Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

- Czemu twojej dziewczyny nie było dzisiaj w szkole, Harry? - spytał kąśliwie Dylan, a ja uniosłem brwi. Facet za bardzo się rzucał o mój domniemany związek, przynajmniej w ostatnim czasie.

- Jest przeziębiona, pewnie chce przespać cały dzisiejszy dzień - odpowiedziałem sztucznie miłym głosem. - Wpadłem do niej na sekundkę, jak jechałem do szkoły. Jest taka kochana, kiedy jest zaspana.

Dylan zacisnął mocno wargi. Dosłownie widziałem, jak czerwieniał ze złości na mordzie, ale mógł mnie nie prowokować. I tak dostanie po dupie, jak przelecę Boonie, a on jak potulny piesek wróci do swojej byłej. Drużyna nie da mu żyć, a ja dalej będę górą. Moje myśli brzmiały egoistycznie, terytorialnie i skurwysyńsko, ale zaczął mnie irytować ten wysoki, umięśniony blondynek.

Bo co on takiego w sobie miał? Jedyne, to był wysoki, umięśniony. Był strasznie pusty, jak na miłego, życzliwego chłopca z dobrą średnią w szkole. Cholernie nijaki gnój z wesołym uśmiechem i paskiem na świadectwie. Tym swoim miłym, frajerskim tonem uwiódł Mali i zabrał jej dziewictwo, szepcząc jej infantylne słówka o długiej, szczęśliwej przyszłości. Co ona takiego w nim widziała? Leciała do niego, chociaż mogłem jej więcej zaoferować. W sprawach łóżkowych, oczywiście, nie chciałem mieć z nią dzieci i brać z nią ślubu. Miałem czas na miłość, a Mali nie miała być moją wybranką na zawsze.

- Bardziej zazdrosny nie mógłbyś być - szepnął mi Niall do ucha. - Bardziej cię wkurza, że Mali woli jego od ciebie, czy że to on pieprzy Boonie po kątach?

- Bardziej cię wkurza twoja spedalona osobowość, czy że mama cię nie lubi? - Niall tylko zaśmiał się na moją słabą odzywkę.

- Czyli Mali. Wpadłeś w wielkie gówno, przyjacielu. Jak to leciało? - zamyślił się sztucznie na chwilę, a potem począł pstrykać palcami. - 'Cause I can't help faaaaling in looove with you.

- Spierdalaj - parsknąłem, pół rozbawiony jego żenujacym zachowaniem, pół wkurzony. Na to, że ma rację. - Nie zakochałem się w Mortez. Powiem ci, co do niej czuję, jak się prześpimy.

- Czyli ile godzin snu potrzebujesz, żeby być wyspany i byśmy mogli to obgadać? - wytrzeszczył oczy i uśmiechnął się, kręcąc się na palcach u stóp przed moimi oczami. - Oooo-oooh - zatrzymał się i spojrzał na mnie, dalej rozbawiony. - Przespać się. No tak, o ja głupi. Bo to seks sprawia, że się w kimś zakochujemy - powiedział ze swoim typowym, sarkastycznym tonem, a potem zaczął nucić wcześniej śpiewaną piosenkę, doprowadzając mnie tym do szału.

- Masz dzisiaj dobry humor, Ni - stwierdziłem.

- A ty nie. I bardzo mnie to cieszy - zrobił jeden piruet i ostatecznie zatrzymał się przodem do mnie. - Widzieć ciebie wkurzonego jest warte każdego cierpienia - przestałem go słuchać, bo dostałem wiadomość. Nadawcą była Mali.

Mortez: O kt zaczynają ci się zawody jutro?

- Kto to? - Niall przechylił głowę i spojrzał na mój wyświetlacz. - No tak, miłość wzywa, serce płonie z uczuć skłębionych w twoim wnętrzu, twoje usta mówią jej imię jak najpiękniejszą balladę. Miłość, miłość, miłość - wygwizdał trzy ostatnie słowa, patrząc, jak odpisuję dziewczynie. Ciekawe, gdzie ten debil wymyśla takie poematy.

Ja: Zadzwonię do ciebie jutro, jak będziesz musiała się zbierać. H.

- Na chuj ta litera na końcu? Co ty, cichociemny jesteś? Przecież ma twój numer.

- Możesz z łaski twojej przymknąć ryj chociaż na moment? - spytałem, patrząc na niego. Był usatysfakcjonowany i rozbawiony. - Skurwiel.

- O-ooh, I can't help, faaaaling in love. with. you.

Parsknąłem, odchodząc od przyjaciela z krótkim pożegnaniem. Na horyzoncie zobaczyłem, jak Boonie na odchodne całuje Dylana i idzie w stronę swojego samochodu.

Boonie Chandley: Wsiadasz do mnie czy spotykamy się w kawiarni? x

Harry Styles: jedź, ślicznotko, za chwilę dołączę ;)

I tak. Rzeczywiście niedługi czas później wylądowałem naprzeciwko blondynki w znanej, mało przytulnej kawiarni. Kiedy złożyliśmy nasze zamówienia, wyjąłem z tylnej kieszeni spodni długopis, który potem położyłem na stole, dalej trzymając na nim rękę.

- Możesz go zatrzymać - mruknęła lekko, kładąc swoją dłoń na mojej w nie bardzo przyjacielski sposób. Uśmiechnąłem się.

- Jesteś skarbem, Bon - oblizałem usta i schowałem jej przedmiot do kieszeni. Pójdzie łatwiej niż myślałem.

Spędziłem z blondynką nawet miły czas. Może nie była zabójczo inteligentna, ale tematy nam się nie kończyły. Choć były one upokarzające mnie intelektualnie, to dzielnie wytrzymywałem, w duchu trochę się ciesząc, że nie poruszamy żadnych trudnych tematów.

- Jak twój związek z Mali-koą? Dylan opowiadał mi, że nie jest - zamyśliła się na chwilę, a ja spochmurniałem z nieznanego sobie powodu - wystarczająca? Taki facet jak ty potrzebuje odpowiedniej kobiety.

- Ta, też tak sądzę - uciąłem temat, popijając kawę. Byłem wkurzony. Bardzo wkurzony. I na siebie, i na Boonie.

Najbardziej na Mortez. Że zawróciła mi w głowie.

Dzisiaj trochę krótszy ale jestem zawalona sprawdzianami i nie mam zbyt wiele czasu wolnego 😪

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro