykro. Nie wiedziałam.
– Jestem dupkiem, że ci tego od razu nie powiedziałem – przyznał – Ale bałem się, że pomyślisz, że próbuję znaleźć kogoś na pocieszenie.
Jego wyznanie uderzyło mnie jak cios. Teraz wszystko zaczynało mieć sens, te ciche momenty, kiedy odwracał wzrok, unikał pytań, zamykał się w sobie.
– Ta kobieta, którą widziałaś w kawiarni podczas moich urodzin, to była jej mama – kontynuował. – Obwinia mnie o śmierć Soeyoon. Uważa, że gdybym zrobił więcej, ona wciąż by żyła – jego głos załamał się, a ja z trudem powstrzymałam łzy.
– Tae... – zaczęłam, ale on uniósł rękę, jakby chciał mnie powstrzymać.
– Nie, Minah. Nie powinienem cię tak zaatakować wtedy w biurze. To nie była twoja wina. Po prostu... to zdjęcie, jej wspomnienie, to wszystko wciąż boli. Muszę w końcu zaakceptować to, że jej nie ma
– jest – odpowiedziałam cicho, patrząc mu prosto w oczy. – Jest w twoim sercu, Tae.
– Codziennie chodzę na jej grób – wyznał. – Opowiadam jej o tobie, o Jiminie... O tym, jak bardzo jestem szczęśliwy.
Poczułam, jak łzy zaczynają zbierać się w moich oczach. Jego szczerość i widoczny ból sprawiły, że moje własne zranione serce zaczęło mięknąć.
– Minah, ja... – zaczął, ale przerwał, nam mój telefon.
Przeprosiłam Tae i wyciągnęłam telefon, który zaczął wibrować w mojej kieszeni. Na ekranie wyświetlił się nieznany numer. Przez chwilę wahałam się, czy odebrać, ale coś w środku podpowiadało mi, że powinnam.
📞 Tak? – powiedziałam, przykładając telefon do ucha.
📞 Czy rozmawiam z Kim Minah? – usłyszałam obcy głos po drugiej stronie.
📞 Tak, przy telefonie – odpowiedziałam ostrożnie, czując niepokój, który zaczynał narastać.
Zerknęłam na Tae, który również wyczuł zmianę w moim zachowaniu. Jego spojrzenie zdradzało niepokój.
📞 Dzwonię ze szpitala Anam. Mamy pani brata na oddziale – oznajmił głos.
Na te słowa moje serce zamarło, a krew odpłynęła mi z twarzy. Automatycznie złapałam za ramię Tae, jakbym potrzebowała fizycznego wsparcia, by utrzymać się na nogach.
📞 Ale... jak? Co się stało?! – zapytałam, a mój głos zaczął się łamać.
📞 To nie jest rozmowa na telefon. Mogłaby pani przyjechać? – odpowiedział spokojnie
📞 Zaraz będę – wydusiłam, rozłączając się niemal automatycznie.
Ręce mi drżały, a w oczach zbierały się łzy. Tae spojrzał na mnie, wyraźnie zaniepokojony.
– Minah, co się stało? – zapytał cicho, próbując utrzymać spokój.
– Jimin... Jimin jest w szpitalu – wyszeptałam, a łzy w końcu popłynęły po moich policzkach.
Nie powiedział ani słowa. Po prostu chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę swojego auta. Jego pewność i zdecydowanie były jedynym, co w tej chwili mnie trzymało. Podróż do szpitala była jak w koszmarze. Czułam, jakby czas rozciągał się w nieskończoność. Tae prowadził auto z zaciśniętymi szczękami, a jego ręce mocno trzymały kierownicę. Co chwilę zerkał na mnie, jakby chciał się upewnić, że nie zemdleję.
– Minah, spokojnie – powiedział cicho, choć jego głos zdradzał, że sam nie jest tego pewien.
Nie odpowiedziałam. Wpatrywałam się w mijające budynki, czując, jak narasta we mnie panika. Przed oczami miałam tysiące scenariuszy, każdy gorszy od poprzedniego.
Kiedy w końcu dotarliśmy do szpitala, Tae zaparkował w pierwszym lepszym miejscu i niemal wyciągnął mnie z auta. Pobiegliśmy do recepcji, gdzie próbowałam złapać oddech.
– Kim Jimin – powiedziałam drżącym głosem. – Powiedzieli mi, że jest na oddziale.
Recepcjonistka spojrzała na nas i szybko zerknęła do komputera.
– Oddział pediatryczny, trzecie piętro. Sala 307 – odpowiedziała, wskazując kierunek.
Nie czekając na nic więcej, wbiegliśmy na schody, ignorując windy. Moje serce biło jak szalone, a oddech przyspieszył, ale jedyne, co się liczyło, to dotrzeć do Jimina.
Kiedy otworzyłam drzwi do sali, zobaczyłam małego chłopca leżącego na łóżku, z bandażem na czole i delikatnym siniakiem na policzku. Był przytomny, ale wyraźnie zmęczony.
– Jimin! – zawołałam, podbiegając do niego.
– Minah... – wyszeptał, wyciągając do mnie rączkę.
Chwyciłam ją, delikatnie gładząc jego dłoń.
– Co się stało? – zapytałam, próbując opanować łzy.
Lekarz, który stał w kącie pokoju, podszedł do nas.
– Jimin został przewrócony na placu zabaw. Upadł niefortunnie i uderzył się w głowę – wyjaśnił. – Zrobiliśmy wszystkie badania, na szczęście to tylko powierzchowny uraz. Zostawimy go na obserwacji, ale wszystko wskazuje na to, że będzie dobrze.
Poczułam ulgę, jakiej nie potrafiłam opisać. Łzy spłynęły mi po policzkach, ale tym razem były to łzy szczęścia. Tae, który cały czas stał w drzwiach, podszedł bliżej i delikatnie położył rękę na moim ramieniu. Spojrzałam na niego i zobaczyłam w jego oczach troskę.
– Mówiłem, że będzie dobrze – wyszeptał.
– Tae... przyjechałeś? – zapytał cicho mój brat
– Oczywiście, mały – odpowiedział, pochylając się nad nim. – Zawsze przyjadę, kiedy będziesz mnie potrzebował.
W tamtej chwili poczułam, że niezależnie od tego, jak trudna była nasza przeszłość, Jimin miał rację. Tae był częścią naszej rodziny.
Od Autorki; Ciekawe kto stoi za wypadkiem Jimina 🤔🤔🤔. Czy Minah zaufa Tae ponownie? Do zobaczenia w następnym
Sprawdź moje pozostałe książki:
SPRING DAY
DANGER LOVE
REAKCJE BTS
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro